Kraj

Szkolna autokracja, czyli o zgrozie edukacji obywatelskiej w Polsce

Polski folwark zaczyna się w szkole. Tu szybko pojmiesz, że prawa uczniów są po to, żeby je łamać, wybory to farsa, a upokarzanie kobiet to przywilej tych na górze. Opór nie ma sensu, bo z władzą nie wygrasz, więc się nie wychylaj i nikomu nie ufaj. A jak skończysz 18 lat, idź i mądrze zagłosuj!

Partie polityczne piszą programy wyborcze, a my piszemy niezbędnik gospodarczy na czas po wyborach. W tym cyklu przyglądamy się politykom publicznym, rozwiązaniom, dzięki którym państwo jest sprawiedliwe, nowoczesne, cywilizowane. Wyjaśniamy, jakie podatki, regulacje rynku pracy, ochrony zdrowia czy finansowania kultury są nam potrzebne dziś.

**

Wszyscy znamy frazę łączącą stan Rzeczypospolitej z „młodzieży chowaniem”. Łatwo jednak zapominamy o tym związku, kiedy po kolejnych wyborach narzekamy na „ciemny lud”, który „dał się kupić”, na młodych, którym się nie chciało iść na wybory, albo na tych, którzy poszli i podbili wynik aktualnej inkarnacji politycznej Korwin-Mikkego.

Kiedy mleko już się rozleje i kolejne wybory wygrywają populiści, nam zostaje pomstowanie na tych, którzy wybrali partię gotówki zamiast partii reform, i rozważanie, „co trzeba mieć w głowie, żeby będąc kobietą, głosować na Konfederację”. (To autentyczny cytat z wypowiedzi liberalnej polityczki w trakcie niedawnej konferencji poświęconej równości płci na listach wyborczych).

Eksperyment Szkoła w Chmurze i jego wrogowie. Zaufanie dobre, kontrola lepsza?

Powrót do szkoły

Nawet kiedy już spojrzymy na szkołę w kontekście edukacji obywatelskiej, to najczęściej nic nie widzimy i niczego nie rozumiemy. Świetnie pokazują to dyskusje o zastąpieniu WOS-u przedmiotem Historia i Teraźniejszość oraz o hitowych podręcznikach Roszkowskiego. Liberalnych publicystów męczy pytanie, czy zreformowana przez PiS szkoła nie wypuści ze swoich murów nacjonalistów. Niepokoją się, że nowy podręcznik do HiT-u stanie się narzędziem skutecznej indoktrynacji uczniów zgodnie z linią polityczną obecnej partii rządzącej, a szkoły zaczną wypuszczać absolwentów podważających teorię ewolucji oraz przekonanych, że homoseksualizm można leczyć terapią konwersyjną, a in vitro jest niemoralne i „wywołuje bruzdę”.

Obawy krytyków pisowskiej krucjaty edukacyjnej są równie bezpodstawne co nadzieje jej apologetów. Program wychowania „nowego człowieka” się nie powiedzie, bo polska szkoła jest skrajnie nieefektywna i niewydolna. Dyskusja wokół podręcznika odwraca uwagę od tego, co jest istotne, a mianowicie od tego, że wychowanie obywatelskie w polskiej szkole nie działało, nie działa i nie będzie działać. Nasza szkoła nie jest wehikułem nowoczesności, ale pasem transmisyjnym przekazującym kolejnym pokoleniom brak zaufania do współobywateli, państwa i jego instytucji. Jest sferą reprodukcji relacji folwarcznej i feudalnej struktury społecznej.

Żeby to zrozumieć, trzeba choć na chwilę dać się cofnąć do szkoły. Znaleźć się w jej murach, usiąść w ławce, przeczytać szkolne gazetki, posłuchać dyrektora i nauczycieli, porozmawiać z uczniami. Dać się upupić. Przeprowadziliśmy taki eksperyment.

Wujowy podręcznik, czyli gwóźdź do trumny szkoły publicznej

Profesora Pimkę w naszym przypadku zastąpiła Fundacja Civis Polonus, która poprosiła o zbadanie stanu demokracji szkolnej w warmińsko-mazurskich szkołach branżowych pierwszego stopnia. Dawne zawodówki to szkoły idealne do takich badań. Choć zwykle nie są przedmiotem zainteresowania ani reformatorów, ani opinii publicznej, to jednak działają jak soczewki, które zwielokrotnią każdy absurd i każdą dysfunkcję naszego systemu edukacyjnego. Kiedy wszyscy przejmowali się sytuacją dzieciaków pozbawionych ruchu i piszących na lekcjach WF-u on-line plany treningowe, mało kto zastanawiał się nad losem uczniów branżówek, zdobywających wiedzę w czasie „zdalnych praktyk zawodowych”. Dlatego weszliśmy do tych szkół, zebraliśmy wśród jej uczniów i uczennic ankiety, a później zaprosiliśmy ich do udziału w wywiadach fokusowych.

Fasadowa edukacja, fasadowa demokracja

Nasi rozmówcy zdawali sobie sprawę, że w szkołach branżowych jest mniej edukacji obywatelskiej oraz że jest ona traktowana mniej poważnie niż w liceach. Czuli, że są uważani za obywateli drugiej kategorii, ale byli zdania, że to nawet lepiej. Dlaczego? Mieli już wychowanie do życia w rodzinie i lekcje przedsiębiorczości – i co? Na tych pierwszych zajęciach dowiedzieli się, gdzie zagnieżdża się zarodek po zapłodnieniu, ale nie mieli pojęcia, jak uprawiać (konsensualny) seks ani jak skutecznie stosować antykoncepcję. Na drugich poznali wszystkie rodzaje spółek, ale nie nauczyli się wypełniać zeznania podatkowego czy porównywać oferty kont bankowych.

Dzięki poważnemu potraktowaniu WOS-u ich koledzy i koleżanki w szkołach dowiedzą się, czym się różnią fundacje od stowarzyszeń, oraz zdołają ulokować ugrupowania parlamentarne na osi lewica-prawica. Jednak ani jedni, ani drudzy nie będą wiedzieć, jak określić własne poglądy polityczne oraz po co i jak założyć organizację społeczną. W pełni uprawniona wydaje się wypowiedź jednej z naszych rozmówczyń: „więcej się z TikToka nauczyłam niż w szkole”.

Sposób realizowania formalnych lekcji wychowania obywatelskiego to jednak zaledwie wierzchołek góry lodowej. Okres spędzony w szkole ma kluczowe znaczenie dla tworzenia postaw wobec polityki i życia obywatelskiego. Fundamentalnym elementem tego procesu jest nie tyle przekazywanie wiedzy w trakcie realizacji programu szkolnego, ile kształtowanie postaw przez wprowadzanie demokratycznych reguł do funkcjonowania społeczności szkolnej. Warunki, w których dorasta jednostka, wpływają na jej późniejsze zaangażowanie obywatelskie i polityczne.

Z tym zaś jest jeszcze gorzej. Pierwszym kontaktem młodzieży z regułami demokratycznymi jest wybór samorządu klasowego. Najczęściej nauczyciele organizują wybory na początku roku szkolnego, kiedy uczniowie klas pierwszych jeszcze się nie znają. Trzeba to odfajkować i mieć wybór samorządu z głowy. Uczniowie głosują na przypadkowy zestaw kandydatów, czyli na tych, którzy najbardziej chcieli, takich, którzy byli najładniejsi, albo takich, których pani wskazała. Jedna grupa opowiadała nam, że wybór trójki klasowej odbył się w ten sposób, że nauczycielka ustawiła uczniów od najwyższego do najniższego, i samorząd utworzył najwyższy, najniższy oraz najmłodszy. Jeżeli tak ośmieszamy zasady demokratyczne, to trudno się dziwić, że nie są poważnie traktowane.

W demokratycznej szkole nie ma planu lekcji [rozmowa]

Samorząd klasowy, choć przez samych uczniów wymieniany jako najważniejszy element szkolnej demokracji, jest instytucją zupełnie fasadową, a nauczyciele są aktywnie zaangażowani w to, by tę fasadowość utrzymywać. Jego przypadkowo wybierani członkowie nie realizują niemal żadnych zadań: nie reprezentują klasy w sytuacjach oficjalnych lub konfliktowych, a nauczyciele nie konsultują z nimi żadnych decyzji. W najlepszym razie samorząd klasowy dostaje do wykonania zadania związane z organizowaniem imprez klasowych lub wycieczek. A i na nie zazwyczaj nie ma czasu, ponieważ najważniejsze dni w towarzyskim kalendarzu roku szkolnego – jak klasowe wigilie czy walentynki – uczniowie nierzadko spędzają poza szkołą – pracując.

Nie lepiej było z samorządem szkolnym. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że w zespołach szkół, na tle uczniów techników i liceów, uczniowie branżówek są dyskryminowani. W samorządach szkolnych prawie ich nie było. Dlaczego? Otóż wielu uczniów zawodówek w ogóle nie brało udziału w wyborach samorządu szkolnego, bo celowo zorganizowano je w dniu, kiedy byli na praktykach, poza szkołą. Samorząd wybrali im uczniowie liceów i techników (i sami, rzecz jasna, ochoczo w nim zasiedli), a tych z branżówek pozbawiono prawa wyborczego. Czy oburzyło ich takie traktowanie? Nie. Ale właśnie temu służy taka edukacja – żeby przestali się interesować. I odpuścili.

Prawo Marcina i lekcje seksizmu

Jeśli uczniowie mają wiedzę o swoich prawach, to czerpią ją z internetu i kanałów takich jak wymieniany przez większość naszych badanych kanał „Prawo Marcina” na YouTubie. Tam dowiadują się, że mają prawo do prywatności, poszanowania własności, godnego traktowania itd. W szkole za to uczą się, na czym polega różnica między teorią i praktyką.

W każdej szkole zdarzają się nauczyciele, którzy te prawa notorycznie łamią – i nic się z tym nie da zrobić. Nasi badani wiedzieli, że nauczyciel nie może zabrać uczniowi telefonu oraz że są nauczyciele, którzy je po prostu zabierają. Wiedzieli, że nie można zrobić więcej niż ustalona liczba sprawdzianów jednego dnia oraz że nauczyciele robią ich tyle, ile chcą. Nawet jeśli większość nauczycieli jest w porządku, wystarczy jeden czy dwóch, którzy łamią prawa uczniów w sposób ostentacyjny, i dyrekcja, która na to nie reaguje, żeby szkoła realizowała swoją misję.

W jeszcze gorszej sytuacji są uczennice szkół branżowych, które doświadczają nie tylko ejdżyzmu i klasizmu, ale także seksizmu w szkole i miejscu pracy. On także, podobnie jak dyskryminacja klasowa, jest systematyczny i wpisany w mechanizm socjalizacji. Pretekstu do seksistowskich zachowań dostarcza choćby szkolny ubiór. Uczennice mówiły o nauczycielach, którzy potrafili je poniżać słownie, zmuszać do zmywania makijażu, a także przekraczać fizyczne granice.

Co więcej, chociaż dziewczyny, zwłaszcza na praktykach zawodowych, są narażone na molestowanie seksualne ze strony dużo starszych współpracowników, w szkole nie powstają mechanizmy reagowania. Uczennice mogą jedynie liczyć na kolejne dobre rady, co jeszcze powinny zrobić, żeby „nie prowokować”.

Co łączy wszystkie uczelnie w tym kraju? Seksizm

Takie mechanizmy dyscyplinowania dziewczyn są także elementem socjalizacji chłopców, którzy są świadkami upokarzania uczennic, ale też tylko biernymi. Uczennice wprost mówią o nierównym traktowaniu ze względu na płeć. O tym, że zawsze one, a nigdy chłopcy, są wyznaczane do sprzątania magazynu czy karane za spóźnienia. Kiedy próbują to zgłaszać, zarzuca im się problemowość lub ignoruje, ucząc, że opór nie ma większego sensu („Możemy zgłaszać nierówne traktowanie panu, który nas nierówno traktuje, więc lepiej chyba nie”).

Polska szkoła życia

Takie praktyki mają dalekosiężne skutki. Po pierwsze zniechęcają młodzież do odwoływania się w szkole do reguł (statutu, regulaminu) i instytucji (dyrektor), a wzmacniają poczucie bezradności lub skłaniają do kolektywnego oporu (im uporczywiej nauczyciel nakazuje klasie ciszę, tym bardziej robi się głośno). Praktyki polegające na celowym i systematycznym łamaniu praw uczniów są elementem socjalizacji obywatelskiej i politycznej. Wdrukowują uczniom poczucie, że także w dorosłym życiu z władzą, instytucją, państwem nie wygrasz i że przegrany jesteś już na starcie. Jedynym sposobem jest więc podporządkować się lub stosować praktyki oporu wykraczające poza reguły (kombinowanie, oszukiwanie itd.). Stosowanie tego typu praktyk powoduje, że uczniowie i uczennice nie są nawet zainteresowani zdobywaniem wiedzy o swoich prawach, bo nie wierzą w ich stosowanie:

„Wydaje mi się, że to by i tak nic się zdało, gdybyśmy znali te prawa. Po prostu byśmy byli bardziej wkurzeni na to, że one są łamane, i byśmy się kłócili o to, że powinni ich przestrzegać. Wtedy byśmy albo dostali naganę, albo kazanie, aby się po prostu uspokoić. Przedłużyliby czas. Przede wszystkim nie słuchaliby nas i byłybyśmy bardziej sfrustrowane. Więc wydaje mi się, że nawet gdybyśmy wiedzieli, nic byśmy nie mogły wskórać”.

Nasz świat opiera się na patoposłuszeństwie. Ale możemy to zmienić [rozmowa z Mikołajem Marcelą]

Doświadczenie szkolnej dyskryminacji zniechęca uczniów szkół branżowych do demokracji i polityki. Wśród naszych badanych odsetek osób, które nie chciałyby wziąć udziału w wyborach parlamentarnych, przewyższał liczbę chętnych do głosowania. Ta odmienna tendencja niż w przypadku dorosłych Polaków jest zapewne odzwierciedleniem negatywnych przekonań na temat polskiej polityki wśród młodzieży i może być niepokojącym sygnałem dla polskiej demokracji.

Inne negatywne sygnały to niski poziom zainteresowania badanej młodzieży polityką (ponad dwie trzecie określiło swoje zainteresowanie polityką jako nikłe lub żadne). W badanej grupie odsetek uczniów i uczennic przekonanych, że rządy niedemokratyczne czasami mogą być bardziej pożądane niż demokratyczne, przewyższa odsetek osób preferujących jednak demokrację (a ponad dwie trzecie nie ma w tej kwestii zdania).

Zamiast happy endu

Rozmowy z uczniami i uczennicami pokazały, że ważnym czynnikiem różnicującym uczniów w zakresie poglądów politycznych jest płeć. Mimo iż chłopcy częściej deklarują zainteresowanie polityką, ich faktyczna wiedza o polityce niekiedy ustępuje wiedzy dziewczyn. (W jednej z grup chłopcy, którzy wychwalali lewicę za jej zrozumienie świata młodych, zgodnie twierdzili, że jej przedstawicielem jest… Sławomir Mentzen).

Natomiast dziewczyny, zazwyczaj nieuważające się za szczególnie obeznane w świecie polityki, nierzadko dysponowały językiem pozwalającym im włączyć własne doświadczenia w szerszy kontekst społeczny. Wyższa świadomość obywatelska i zaangażowanie badanych uczennic nie było jednak efektem edukacji szkolnej ani socjalizacji politycznej w domu. Wielką lekcją obywatelskiego zaangażowania dla wielu uczennic szkół branżowych było uczestnictwo w protestach Strajku Kobiet oraz śledzenie ich przebiegu w mediach społecznościowych.

Młodzież mówi, jak powinna wyglądać szkoła. Minister Czarnek wybiera wojnę

Po wyborach – zwłaszcza jeśli pójdą nie tak, jak byśmy sobie życzyli – zacznie się narzekanie i szukanie winnych. Młodzi to murowany kandydat w tej dyscyplinie. Zanim dołączymy do jeremiady, że młodzież ma Polskę w dupie, a w głowie ma siano, że niczego nie czyta, a jak czyta, to nie rozumie, że nawet telewizji nie ogląda, a ich światopoglądu nie kształtuje ani Holecka, ani Olejnik, bo wiedzę o świecie czerpią z TikToka (no chyba że to klasowi intelektualiści, to jeszcze z YouTube’a), przypomnijmy sobie, jak wygląda szkoła i edukacja obywatelska, którą im fundujemy. I zastanówmy się, czy mamy jakiś pomysł, co z tym z robić. Lepszy niż odbieranie młodym smartfonów.

*
Marta Cwalina – badaczka i projektantka, absolwentka socjologii i filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim.
Przemysław Sadura – doktor habilitowany, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Wykłada na Wydziale Socjologii UW. Kurator Instytutu Krytyki Politycznej.

**
Cały raport Szkolna Autokracja dostępny jest na stronie Fundacji Civis Polonus.

***
fundacja-rozy-luksemburgMateriał powstał dzięki wsparciu Fundacji im. Róży Luksemburg.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij