Kraj

Platforma pozbywa się „konserwatywnej kotwicy”?

Dla lewicy deklaracje, które padły na Campusie Polska, to z jednej strony problem. Taka PO, zwłaszcza gdyby Tuska zastąpił Trzaskowski, może podbierać jej elektorat. Z drugiej strony bez przesunięcia w lewo całej sceny politycznej kilka kwestii, które domagają się w Polsce od dawna załatwienia, nigdy nie zostanie załatwione.

Jeśli ktoś liczył, że debata Trzaskowski–Tusk na Campusie Polska zmieni się w poważny programowy spór na temat przyszłości Platformy Obywatelskiej, pomysłów opozycji na rządy po wyborach, przyszłości Polski w Europie itd. – to raczej się przeliczył. Merytorycznego sporu w debacie dwóch liderów PO było bardzo niewiele, niemerytorycznego zresztą jeszcze mniej. Obaj liderzy raczej się ze sobą zgadzali, prześcigali się w deklaracjach szacunku i komplementach. Nie znaczy to jednak, że debata była stratą czasu – wręcz przeciwnie. W jej trakcie padło bowiem kilka ważnych deklaracji, przede wszystkim na temat polityki klimatycznej (atom jako podstawa polskiej energetyki nieemisyjnej) i praw reprodukcyjnych kobiet.

Socjalna Platforma to pic

Platforma nie chce mieć frakcji anti-choice

Tusk zadeklarował, że jedną z pierwszych kwestii, jaką PO zajmie się w nowym Sejmie, jeśli wygra wybory, będzie przyjęcie ustawy dającej kobietom prawo do decyzji w sprawie przerwania ciąży do 12. tygodnia. Platforma przygotowała już wcześniej taki projekt, w lutym 2021 roku. Zakłada on, że kobieta ma prawo do przerwania ciąży do 12. tygodnia, pod warunkiem że wcześniej odbędzie konsultację z lekarzem i psychologiem. Projekt wyraźnie wzorowany jest na rozwiązaniach niemieckich i na tle Unii Europejskiej pozostaje dość konserwatywny. Jednak na tle przepisów obowiązujących dziś w Polsce po decyzji Trybunału Julii Przyłębskiej z jesieni 2020 roku, czy nawet wcześniejszego tzw. kompromisu aborcyjnego, propozycje Platformy to spory krok ku bardziej wolnościowym rozwiązaniom.

Ten kierunek bardzo wyraźnie poparł też Rafał Trzaskowski. Tusk zadeklarował dodatkowo, że stosunek do propozycji PO w sprawie nowych przepisów aborcyjnych będzie jednym z kryteriów decydujących o przyjmowaniu kandydatów na listy partii w następnych wyborach parlamentarnych.

Trudno się dziwić, że Platforma nie chce w przyszłym Sejmie mieć w swoich szeregach silnej frakcji anti-choice. Polityczny zysk z jej istnienia jest dla partii minimalny, a obciążenie, jakie stwarzają osoby ciągle niezdolne wyjść poza „kompromis” z lat 80. – znaczne. Według badań Ipsos dla OKO.press z maja tego roku aż 88 proc. wyborców Koalicji Obywatelskiej opowiada się za prawem kobiety do przerwania ciąży do 12. tygodnia. Przeciw jest tylko 8 proc. badanych. Tusk musi mieć podobne, robione przez partię badania, pokazujące, że elektorat anti-choice jest wśród wyborców KO nieznaczny i nie można układać list pod jego potrzeby. PO, składając takie, a nie inne deklaracje w sprawie aborcji, nie tyle dokonuje ideowej wolty, ile idzie za swoim elektoratem – który w kwestiach praw człowieka staje się coraz bardziej liberalny, a na pewno nie jest już tak konserwatywny jak ten, który dał partii zwycięstwo 11 lat temu, gdy Tusk po raz ostatni wygrywał wybory.

Czy to wyklucza zjednoczenie opozycji?

Część komentatorów zinterpretowała słowa Tuska jako zapowiedź, że nie będzie jednej listy z Polską 2050 i Koalicją Polską PSL. Dla liderów i działaczy tych partii nawet zachowawcze propozycje Platformy idą bowiem zbyt daleko. Widać to zresztą było w trakcie wcześniejszej debaty na Campusie, między Szymonem Hołownią a Trzaskowskim. Dwaj politycy musieli spisać protokół rozbieżności w kwestii praw reprodukcyjnych. Hołownia, bez zaskoczenia, stał na swoim starym stanowisku: o tej sprawie powinno zadecydować referendum.

Posłanka KO: Większość społeczeństwa chce pracować cztery dni w tygodniu

Czy to jednak, nawet w kontekście deklaracji Tuska ze środy, wyklucza jedną listę Polski 2050, PSL i KO? Na pewno czyni ją mniej prawdopodobną. Zwłaszcza PSL, pamiętając, co stało się w wyborach europejskich w 2019 roku, będzie robić wszystko, by maksymalnie zdystansować się od komitetu wyborczego, który byłby „zbyt progresywny” dla konserwatywnego elektoratu tej partii i wystawiałby ją na ataki PiS, jego mediów i zblatowanej z tym kompleksem części polskiego Kościoła katolickiego.

Nic jednak nie wskazywało do tej pory, by partie opozycyjne realnie prowadziły rozmowy o zjednoczeniu. Żądanie to formułowali głównie najbardziej aktywni sympatycy PO. Jeszcze przed tegorocznym Campusem wszystko wskazywało na to, że opozycja pójdzie w trzech blokach: PSL Koalicja Polska najpewniej porozumie się z Hołownią, a Lewica raczej nie zdecyduje się na start z PO. Jeśli nie uzasadniałyby tego naprawdę nadzwyczajne okoliczności, wspólny start sejmowej lewicy z partią Tuska skończyłby się bowiem pewnie secesją i próbą samodzielnego startu Razem.

Można jednak sobie wyobrazić nadzwyczajne okoliczności, które zmuszą całą opozycję do wspólnego startu. Przede wszystkim w postaci nowej ordynacji wyborczej, zwiększającej liczbę okręgów i podnoszącej efektywny próg wyborczy. W takiej sytuacji konsolidacja opozycji będzie koniecznością, kampanię zdominuje temat walki z „oszustwem wyborczym” PiS, a takie kwestie jak aborcja zejdą na dalszy plan. Wtedy o deklaracjach Tuska z Campusu mało kto będzie pamiętał, a lider PO będzie się mógł w razie czego tłumaczyć, że kandydaci rekomendowani przez PO są zwolennikami liberalizacji aborcyjnych przepisów, jak obiecywał, ale konieczność wymusza wspólny start z bardziej konserwatywnymi siłami politycznymi.

Lewica traci monopol na cywilizacyjne minimum

Niezależnie od tego, jak wystartuje opozycja, prawdopodobieństwo tego, że następny Sejm faktycznie skutecznie da Polkom prawo wyboru, nie jest wysokie. Nie wiadomo, czy KO i Lewica zbiorą w nim konieczną większość. Jeśli nawet tak się stanie, to na pewno nie będą dysponowały głosami, by odrzucić weto prezydenta Dudy – Polska 2050 i Koalicja Polska w tym raczej nie pomogą. A nawet gdyby, to prawica ma jeszcze możliwość zablokowania aborcji przez Trybunał Konstytucyjny. Jeśli droga sejmowa skończy się ślepą uliczką, to PO może dać się przekonać do argumentów Hołowni, że nie ma wyjścia i w tej sprawie trzeba zorganizować referendum.

Deklaracje Tuska i Trzaskowskiego są jednak znaczące. Politycznie oznaczają one przede wszystkim to, że monopol lewicy na reprezentowanie w Polsce cywilizacyjnego minimum praw człowieka – oczywisty jeszcze przed wyrokiem Trybunału Przyłębskiej, gdy Platforma pozostawała partią „kompromisu aborcyjnego” – zaczyna się kruszyć. Polskie centrum staje się, przynajmniej w deklaracjach, trochę bardziej liberalne, bliższe temu, co jest oczywistością w większości krajów rozwiniętych.

Deklaracje z debaty Trzaskowski–Tusk padają po długim okresie, w którym Platforma na różne sposoby próbowała sięgać po nieprawicowy elektorat. Tusk, zanim zapowiedział uporządkowanie problemu lobby anti-choice w swojej partii, wzywał między innymi do podwyżek dla nauczycieli, mówił, że mieszkanie nie może być niedostępnym młodym ludziom luksusem, wdawał się w polemikę z nieszczęsnym podręcznikiem do Historii i Teraźniejszości Wojciecha Roszkowskiego.

Można różnie oceniać wiarygodność podobnych deklaracji. Na tle praktyki rządów z okresu 2007–2014 czy poglądów najbardziej aktywnych w mediach społecznościowych sympatyków Tuska faktycznie nie zawsze wypadają one najbardziej wiarygodnie. Jednak jak szczere by nie były, zmieniają dynamikę polityczną. Platforma nie jest może jeszcze partią progresywną, nie mówiąc o lewicowej, jednak coraz wyraźniej traci konserwatywną kotwicę, która przesuwała całą polską scenę polityczną nienaturalnie na prawo.

„Bezpieczna Rodzina” ruszyła w trasę po Polsce

Dla lewicy to z jednej strony problem. Taka PO, zwłaszcza gdyby Tuska zastąpił Trzaskowski, może podbierać jej elektorat. Z drugiej strony bez przesunięcia w lewo całej sceny politycznej kilka kwestii, które domagają się w Polsce od dawna załatwienia, nigdy nie zostanie załatwione. Nie trzeba planować głosu na PO, by docenić, że Platforma nie mówi tym samym głosem co w czasach, gdy jej kandydatem na premiera był Jan Maria Rokita, a walczącym o przywództwo w partii politykiem Jarosław Gowin. Dziś PO ma zupełnie inny elektorat, ten obsługiwany przez podobnych polityków jest już gdzie indziej. I jak konserwatywne nie byłyby odruchy polityków PO, muszą oni podążać za swoim wyborcą.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij