Świat

Śmierć w Katarze. „Jeśli możecie, pomóżcie nam”

Nikt nie wie, ilu robotników zmarło przy budowie mundialowej infrastruktury w Katarze. Wiadomo, że były ich tysiące. W oficjalnych statystykach są to zgony „z przyczyn naturalnych”.

Dom z błota i bambusa na południowych równinach Nepalu. Ram Priya Ray płacze nad zdjęciem pogrzebowym swojego syna. 63-latek przez całą noc nie zmrużył oka. Mówi, że trwa w tym stanie już od ponad roku, nawiedzany przez wspomnienia, które nie pozwalają mu zasnąć.
– Syn był naszą ostatnią nadzieją – mówi. – Jak się teraz utrzymamy? Nie mamy za co żyć.

Sanjib Ray pracował na budowach w Katarze. Sprzątał gruz po nowo wybudowanych autostradach, uzupełniał paliwo, smar i inne substancje chemiczne w maszynach budowlanych. Zarabiał 1000 riali katarskich miesięcznie, czyli około 1200 złotych, i często brał niskopłatne nadgodziny. Zmarł w wieku 28 lat.

Dlaczego nie będę oglądał mundialu i wy też nie powinniście

Nikt z rodziny Sanjiba nie pracuje; wszyscy utrzymywali się z pieniędzy, które wysyłał do domu. Jego osiemnastoletni brat szuka pracy, na razie bez rezultatu.
– Teraz to ja muszę zadbać o rodzinę. Chcę zarabiać. Tylko kto da mi pracę? – pyta retorycznie. – Nie mam wykształcenia. Wcześniej myślałem o szukaniu pracy za granicą. Ale po śmierci brata zwyczajnie się boję.

W ostatecznym rozrachunku rodzina Sanjiba dostała od zatrudniającej go firmy 7076 riali katarskich (ok. 8700 zł) i list kondolencyjny, zgodnie z którym dołożono „wszelkich starań, aby ocalić mu życie, zapewniając pomoc wszelkich możliwych jednostek medycznych”. Tyle że według robotnika, który pracował razem z Sanjibem, gdy go znaleziono, mężczyzna już nie żył. Jego zwłoki leżały w łóżku, a z nosa i ust sączyła się krew. Akt zgonu jako przyczynę wskazuje „kardiomiopatię przerostową i jej powikłania”, rodzaj choroby serca. Uznano to za zgon z przyczyn naturalnych.

Nepalscy mężczyźni szukają pracy w Katmandu. Fot. Marcel Crozet/ILO

Śmierć w imię prestiżu

Szacuje się, że do momentu ogłoszenia zwycięzcy mistrzostw świata w piłce nożnej Katar wyda na jego organizację 229 miliardów dolarów. Spora część tych pieniędzy, pochodzącej z zysków z eksportu ropy, poszła na budowę nowej infrastruktury. Najnowocześniejsze stadiony, nowe metro, lotnisko, luksusowe hotele, wieżowce, drogi – wszystko to zostało wybudowane dzięki pracy setek tysięcy pracowników migrujących, którzy zaczęli przyjeżdżać do Kataru w 2010 roku, kiedy ogłoszono, że to właśnie tam odbędzie się tegoroczny mundial.

Wielu przypłaciło tę pracę życiem. W lutym 2021 roku „Guardian” donosił, że od rozpoczęcia prac budowlanych w Katarze poniosło śmierć co najmniej 6500 imigrantów zarobkowych. Od tego czasu minęły prawie dwa lata, a i wtedy przypuszczano, że liczba ta może być niedoszacowana. Dziś całkowita liczba ofiar jest z całą pewnością wyższa.

Według danych nepalskiego Biura ds. Zagranicznego Zatrudnienia w ciągu ostatnich 15 lat w Katarze zmarło przynajmniej 2200 pracowników migrujących będących obywatelami tego kraju. W tym okresie odnotowano 716 zgonów z powodu zawału lub zatrzymania akcji serca, 198 w wypadkach drogowych. 198 w wyniku samobójstwa i 183 w wypadkach w miejscu pracy. 331 zgonów zakwalifikowano jako „naturalne”, a 576 trafiło do rubryki „inne przyczyny”.

Martwy ukraiński pracownik w bagażniku polskiego gównoprzedsiębiorcy

Były dyrektor Biura Rajan Shrestha uważa, że wysoka śmiertelność może być związana z klimatem i nieznośnym upałem.
– Klimat w Zatoce Perskiej jest zupełnie inny niż w Nepalu. Pracownikom trudno się do niego przystosować – mówi. – Próbowaliśmy uświadamiać ich na temat trudnych warunków zatrudnienia. Stworzyliśmy przedwyjazdowy program orientacyjny. Mam nadzieję, że to coś zmieni.

Anjali Shrestha, inspektor Biura, jest zaskoczony liczbą zgonów nepalskich robotników. – Robotnicy wyjeżdżający do pracy za granicę muszą uzyskać pozytywny wynik badania lekarskiego – mówi. – To, co dzieje się z nimi w tak krótkim czasie, jest zaskakujące.

Shrestha mówi też, że liczby, choć szokujące, są prawdopodobnie zaniżone, ponieważ Biuro śledzi tylko sprawy zgonów pracowników, których rodziny wystąpiły o odszkodowanie, a nie wszystkie się do tego kwalifikują. Aby tak było, nieżyjący pracownik musiał mieć ważne dwuletnie pozwolenia na pracę od Departamentu ds. Zagranicznego Zatrudnienia, a śmierć musiała nastąpić w ciągu roku od daty wygaśnięcia pozwolenia. Jeśli te warunki zostały spełnione, rodzinie denata przysługuje 700 000 rupii (24 tys. zł) odszkodowania. Rodziny mogą także otrzymać dodatkowy  1 400 000 rupii (50 tys. zł) z nepalskiego systemu ubezpieczeń dla pracowników migrujących, jeśli zgon pracownika nastąpił w okresie objętym ubezpieczeniem.

Jednak w większości przypadków o odszkodowaniu ze strony Kataru można tylko pomarzyć. Rodziny twierdzą, że nepalska ambasada w Katarze nie podejmuje wystarczających działań, a śmierci imigrantów zarobkowych nie są należycie badane. Sami krewni niewiele mogą zdziałać. Bez dowodów i bez zaplecza finansowego nie są w stanie podjąć batalii prawnej ani wywrzeć presji na zagraniczne spółki.

Praca elektryka w Katmandu. Fot. Peter Kapuscinski/World Bank

Mimo iż od śmierci jej męża minęło siedem lat, Dhanakala Belbase z zachodniego Nepalu wciąż nie otrzymała odszkodowania od Kataru. Firma zapłaciła za sprowadzenie zwłok, ale Belbase utrzymuje, że nigdy nie doczekała się wyjaśnienia okoliczności śmierci męża. – Spółka powinna chociaż zrobić coś dla jego dzieci – mówi. – To dzięki pracownikom takim jak mój mąż Katar jest bogaty i wysoko rozwinięty, a co my z tego mamy? Nic.

Wietnamczyk, Ukrainiec, Bengalczyk – do pracy przymusowej w Polsce potrzebny od zaraz

Jej mąż, Kashiram, wykonywał prace ciesielskie przy wylewaniu betonu na budowie metra w Dosze, lśniącego nowością środka transportu zbiorowego, który dziś wozi fanów na stadiony. Pewnego wieczora w marcu 2015 roku, wróciwszy do obozu dla robotników po 13-godzinnym dniu pracy, mężczyzna jak zwykle zjadł kolację i poszedł spać. – O północy nagle się przebudziliśmy. Kashiram zawzięcie uderzał rękami w ścianę – relacjonuje kolega z obozu. – Wołaliśmy do niego: „Kashiram, Kashiram!”, ale nie odpowiadał. Wezwaliśmy karetkę. Zabrali go to szpitala. Następnego dnia powiedziano nam, że nie żyje.

Akt zgonu Kashirama stwierdza, że mężczyzna zmarł z powodu „niewydolności oddechowej”. Tak jak w przypadku Sanjiba Raya określono to mianem „śmierci naturalnej”. Żonie zmarłego trudno w to uwierzyć. – Był zdrowym, silnym, rosłym mężczyzną. W domu nigdy nie chorował – mówi. – Nie wiem, co mam o tym myśleć.

Nepalscy robotnicy. Fot. Marcel Crozet/ILO

Kashiram nie był zawodowym cieślą, a operowanie maszynami i dźwiganie ciężkich drewnianych płyt w skwarze przysparzało mu trudności. Nie miał jednak większego wyboru. Był to jedyny sposób na utrzymanie dotkniętej biedą rodziny. Wobec tak ogromnego obciążenia finansowego przerwał naukę w szkole średniej, aby podjąć pracę za granicą. Chciał, żeby jego dzieci mogły zdobyć wykształcenie, marzył o budowie domu i otworzeniu własnej firmy. Nie doczekał żadnej z tych rzeczy.

Uciekają do nas, bo są biedni. Są biedni, bo my jesteśmy bogaci

Jego żona mieszka teraz w przypominającym norę wynajętym pokoju na południu Nepalu. Jest jedyną żywicielką rodziny. Pracuje po dziewięć godzin dziennie, sześć dni w tygodniu, sprzątając w sklepie spożywczym i podając jego pracownikom herbatę. Zarabia 12 tys. rupii (ok. 400 zł) miesięcznie. – Nasza sytuacja finansowa nigdy nie była dobra, ale odkąd zmarł mąż, jest tragicznie – opowiada kobieta. – Znalazłam się w sytuacji bez wyjścia. Nie jestem w stanie dać dzieciom tego, czego chcą. Nie mam dla nich czasu.

W całym Nepalu można spotkać rodziny, które po śmierci bliskich nie otrzymały żadnego odszkodowania.

Ryzykują wszystko, aby przetrwać

Z rozmów z młodymi ludźmi w Nepalu wyłania się jasny obraz: są zdesperowani. Nawet ci, których bliscy zmarli przy pracy za granicą, sami myślą o podjęciu zatrudnienia w innych krajach.

26-letni Ram Kumar Rokka w marcu 2020 roku stracił ojca. – Czasami boję się, że czeka mnie ten sam los co jego – mówi. – Ale co mi pozostaje? Tu nie da się więcej zarabiać. Muszę wyjechać.

Rokka pracuje na budowach w stolicy Nepalu, Katmandu. Dostaje 900 rupii (32 zł) dziennie. Za te pieniądze utrzymuje dziadka, babcię i własną rodzinę, w tym czteroletnią córkę. – To ma się nijak do potrzeb mojej rodziny – opowiada. – Jestem w tarapatach. Ale co mogę zrobić? Nikt nam nie pomaga.

Co jest nie tak z wielkim sportem i dlaczego wszystko?

Jego ojciec, Dhan Bahadur Rokka, pracował na budowach w Katarze, w tym na stadionie piłkarskim. Zmarł w wieku 43 lat. Jego śmierć przypisano „ostrej niewydolności serca powstałej z przyczyn naturalnych”, ale syn ma wątpliwości. Nie udało mu się znaleźć nikogo, kto byłby w stanie opowiedzieć o śmierci ojca. Otrzymał 6080 katarskich riali (7,5 tys. zł) odszkodowania, na które składały się zaległa wypłata ojca, świadczenie chorobowe, premia po zakończeniu zatrudnienia i koszt sprowadzenia zwłok.

Rokka jest dumny z tego, że praca jego ojca umożliwiła organizację mistrzostw świata i zamierza obejrzeć niektóre mecze. Ma jednak coś do przekazania piłkarzom: – Dobrze gracie w piłkę, ale proszę, nie zapominajcie o robotnikach, takich jak mój ojciec, którzy w pocie czoła i we krwi budowali stadiony. Jeśli możecie, pomóżcie nam.

**
Pramod Acharya – niezależny dziennikarz z Nepalu.

Artykuł opublikowany w magazynie openDemocracy na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Anna Opara.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij