Świat

Boris Johnson i czar rosyjskich pieniędzy

Ojciec: rosyjski bankier, miliarder, eks-KGB, zwolennik aneksji Krymu, obecnie objęty sankcjami Zachodu. Syn: przyjaciel torysów, właściciel dwóch brytyjskich gazet, niedawno otrzymał tytuł lordowski za wstawiennictwem Borisa Johnsona. Wpływy rosyjskich pieniędzy sięgają w Wielkiej Brytanii bardzo głęboko.

„Putin musi upaść!” – krzyczał nasz bohaterski przywódca zaraz po wybuchu wojny w Ukrainie. Powtarzał ten slogan do znudzenia jak wcześniej „Brexit znaczy brexit” (cokolwiek to miało znaczyć) czy inne niemające odzwierciedlenia w rzeczywistości hasło: „Odbudować (Brytanię) Lepiej”.

Na początku marca Johnson ogłosił w „New York Timesie” sześciopunktowy plan pokonania Putina, który okazał się listą życzeń pozbawioną szczegółów. Premier postulował m.in. „mobilizację międzynarodowych wysiłków humanitarnych”, jakby nieświadomy faktu, że kraje europejskie już od dwóch tygodni dostarczały Ukrainie realną pomoc humanitarną, podczas gdy Wielka Brytania była zajęta pracami nad antyuchodźczą ustawą, która weszła w życie w kwietniu.

O tym, jak rząd Borisa Johnsona trąbi o swoich dokonaniach, nie robiąc zbyt dużo w kwestii pomocy uchodźcom z Ukrainy, pisałam ostatnio. Dziś będzie o tym, dlaczego równie wolno idzie nam nakładanie sankcji na Rosję i jej oligarchów.

Praca sezonowa z opcją wykorzystania seksualnego – tak Brytania wita uchodźców z Ukrainy

A mielibyśmy co konfiskować. Prawie jedna czwarta pieniędzy z niejasnych źródeł zainwestowanych w brytyjskie nieruchomości od 2016 roku – ok. 1,5 miliarda funtów – pochodzi od Rosjan podejrzewanych o korupcję lub powiązania z Kremlem.

Cztery dni przed wybuchem wojny organizacja Transparency International UK scharakteryzowała Wielką Brytanię jako czynną całą dobę pralnię brudnych pieniędzy z Rosji. A rząd, który głośno zaklina, że „nie ma u nas miejsca na brudne pieniądze” oraz że „kolesie Putina nie mają się już gdzie schować”, 22 lutego nałożył śmiechu warte sankcje na pięć banków i trzech oligarchów objętych amerykańskimi sankcjami już od 2018 roku, z których żaden nie mieszka nawet w Wielkiej Brytanii.

Nieadekwatność sankcji skrytykowała opozycja, a Tom Tugendhat z Partii Konserwatywnej sugerował, że takie działania jedynie „rozochociły Putina, gdyż pokazały, że nie jesteśmy skłonni do poważnych poczynań”.

Sława Ukrajini! Ale nie wtedy, gdy trzeba zabrać parę rubli oligarchom i zatrzymać rosyjskie TIR-y

Być może premier chciał jedynie zasygnalizować oligarchom, którzy tu rezydują, że będzie zmuszony nałożyć sankcje i na nich. 25 lutego rząd nałożył sankcje na aktywa Putina i Ławrowa, ale już nie na ich dorosłe dzieci i ich majątki, które objęto sankcjami dopiero półtora miesiąca później. Roman Abramowicz, najbardziej rozpoznawalny w Wielkiej Brytanii rosyjski oligarcha, miał czas na manewry aż do 10 marca. Podobnie Oleg Deripaska, o którego powiązaniach z przemysłem militarnym Rosji wiedziano od dawna, co nie przeszkodziło mu w 2018 roku w pozyskaniu miliarda funtów kapitału na Londyńskiej Giełdzie Papierów Wartościowych.

Zaledwie trzy dni wcześniej lord Barker, były minister energii i klimatu w rządzie Camerona, zrzekł się stanowiska prezesa w firmie EN+, założonej przez Deripaskę i posiadającej pakiet kontrolny metalurgicznego koncernu Rusal. Prezesem w EN+ pozostawał od 2017 roku, a jego wynagrodzenie w 2019 roku wyniosło 7,8 mln dolarów.

Lord Barker, który pracował również dla Abramowicza (Sibneft), nie jest jedynym politykiem powiązanym z rosyjskimi pieniędzmi, co być może tłumaczy powolne tempo wprowadzania i egzekwowania sankcji. Na przykład sankcje na VTB, bank z koneksjami wśród polityków partii rządzącej, rząd nałożył i zaraz na miesiąc odmroził.

Jeden jacht cudów nie czyni. Jeszcze dużo trzeba zrobić, by rosyjscy oligarchowie odczuli sankcje

W 2020 roku parlamentarna Komisja ds. Wywiadu i Bezpieczeństwa, której raport został w końcu opublikowany po miesiącach utrudnień ze strony premiera, stwierdziła, że Wielka Brytania już od końca lat 90. przyjmuje rosyjskie pieniądze bez zadawania zbędnych pytań.

Londyn, gdzie skalę korupcji widać najjaskrawiej, już dawno obwołano Londongradem i Moskwą nad Tamizą. Należące do obcokrajowców londyńskie posiadłości, zarówno otynkowane na biało posesje w Belgravii i Kensington, historyczne rezydencje w Highgate, jak i wybudowane w ostatnich dwudziestu latach apartamentowce z imponującymi adresami w stylu One Hyde Park, stoją puste od lat. Wartość nieruchomości w rękach obcokrajowców szacowano w 2016 roku na 170 miliardów funtów. Już w 2016 roku ówczesny premier David Cameron obiecywał wprowadzić przepisy, które miały ukrócić anonimowość faktycznych właścicieli, ukrywających się w labiryncie spółek fasadowych zarejestrowanych w zamorskich rajach podatkowych.

W 2018 roku powstał nawet projekt ustawy, którą Johnson obiecywał wprowadzić w życie jeszcze w ubiegłym roku. Projekt przeleżał w szufladzie Johnsona do samej agresji Putina na Ukrainę, aż wreszcie, w marcu tego roku powstała ustawa o Rejestrze Podmiotów Zamorskich. Jednak krytycy ustawy wskazują na furtki dotyczące zagranicznych funduszy powierniczych, jak i brak odpowiednich środków do egzekwowania już istniejącego prawa.

Utworzona w 2013 roku Krajowa Agencja ds. Przestępczości rocznie dostaje ponad pół miliona zawiadomień o podejrzanych transakcjach. Cześć z nich, co przyznają byli pracownicy, nie zostaje nawet przeczytana. Istniejący od 2016 roku urząd Office of Financial Sanctions Implementation, który miał egzekwować sankcje, nałożył jak dotąd zaledwie sześć kar, pomimo otrzymania powiadomień o potencjalnych wykroczeniach na kwotę miliarda funtów tylko w latach 2019–2020. W 2021 roku raport Pandora Papers ujawnił faktycznych właścicieli nieruchomości o łącznej wartości 4 miliardów funtów (ten sam raport donosił o zamorskich firmach należących do Zełenskiego i jego partnerów z telewizji, które zostały użyte do zakupienia posiadłości w Londynie).

Pandora Papers a sprawiedliwość podatkowa

Brudne pieniądze płynące bezkarnie z Rosji były tajemnicą poliszynela na długo przed wojną w Ukrainie. Witaliśmy brudną kasę i bandę rosyjskich kleptokratów z otwartymi ramionami, deregulacją i „złotymi wizami”.

Złote wizy to potoczne określenie programu wizowego dla inwestorów, który umożliwiał osobom spoza UE (i ich rodzinom) posiadającym w banku co najmniej 2 miliony funtów, na uzyskanie rezydencji, a później obywatelstwa Wielkiej Brytanii. Im więcej funduszy na „inwestycje”, tym szybciej prawa rezydenta były przyznawane, a zgodnie z zasadą, że im więcej pieniędzy, tym mniej pytań, rozpatrzenie wniosku o złotą wizę trwało przeciętnie trzy tygodnie. Dla porównania Home Office potrzebuje aż sześciu miesięcy, by rozpatrzyć prośbę o azyl.

Co więcej, w okresie tzw. ślepej wiary, między 2008 a 2015 rokiem, Home Office nie prowadziło kontroli legalności źródeł majątków osób starających się o wizę. W tych latach wystawiono 85 proc. wszystkich złotych wiz przyznanych Rosjanom. Co najmniej ośmiu oligarchów objętych sankcjami po wybuchu wojny posiadało złote wizy.

Już w 2015 roku organizacja Transparency International UK wskazywała, że program ułatwia korupcję i pranie brudnych pieniędzy. W 2018 Home Office ogłosiło, że zweryfikuje wizy wydane w okresie „ślepej wiary” pod kątem ewentualnego ryzyka dla bezpieczeństwa narodowego. Do dzisiaj jednak rząd nie ujawnił rezultatów tej kontroli.

Co ważne, nawet Komisja Doradcza ds. Migracji nie była w stanie stwierdzić, czy rządowy program złotych wiz przynosi jakiekolwiek korzyści obywatelom Wielkiej Brytanii.

W maju „New York Times” donosił o 3,8 mln funtów dotacji, jakie Londyński marszand Ehud Sheleg przekazał rządzącej Partii Konserwatywnej w latach 2017–2020. Według dochodzenia Barclays Bank ostatecznym źródłem dotacji w wysokości 450 tys. funtów, która w 2018 roku wsparła kampanię wyborczą Johnsona, był jego teść Sergiej Kopytow, były minister w prokremlowskim rządzie Janukowycza. Po wygranych wyborach w 2019 roku Johnson uczynił Shelega skarbnikiem partii, a za iście szlachetną hojność królowa nadała mu tytuł rycerski „sir”.

Warufakis: Niech na rosyjskich oligarchach lustracja się nie kończy

O powiązaniach Partii Konserwatywnej z Moskwą i jej brudnymi pieniędzmi od dawna donosili brytyjscy dziennikarze. W 2014 roku BBC ujawniła dotacje od Lubow Czernuchiny, powiązanej z miliarderem Sulejmanem Kerimowem żony byłego zastępcy ministra finansów w rządzie Putina. Czernuchina zapłaciła m.in. za mecz tenisa z ówczesnym burmistrzem Londynu Borisem Johnsonem i przyszłym premierem Davidem Cameronem. Liz Truss, kreująca się zwykle na nową Margaret Thatcher, pokazała inne swoje oblicze na zdjęciu z kolacji z Czernuchiną, oznaczone hasztagiem „girl power”. Ten wieczór kosztował Czernuchinę 135 tys. funtów – kropla w morzu przy całości jej dotacji dla torysów, których sponsoruje od 2012 roku.

Inni znani od lat darczyńcy Partii Konserwatywnej to m.in. Aleksander Temerko i firma lobbystyczna Squire Patton Boggs reprezentująca Gazprom, Sbierbank, i VTB Bank.

Na początku czerwca, kiedy z napięciem oczekiwaliśmy wyników głosowania Partii Konserwatywnej nad wotum nieufności dla Johnsona, ministra ds. Cyfrowych, Kultury, Mediów i Sportu Nadine Doris podzieliła się niespotkanie szczerym komentarzem obrazującym, na co można liczyć w zamian za dotacje. Doris nawoływała parlamentarzystów do głosowania za premierem, argumentując, że to Johnsona popierają sponsorzy partii. Nieważne, czyj interes za tymi pieniędzmi stoi ani że większość głosujących miała nadzieję odwołać skompromitowanego demagoga – demokracja brytyjska w akcji!

Boris Johnson: Wyrok polityczny zapadł, pytanie, kiedy egzekucja

W wyniku głosowania Johnson pozostał przywódcą torysów. A dotacje od Rosjan (lub osób, które zrobiły w Rosji pieniądze) dla Partii Konserwatywnej od czasu, kiedy Johnson został liderem w 2019 roku, szacuje się na ok. 2 milionów funtów.

Tymczasem twierdzenia (fałszywe) o tym, jak przodujemy w sankcjach, rozgłasza również jedyny w swoim rodzaju minister ds. korzyści z brexitu (tak, mamy takie ministerstwo) Jacob Rees-Mogg. Nie wspomina, że dywidendy z udziału w rosyjskiej firmie Novatek przyniosły mu w zeszłym roku ok. 600 tys. funtów.

Minister finansów Rishi Sunak, do niedawna widziany jako następca Johnsona, po wybuchu wojny wielokrotnie apelował do brytyjskich firm, by wycofały się z Rosji w celu zadania jej „możliwie największego bólu ekonomicznego”. Najwyraźniej zapomniał zaapelować do własnej żony, Akshaty Murthy, której udziały w firmie Infosys, szacowane na ok. 400 mln funtów, przyniosły 12 milionów w dywidendach za 2021 rok. Infosys kontynuował działalność w Moskwie długo po tym, jak wycofały się stamtąd nawet KPMG czy Accenture. W kwietniu firma miała wycofać się z Rosji w trybie nagłym, ale w chwili pisania tego artykułu nadal tam działa.

Brudne pieniądze akceptowało nawet Ministerstwo Obrony, które sprzedało nieużytkowaną stację metra między Harrods a South Kensington dobroczyńcy Partii Konserwatywnej i Uniwersytetu Cambridge Dmytro Firtahowi, o czym już w 2016 roku donosił Channel 4. Co więcej, to samo ministerstwo odroczyło Firtahowi, uznawanemu za jednego z najbardziej wpływowych oligarchów zwianych z Kremlem, płatność 33 z 53 milionów funtów. Podatnicy już tych pieniędzy nie zobaczą. Kilka tygodni po zakupieniu nieruchomości Firtah został aresztowany w Wiedniu przez FBI, a w 2021 Ukraina objęła go sankcjami.

Oprócz możliwości ulokowania skradzionych pieniędzy na londyńskim rynku nieruchomości czy sztuki i wydania drobnych na imprezy napędzane kawiorem i wódką Wielka Brytania oferuje bogatym również ochronę przed natrętnymi dziennikarzami, którym marzyłoby się ujawniać źródła nieuczciwie zdobytego majątku. Ciężar dowodu w procesie o zniesławienie spoczywa bowiem na pozwanym, a przeciętny koszt procesu wynosi ok. miliona funtów.

Torysi szukają premiera. Słowa kluczowe: banki, finanse, Kajmany

 

Koszt procesu o zniesławienie wytoczonego w 2021 roku przez Abramowicza autorce książki Ludzie Putina Catherine Belton i wydawnictwu Harper Collins był 178 razy większy, niż byłby na przykład we Francji. Belton opisała dziewięciomiesięczny proces jako „wojnę na wyniszczenie” – celem pozwań nie jest bowiem wygrana, ale uciszenie krytyki.

W marcu 2022 roku rząd obiecał zająć się w końcu procederem tego rodzaju strategicznych procesów. Konsultacje zakończyły się 19 maja, czekamy na rezultaty.

Wpływy brudnych pieniędzy i osób za nimi stojących sięgają głębiej niż fundamenty londyńskich posiadłości i kieszenie prawników obsługujących oligarchów. Według dochodzenia komisji parlamentarnej wielu ludzi ściśle związanych z Putinem jest „dobrze zintegrowanych z biznesem i sceną społeczną Wielkiej Brytanii”. Istnieje cała siatka usług, dzięki której zamorscy kleptokraci funkcjonują w brytyjskim społeczeństwie. Od firm zajmujących się sprzedażą nieruchomości, poprzez banki i firmy PR specjalizujące się w praniu reputacji, po członków rodziny królewskiej i parlamentarzystów zasiadających w zarządach rosyjskich spółek. Dochodzenie dziennikarzy „Financial Times” ujawniło, że co najmniej 81 firm prawniczych, 86 banków i 177 instytucji edukacyjnych przyjęło lub obracało brudnymi pieniędzmi z innych krajów.

Zandberg: Europa to nie Disneyland dla oligarchów. Pora zająć się rosyjskimi majątkami

W 2018 Johnson, wówczas minister spraw zagranicznych. brał udział w dyskusji państw NATO o dalszych relacjach z Rosją w konsekwencji morderstw za pomocą nowiczoku w Salisbury przypisywanych rosyjskiemu wywiadowi. Prosto z Brukseli Johnson poleciał do Perugii na bibę z rosyjskim miliarderem Jewgienijem Lebiediewem i jego ojcem Aleksandrem (eks-KGB). Poleciał sam, oddelegowując ochronę osobistą. Wracał również sam, we wczorajszym ubraniu, wężykiem.

Aleksander Lebiediew szpiegował na rzecz ZSRR pod przykrywką pracy w londyńskiej ambasadzie. W 1992 roku przeobraził się z pułkownika KGB w biznesmena-bankiera-miliardera. Po nieudanej próbie zakupu obalonego na placu Łubiańskim pomnika Feliksa Dzierżyńskiego, który miał stanąć w lobby banku Lebiediewa, Aleksander kupił londyńską gazetę „Evening Standard”, a rok później także krajową „The Independent”. Syna, do tej pory zajętego głównie wyprawianiem dekadenckich imprez, w których uczestniczyli brytyjscy politycy i celebryci, uczynił dyrektorem wykonawczym. W taki sposób na czele dwóch brytyjskich gazet znalazł się zwolennik rosyjskiej aneksji Krymu, który radził Zachodowi zaprzestania „zimnowojennej retoryki” i twierdzi, że MI6 jest prawdopodobnie bardziej niż Putin odpowiedzialne za morderstwo Litwinienki, a na Instagramie zamieszcza zdjęcie, na którym pozuje ze sponsorowanymi przez Saudyjczyków bojówkami w Jemenie (gdzie też trwa wojna).

Obie inwestycje przyniosły biznesmenom straty finansowe powyżej 100 milionów funtów, ale na prawdziwe zyski nie musieli długo czekać. Pomimo że „The Independent” miał do tej pory raczej lewicujące nastawienie, obie gazety poparły Johnsona w wyborach na burmistrza Londynu, a przyjaźń między Johnsonem i Lebiediewem rosła w siłę. W dzień po zwycięskim zakończeniu kampanii wyborczej w 2019 roku Johnson z konkubiną udali się na huczne obchody 60. urodzin Aleksandra.

Jemen między gigantami

Parę miesięcy później premier umieścił Jewgienija na liście osób, które mają otrzymać tytuł lordowski. Dzisiaj wiemy, że Johnson naciskał na nobilitację Lebiediewa mimo zastrzeżeń ze strony MI5, a rząd zignorował parlament, który domagał się ujawnienia pełnej argumentacji MI5. Dwa tygodnie po wyznaczonym terminie i zasłaniając się „kwestiami bezpieczeństwa”, rząd opublikował mocno ocenzurowaną wersję, z której nie dowiedzieliśmy się niczego ponad to, co wcześniej opisali już dziennikarze śledczy.

W maju ojciec lorda Lebiediewa odszedł z „The Independent”, zaraz przed tym, jak Kanada objęła go sankcjami jaką jedną z osób, które „bezpośrednio umożliwiły Putinowską wojnę w Ukrainie i ponoszą odpowiedzialność za ból i cierpienie ludności Ukrainy”.

Tymczasem w Londynie Jewgienij, którego pełny tytuł odzwierciedla jego podwójne brytyjskie i rosyjskie obywatelstwo: Baron Lebedev of Hampton in the London Borough of Richmond on Thames and of Siberia in the Russian Federation, cieszy się dożywotnim prawem zasiadania w izbie wyższej parlamentu i wpływem na legislację naszego kraju.

Brudne pieniądze i wpływy z Rosji to tylko część naszej rzeczywistości. Złote wizy przyznawano także Chińczykom, Kazachom i osobom związanym z pralnią pieniędzy z Azerbejdżanu. Mamy też innych bogatych i równie wzorowych przyjaciół, na przykład z Arabii Saudyjskiej. W 2017 i 2018 roku (już po zamordowaniu dziennikarza Dżamala Chaszukdżiego) Jewgienij sprzedał 30 proc. udziałów w obu gazetach firmie kontrolowanej przez państwo saudyjskie.

Kto ukarze zabójców Dżamala Chaszukdżiego?

Budynek Leonarda Blavatnika (tego samego, który sponsorował kampanię Trumpa) stoi dumnie jako część galerii Tate Modern; dzieci oligarchów nadal uczęszczają do prestiżowych brytyjskich szkół z czesnym w wysokości 50 tys. funtów rocznie, byli edytorzy Lebiediewa robią zawrotną karierę w BBC, a parlamentarzyści doszli do wniosku, ze wpływ Rosji na to, co dzieje się w UK jest „nową normalnością”.

Wojna w Ukrainie to dla Johnsona coś, na co można zrzucić odpowiedzialność za inflację (9 proc. w maju), recesję i największy spadek poziomu życia, odkąd rozpoczęto pomiary w 1956 roku. Ale wojna nie zmieni tu ani wiele, ani szybko, bez względu na to, jak nachalnie rząd z premierem na czele będą pozować na zbawców Ukrainy.

**
Johanna Kwiat – artystka, tłumaczka symultaniczna, amatorka kwaśnych jabłek. Absolwentka Wydziału Antropologii Kultury Goldsmith College, University of London.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Johanna Kwiat
Johanna Kwiat
Korespondentka Krytyki Politycznej z Londynu
Artystka, tłumaczka symultaniczna, amatorka kwaśnych jabłek. Absolwentka Wydziału Antropologii Kultury Goldsmith College, University of London. Korespondentka Krytyki Politycznej z Londynu.
Zamknij