Czytaj dalej, Weekend

Trudno budować nowy, bardziej sprawiedliwy świat bez nowej, bardziej sprawiedliwej edukacji

Obecny model szkoły reprodukuje obecny system – ekonomiczny, społeczny, polityczny i kulturowy. Fragment książki „Patoposłuszeństwo. Jak szkoła, rodzina i państwo uczą nas bezradności i co z tym zrobić?”.

Lek na całe zło?

W kwietniu 2022 roku Tomasz S. Markiewka, filozof, tłumacz i publicysta, opublikował w Krytyce Politycznej tekst o znamiennym tytule: Edukacja nie jest lekiem na całe zło. Przekonywał w nim, że edukowanie ludzi to jedno, ale wprowadzanie odpowiednich rozwiązań prawnych niwelujących nierówności społeczne i odpowiadających na potrzeby marginalizowanych grup to drugie. I nie sposób się z nim nie zgodzić. Choć czy – paradoksalnie – próba edukowania ludzi na temat tego, że edukacja to nie wszystko, nie pokazuje… jak ważna jest edukacja.

Edukacja nie jest lekiem na całe zło

Problemem nie jest to, czego się uczymy – ja też nie wierzę w to, że rozwiązaniem naszych społecznych problemów jest lepsza edukacja cyfrowa, ekonomiczna, obywatelska czy seksualna. Ewentualnym rozwiązaniem mogłaby być zmiana praktyk – a więc tego, co i jak robimy. Jak ze sobą rozmawiamy, jak siebie traktujemy, jak podejmujemy decyzje, na ile na co dzień chcemy respektować potrzeby innych ludzi i odpowiadać na nie. Może wtedy znacznie łatwiej i szybciej wprowadzilibyśmy w życie zmiany, których tak bardzo potrzebujemy zarówno w Polsce, jak i na świecie.

Innymi słowy, trudno jest budować nowy, bardziej sprawiedliwy świat bez nowej, bardziej sprawiedliwej edukacji. Szkoły, w której młodzi ludzie mogą się rozwijać i uczyć naprawdę rozumieć rzeczywistość wokół siebie. Potrzebujemy szkół – by odwołać się do tytułu ostatniej książki Marzeny Żylińskiej, twórczyni „Ruchu Budzących się Szkół” – szytych na miarę. Tym bardziej że obecny model szkoły reprodukuje obecny system – ekonomiczny, społeczny, polityczny i kulturowy, o czym obszernie pisałem w mojej poprzedniej książce Selekcje. Jak szkoła niszczy ludzi, społeczeństwa i świat.

Trzeba zacząć bronić polską rodzinę przed pazernością szkoły

Wyrazem buntu wobec dominującego modelu edukacji są powstające od kilku lat w Polsce szkoły demokratyczne, takie jak Wolna Szkoła Demokratyczna Bullerbyn w Warszawie, Wolna Szkoła Dzika w Tychach czy Horyzont – Wolna Szkoła Demokratyczna w Poznaniu. W dużej mierze kontynuują one tradycje takich szkół jak brytyjska szkoła Summerhill, amerykańska Sudbury Valley School czy izraelska Democratic School of Hadera, funkcjonujących na świecie od kilkudziesięciu lat.

Tego typu edukacja – organizowana z początku przez rodziców dla swoich dzieci – jest przede wszystkim zmianą w relacjach międzyludzkich: odchodzi od dyrektywności w nauczaniu na rzecz decyzyjności dzieci, stawia na równorzędność dzieci i dorosłych zaangażowanych w funkcjonowanie szkoły oraz wychodzi od prawa rodziców do decydowania o sposobie kształcenia własnych dzieci.

Szkoła, w której głos dzieci się liczy

Twórcy i twórczynie szkół demokratycznych mówią o ucieczce z „systemu”, przede wszystkim od przemocy instytucjonalnej i symbolicznej. Piętnują przymus edukacyjny, który nie respektuje praw i potrzeb dzieci, oraz różne formy upokarzania ich – od nagród książkowych na koniec roku za wysoką średnią do ignorowania specjalnych potrzeb edukacyjnych części uczniów.

Szkoły demokratyczne na nowo definiują też różne role w edukacji. Uczniowie więc sami powinni podejmować decyzje dotyczące tego, jak i czego się uczą, bazując na swoich zainteresowaniach i potrzebach. Nauczyciele stają się „tutorami” lub „mentorami”, towarzysząc młodym ludziom i wspierając ich w ich rozwoju. Ponadto w procesie uczenia nierzadko rezygnuje się z systemu klasowo-lekcyjnego, w organizowaniu szkoły zakłada się, że należy nią zarządzać wspólnie z uczniami w sposób demokratyczny, natomiast wzajemne relacje cechuje autonomia i szacunek.

Edukacja demokratyczna jest przykładem „zmiany, którą chcemy widzieć w świecie”. Twórcy i twórczynie takich szkół dają uczniom od najmłodszych lat prawo do dokonywania własnych wyborów, wprowadzają kulturę opartą na wspólnej odpowiedzialności, zespołowych procesach decyzyjnych – w których konsensus odgrywa szczególnie ważną rolę – oraz dają uczniom możliwość odkrywania własnych zainteresowań i talentów. Innymi słowy, dają wolność bycia sobą i decydowania o sobie.

Oczywiście placówki te w różnym stopniu i w rozmaity sposób wprowadzają w życie wspomniane ideały, mierząc się z problemami i ograniczeniami. Najważniejsze jest jednak to, że tego typu edukacja opiera się na nieustannym eksperymentowaniu i zmianie, których zadaniem jest odpowiadanie na potrzeby społeczności tworzących te szkoły.

Świnka w Bullerbyn

Recepta na zmianę

„Gdy odważyłam się przerzucić odpowiedzialność na dzieci, uderzyło mnie, jakich mądrych wyborów potrafiły dokonać”. Tak mówi Nancie Atwell, zdobywczyni Nauczycielskiego Nobla 2015, która ponad trzydzieści lat temu założyła w miejscowości Edgecomb eksperymentalną szkołę Center For Teaching and Learning. Szkołę, w której dzieci uczą się poprzez pisanie i w której nie ma sprawdzianów.
Jej nauczycielskie motto to „mądrość i szczęście” – to one mają zastąpić typowe dla szkół na całym świecie stres i frustrację.

Jak to robi? Pozwala swoim uczniom pisać, a tym samym uczyć się formułowania własnych opinii, bazując na swobodnie dobranych lekturach. Temat prac i czas ich tworzenia jest dowolny. Efekt? Wzmożone zainteresowanie nauką jej podopiecznych. I wcale się nie dziwię, bo widzę podobny skutek na własnych zajęciach, na których najczęściej każdy może pisać, co chce, jak chce i ile chce. Poza pisaniem dzieci w jej szkole czytają: spędzają na tym całe dnie i dlatego już w szkole podstawowej czytają średnio czterdzieści książek rocznie!

Co ważne, Nancie Atwell została nauczycielką przez przypadek. W szkole publicznej nie wytrwała długo, bo nie było w niej miejsca na eksperymenty pedagogiczne, która chciała wcielać w życie. W tego typu placówkach wszystko to kwestia technicznych zadań: określenie zakresu wiedzy niezbędnej do zaliczenia egzaminu, przedstawienie jej najczęściej w postaci wykładu, a następnie weryfikacja na sprawdzianie. Tego typu edukacja według Atwell najczęściej jest jak walec drogowy miażdżący wszelką indywidualność i odbierający radość poznawania świata.

Nancie Atwell, jak wielu innych edukacyjnych eksperymentatorów, odchodzi w swojej praktyce od fundamentalnej dla szkoły kwestii: przekonania o tym, że wie lepiej od młodych ludzi, co jest dla nich dobre. Wyrzeka się też władzy i wszelkich form przemocy lub dominacji w imię opieki i dbania o dobro młodych ludzi. Zamiast tego jest skłonna do obdarzania ich autonomią i wolnością, wierząc w mądrość swoich uczniów. Bo czy ostatecznie najgorszą rzeczą w szkole nie jest właśnie doświadczenie tego, że można kogoś zmuszać do pracy i tym samym odbierać mu wolność „dla jego dobra”?

HiT i podręcznik prof. Roszkowskiego to nie problem, tylko symptom

Szkoła Nancie Atwell nie jest wyjątkiem – również w Polsce nie brakuje niezwykłych szkół autorskich (z całej gamy tego typu placówek mogę wymienić te prowadzone przez znanych mi dyrektorów, między innymi szkoły podstawowe Galileo i Navigo we Wrocławiu czy ruszające od września Liceum Sowizdrzała w Katowicach).

Dla przykładu, we wspomnianym już Liceum Sowizdrzała tworzonym przez moich przyjaciół – Dominikę Hofman-Kozłowską (która swoim wpisem na Facebooku o patoposłuszeństwie podsunęła mi tytuł niniejszej książki) oraz Kaspra Lemiesza – nie będzie ocen i zadań domowych, nauka trwać będzie przez cztery dni w tygodniu. Uczniowie będą uczestniczyć w działaniach dwóch pracowni: praktykowania wspólnoty, w ramach której poruszą tematy służące otoczeniu, oraz ruchu naturalnego, gdzie zgłębią wiedzę i świadomość dotyczącą własnego ciała, natury czy ekologii. Całość uzupełnią zajęcia w tzw. kręgach, czyli przestrzeni do wyrażania emocji i potrzeb.

Model pruski i szkoła Montessori, czyli kto się boi nowinek w nauczaniu

Tego typu edukacja wychodzi więc z założenia, że sama musi stworzyć sobie wolność, zmieniając czy nawet porzucając fundamenty tego, co zwykliśmy nazywać „szkołą” – choć nadal oczywiście podlega rozmaitym systemowym ograniczeniom (realizacji podstawy programowej czy uczestnictwu w systemie egzaminów centralnych). Niemniej w tym, co robią twórcy tego typu szkół, do jakiegoś stopnia pobrzmiewają słowa manifestu kolektywu CrimethInc.

„Musimy stworzyć sobie wolność, wycinając dziury w materii rzeczywistości, wytwarzając nowe rzeczywistości, które z kolei będą kształtować nas. Nieustanne konfrontowanie się z nowymi sytuacjami to jedyny sposób, by podejmować decyzje nieobciążone inercją nawyku, zwyczaju, prawa lub uprzedzenia. A stwarzanie takich sytuacji zależy tylko od ciebie”.

**
Patoposłuszeństwo okładkaMikołaj Marcela − pisarz, wykładowca, nauczyciel, specjalista zajmujący się zagadnieniami związanymi z edukacją dzieci, a także autor tekstów piosenek. Na Uniwersytecie Śląskim wykłada na kierunkach sztuka pisania, filologia polska oraz projektowanie gier i przestrzeni wirtualnej. Autor książek Jak nie spieprzyć życia swojemu dziecku. Wszystko, co możesz zrobić, żeby edukacja miała sens, Jak nie zwariować ze swoim dzieckiem. Edukacja, w której dzieci same chcą się uczyć i rozwijać, Selekcje. Jak szkoła niszczy ludzi, społeczeństwa i świat, współautor (z Anitą Janeczek-Romanowską) książki Jak zapewnić swojemu dziecku najlepszy start. Edukacja i rozwój zgodne z naturalnymi potrzebami przedszkolaka. Jego najnowsza książka Patoposłuszeństwo. Jak szkoła, rodzina i państwo uczą nas bezradności i co z tym zrobić? ukazała się w sierpniu 2022 roku nakładem wydawnictwa Znak.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij