Świat

Między globalizacją a polityką wielkich mocarstw

Odwrót od globalizacji dobrze widać po tym, że ekonomiczna współzależność nie jest już uważana za źródło obopólnych korzyści, ale oręż, którym można zadać przeciwnikowi paraliżujące ciosy.

CAMBRIDGE – W narracji, która stoi za obecnym globalnym systemem ekonomicznym, właśnie dokonuje się zwrot akcji. Tak zwany liberalny ład międzynarodowy, który opierał się na swobodzie przepływów kapitału, dóbr i finansów, obowiązywał od końca II wojny światowej, ale dziś ten układ wydaje się coraz bardziej anachroniczny.

Każdy ład rynkowy znajduje oparcie w pewnych narracjach, czyli historiach, które sami sobie opowiadamy o działaniu tego systemu. Odnosi się to szczególnie do globalnej gospodarki, bo w przeciwieństwie do poszczególnych państw, nie ma na świecie rządu centralnego, który ustanawiałby przepisy i egzekwowałby ich przestrzeganie. Narracje te zebrane razem pomagają tworzyć i utrzymywać normy, które sprawiają, że system działa w sposób uporządkowany, i podpowiadają rządom poszczególnych państw, co powinny robić, a czego nie. Takie uwewnętrznione normy stanowią mocniejsze oparcie dla globalnych rynków niż wszelkie międzynarodowe traktaty, umowy handlowe i instytucje multilateralne.

To nie jest pierwsza wielka deglobalizacja

Globalne narracje zmieniały się na przestrzeni dziejów kilkakrotnie. W czasach systemu waluty złotej, pod koniec XIX wieku, globalną gospodarkę postrzegano jako system, który sam się reguluje i sam dąży do równowagi ekonomicznej, a jego stabilność można osiągnąć najlepiej wtedy, gdy rządy nie wtrącają się do funkcjonowania rynków. Uważano, że najlepsze rezultaty dla światowej gospodarki i poszczególnych państw przyniesie swobodny przepływ kapitału, wolny handel i rozważna polityka makroekonomiczna.

Upadek standardu złota oraz wielki kryzys z 1929 roku zadały cios narracji o łagodnych, niegroźnych rynkach. System z Bretton Woods, który wykształcił się po II wojnie światowej i opierał się na stabilizacji światowej gospodarki przy pomocy keynesistowskiej polityki makroekonomicznej, znacznie większą rolę przypisywał działaniom państwa. Tylko silne państwo opiekuńcze mogło zapewnić ubezpieczenie społeczne i wsparcie dla tych, którzy „wypadli z systemu” gospodarki rynkowej.

Globalizacja okazała się wielką ściemą. Czy z deglobalizacją pójdzie nam lepiej?

System z Bretton Woods wprowadził też zmianę w relacji między interesami wewnętrznymi a globalnymi. Światowa gospodarka oparta na modelu płytkiej integracji była drugorzędna wobec krajowych celów zapewnienia pełnego zatrudnienia i budowania równościowego społeczeństwa. Dzięki kontroli przepływów kapitału i niezbyt restrykcyjnemu systemowi handlu międzynarodowego poszczególne państwa mogły tworzyć takie instytucje społeczne i ekonomiczne, jakie najbardziej odpowiadały ich indywidualnym preferencjom oraz potrzebom.

Neoliberalna narracja o hiperglobalizacji, która zdobyła popularność w latach 90. ubiegłego wieku i która premiowała głęboką integrację ekonomiczną oraz swobodę przepływu kapitału, stanowiła pod wieloma względami powrót do narracji z czasów systemu waluty złotej – o nieszkodliwym, samoregulującym się rynku. Pojawiła się jednak pewna różnica. W nowej narracji rządy otrzymały kluczową rolę: miały być strażnikiem przestrzegania zasad, dzięki którym świat stał się bezpieczny dla ogromnych korporacji i wielkich banków.

Korzyści z „łagodnych” rynków miały wychodzić poza sferę ekonomii. Neoliberałowie wierzyli, że zyski gospodarcze z hiperglobalizacji przyczynią się do zakończenia konfliktów wewnętrznych i wzmocnią siły demokratyczne na całym świecie – zwłaszcza w krajach komunistycznych takich jak Chiny.

Wolny rynek nie robi się sam

W hiperglobalistycznej narracji nie negowano, że równość społeczna, ochrona środowiska i bezpieczeństwo narodowe to ważne sprawy, ani nie odmawiano władzom państwowym odpowiedzialności za dbanie o nie. Zakładano jednak, że cele te można osiągnąć za pomocą instrumentów polityki, które nie zakłócają wolnego handlu i przepływu finansów. Mówiąc krótko: że da się zjeść ciastko i mieć ciastko. A kiedy rezultaty okazały się rozczarowujące, nie winiono za to hiperglobalizacji, tylko brak komplementarnych i wspierających polityk w innych dziedzinach.

Hiperglobalizacja, która od czasu kryzysu finansowego z 2008 roku była w odwrocie, koniec końców przegrała, bo nie mogła przezwyciężyć wewnętrznych sprzeczności. Rządy, które dały korporacjom moc pisania narracji, w ostatecznym rozrachunku nie miały szans przekonać autorów tych narracji do poparcia krajowych programów socjalnych i niezbędnych nakładów na ochronę środowiska.

Teraz, kiedy świat odchodzi od hiperglobalizacji, wciąż nie mamy pewności, co ją zastąpi. Jeden z rysujących się właśnie modeli ramowych polityki gospodarczej nazwałem „produktywizmem”. Podkreśla on rolę władz państwowych w rozwiązywaniu problemów nierówności, zdrowia publicznego i zielonej transformacji gospodarczej. Stawiając te zaniedbane tematy na pierwszym miejscu, produktywizm na nowo umacnia wewnątrzkrajowe priorytety polityczne bez odtrącania otwartej gospodarki światowej. System z Bretton Woods pokazał, że polityki, które wspierają spójne gospodarki krajowe, pomagają też ożywiać handel międzynarodowy oraz długoterminowe przepływy kapitału.

Inny wyłaniający się paradygmat nazwać można – nawiązując do szkoły „realizmu politycznego” w stosunkach międzynarodowych – hiperrealizmem. Ta narracja kładzie nacisk na geopolityczną rywalizację między Stanami Zjednoczonymi a Chinami oraz stosuje logikę gry o sumie zerowej do stosunków gospodarczych między największymi potęgami. W ramach hiperrealizmu ekonomiczna współzależność uważana jest nie za źródło obopólnych korzyści, ale oręż, którym można zadać przeciwnikowi paraliżujące ciosy – tak jak kiedy Stany Zjednoczone przy pomocy kontroli eksportu odebrały chińskim firmom dostęp do zaawansowanych technologicznie półprzewodników oraz sprzętu do ich produkcji.

Przyszła ścieżka rozwoju światowej gospodarki zależeć będzie od tego, jak potoczą się losy tych konkurencyjnych ram polityki – rozpatrywanych osobno i stawianych jedna przeciw drugiej. Jako że w handlu międzynarodowym mają wiele punktów wspólnych, to można się spodziewać, że w nadchodzących kilku latach wiele rządów wprowadzi bardziej protekcjonistyczną politykę i będzie stawiać coraz mocniej na reshoring (przeciwieństwo offshoringu, czyli sprowadzanie produkcji z powrotem do kraju – przyp. tłum.), a także inne polityki przemysłowe, które wspierają zaawansowaną produkcję.

Globalizacja doprowadziła do permanentnej wojny

Władze poszczególnych państw będą też pewnie wprowadzać więcej zielonych mechanizmów, które wspierają krajowych producentów (takich jak amerykańska ustawa o obniżaniu inflacji) lub stawiać więcej barier na swoich granicach (takich jak graniczny mechanizm węglowy Unii Europejskiej, CBAM). Będą one służyć zarówno realizowaniu programu w polityce krajowej, jak i międzynarodowej.

Z czasem najprawdopodobniej względy polityczne zepchną wszystkie inne na bok i zwycięży narracja hiperrealizmu. Nie wiadomo na przykład, czy stawianie na zaawansowaną produkcję, tak charakterystyczne dla nowej fali polityk przemysłowych, w jakimś znaczącym stopniu pomoże zmniejszyć wewnątrzkrajowe nierówności, biorąc pod uwagę, że dobre miejsca pracy przyszłości będą najpewniej powstawać w sektorze usług, który ma niewielki związek z rywalizacją z Chinami.

Jeśli jednak establishment dbający o bezpieczeństwo narodowe największych mocarstw dostanie możliwość przejęcia narracji ekonomicznej, globalna stabilność zostanie zachwiana. Świat będzie stawał się coraz bardziej niebezpiecznym miejscem, gdzie ciągłe zagrożenie wybuchem konfliktu militarnego między USA a Chinami zmusi mniejsze państwa do opowiedzenia się po jednej ze stron w walce, która nie służy realizacji ich własnych interesów.

Zapobiec nadchodzącej wojnie

czytaj także

Mamy wyjątkową okazję naprawić błędy hiperglobalizacji i ustanowić lepszy ład międzynarodowy oparty na wizji wspólnych korzyści ze światowej gospodarki. Nie możemy pozwolić, by zaprzepaściły ją wielkie mocarstwa.

**
Copyright: Project Syndicate, 2023. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożył Maciej Domagała.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dani Rodrik
Dani Rodrik
Uniwersytet Harvarda
Profesor Międzynarodowej Ekonomii Politycznej w John F. Kennedy School of Government na Uniwersytecie Harvarda, jest autorem książki „Straight Talk on Trade: Ideas for a Sane World Economy”.
Zamknij