Świat

Za kobiety, za życie, za wolność. Protesty w Iranie przybierają na sile

Zaczęło się od hidżabu, policji obyczajowej i zamordowania Żiny Amini. Przewidywano, że protesty szybko się wypalą, jednak mimo brutalnych represji raz po raz wybuchają ze zdwojoną siłą. Skumulowały się w nich wszystkie dotychczasowe frustracje i niemoc ludzi wobec władzy.

Za moją siostrę, twoją siostrę, nasze siostry. Za wstyd z powodu biedy. Za zanieczyszczone powietrze. Za Piruza, małego geparda perskiego, przedstawiciela gatunku zagrożonego całkowitym wyginięciem z powodu utraty naturalnych siedlisk i susze. Za stare klony z ulicy Waliasr, niegdyś dumę Teheranu, dziś obumierające lub wycięte pod nowe budynki dla biznesu. Za wszystkie zawalone domy. Za kobiety, życie, wolność.

Irański artysta Szerwin Hadżipur zebrał na Twitterze wszystkie powody, dla których Irańczycy wyszli na ulicę w ramach protestu po śmierci Żiny Mahsy Amini, i stworzył na ich podstawie piosenkę Baroje. W ciągu dwóch dni odsłuchały ją ponad dwa miliony użytkowników Instagrama, nie wliczając w to innych kont, które zdecydowały się udostępnić utwór u siebie. Wkrótce nagranie zniknęło z konta muzyka, a godzinę później zniknął sam Hadżipur. Portal IranWire przytacza rozmowę z rodziną artysty, mówiąc, że Szerwin został wezwany przez policję na przesłuchanie i aresztowany. Władze zaprzeczają, aby taka sytuacja miała miejsce.

W trzecim tygodniu protestów po śmierci 22-letniej Żiny Amini, zatrzymanej 13 września z powodu nieodpowiednio założonej chusty, liczba aresztowanych przekroczyła już 1500 osób, a zabitych – ponad setkę. Walka, która początkowo skupiała się wokół kwestii obowiązkowego hidżabu i rosnących represji ze strony tzw. policji obyczajowej, szybko przerodziła się w wielkie protesty przeciwko ogólnej sytuacji społeczno-ekonomicznej w kraju. Tym samym tegoroczne wydarzenia wpisały się w coraz wyraźniejszy krajobraz ostatnich lat republiki islamskiej – masowych, powtarzających się protestów na terenie całego Iranu. Wybuchają one coraz częściej i przyciągają coraz większe tłumy.

– Wiele z tych protestów miało charakter ekonomiczny i było reakcją na wzrost cen, bezrobocie, niskie płace, złe decyzje polityczne, malwersacje finansowe czy wreszcie na szerzącą się korupcję, z którą rząd nie umie sobie poradzić. Rozwój obecnych protestów pokazał, że skumulowały się w nich także wszystkie te dotychczasowe frustracje i niemoc ludzi wobec władzy. Kwestie dotyczące kobiet są ważnym elementem protestów, lecz musimy mieć świadomość, że nie jedynym – mówi dr Magdalena Rodziewicz z Zakładu Iranistyki na Uniwersytecie Warszawskim.

Płoną zrywane z głów chusty

czytaj także

Płoną zrywane z głów chusty

Karolina Cieślik-Jakubiak

Władze od samego początku zareagowały ostro. Szczególnie brutalnie pacyfikowano protestujących w Zahedanie, stolicy prowincji Sistanu i Beludżystanu. Ogólnoirański ferment obudził w mieszkańcach miasta potrzebę samodzielnego wymierzenia sprawiedliwości w innej sprawie, również na linii kobieta–policja. W czerwcu tego roku dowódca komendy policji w Chabachar zgwałcił piętnastoletnią dziewczynę. O gwałcie informowały miejscowe media, ale sprawa nie zyskała szerszego rozgłosu. Mocno odbiła się jednak na lokalnej społeczności, która 30 września ruszyła na trzy miejskie komisariaty i protestowała w trakcie tradycyjnej piątkowej modlitwy w meczecie. Policja otworzyła ogień do demonstrantów.

Międzynarodowe protesty po śmierci Żiny Amini. Saarbrücken, Niemcy. Fot. Kai Schwerdt/flickr.com

Miejscowi aktywiści podają nazwiska aż 67 zabitych i 300 rannych, a w najnowszej historii protestów w Iranie wydarzenie zapisało się pod nazwą „krwawego piątku”. Podobnie jak w przypadku śmierci Amini, mieszkanki irańskiego Kurdystanu, silny jest tu komponent etniczny. Zgwałcona piętnastolatka była Beludżyjką – przedstawicielką mniejszości etnicznej, językowej i religijnej (Beludżowie w większości są przedstawicielami islamu sunnickiego). Ta konserwatywna grupa, silnie skoncentrowana wokół honoru jako nadrzędnej wartości, zamieszkuje jeden z najbiedniejszych i najbardziej wykluczonych regionów kraju.

Biszaraf, czyli bez honoru

Aż do minionego weekendu przyszło poczekać na stanowisko Madżlesu, czyli irańskiego parlamentu. Nie przyniosło ono jednak zaskoczeń – po podziękowaniach dla służb porządkowych od tygodni pacyfikujących protesty w całym kraju (według doniesień funkcjonariusze pracują bez przerwy nawet po dwie doby) podtrzymano wersję o śmierci Amini na skutek nieszczęśliwego wypadku i oskarżono protestujących o bluźnierstwo przeciw islamowi.

Nie potwierdziły się także plotki o bardzo złym stanie zdrowia ajatollaha Alego Chameneiego, który miałby uniemożliwiać mu publiczne zabranie głosu w sprawie protestów. Chamenei wystąpił w poniedziałek 3 października i podkreślił, że tragiczna śmierć Amini „złamała mu serce”, jednak odpowiedzialność za wzniecanie protestów leży po stronie Stanów Zjednoczonych i Izraela. Irańczyków, którzy już trzeci tydzień wychodzą protestować na ulicę, 83-letni rahbar obarczył winą za narażanie obywateli na działanie zwykłych przestępców. W końcu niemal wszystkie siły porządkowe zostały oddelegowane do tłumienia protestów.

Również prezydent Ebrahim Ra’isi wskazuje palcem obcych wichrzycieli, dodając, że zachodnie państwa jedynie wykorzystują temat Iranek, aby zgodnie z własnym interesem politycznym doprowadzić do upadku republiki. Tradycyjne już przerzucenie odpowiedzialności na wrogie państwa przestało jednak Irańczykom wystarczać. To narracja, po którą władze sięgnęły również choćby w 2020 roku, kiedy doszło do omyłkowego zestrzelenia samolotu pasażerskiego. W tragicznym wypadku zginęło 176 osób.

– W tle haseł, jakie wykrzykiwane są na ulicach irańskich miast, ale i w wypowiedziach pojawiających się w przestrzeni publicznej, pojawia się często kwestia odpowiedzialności, której zdaniem ludzi władza unika. Dlatego wiele haseł, które dziś słyszymy, dotyka obszaru etyki. Na przykład siły porządkowe nazywa się biszaraf, co dosłownie oznacza „bez honoru”. Demonstranci pytają się, gdzie podział się ten ich ghejrat, czyli honor, czy nie mają wstydu (szarm), aby stawać przeciwko współobywatelom? Biorąc to pod uwagę, widać, że protesty rozgrywają się także na poziomie godnościowym – mówi dr Magdalena Rodziewicz.

Międzynarodowe protesty po śmierci Żiny Amini. Melbourne, Australia. Fot. Matt Hrkac/flickr.com

Na protest w czarnym czadorze

Temperaturę na ulicach Iranu niewątpliwie podtrzymują również coraz odważniejsze deklaracje wsparcia dla protestujących. Gubernator Teheranu Mohsen Mansuri zapowiedział, że władze ukarzą wszystkich celebrytów, którzy ich publicznie poparli. Na taki akt odwagi zdecydowali się nie tylko ci, którzy na co dzień mieszkają poza granicami Iranu, jak np. dwukrotny laureat Oscara Asghar Farhadi czy aktorka Nazanin Boniadi, ale też zawodnicy reprezentacji Iranu w piłce nożnej, którzy w trakcie meczu z Senegalem nie zdjęli bluz na czas ceremonii hymnu, zakrywając emblematy narodowe na koszulkach.

Wsparcie przychodzi jednak nie tylko ze strony osób kojarzonych ze sportem czy kulturą, ale też od rodzin budowniczych systemu. Do protestów dołączyła między innymi Foeze Haszemi Rafsandżani, córka czwartego prezydenta Islamskiej Republiki Iranu i działaczka na rzecz praw kobiet znana z ostrych, antyrządowych poglądów, ale także z tego, że mimo krytycznych poglądów wobec republiki zawsze chodziła w pełnym czadorze. 27 września Haszemi została aresztowana w Teheranie.

Zlecał masowe egzekucje, został prezydentem Iranu

Tragiczna śmierć Żiny Mahsy Amini sprawiła, że temat obowiązkowego hidżabu ponownie skupił uwagę mediów na całym świecie. W Iranie obowiązek noszenia zasłony został ostatecznie narzucony w 1981 r., obejmując zarówno muzułmanki, jak i przedstawicielki innych wyznań oraz wszystkie turystki. Trudności w dyskusji na temat przyszłości hidżabu, jak zaznacza dr Rodziewicz, wynikają stąd, że przynależy on do domeny prawa, a nie religii. Wbrew pozorom nie wszyscy irańscy duchowni popierają takie rozwiązanie, a sprzeciwiają mu się nie tylko ci, którzy zdecydowali się na emigrację i działalność opozycyjną poza granicami Iranu. To nadal głosy mniejszościowe, ale obecne w debacie.

– Duchowieństwo szyickie nigdy nie było monolitem. Choć przez ostatnich czterdzieści lat te podziały w dużym stopniu się zatarły, nadal nie ma wśród nich pełnej zgody w wielu kwestiach, także w kwestii hidżabu. Wielu duchownych było przeciwnych wprowadzaniu obowiązku zasłony przez Chomeiniego. Obecnie nadal są tacy, którzy – jak konserwatywny duchowny Mohammad Reza Za’eri – twierdzą, że polityka obowiązkowej zasłony była błędem i okazała się całkowitą porażką. Choć wciąż są to pojedyncze głosy, to w szyizmie, który nie ma jednej obowiązującej wykładni, stanowiska różnych autorytetów religijnych mogą być tak samo ważne – mówi Rodziewicz.

Międzynarodowe protesty po śmierci Żiny Amini. Londyn, Wielka Brytania. Fot. Garry Knight/flickr.com

„Protestujący to moi przyjaciele”

Niezwykły upór protestujących zaskoczył obserwatorów z całego świata. Wraz z rosnącą liczbą podobnych wydarzeń w ostatnich latach machina państwowa zdążyła opracować szybką ścieżkę pacyfikacji protestów, przede wszystkim dokonując aresztowań na masową skalę. Tym razem jest inaczej. Eksperci kilkukrotnie wieszczyli już szybki koniec protestów, którego powodem miałyby być kolejne stanowcze działania ze strony władz. Kiedy tylko ulice zdawały się pustoszeć, kolejnego dnia protesty wybuchały ze zdwojoną siłą mimo coraz brutalniejszej odpowiedzi państwa. W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” dr Mateusz Kłagisz z krakowskiego Zakładu Iranistyki UJ nazwał to „przekroczeniem psychologicznej granicy i bariery strachu przed represjami”.

Władza nie sięga jednak wyłącznie po aparat opresji – podejmując też pierwsze nieśmiałe kroki w celu negocjowania z tłumem. Z ulic tymczasowo miało zniknąć Gaszt-e Erszod, czyli tzw. policja obyczajowa, której funkcjonariusze 13 września zatrzymali Żinę Amini. Trudno jednoznacznie ocenić, czy jest to decyzja podyktowana rachubą polityczną, aby dodatkowo nie drażnić tych, którzy wciąż się wahają, czy zaangażowaniem wszystkich służb do pacyfikacji protestów. Przedstawiciele republiki w większości starają się też nie demonizować samych protestujących. Hosejn Salami, dowódca Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej, nawiązując do demografii protestów, powiedział wręcz, że lubi „młodych ludzi, którzy protestują na ulicach”, to jego „przyjaciele”.

Irańczycy nie istnieją

Kierunek rozwoju protestów, który tak dobrze oddała piosenka Baroje Szerwina Hadżipura, to dla zaangażowanych wielka szansa i ryzyko zarazem. Wielość postulatów przyciąga masy, przekładając się na ich siłę i odwagę w stawianiu czoła policji, a jednocześnie skutecznie uniemożliwia wyłonienie naturalnych liderów, których pojawienie się mogłoby stanowić dla Irańczyków polityczną inwestycję na przyszłość. Przede wszystkim utrudnia jednak odpowiedź na pytanie „co potem?” – przy założeniu, że karta końca Islamskiej Republiki Iranu w obecnym kształcie niemal na pewno nie leży na stole. Jednak każdy protest pozostawia po sobie ślad. Zdaniem dr Magdaleny Rodziewicz protesty mogą być impulsem do zmian w obrębie istniejącego systemu.

– Głosy nawołujące do zmiany, przestrzegania prawa, zaprzestania aresztowań, wysłuchania ludzi płyną także z kręgów bliskich władzy. Biorąc pod uwagę kryzys wizerunkowy elit Republiki Islamskiej, a także szyickiego duchowieństwa, obecne protesty mogą być szansą na to, aby zmierzyć się z problemami, słabościami czy patologiami, jakie narosły na przestrzeni ostatnich lat – podsumowuje Rodziewicz.

**
Karolina Cieślik-Jakubiak – studentka Zakładu Iranistyki Uniwersytetu Warszawskiego, szczególnie zainteresowana irańskim nacjonalizmem oraz teorią nacjonalizmu bliskowschodniego. Najchętniej pisze o Iranie i historii islamu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij