Krul znów bez korony. Co dalej z Konfederacją?

We wpisie w mediach społecznościowych, uzasadniającym swoją decyzję, Mentzen zadeklarował: „Czuję się, jakbym tracił ojca”.
Janusz Korwin-Mikke. Fot. © European Union 2017 - European Parliament

Podobno w życiu pewne są tylko dwie rzeczy: śmierć i podatki. Patrząc na ostatnie wydarzenia w Konfederacji, można się zastanawiać, czy do tej listy nie należałoby dopisać cyklu politycznego życia Korwina. Jego fazy da się rozrysować jak schemat transformacji owada, od jajeczka, przez larwę i poczwarkę, po imago.

Cykl politycznego życia Korwina w Konfederacji wydaje się dobiegać zwyczajowego końca. Dawni wyznawcy rozpoznają, że ciągnie ich politycznie na dno, zwracają się przeciw niemu, a on sam jest niezmiennie przekonany, że ma sto procent racji, i nie zamierza ustąpić ani o milimetr, co dotąd skutkowało na ogół odejściem ze starej i założeniem nowej partii.

Wieczne najntisy korwinistów

Polska polityka lat 90. była pełna gwałtownych wewnątrzpartyjnych sporów, kłótni i rozłamów. Mający doprowadzić do wyłonienia wspólnego kandydata prawicy w wyborach prezydenckich w 1995 roku Konwent świętej Katarzyny rozpadł się za sprawą sporu zwolenników Jana Olszewskiego i Hanny Gronkiewicz-Waltz. Prawica wyszła z niego jeszcze bardziej skłócona, niż weszła. Gdy rok wcześniej rozpadała się Konfederacja Polski Niepodległej – cokolwiek zapomniane „piłsudczykowskie” ugrupowanie Leszka Moczulskiego – na kongres rozłamowej „frakcji reformatorskiej” wdarła się partyjna bojówka, która podjęła dialog z rozłamowcami przy pomocy, jak twierdzili zaatakowani, takich narzędzi jak „noże, kastety, kamienie”.

10 najgłupszych gospodarczych pomysłów Konfederacji

UPR, pierwsza partia Korwin-Mikkego w III RP, zna podobne historie. Gdy w wyborach 1995 roku Korwin zajmuje dopiero ósme miejsce i zdobywa 2,4 proc. głosów, partia usuwa go ze stanowiska prezesa, na czele stawiając Mariusza Dzierżawskiego, działacza anti-choice, znanego też z „walki z pornografią”. Korwin odmawia jednak uznania swojej klęski i fizycznie blokuje przejęcie kontroli nad partią, barykadując się na dwie doby w partyjnym gabinecie, aż sąd partyjny uznaje, że to on pozostaje prezesem. Dzierżawski i jego zwolennicy zakładają wówczas Stronnictwo Polityki Realnej.

Od lat 90. polskie partie polityczne profesjonalizują się i nawet jeśli następują w nich rozłamy, to w mniej barwny sposób. Jednak u korwinistów także pod tym względem – nie tylko poglądów gospodarczych i seksizmu – panują wieczne najntisy. W 2009 roku Korwin-Mikke, po serii klęsk, wewnętrznych rozliczeń i rozłamów, odchodzi z UPR, tworząc Wolność i Praworządność, później przekształconą w Kongres Nowej Prawicy.

By zabezpieczyć go przed wrogim przejęciem partii, nowy statut daje szczególne uprawnienia konwentyklowi założycieli. Jednak w styczniu 2015 roku to właśnie konwentykiel usuwa Korwina ze stanowiska szefa KNP. Czyli niedługo po tym, gdy KNP zdobywa w wyborach do Parlamentu Europejskiego najlepszy wynik w historii politycznych projektów Korwin-Mikkego – 7,2 proc., dające cztery euromandaty.

Mentzenowi nie chodzi „tylko o podatki”. Chodzi o wyzysk i upokarzanie słabszych

Buntownicy twierdzą jednak, że Korwin-Mikke z Wiplerem pchają KNP do koalicji z PiS. W tle zamachu stanu w partii są też rewelacje z prywatnego życia lidera. Do publicznej wiadomości przedostaje się jego pozamałżeński związek i dwójka urodzonych w jego wyniku dzieci.

Korwin i Wipler tworzą nową partię – Koalicję Odnowy Rzeczpospolitej Wolność i Nadzieja. W skrócie KORWiN. Jesienią 2015 roku partia nie przekracza progu, ale KNP nie jest w stanie nawet zarejestrować list w całym kraju. Ostatecznie KORWiN razem z Ruchem Narodowym tworzy Konfederację. W międzyczasie Korwin-Mikke skłóca się śmiertelnie z Wiplerem. Ten jednak wraca. Nie tylko zdobywa mandat posła Sejmu X kadencji z okręgu toruńskiego – ma też stać za zmianą pokoleniową w partii, czyli przejęciem jej przez Sławomira Mentzena, pod którego przewodnictwem KORWiN staje się Nową Nadzieją.

A mieli wywracać stolik

W Chłopcach Marcina Kąckiego moment przejęcia władzy przez Mentzena stanowi kulminacyjny punkt narracji. Pamiętając, kim jest Korwin-Mikke i jakie poglądy głosi, robi się nam nawet trochę żal, gdy patrzymy, jak starszy pan musi ustąpić miejsca młodym wilczkom, coraz bardziej osamotniony i niezrozumiany nawet w środowisku, które stworzył.

W momencie premiery książki wydaje się, że Mentzen z Wiplerem osiągną to, co nikomu się jak dotąd nie udało: wprowadzą postkorwinowski projekt polityczny do Sejmu i wielkiej polityki. Latem sondaże dają Konfederacji nawet kilkanaście procent poparcia, powstają kolejne analizy pisane z założeniem, że w przyszłym Sejmie to konfederaci, jako trzecia siła, będą decydować, kto przejmie władzę w Polsce. Mentzen i spółka odpowiadają na to, że nie zamierzają z nikim tworzyć rządu, tylko wywrócić stolik, przy którym od ponad 30 lat zbyt wygodnie rozsiadła się polska klasa polityczna.

„Bunt finansowy” Mentzena czy Palikota? W ich browarach fermentują te same drożdże

Dziś już wiemy, że zamiast przewrócić stolik establishmentu, Konfederacja jest na najlepszej drodze do tego, by wywrócić własny. Jak to bywa po klęsce, w formacji ruszył proces kłótni i rozliczeń, który dzięki mediom społecznościowym zainteresowani mogą obserwować w zasadzie na żywo. Łącznie z wyciąganiem sobie na Twitterze przez przedstawicieli skłóconych frakcji rzekomych małżeńskich zdrad.

W centrum procesów rozliczeń znalazł się Korwin i jego zachowanie z końcówki kampanii. Senior polskich „wolnościowców” jak zwykle nie przyjmuje do siebie żadnej krytyki, odpowiadając atakami na obecne kierownictwo Konfederacji – zwłaszcza Nowej Nadziei – obwiniając je za wyborczą klęskę. Na razie stanęło na tym, że Sławomir Mentzen poinformował Korwin-Mikkego, że w następnych wyborach nie wystartuje już z poparciem Nowej Nadziei.

We wpisie w mediach społecznościowych, uzasadniającym swoją decyzję, Mentzen zadeklarował: „Czuję się, jakbym tracił ojca”. Korwin-Mikkego nazywa „legendą, człowiekiem absolutnie wybitnym, który dla przyszłych pokoleń będzie ojcem idei wolnościowej w Polsce”. Ale jak by tego nie okadzać pochlebstwami – które dla osób niewkręconych w korwinizm brzmią, jakby ktoś sobie ze starszego polityka szydził – nic nie zmienia faktu, że Korwin po raz trzeci traci swoją partię.

Tym razem bez Hitlera, za to z pedofilią

Trudno się spierać, że na ostatniej prostej Korwin-Mikke zaszkodził Konfederacji, podejmując – w środku #PandoraGate – temat wieku zgody, który zdaniem polityka należy znieść, a decyzję o rozpoczęciu współżycia pozostawić w zasadzie matce dziewczyny.

Wielka kumulacja prawicowego marzenia

Nikt, kto śledzi jego aktywność, nie mógł być zaskoczony. Ta tematyka i „lekka pedofilia” – zdaniem polityka mniej szkodliwa dla dziecka od lekcji wychowania seksualnego – to jeden z ulubionych tematów, przy pomocy których lider polskich „wolnościowców” przykuwał do siebie uwagę i ustawiał w ogniu kontrowersji. Nie pierwszy też raz odpalił tuż przed wyborami „protokół 1 proc.”, sięgając po kontrowersyjny temat. Naiwnością Bosaka, Mentzena i Wiplera było przekonanie, że tym razem uda się Korwina utrzymać w ryzach.

Konfederaci mogą się tylko cieszyć, że w tej kampanii nie powiedział nic o tym, że „podatki za Hitlera były niższe”, „nie ma dowodów, że Hitler wiedział o Holocauście”, albo czegoś o osobach z niepełnosprawnościami.

Wnioskując po tym, co pisał w swoich mediach społecznościowych po wyborach, Korwin jest przekonany, że winy za rozczarowujący wynik Konfederacji nie ponoszą jego ekscesy, ale zbytnie ugrzecznienie i przesunięcie w stronę centrum. „Pozwoliliśmy ludziom zapomnieć o CoViDzie zamiast grzać: «Braun domaga się powieszenia Niedzielskiego». Pozwoliliśmy zapomnieć, jak demaskowałem, że Ukraińcy nas oszukują (Wyspa Węży, Mariupol – a i Bucza też!), że są oni naszymi naturalnymi wrogami – i PiS zajęło nasze miejsce. […] Ludzie pamiętali nasze ostre postulaty: likwidacja podatków dochodowych, likwidacja ZUSu – ze wszystkiego się wycofaliśmy. […] I na koniec: jak partia mająca ok. 11% może zrezygnować z popierania kary śmierci, za którą opowiada się 54% wyborców”.

Zwolennicy rozumowania Korwina jako przykład potwierdzający jego argumenty podają dobre wyniki kandydatów Konfederacji Korony Polskiej – partii Grzegorza Brauna, najbardziej radykalnie prawicowej w całym konfederackim sojuszu. Do Sejmu weszło ich w tym roku aż czterech, w poprzedniej kadencji jedynym sejmowym braunistą był Braun. Tylko czy brauniści – jak nie byliby atrakcyjni dla radykalnego elektoratu – nie są też tym, co utrudnia Konfederacji poszerzenie poparcia poza niego?

Excel zamiast mózgu, czyli jak powstał program mieszkaniowy Konfederacji

Korwin najpewniej odejdzie i założy kolejną partię. Pytanie, czy Nowa Nadzieja i Konfederacja to przetrwają. Z pewnością po stronie Bosaka i Mentzena jest kilka atutów, których nie ma Korwin. Najoczywistsze to czas i wiek. To roczniki osiemdziesiąte, na realizację swoich politycznych celów mają jeszcze dekady, ich były już lider skończył niedawno 81 lat.

Kampania Bosaka i Mentzena zrobiła rozczarowujący dla nich wynik, ale i tak był on lepszy, niż udało się osiągnąć jakiejkolwiek partii Korwina w wyborach parlamentarnych. Gdyby obecna kampania Konfederacji toczyła się pod hasłem „Niedzielski, będziesz wisiał!”, mogłoby się skończyć pod progiem.

Problemem Konfederacji nie był wyłącznie Korwin

Niezależnie od wyczynów swego wodza, Mentzen nie uniósł tych wyborów. Okazało się, że poza TikTokiem bardzo źle radzi sobie w mediach, nie mówiąc o spotkaniach z Ryszardem Petru. Koncepcja piwno-imprezowej kampanii okazała się też słabo docierać do elektoratu, którego jakiś czas temu przestano już pytać o dowód przy zakupie alkoholu i który od polityków oczekuje minimalnej trzeźwości umysłu.

Co jednak najważniejsze, konfederaci nie potrafili wyciągnąć wniosków z tego, że ich elektorat jest o wiele bardziej wolnościowy niż oni – nie tylko w kwestii rynku, ale także stylu życia, moralności, praw kobiet. Konfederacja Gietrzwałdzka i „małżeństwa bez możliwości rozwodu” Mentzena czy stanowisko w sprawie przerywania ciąży są równie zniechęcające co rozważania Korwina o „lekkiej pedofilii”.

Wieczorkiewicz: Porażka Mentzena nie oznacza wyrwania chłopaków ze szponów skrajnej prawicy

Czy obecna Konfederacja albo choć Nowa Nadzieja są w stanie przekształcić się w partię, jakiej chce bardziej wolnościowy elektorat? Będzie trudno, i to nie tylko ze względu na często autentycznie reakcyjne i tradycjonalistyczne poglądy liderów. Taka partia nie miałaby czego szukać w sojuszu z Ruchem Narodowym, nie wspominając o ekipie Brauna. Jej powstanie wymuszałoby przemeblowanie skrajnej prawicy i odnalezienie się jej postkorwinowskiej części w zupełnie innym układzie politycznym.

Nie wiem, czy słaby wynik z października wymusi tak daleko idące zmiany. Na razie raczej należy się nastawić na długą walkę w błocie – dzięki mediom społecznościowym będziemy mogli śledzić w czasie rzeczywistym, jak Krul traci królestwo i ciska klątwy na zbuntowanych paladynów.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij