Kraj

Dwie książki, które musisz przeczytać przed wyborami

Nie trzeba niczego spektakularnego ani supermądrego. Idą wybory. Warto sobie uświadomić, że to nie opozycja je przegrywa – to my je przegrywamy. Przecież każdy z nas, w swojej lokalnej społeczności, może wziąć udział w kampanii wyborczej, rozmawiając z innymi.

Zadajecie sobie pytanie, dlaczego ludzie dalej głosują na PiS pomimo tylu afer? Albo dlaczego nową normalnością polityczną i społeczną stało się wszechobecne prostactwo, obciach, chamstwo, przemoc i nienawiść? Co się stało z pojęciem prawdy i kłamstwa, które kiedyś tak łatwo było rozróżnić, a teraz wszystkie wysiłki obnażające ordynarne kłamstwa nie tylko są nieskuteczne, ale wręcz wynoszą kłamców na piedestały? Witajcie w społeczeństwie populistów!

Pewnie się obruszycie, że to przecież politycy są populistami. Niestety, to już czas przeszły. Po ośmiu latach rządów PiS sposób prowadzenia polityki przeniknął do tkanki społecznej tak bardzo, że to już nie tylko oni mogą cieszyć się tym „przywilejem”. To my się nimi staliśmy. Populizm zaś to w zasadzie autorytaryzm w rękawiczkach, nie są to jednak rękawiczki białe – są szare i mocno nieświeże. Poplamione tuszem długopisu, śliną i wazeliną. Ich właściciele nie wstydzą się ich wyglądu.

Polska Konfederacka. Opowieść z dreszczykiem

Wręcz przeciwnie – traktują go jako powód do dumy, jako znak przynależności do „ludu”, a nie elit. Im większy obciach, im bardziej ordynarne kłamstwo, im większa afera – tym większym jesteś ziomalem.

Zaręczam, że nikogo nie chcę obrazić. To nie oznacza, że większość społeczeństwa taka jest. Ale populistyczni politycy są jak szkło powiększające. Wydobywają przeciwieństwa – tępych Edków przeciwstawiają intelektualnym elitom, polaryzując społeczeństwo, a ponieważ nie wykształciliśmy wystarczających mechanizmów obronnych, to bardzo szybko wchodzimy w tę grę i stajemy się jej częścią, niezależnie od tego, czy serce mamy po prawej, lewej czy centrowej stronie.

Na tym właśnie polega jedno z niebezpieczeństw. Warto to zrozumieć, dlatego dzielę się przemyśleniami po lekturze dwóch książek, które dają świadomość i wiedzę w tym obszarze, ale także nadzieję, że może być inaczej. Jeszcze zdążycie je przeczytać przed 15 października.

Społeczeństwo populistów

Sadura i Sierakowski w Społeczeństwie populistów zabierają nas w podróż do źródeł pytań postawionych na wstępie. Nie serwują uproszczonych i stereotypowych odpowiedzi. Sięgają do historii, Polski i świata, która lubi się powtarzać i na której się nie uczymy, oraz filozofii; która uświadamia, że populiści nie wymyślili niczego nowego w zestawieniu ze starożytnym „dziel i rządź”.

Narracja książki oraz wnioski są oparte na prowadzonych latami przez Fundację Nowego Dialogu badaniach: wywiadach, grupach fokusowych, badaniach ilościowych i jakościowych, diagnozujących postawy społeczne Polaków. Czytając te informacje, zastanawiałem się, czy jest jakiś jeden czynnik, którego nam zabrakło w Polsce, a który zadecydował o tym, gdzie się znaleźliśmy. Uważam, że był to czas.

Polskie społeczeństwo historycznie zostało ukształtowane przez kulturę folwarczną, rozbiory, dwie wojny i kilka dekad komunizmu. Nie było zdolne w krótkim czasie do wytworzenia takiego poziomu rozwoju, który przełamałby prosty egoizm i materializm, wprowadzając na to miejsce wartości wyższe. Nie wykształciliśmy też tradycji politycznego liberalizmu, który wymaga współpracy i zaangażowania. Co najgorsze, nie daliśmy rady ukształtować w sobie wzajemnego zaufania, które jest smarem życia społecznego i bez którego nie jest możliwe funkcjonowanie zdrowego społeczeństwa.

Mentalność ludzka, która te wszystkie elementy w sobie zawiera, zmienia się pokoleniami. My nie mieliśmy na to wystarczająco czasu – tak jak było to w społeczeństwach zachodnich. Te właśnie trzy podstawowe kwestie, według Sadury i Sierakowskiego, leżą u podstaw wykształcenia i rozpanoszenia się populizmu w Polsce i Europie Wschodniej oraz odporu, jaki populizmowi dano (choć nie wszędzie w takim samym stopniu) w krajach Europy Zachodniej.

„Społeczeństwo populistów”: mężczyźni objaśniają nam koniec demokracji

Nasz problem polega jednak na tym, że koszty populizmu w Polsce mogą być naprawdę zabójcze. Nie mamy ukształtowanych mechanizmów społecznych, które nas na niego uodparniają, no i graniczymy z Rosją, w której populizm jak rak rozrósł się i nie napotykając większego oporu, zamienił się gładko w autorytaryzm, a teraz już w zasadzie w totalitaryzm. W bardzo podobnym kierunku idą Węgry. Gdzie my pójdziemy? Czy damy sobie drugą szansę i czas?

Chleb może zapewnić nawet autorytaryzm

W drugiej z lektur obowiązkowych, Różach Orwella, Rebecca Solnit analizuje postać i twórczość autora Folwarku zwierzęcego i Roku 1984. Punktem wyjścia jest zdarzenie, które zaskoczyło i zaintrygowało autorkę. Orwell, mający na koncie jedne z najbardziej ponurych powieści XX wieku, wielbił piękno. W swoim ogrodzie w Wallington posadził róże. Te piękne i towarzyszące nam przez całą książkę kwiaty stają się dla Solnit symbolem wartości postmaterialistycznych, wyższych – takich jak wolność słowa, wolność nauki, równość wobec prawa czy równość płci, w odróżnieniu od chleba (który jest tu symbolem wartości typowo materialistycznych).

„Chleb zapewnić mogą nawet autorytarne reżimy; odnalezienie róż wymaga swobody i autonomii – nie da się ich narzucić, trzeba je samodzielnie odkryć i pielęgnować” – pisze amerykańska eseistka.

Podążanie szlakiem życia Orwella jest dla autorki pretekstem do przywołania strasznych obrazów następstw totalitaryzmów, faszyzmu i stalinizmu: głodu, śmierci, okrutnego zniewolenia, holokaustu. Pokazuje przy tym, że za oboma systemami stały dokładnie te same przesłanki: niezadowolenie społeczne podsycane rosnącą polaryzacją, opartą na wyższości jednej klasy społecznej nad innymi.

Rebecca Solnit: matka prostych pytań

Solnit idzie dalej, piętnując każdy z ustrojów i systemów politycznych, który w efekcie prowadzi do zniewolenia człowieka poprzez zniszczenie wzajemnego zaufania i wspólnoty na nim opartej. Wskazuje tu otwarcie na systemy kapitalistyczne bazujące tylko na egoistycznych przesłankach wolnego rynku i dyktacie wielkich korporacji, jak i na prawicowe ustroje wodzowskie, uzurpujące sobie prawo do jednej uznawanej tradycji czy religii. Nie szczędzi także krytyki historycznej, opisując podwaliny dla bogactw imperium brytyjskiego, które powstało na okrutnej i niewolniczej pracy w koloniach.

Czytając Róże Orwella, miałem przed oczami wszystkie mechanizmy, o których czytałem wcześniej u Sadury i Sierakowskiego. Populizm staje się w istocie zniewoleniem. Pułapką. Podążając cynicznie tylko za rzucanym przez rządzących „chlebem” – w istocie ochłapami, za które rządzący kupują głosy wyborców – tak naprawdę tworzą uzależnienie. Populizm działa na opłacaniu lojalności w cynicznej części społeczeństwa.

Problem w tym, że oprócz tkanki społecznej niszczy on jednocześnie podstawy prawne i instytucjonalne zdrowego państwa poprzez osłabienie sfery publicznej. To osłabienie bierze się z faktu, że system populistyczny oparty jest na osobie wodza, który ma monopol na władzę i rację. Cała reszta systemu oparta jest na systemie wzajemnych powiązań polegających nie na kompetencjach czy profesjonalizmie, ale na lojalności wobec wodza i partii. Stanowiska i władza w instytucjach publicznych trafiają do coraz mniej kompetentnych (ale lojalnych) osób oraz ich krewnych, co musi i skutkuje spadkiem jakości dostarczanych usług publicznych.

Przykład? Klasa średnia może sobie pozwolić na niekorzystanie z publicznego transportu, szkolnictwa czy służby zdrowia. Usługi publiczne pozostają wówczas domeną biedniejszych, a tych lepiej sytuowanych uzależnia się od prywatnych korporacji, które z racji niewydolności sfery publicznej te usługi dostarczają. A że jednocześnie w tych korporacjach także często zasiadają przedstawiciele albo krewni władzy – cóż, to element tej gry.

Jeśli Wiśniewska zmyśla, to pół biedy. Gorzej, jeśli to wszystko prawda

Niebezpieczeństwo polega na tym, że kiedy sprawy zajdą za daleko, odwrócenie systemu może nie być możliwe. „Totalitaryzm mógł upaść z hukiem, populizm tak nie upadnie. Totalitaryzm narodził się z rewolucją, populizm z zaniechania. Totalitaryzm prześladował wszystkich in gremio. Cynizm będący podstawą populizmu jest cechą jednostki. Nie da się go obalić ustawą, zrzucić ze sztandarów, nie zniknie z przegranymi przez populistów wyborami, a tym bardziej z wygranymi” – piszą Sadura i Sierakowski.

Nadzieja i smar zaufania

Czy jest więc jakaś nadzieja? Autorzy Społeczeństwa populistów widzą ją, jak nazywał to Jacek Kuroń, w wyspach zaufania społecznego: na poziomie lokalnym, w szykanowanych mniejszościach, w kobietach, ruchach młodzieżowych i klimatycznych. To tam dzieje się aktualnie najwięcej. Widać to po rosnącej świadomości społecznej i rosnącym oporze np. wobec dewastacji i monetyzacji przyrody i klimatu (szczególnie lasów). To, o czym mówią, to tworzenie wspólnot i działanie razem – najczęściej w małych grupach, bo tam wychodzi to najlepiej i najszybciej można sobie zaufać. Nawet nie po to, aby wykonać konkretne działanie, ale po prostu – podziałać razem. Dla samego działania, dla współpracy. Bo to one rodzą zaufanie, ten bezcenny smar społeczny.

„Współpraca i zaufanie są nieporównywalnie tańszym paliwem niż opłacana lojalność”. Każdy z nas może zacząć działać – nie musi to być protest na ulicy. Nasze życie składa się przecież ze współpracy w grupie rodziców w szkole, we wspólnocie mieszkaniowej, w zespole współpracowników, w drużynie koszykówki, w którą gramy ze znajomymi co czwartek, albo w praktyce jogi, którą uprawiamy wraz ze zgromadzoną wokół danej szkoły społecznością.

Nie trzeba niczego spektakularnego ani supermądrego. Idą wybory. Warto sobie uświadomić, że to nie opozycja je przegrywa – to my je przegrywamy. Przecież każdy z nas, w swojej lokalnej społeczności, może wziąć udział w kampanii wyborczej, rozmawiając z innymi.

Solnit jest piewczynią nadziei. Jej inna książka, Nadzieja w mroku, to zbiór esejów, na których wychowało się wielu aktywistów i działaczy społecznych. To tam pisze o tym, że nadzieja „(…) nie przypomina kuponu na loterię, który można kurczowo ściskać w dłoni, siedząc wygodnie na kanapie i spodziewając się szczęśliwego trafu”.

Reguły na czas populizmu

Nadzieja wiąże się z działaniem i zmianą, oznacza też, że inny świat jest możliwy. Podobnie pobrzmiewającym cytatem z Octavii Butler Solnit zaczyna też Róże Orwella: „Już samo spoglądanie w przyszłość – wypatrywanie nowych możliwości bądź widma katastrofy – jest aktem nadziei”. Przyszłość jest nieznana, a to oznacza wszystkie możliwości.

Bez świadomości tego, co i dlaczego dzieje się wokół nas, będziemy skazani na biały szum mediów, który ma dwa zadania: polaryzować oraz budować poczucie braku jednostkowego wpływu. Wtedy kasa się kręci, nagłówki się klikają, sfrustrowani ludzie rozgrzewają internetowe dyskusje. Czy wsiądziemy do tego kołowrotka, czy nie? Być może zamiast mówić, że nie ma na kogo głosować, warto byłoby sobie uświadomić, dlaczego trzeba.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Daniel Petryczkiewicz
Daniel Petryczkiewicz
Fotograf, bloger, aktywista
Fotograf, bloger, aktywista, pasjonat rzeczy małych, dzikich i lokalnych. Absolwent pierwszego rocznika Szkoły Ekopoetyki Julii Fiedorczuk i Filipa Springera przy Instytucie Reportażu w Warszawie. Laureat nagrody publiczności za projekt społeczny roku 2019 w plebiscycie portalu Ulica Ekologiczna. Inicjator spotkania twórczo-aktywistyczno-poetyckiego „Święto Wody” w Konstancinie-Jeziornej. Publikuje teksty i fotoreportaże o tematyce ekologicznej.
Zamknij