Świat

2022 na Bliskim Wschodzie: Powrót geopolityki, czyli Biden i Xi jako naftowi pielgrzymi

Spośród licznych wydarzeń na Bliskim Wschodzie wybrałem te, które będą miały znaczący wpływ na najbliższe miesiące czy nawet lata, zarówno w polityce regionalnej, jak i relacjach z Europą i Ameryką.

I. Wojna w Ukrainie a Bliski Wschód

Pierwszym wydarzeniem, które zatrząsnęło całym regionem, była inwazja Rosjan na Ukrainę z 24 lutego 2022.

Początkowo wpływ tego konfliktu na Bliski Wschód nie wydawał się oczywisty. Wielu wydawało się, że to zaledwie walka w oddalonej Europie, na którą nie trzeba zwracać uwagi. Nie trwało jednak długo, zanim okazało się, że to właśnie od dostaw zbóż z Ukrainy i Rosji uzależnione są państwa arabskie, zwłaszcza takie jak Egipt czy Liban, gdzie pieczywo jest podstawą diety, zwłaszcza biedniejszych warstw społeczeństwa, stanowiących nierzadko jego dominujący odsetek.

Łańcuchy dostaw zostały przerwane przez działania zbrojne, statki utknęły w portach, a Zachód nakładał kolejne sankcje na Moskwę i jej sojuszników.

Konflikt pokazał, że nawet te kraje arabskie, które uważane były tradycyjnie za sojuszników Zachodu, wcale nie chcą chętnie wspierać jednej ze stron tego konfliktu. Izrael postanowił okrakiem usiąść na płocie i mimo wezwań, by sam dostarczył Ukrainie sprzętu wojskowego, w tym słynnego systemu obrony przeciwrakietowej Żelazna Kopuła, robił wszystko, by nie antagonizować Rosji, która jest gwarantem realizacji izraelskiej strategii bezpieczeństwa w Syrii.

Podobnie na Półwyspie Arabskim reakcje były dość zachowawcze, mimo nacisków ze strony Europy i Waszyngtonu. Podzielona pozostała także arabska ulica, choć tam najczęściej dało się słyszeć głosy mówiące, że to nie jest nasz konflikt. Przebijał z nich zwłaszcza żal do Zachodu, który w arabskich oczach pozostaje co najmniej ślepy na krzywdy regionu, a zwłaszcza toczące się w nim wojny domowe. Często urasta w nich do rangi agresora, który bezpośrednio miesza się w konflikty, tym samym je przedłużając.

Wojna w Ukrainie pokazała także, że świat jest systemem naczyń połączonych, co zrozumiały dość szybko te państwa Bliskiego Wschodu, które produkują surowce energetyczne. W ich sprzedaży po wysokich cenach rynkowych dostrzegły szansę na poprawę swojej pozycji na międzynarodowej arenie politycznej.

II. Śmierć Szirin Abu Akli

Kamizelka kuloodporna i hełm z napisem PRESS okazały się nie być wystarczającą ochroną dla Szirin Abu Akli, doświadczonej dziennikarki i korespondentki Al-Dżaziry, która od lat relacjonowała konflikt izraelsko-palestyński dla arabskojęzycznych odbiorców.

W maju, podczas pracy z ekipą w Dżaninie, na okupowanym Zachodnim Brzegu, gdzie dziennikarka miała relacjonować operację izraelskiego wojska, została śmiertelnie postrzelona w głowę. Początkowo Palestyńczycy przekonywali, że zabita została z premedytacją przez izraelskiego żołnierza, a izraelscy oficjele temu zaprzeczali, twierdząc, że na pewno zginęła od palestyńskiej kuli, lecz po kilku dniach, wraz z wynikami pierwszych dziennikarskich śledztw, coraz głośniej mówiło się, że wersja podawana przez Palestyńczyków może być bardziej prawdopodobna.

Później wyniki wewnętrznego śledztwa Sił Obrony Izraela podały, że mogła przypadkowo zostać trafiona przez żołnierzy, choć rząd Jaira Lapida odmówił wszczęcia postępowania karnego.

Szirin Abu Akla. Fot. Al Jazeera/Wikimedia Commons

Szirin Abu Akla była jednak również obywatelką amerykańską i amerykańscy śledczy także zainteresowali się jej śmiercią, choć wielu uważa, że niezbyt gorliwie. Izrael zapowiedział, że nie będzie współpracował z FBI prowadzącą w tej sprawie śledztwo, a minister obrony Beni Ganc dodał, że jest ono poważnym błędem.

To, co jednak najbardziej uderzyło światową opinię publiczną, to wypływające do mediów obrazy, pokazujące pogrzeb dziennikarki, a w szczególności izraelskich policjantów bijących mężczyzn przenoszących trumnę spod jerozolimskiego szpitala.

Na nagraniach z tamtych wydarzeń dało się zobaczyć, jak trumna z ciałem zabitej niemal upada na ziemię. Izraelska policja stanęła w ogniu krytyki, choć nawet wówczas rząd Jaira Lapida powstrzymywał się od mocniejszych słów. Kobi Szabtaj, komisarz policji w Izraelu, zapowiedział jednak wewnętrzne śledztwo w sprawie zachowania funkcjonariuszy. Już w czerwcu przekazano mediom, że zostało ono zakończone. Nikt nie został jednak ukarany, a wyników nie upubliczniono.

Trudno dzisiaj spodziewać się, by szybko znaleźli się winni śmierci Abu Akli. Jeszcze trudniej spodziewać się ich ukarania. Sposób, w jaki sprawa jest jednak rozwiązywana, nie przysparza popularności izraelskim żołnierzom, policjantom i politykom.

Dziennikarka Al-Dżaziry zabita podczas relacjonowania izraelskiego nalotu

III. Muktada as-Sadr opuszcza parlament

Wewnętrzna polityka Iraku rzadko gości na łamach zachodnich mediów, lecz w czerwcu stało się o niej głośno za sprawą zaskakującej decyzji Muktady as-Sadra, przywódcy największego bloku politycznego, który po przedłużających się rozmowach mających na celu stworzenie rządu, nakazał swoim parlamentarzystom złożenie mandatów i wyprowadził politykę na ulice.

Ich miejsca w parlamencie szybko zajęli przedstawiciele Rady Koordynacji, powiązanej z irańskim reżimem. Kolejne miesiące naznaczone były demonstracjami i starciami na ulicach Bagdadu, zwłaszcza między konkurującymi ze sobą ugrupowaniami szyickimi. Sadryści chcieliby ograniczenia wpływów Waszyngtonu i Iranu w Iraku, a konkurenci z Rady Koordynacji liczyliby na głębsze związanie kraju z Teheranem.

Irackie rozlewiska. Fot. Khalid Tawfeeq Hadi/UNDP Iraq

Gdy jednak z końcem sierpnia swoje przejście na emeryturę ogłosił ajatollah Kazim al-Hairi, udzielając jednocześnie komentarzy delegitymizujących Muktadę as-Sadra, przywódca sadrystów nie miał innego wyjścia, poza ogłoszeniem także swojej rezygnacji z dalszego udziału w polityce. W dalszych miesiącach udało się co prawda parlamentowi przegłosować wybór nowego prezydenta, którym został Abdul Latif Raszid, a także powierzyć misję tworzenia rządu Mohammedowi as-Sudaniemu.

Ta ostatnia wiadomość nie spodobała się szczególnie Waszyngtonowi, gdyż może zwiastować wzrost wpływów irańskich w Bagdadzie. Wciąż jednak w orbicie pozostają sadryści, którzy mogą z poziomu ulicy prowadzić politykę tak, by utrudniać władzę rządowi as-Sudaniego. Tak długi kryzys polityczny pokazuje przede wszystkim, że w Iraku mamy do czynienia z kryzysem elit, które nie potrafią osiągnąć porozumienia w kierunku odbudowy kraju, którego przynajmniej od dwóch dekad nie można nazwać stabilnym.

IV. Wizyta Bidena na Bliskim Wschodzie

Joe Biden w środku lata udał się z podróżą do swoich sojuszników na Bliskim Wschodzie, by porozmawiać z politykami w Izraelu i Arabii Saudyjskiej. Zwłaszcza z Dżeddy wrócił wyposażony w wiele zapewnień i obietnic, zapoczątkowanych słynnym żółwikiem przybitym z księciem koronnym Muhammadem ibn Salmanem, następcą tronu i de facto władcą kraju.

Wyraźnie dało się zauważyć, że inwazja Rosji na Ukrainę wymusiła na Białym Domu zmianę podejścia do Rijadu, choć jeszcze w czasie kampanii wyborczej Biden zapowiadał, że Muhammada ibn Salmana uczyni pariasem na arenie międzynarodowej.

Konieczność zabezpieczenia amerykańskich interesów i uspokojenia sytuacji na rynku naftowym zweryfikowały jednak możliwości amerykańskiej administracji i pokazały, że na Bliskim Wschodzie Waszyngton prowadzi politykę reaktywną. Rijad miał zapowiedzieć, że zwiększy swoje zdolności produkcyjne, a Biden wrócił do domu, ogłaszając zwycięstwo swojej podróży.

Minęło ledwie kilka tygodni, a dowiedzieliśmy się, że dla Muhammada ibn Salmana nadal kluczowe są zobowiązania wobec kartelu OPEC+, w skład którego wchodzi także Moskwa. Tym samym Rijad potwierdził, że będzie się trzymał planu obcinania produkcji ropy, idąc na rękę Rosji, która właśnie zyskami ze sprzedaży surowca ma napędzać kampanię wojenną w Ukrainie.

Budzi to uzasadnione pytania o to, czy Saudyjczycy nadal są sojusznikiem Zachodu, czy sprzymierzą się z reżimami antydemokratycznymi, a może postanowili po prostu prowadzić politykę podmiotową i porzucić przyklejaną im wcześniej łatkę niemal wasala Waszyngtonu.

Te wątpliwości znajdują swoje odbicie jednak także w polskim dyskursie politycznym, zwłaszcza w ostatnich dniach, kiedy podważany jest sens fuzji Orlenu z Lotosem, którego częścią jest sprzedaż znaczącej liczby udziałów w gdańskiej rafinerii saudyjskiemu koncernowi ARAMCO. Abstrahując od ekonomicznej zasadności sprzedaży, którą powinni zajmować się specjaliści od energetyki i gospodarki, fakt sprzedaży strategicznych aktywów państwu, co do którego lojalności istnieją zastrzeżenia, staje się co najmniej bronią w rękach krajowej opozycji i obiektem zainteresowania dziennikarzy śledczych.

V. Referendum w Tunezji i wybory parlamentarne

Tunezja dotychczas uchodziła za jedyny prawdziwy sukces protestów Arabskiej Wiosny. Nic dziwnego, gdyż tylko tam (choć w bólach) udało się dokonać reform przekształcających dyktaturę w demokrację liberalną na wzór państw zachodnich.

Niestety, nie udało się przy tym zlikwidować innych istotnych problemów kraju, jak wszechobecnej korupcji, biedy i bezrobocia, spotęgowanych jeszcze przez pandemię COVID-19.

Konflikt prezydenta Kaisa Saida z rządzącą krajem partią An-Nahda osiągnął swój punkt kulminacyjny, gdy Said, powołując się na konstytucję w lipcu 2021, zawiesił parlament i rząd, ogłaszając, że będzie rządził krajem za pomocą dekretów.

Tunis. Fot. mksfca/flickr.com

Zagraniczni obserwatorzy uważali, że jest to odejście od wyznaczonego wcześniej kursu, które może przywrócić Tunezję na ścieżkę dyktatury. Sytuacji nie poprawiło wcale przeprowadzone latem 2022 roku referendum konstytucyjne, które przy rekordowo małej frekwencji, ledwie przekraczającej 30 proc., pokazało, że niemal 95 proc. głosujących popiera projekt nowej konstytucji, która przekształca kraj w republikę prezydencką z parlamentem i rządem podporządkowanym Saidowi.

Choć Said przekonuje, że reprezentuje obywateli, którzy mieli dość nieudolnych rządów powiązanych z Bractwem Muzułmańskim islamistów, to poważne wątpliwości co do tego budzi choćby frekwencja w zorganizowanych 17 grudnia wyborach parlamentarnych, w których udział wzięło jedynie 11 proc. uprawnionych do tego wyborców. Swoich kandydatów wystawiły wyłącznie partie polityczne popierające prezydenta, a opozycja wybory zbojkotowała.

Fiasko Arabskiej Wiosny? Prezydent Tunezji sam pisze konstytucję, ludzie nie wierzą w demokrację

VI. Protesty w Iranie po śmierci Żiny Mahsy Amini

Hidżab w Iranie jest sprawą bardzo polityczną. To właśnie niewłaściwe zakrycie włosów przez Żinę Mahsę Amini miało być przyczyną jej pobicia przez funkcjonariuszy erszodu, czy też tzw. policji obyczajowej. 22-letnia irańska Kurdyjka niestety zmarła po pobycie na komisariacie, co uruchomiło falę protestów, które rozlały się szybko na cały kraj. Od września wciąż trwają i nie wygląda na to, by traciły znacząco na sile.

Płoną zrywane z głów chusty

czytaj także

Płoną zrywane z głów chusty

Karolina Cieślik-Jakubiak

Niektórzy dopatrują się w tych wydarzeniach zapowiedzi upadku Republiki Islamskiej, inni chcieliby powrotu monarchii Pahlawich, wciąż działających na emigracji, choć może nie tak prężnie, jak wydaje się miłośnikom koronowanych głów. Pewne jest na chwilę obecną jedynie to, że protesty są oddolne, nie wyłoniły jasnych liderów, których Teheran może pociągnąć do odpowiedzialności.

Protestujący domagają się już jednak nie tylko liberalizacji prawa obyczajowego. Na demonstracjach pojawiają się hasła przeciwko republice islamskiej czy ajatollahowi Alemu Chameneiemu, jej najwyższemu przywódcy. W listopadzie podłożono też ogień pod dom ajatollaha Ruhollaha Chomeiniego, będącego dotychczas symbolem irańskiej rewolucji i obalenia władzy Pahlawich (którzy stosowali własne zasady obyczajowe – dla kontrastu jednak zakazując kobietom zakrywania włosów, w czym w dobie rewolucji w 1979 Irańczycy dopatrywali się przymusowej westernizacji).

Międzynarodowe protesty po śmierci Żiny Amini. Fot. Miki Jourdan/flickr.com

Wciąż jednak nie możemy mówić o tym, że jest to rewolucja całego narodu. Republika nadal ma swoich obrońców, takich jak paramilitarne bojówki basidżów, którzy wspierają siły wojskowe Iranu i walczą z protestującymi na ulicach. Aktualnie liczba ofiar śmiertelnych sięgnęła już niemal 600, a władze dokonały dotychczas egzekucji dwóch osób skazanych za udział w protestach.

Do zachodnich mediów przebijają się co chwila sprzeczne informacje. Na początku grudnia mówiło się, że prokurator generalny Mohammad Montazeri zapowiedział likwidację erszodu i rewizję prawa dotyczącego zasłaniania włosów, lecz nie potwierdził tego rząd. Społeczność międzynarodowa wzywa Teheran do rozpoczęcia dialogu z protestującymi, lecz nie zanosi się na normalizację sytuacji w nadchodzącym czasie.

Za kobiety, za życie, za wolność. Protesty w Iranie przybierają na sile

VI. Demarkacja granicy morskiej IL-Liban

Po dwóch latach negocjacji Izraelowi i Libanowi udało się osiągnąć porozumienie w kwestii granicy morskiej. To o tyle istotne, że kraje pozostają oficjalnie w stanie wojny i nic nie wskazuje na to, by ta kwestia miała się zmienić w przewidywalnej przyszłości.

W samym porozumieniu chodziło nie tyle o granicę, ile o dostęp do bogatych złóż gazu we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego. Oba państwa chcą wydobywać surowce i zasilać nimi rynek wewnętrzny lub eksportować je do Europy, która w dobie konfliktu między Rosją i Ukrainą potrzebuje nowych źródeł.

Dla Libanu kwestia jest o tyle krytyczna, że kraj pogrążony jest w głębokim kryzysie ekonomicznym i dodatkowe źródło dochodów może przynieść ulgę krajowemu budżetowi (choć nie jest jasne, na ile wydobycie gazu miałoby być odczuwalne dla przeciętnego Libańczyka).

Liban po wyborach: Hezbollah przegrywa, ale końca chaosu nie widać

Ostatecznie osiągnięte porozumienie daje obu krajom dostęp do znacznej części złóż, choć przed rozpoczęciem negocjacji każde państwo chciało o wiele większą część tortu. Nawet wrogi wobec Izraela Hezbollah ustami swojego lidera Hassana Nasr Allaha ogłosił umowę wielkim zwycięstwem dla Libanu, które jego zdaniem miało się odbyć bez normalizowania Izraela.

Na razie nie wiadomo, czy uznanie granicy (nawet jeśli częściowe) danego państwa nie jest jednocześnie uznaniem… samego istnienia państwa, którego nazwy wiele arabskich rządów przecież nawet nie wypowiada.

VII. Wybory w Izraelu i powrót króla Bibiego

W listopadzie Izraelczycy udali się do urn, by wybrać swój parlament po raz piąty w ciągu niecałych czterech lat. Tym razem, po rocznej przerwie, wybory zakończyły się tryumfem Benjamina Netanjahu, który pokieruje najbardziej prawicowym rządem w historii kraju.

Zmęczony Izrael czeka na rząd radykałów [korespondencja z Jerozolimy]

Koalicja ma się składać z Likudu, partii Netanjahu, wraz z ugrupowaniami religijnymi, w tym kontrowersyjnych Religijnych Syjonistów i wchodzącej w skład ich listy partii Żydowska Siła, jawnie odwołującej się do ideologii zdelegalizowanej w Izraelu jako ugrupowania terrorystycznego partii Kach.

Mówi się, że to klęska centrum i lewicy, choć uczciwie należy zauważyć, że Jesz Atid, partia odchodzącego premiera Jaira Lapida, osiągnęła najlepszy wynik w historii, zdobywając o całe siedem mandatów więcej niż w poprzednich wyborach.

Nie można tego samego powiedzieć o izraelskiej lewicy, która kiedyś miała być wręcz synonimem Izraela, budując go w czasach, kiedy nazwiska takie jak Dawid Ben Gurion, Szimon Peres, Golda Meir czy Mosze Dajan podawane były jako przykłady politycznego sukcesu. Dzisiaj z parlamentu wypadł lewicowy Merec, a kierowana przez Meraw Michael Partia Pracy, która odwołuje się do dziedzictwa wymienionych wcześniej postaci, o włos przekroczyła próg wyborczy.

Jeśli jednak coś miały ujawnić te wybory, to postępującą polaryzację izraelskiego społeczeństwa. Wyniki sondażowe do samego końca wieszczyły sytuację patową. Ostatecznie jednak zbudowany przez Netanjahu blok ma 64 mandaty w 120-osobowym parlamencie.

Nie obawy o trwałość koalicji są dziś priorytetem, lecz pytanie, czy głównym rozgrywającym wciąż będzie Netanjahu, czy może jednak trzymający go w szachu mniejsi koalicjanci z Religijnych Syjonistów. I czy to oni będą dyktować warunki tego, jak prowadzona ma być polityka nowego rządu.

VIII. Mundial w Katarze

Wiele kontrowersji w tym roku wzbudziły mistrzostwa świata w piłce nożnej, które dopiero co zakończyły się w Katarze. Od lat organizacje broniące praw człowieka alarmowały, że pracownicy zagraniczni budujący obiekty sportowe są źle traktowani, a dziennikarskie śledztwa wskazywały, że liczni robotnicy przybyli z Azji Południowej i Afryki giną na placach budów, co więcej, ich rodziny nie mogą liczyć na rekompensaty.

FIFA to jednak nie zrażało i turniej ruszył, także w atmosferze skandali, takich jak choćby nagła informacja o tym, że na terenie obiektów sportowych nie będzie można nabyć alkoholu, choć sponsorem imprezy jest amerykański koncern Anheuser-Busch InBev, producent piwa.

Śmierć w Katarze. „Jeśli możecie, pomóżcie nam”

Po turnieju dało się usłyszeć z ust Gianniego Infantino, że był to najlepszy mundial w historii. Z pewnością przyniósł on sporo sportowych emocji, zwłaszcza arabskim kibicom, których drużyny odnosiły niespodziewane sukcesy, jak zwycięstwo Arabii Saudyjskiej nad Argentyną w fazie grupowej czy awans Marokańczyków aż do meczu o trzecie miejsce.

Częstym widokiem na trybunach i murawach były także palestyńskie flagi narodowe, będące dzisiaj już niczym więcej niż symbolicznym przejawem arabskiej solidarności z Palestyńczykami, zwłaszcza w dobie postępującej normalizacji relacji z Izraelem w regionie.

Nie wszystkim mundial się podobał, lecz trzeba też zauważyć, że niektórzy dziennikarze czy eksperci tacy jak Krzysztof Płomiński, były ambasador Polski w Arabii Saudyjskiej i Iraku, podkreślali w swoich komentarzach, że rząd w Dosze przebył długą drogę reform mających na celu modernizację i transformację kraju z typowej monarchii naftowej.

IX. Chiński przywódca w Arabii Saudyjskiej

O tym, że Chińczycy rzucili Waszyngtonowi wyzwanie i konkurują o pozycję światowego hegemona, od dawna mówi wielu publicystów, analityków i geopolityków. Trudno więc grudniową wizytę Xi Jinpinga, sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Chin, w Rijadzie rozpatrywać inaczej niż jako przeciwwagę dla wcześniejszych odwiedzin Bidena.

Chińczycy już swoje wiedzą – Putin uznawany jest za słabszego

Nic dziwnego, że do tej wizyty doszło. Chińczycy kupują niemal 20 proc. swojej ropy od Saudyjczyków i od lat inwestują potężne kwoty w Królestwie. Jest to partnerstwo oparte na sektorze energetycznym, ale wyraźnie widać także, że opór Rijadu wobec amerykańskich nacisków na zwiększenie produkcji ropy jest Chińczykom na rękę. Pekin chciałby zwiększyć swoje wpływy w Radzie Współpracy Zatoki Perskiej i relacje z Rijadem są do tego kluczem.

Za wcześnie jednak, by mówić, że Półwysep Arabski przesuwa się politycznie w kierunku Chin. Entuzjazm wokół wizyty Xi Jinpinga świadczy raczej o tym, że Arabowie starają się sprawdzać swoje opcje i zaczynają sami siebie przekonywać, że Waszyngton nie jest jedynym możliwym gwarantem rozwoju i stabilności.

Chińczycy mogą okazać się także kluczowym inwestorem w strategii rozwoju Arabii Saudyjskiej nazwanej Vision 2030. To oczko w głowie Muhammada ibn Salmana, który w ramach tego projektu zbudować chce między innymi futurystyczne miasto NEOM.

Szklane domy na pustyni? NEOM, saudyjskie miasto przyszłości

Bez potężnych przychodów z ropy, a także chińskich technologii czy nawet siły roboczej i firm, które mają doświadczenie w megaprojektach, ta kompleksowa restrukturyzacja Królestwa może się nie powieść. Spotkania z Xi Jinpingiem są raczej naturalnym kierunkiem rozwoju partnerstwa sino-saudyjskiego.

**

To niejedyne istotne wydarzenia z regionu Bliskiego Wschodu, które będą przedmiotem obserwacji dziennikarzy, analityczek i polityków. Wyraźnie przebija z nich jednak pewien motyw. Bliski Wschód być może wkrótce ponownie stanie się regionem, który zajmie ważne miejsce w światowej układance geopolitycznej. Na dobre i na złe dla jego mieszkańców.

*
Czytaj inne podsumowania 2022 roku:

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Katulski
Jakub Katulski
Politolog, kulturoznawca
Politolog, kulturoznawca, absolwent Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ. Specjalizuje się w relacjach Izraela z sąsiadami i Europą. Autor bloga i podcastu Stosunkowo Bliski Wschód.
Zamknij