Kraj, Weekend

Wujowy podręcznik, czyli gwóźdź do trumny szkoły publicznej

Podręcznik do HiT-u raczej nie ukształtuje poglądów uczniów na cywilizację Zachodu. Utwierdzi ich za to w przekonaniu, że szkoła, zwłaszcza ta publiczna, jest raczej żałosna niż groźna, godna pogardy i wyjebki zamiast buntu, o zaangażowaniu i współtworzeniu nie mówiąc.

Kojarzą państwo taką scenę? Jest drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, imieniny albo komunia, już pod wieczór. Wujek (zdecydowanie rzadziej ciocia), co czyta tygodniki opiniotwórcze, a w 1984 roku był na kontrakcie w Szwecji, zaczyna wieszczyć schyłek cywilizacji.

Zaczyna się nieraz niewinnie – ktoś westchnie, że pandemia, że wojna, że kto to słyszał… A potem już idzie z górki: a słyszeliście, co z tymi Niemcami? Tam teraz wszędzie na ulicy jak nie pedał, to Turas – i oni chcą Europą rządzić? Albo: widzieliście, jak te murzyny w Ameryce miasta podpalają i sklepy szabrują? Kiedyś to by zrobili z nimi porządek, a teraz powiedz coś tylko, to jesteś rasista. Względnie – to wariant „inteligencki” – ej, znowu jakaś dziunia po 40 latach sobie przypomniała, że ją Polański po tyłku klepnął. I teraz to się nazywa gwałt!

HiT: spóźnione starcie prawicy z rewolucją seksualną

Na takiego wuja, nieraz oczytanego w felietonach z „DoRzeczy” i osłuchanego w audycjach Wojciecha Cejrowskiego, reaguje się różnie. Jedna ciocia (rzadziej wuj) przewraca oczami, babcia próbuje zmienić temat, postępowa siostrzenica prycha i wychodzi. Gdy w rodzinie jest pluralizm, ktoś wchodzi w emocjonalną polemikę. W rodzinach zunifikowanych światopoglądowo wszyscy nakręcają się kolejnymi przykładami: jak nie 56 płci, to żart o NRD-owskich pływaczkach, albo że policja to nawet nie wchodzi do muzułmańskich gett Sztokholmu.

Są tacy wujowie, są takie rodziny – i nawet nie wszystkie głosują na PiS. Zresztą to wszystko nie tylko w Polsce – nie tylko nas taką przebodli ojczyzną.

Poglądy tych naszych wujów (podkreślę, że cioć dużo rzadziej, cholera wie dlaczego) kształtują ober-wuje. Do odruchów lęku i wstrętu wobec elgiebetów, kolorowych, kobiet o nienormatywnej urodzie i mężczyzn w za wąskich spodniach, rowerzystów, wegetarian i wszystkich zaniepokojonych kryzysem klimatycznym – dorabiają ideologię i składają w opowieść o gender, seksualizacji dzieci, mieszaniu się ras, pardon – konflikcie cywilizacji oraz ogólnym zmierzchu Zachodu.

To dziennikarze, publicyści, naukowcy oraz inni ludzie z grubsza piśmienni, którzy dawno już wyszli z nisz, piwnic, przykościelnych sal i niskonakładowych czasopism dla niespełnionych intelektualistów, a nawet kanałów YT w alternatywnej infosferze. Są zapraszani do mediów o wielkich zasięgach i prowadzą w nich własne programy; zostają intelektualistami organicznymi obozu władzy i europosłami. Niektórych szanowano za choćby część ich osiągnięć, inni bez podczepienia się do rządzących nie mieliby szans na rozpoznawalność. Tak czy inaczej – robią w narracji. Wieszczą, głoszą, potępiają i chwalą, przyznają stypendia i nagrody, piszą felietony i powieści z kluczem, tak jak niegdyś nienawidzony przez nich salon III RP.

Ostatnio piszą też podręczniki. Zlecenie napisania go do przedmiotu Historia i Teraźniejszość – z błogosławieństwem resortu oświaty (czyli recenzją i dopuszczeniem do użytku w szkole, czego konkurenci jakoś nie mogą się doczekać) – otrzymał Wojciech Roszkowski, wuj nad wuje, bo z tytułem profesorskim i tzw. dorobkiem.

Trzeba zacząć bronić polską rodzinę przed pazernością szkoły

Zacznijmy od tego, że to ceniony niegdyś przez tzw. rozsądne centrum i główny nurt polskiej historiografii badacz dziejów najnowszych. Przez lata jego czytelnikom i współpracownikom (w tym Annie Radziwiłł, wiceministrze edukacji w rządzie premiera Mazowieckiego, tej od religii w szkołach) nie przeszkadzał fakt, że pisał on historię Polski niemal wyłącznie przez pryzmat elit społecznych i politycznych z naciskiem na rolę Kościoła; że poglądy gospodarcze sytuowały go na wolnorynkowej prawicy neokonserwatywnej, co raczej nie pomagało ani w rozumieniu problemów gospodarki PRL, ani tym bardziej napięć właściwych polskiej transformacji; że wreszcie o kulturze zachodniej pisał kocopoły wprost nieznośne.

Bo o tym, że „Claude Levi-Strauss mimo woli zaszczepił Zachodowi wątpliwość w wyższość jego kultury”, a Lolita Władimira Nabokowa to po prostu przykład „poczytnego” typu pisarstwa, w którym dochodzi do „przesuwania granic drastyczności opisu” oraz „nobilitacji seksualności jako głównego wymiaru człowieczeństwa” – mogliśmy przeczytać już w jego Półwieczu, podręczniku do historii najnowszej, który ukazał się, jeszcze zanim powstała partia Prawo i Sprawiedliwość.

A skąd wiemy, że to wuj? Cóż, w podręczniku, który Michał Rusinek nazwał „najdłuższym felietonem w historii polskiej felietonistyki”, poznamy prawdziwie wujowe poglądy Wojciecha Roszkowskiego na ważne tematy współczesności.

Znajdziemy tam wydarzenia ze Stonewall opisane jako atak tłumu homoseksualistów na policjantów, którzy mieli ukrócić burdy i handel narkotykami w klubie; ruch Black Lives Matter cechujący się „dużą niechęcią, o ile nie nienawiścią do białych”; opłakane skutki rewolucji społecznej i obyczajowej lat 60., której celem była „nieskrępowana wolność”, a środkiem „sex, drugs and rock and roll”.

Jest też ubolewanie z powodu faktu, że w XXI wieku „uznaje się samo słowo «Murzyn» za obelżywe. Chce się je wykreślać z dzieł literackich, zabrania się go używać, nawet jeśli nie ma najmniejszego kontekstu rasowego. W konsekwencji używanie wielu innych słów, takich jak «czarny», «biały», a nawet «matka» czy «ojciec» staje się ryzykowne”.

Oraz, rzecz jasna, kultowy już kawałek o tym, że „Wraz z postępem medycznym i ofensywą ideologii gender wiek XXI przyniósł dalszy rozkład instytucji rodziny. Lansowany obecnie «inkluzywny» model rodziny zakłada tworzenie dowolnych grup ludzi, czasem o tej samej płci, którzy będą przywodzić dzieci na świat w oderwaniu od naturalnego związku mężczyzny i kobiety, najchętniej w laboratorium. Coraz bardziej wyrafinowane metody odrywania sfery seksu od miłości i płodności prowadzą do traktowania sfery seksu jako rozrywki, a sfery płodności jako produkcji ludzi, można powiedzieć hodowli. Skłania to do postawienia zasadniczego pytania: kto będzie kochał wyprodukowane w ten sposób dzieci?”.

„Czy będzie jeszcze można powiedzieć mama i tata?”, czyli czym straszy prawica

Szczególnie ostatnia wypowiedź – notabene nie tylko o dzieciach z in vitro, ale tak naprawdę ze wszystkich rodzin innych niż „naturalny związek mężczyzny i kobiety” – wywołała ostrą reakcję, włącznie z organizacją zrzutki internetowej na zbiorowy pozew oburzonych rodziców. Wielu nauczycieli, a nawet całe samorządy deklarowały sprzeciw wobec korzystania z podręcznika, zorganizowano oddolnie akcję Szkoła Wolna od (S)HIT-u, z internetową mapą placówek szkolnych, które nie będą z książki Roszkowskiego korzystać.

Pojawiły się inicjatywy stworzenia alternatywnego podręcznika za pieniądze ze zrzutki oraz pytania o dopuszczenie podręczników konkurencyjnych. Fragmenty na temat „wulgarnych i prymitywnych nurtów punkowych”, którym przeciwstawieni są „dużo jednak ambitniejsze” King Crimson, Genesis, Mike Oldfield i Budka Suflera wzbudzają powszechną wesołość i owocują świetnymi memami. Nawet wydawca zapowiedział, że najbardziej kontrowersyjny fragment nie znajdzie się w kolejnych wydaniach.

Jako narzędzie faszyzacji mentalnej młodzieży podręcznik do Historii i Teraźniejszości okazał się spektakularną klęską, zanim zaczął się rok szkolny, głównie za sprawą obecnych w tekście śmieszno-strasznych kuriozów. Czy zatem autor z ministrem Czarnkiem zaorali się sami? Bynajmniej. Reakcja obywateli była niezbędna i szalenie pożyteczna.

Po pierwsze, raban, jaki wokół książki zrobili rodzice, ZNP, eksperci i dziennikarze, utrudni bardziej konformistycznym nauczycielom, zwłaszcza w samorządach bliższych władzy, głoszenie ideologicznych bzdur jako treści neutralnych, skoro tak napisano w podręczniku.

Groźbą więzienia rząd chce zyskać potulność dyrektorów szkół

Po drugie, zmasowana krytyka książki do HiT-u zwróci być może uwagę na to, że uczenie w Polsce historii (języka polskiego też) od dawna nie pomaga uczniom rozumieć chaotycznego świata wokół. Idea, że historia w szkole ma pokazywać raczej granice i wartości wspólnoty niż dawać narzędzia do ogarniania zmiany społecznej i naszego miejsca w świecie, jest dużo starsza niż rządy Prawa i Sprawiedliwości. Czarnek z Roszkowskim tylko zawęzili granice tej wspólnoty do absurdu, jej wartości uczynili karykaturą, a na koniec dołożyli toporny jak cep schemat interpretacyjny. Nie rozumiesz świata, dziecino? To proste: był Papież, Prymas, Wyklęci, czystość przedmałżeńska i bracia Kaczyńscy z jednej strony, a z drugiej hałaśliwe ćpuny, pedofile, Michnik, Kuroń, ekolodzy, in vitro i Tusk.

Po trzecie wreszcie – i tu wracamy do problemu rządów mentalnego Wuja – walka o przyszłość narodu (wybacz, czytelniczko, patos) nie skończy się wraz z dopuszczeniem innych podręczników do użytku, wycofaniem gniota z użytku, dymisją ministra ani nawet zmianą władzy na bardziej cywilizowaną. Dlatego nie możemy spokojnie patrzeć na autokompromitację władzy i czekać na brzegu rzeki.

Jedna rzecz się bowiem profesorowi Roszkowskiemu udała. Nienawidzący zachodniej kontrkultury autor (niechcący?) wspiera jej najbardziej kłopotliwe dziedzictwo. Lewaków 1968 roku sprzeciw wobec instytucji – często uzasadniony – prowadził nieraz do wylewania dziecka z kąpielą. Zarzuty wobec opresyjnej psychiatrii (słuszne) do zanegowania istnienia chorób psychicznych. Sprzeciw wobec przemocy w szkołach (rażącej) – do entuzjazmu dla ezo-nauki domowej i innych antyoświeceniowych kretyństw.

Co ma do tego podręcznik do HiT-u? Sporo. Raczej nie ukształtuje poglądów uczniów na cywilizację Zachodu – w kwestiach obyczajowości i stosunku do religii młodzi rozmijają się nie tylko z Roszkowskim, ale i z całym PiS-em. Rozważania o wyższości King Crimson nad Sex Pistols przyjmą beką lub wzruszeniem ramion (bo nieliczni w tym pokoleniu fani starego rocka zazwyczaj doceniają obydwa zespoły, a reszta po prostu nie ma pojęcia, o czym ten wujo, a raczej dziadzio, pieprzy).

Historię pisze nam „Pan Historii” czy piszemy ją sami?

Utwierdzają się za to w przekonaniu, że szkoła, zwłaszcza ta publiczna, jest raczej żałosna niż groźna, godna pogardy i wyjebki zamiast buntu, o zaangażowaniu i współtworzeniu nie mówiąc.

Od dawna już uczą ich zmęczeni ludzie w wieku ich dziadków i babć, traktowani przez władzę (i często przez rodziców) z jawną pogardą. Kadr brakuje coraz bardziej w całej Polsce, choć w metropoliach sprzyjają temu niskie płace, a w Polsce gminnej i powiatowej raczej konieczność dojazdów i klejenia etatów. Młodzież nie może się doczekać pomocy psychologicznej ani sensownych programów nauczania. A teraz dostaje jeszcze w książce i podstawie programowej wujowe tyrady opatrzone państwową pieczęcią – ostateczny dowód, że zwracanie uwagi na to, co mówią w szkole, nie ma sensu. Czarnek z Roszkowskim nie wychowają młodych falangistów, ale wbijają szkołę publiczną jeszcze głębiej do gleby.

HiT i podręcznik prof. Roszkowskiego to nie problem, tylko symptom

W tym kontekście wspaniałą robotę, kontrując Czarnkowo-Roszkowską ideologię, robią twórcy materiałów wideo wokół tematów podstawy programowej – Obywatelskiego HiT-u. Na razie jest ich kilka, ma być więcej. Po wakacjach ułatwią pracę tym nauczycielom, którzy zechcą uczyć, jak było i jest, zamiast o lękach i fantazjach jednego ministra z drugim profesorem. Od wyborców i liderów politycznych w przyszłym roku zależy, czy takie treści w szkole będą kiedyś dostępne dla wszystkich. Jeśli nie, to wujowa sprawa.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Sutowski
Michał Sutowski
Publicysta Krytyki Politycznej
Politolog, absolwent Kolegium MISH UW, tłumacz, publicysta. Członek zespołu Krytyki Politycznej oraz Instytutu Krytyki Politycznej. Współautor wywiadów-rzek z Agatą Bielik-Robson, Ludwiką Wujec i Agnieszką Graff. Pisze o ekonomii politycznej, nadchodzącej apokalipsie UE i nie tylko. Robi rozmowy. Długie.
Zamknij