Kraj

Posłanka KO: Większość społeczeństwa chce pracować cztery dni w tygodniu

W Platformie Obywatelskiej od jakiegoś czasu rozmawialiśmy na temat reform rynku pracy związanych z wyzwaniami, które niesie przede wszystkim wszechobecna rewolucja cyfrowa. Jak pokazują badania, Polacy znajdują się wśród tych społeczeństw UE, które pracują najwięcej i najciężej – mówi posłanka Aleksandra Gajewska.

Mateusz Socha: Podczas ostatnich konferencji Donald Tusk zapowiedział programy pilotażowe czterodniowego tygodnia pracy, jeśli Koalicja Obywatelska doszłaby do władzy. Czy zapowiedzi przewodniczącego PO były dla pani zaskoczeniem?

Aleksandra Gajewska: Absolutnie nie. W Platformie od jakiegoś czasu rozmawialiśmy już na temat reform rynku pracy związanych z wyzwaniami, które niesie przede wszystkim wszechobecna rewolucja cyfrowa. Jak pokazują badania, Polacy znajdują się wśród tych społeczeństw UE, które pracują najwięcej i najciężej. Czas pandemii, z którą przyszło nam się zmierzyć, udowodnił, że zmiany w organizacji pracy są możliwe i często przynoszą korzyść zarówno po stronie pracownika, jak i pracodawcy. Badania pokazują zresztą, że 69 proc. naszego społeczeństwa chciałoby pracować cztery dni w tygodniu.

Czy widzi pani może też inne pomysły, jak można próbować się przystosowywać do zmieniającego się rynku pracy?

Z całą pewnością trzeba uwzględnić te naturalne procesy w reformie edukacji, a także szkolnictwa wyższego. Mamy przecież wiele badań pokazujących, że niektóre dotychczas wykonywane zawody znikną – zostaną zautomatyzowane. Niezbędne jest więc wyposażenie społeczeństwa w nowe kompetencje cyfrowe rozumiane szerzej niż tylko te związane z rynkiem pracy. Absolwent szkoły średniej powinien znać i móc wykorzystywać minimum jeden język programowania. Chcąc budować konkurencyjność naszej gospodarki, musimy postawić na innowacje i nowe technologie. Powinniśmy być pionierami w tym obszarze, a przecież już teraz polscy programiści są jednymi z najbardziej cenionych na świecie. Również gałąź szkolnictwa wyższego wymaga od nas większego nacisku na tzw. wdrożeniowość.

Szkoły w tym kształcie nie ma sensu ratować

Mówi pani o zmianach w edukacji, czy to oznacza, że proponowany pilotaż czterodniowego tygodnia pracy wiąże się również z propozycjami zmian w systemie edukacyjnym? I jakie to mogą być zmiany?

Tak jak wspomniałam, rewolucja cyfrowa, której jesteśmy świadkami, wymaga od nas spojrzenia na nowo nie tylko na rynek pracę, ale i edukację. Pytanie, co zrobić, by polska szkoła się przygotowywała na zmieniającą się rzeczywistość rozumianą szerzej niż tylko rynek pracy. Globalnie brakuje 2,72 miliona specjalistów od cyberbezpieczeństwa. To ma kolosalne znaczenie dla funkcjonowania przedsiębiorstw, ale to temat na inną rozmową.

Chciałabym tylko zaznaczyć pewne zjawisko, z którym będziemy mieli coraz wyraźniej do czynienia. Ale nasze myślenie i dyskusja o zmianach w systemie edukacji nie mogą dotyczyć jedynie tego, w jakie narzędzia czy technologie wyposażyć uczniów, aby dostosować ich umiejętności do rynku pracy przyszłości. Jestem zwolenniczką myślenia holistycznego. Rozwój AI stawia przed nami całkiem nowe wyzwania, również te moralno-etyczne.

Jeżeli pozwolimy naszym dzieciom myśleć, przyszłość może być dobra

Dyskusja na temat zmian w systemie edukacji jest potrzebna i powinna dotyczyć zarówno kompetencji technologicznych, jak również rozwoju kompetencji miękkich. Jak odróżniać fake newsy od informacji, jak walczyć z dezinformacją, ale też jak zachowywać się etycznie i walczyć z hejtem w internecie.

W swoich postulatach, które można przeczytać na pani stronie internetowej, wymienia pani poprawę warunków w ochronie zdrowia i edukacji. Czy możliwe jest wprowadzenie krótszego tygodnia pracy i pogodzenie tego z faktem, że w ochronie zdrowia i w szkołach mamy deficyt pracowników?

Deficyt pracowników w ochronie zdrowia i edukacji bierze się właśnie przede wszystkim ze złych warunków pracy i niskiej płacy. My chcemy to zmienić. Postulujemy chociażby 20 proc. podwyżki wynagrodzeń dla pracowników sfery budżetowej. Zaproponowana przez PiS podwyżka dla nauczycieli w wysokości 4,4 proc. przy realnie 20 proc. inflacji to żart. Godna płaca, wzrost prestiżu zawodu, dobre warunki pracy – to podstawowa recepta na deficyt pracowników. Od tego musimy zacząć, i to jak najszybciej. Nie dziwię się, że wiele osób odchodzi z tych zawodów, biorąc pod uwagę rosnące koszty życia, raty kredytowe i świadomość, że w tzw. korpo mogą zarobić trzy razy więcej.

Czy podwyżki wystarczą do uzupełnienia kadr w budżetówce?

Tak jak wspomniałam, 20 proc. podwyżki dla sfery budżetowej to jest absolutnie minimum, które teraz proponujemy. Czas skończyć z myśleniem o pracy w budżetówce jako niskopłatnej. Jeśli chcemy żyć w nowoczesnym państwie ze sprawną administracją i dobrymi usługami publicznymi, praca w tych obszarach musi być stosunkowo konkurencyjna wobec rynku prywatnego.

Zresztą biorąc pod uwagę demografię, tzw. wydatki społeczne będą w coraz większym stopniu obciążały budżet państwa. Pewnych rzeczy nie da się już po prostu nie zrobić, bo inaczej czeka nas prawdziwa zapaść. Obecnie średni wiek pielęgniarki w Polsce to 53 lata. W roku 2050 osoby w wieku 60+ będą stanowiły 40 proc. ogółu ludności Polski – to dane GUS. Jeśli nie chcemy katastrofy społecznej, to musimy już dziś zrobić wszystko, aby zadbać o zdrowie tych osób. Czterodniowy tydzień pracy to również inwestycja – i może w tym wymiarze powinien być rozpatrywany. Inwestycja w zdrowie obywateli, a więc jednocześnie w odciążenie służby zdrowia w przyszłości.

Zwolennicy czterodniowego tygodnia pracy czasami mówią o nim jak o leku na wszelkie zło: przepracowanie, brak czasu na rodzinę, małą produktywność, niezadowolenie z pracy, zbyt małą elastyczność. Czy sektor publiczny rzeczywiście zostanie „uleczony” przez tę zmianę?

Tak jak wspomniałam, sektor publiczny musi odpowiadać na wyzwania współczesności. Badania pokazują, że ostatnie lata, a szczególnie pandemia, wzmogły syndrom tzw. wypalenia zawodowego. Czytamy o tym, że kolejni „Nauczyciele roku”, a więc czołówka tych, o których powinniśmy dbać i których powinniśmy zatrzymać w służbie publicznej, odchodzą z zawodu. Takie myślenie – „propracownicze”, sprzyjające ich motywacji i potęgujące zaangażowanie, w sektorze publicznym jak najbardziej może być strzałem w dziesiątkę. Choć tak naprawdę rozmawiamy tu o oczywistościach.

Ekonomia fuchy, czyli jak zburzyć poczucie stabilności pracy

Czy takie rozwiązanie nie stanowi zagrożenia dla polskiego sektora publicznego, którego pracownicy, aby wypełnić pojawiające się luki, będą brali drugi etat lub nadgodziny?

Właśnie po to chcemy przeprowadzić pilotaż, aby sprawdzić, jak takie rozwiązanie funkcjonowałoby w Polsce na masową skalę. Jestem dobrej myśli i wierzę, że będziemy świadkami wzrostu efektywności pracy. Jeśli pewne rozwiązania sprawdzają się we Francji, Wielkiej Brytanii czy w Japonii, to dlaczego mają nie sprawdzić się u nas? Jeszcze kilka lat temu nie myśleliśmy, że będziemy pracować zdalnie – przyszła pandemia i okazało się, że jednak można. Zarówno szkoły, urzędy, jak też firmy prywatne przeszły na pracę zdalną czy hybrydową. Ja również jako posłanka pracowałam zdalnie, odbywały się zdalne głosowania itp.

Skrócony tydzień pracy? Super, będzie można znaleźć dodatkową robotę

Na pewno część naszych czytelników pamięta proces wprowadzania wolnych sobót. Jego autorzy i wykonawcy również mierzyli się z takimi wątpliwościami i ryzykami. Uważam, że odpowiednie badania, konsultacje i późniejsza stopniowość realizacji pomogą nam się z nimi efektywnie zmierzyć.

Co skrócony tydzień pracy oznacza dla pracowników etatowych? Czy są to te same pieniądze za zmniejszone godziny pracy, czy może jednak będzie miało to swoje konsekwencje również w wypłatach?

Chcielibyśmy przetestować zasadę 100 proc. płacy za 80 proc. czasu pracy przy zachowaniu dotychczasowej efektywności. Nie ma powodu, by za taką samą efektywność, a być może nawet większą, pracownik otrzymywał niższe wynagrodzenie. Z pewnym optymizmem obserwujemy, że w najbogatszych państwach świata od lat spada średnia liczba przepracowanych godzin pracy, a jednocześnie społeczeństwa się bogacą.

Piętnastogodzinny tydzień pracy? Czemu nie?!

czytaj także

Skrócony tydzień pracy może oznaczać dla pracowników mniej stresu, mniejsze ryzyko wypalenia zawodowego i wzrost poziomu zadowolenia z życia. Widzimy też określone pozytywne skutki dla firm. Jak pokazują prognozy z państw, w których takie pilotaże mają miejsce, dochody przedsiębiorstw nie spadają, czas pokaże, czy jest nawet szansa na wzrost. Mówię tu o pewnych „jaskółkach”, dzięki którym łatwiej będzie nam podjąć decyzje o konkretnych systemowych badaniach. Ale jak mantrę będę powtarzać: najpierw badania i konsultacje, później odpowiedzialne zmiany.

Czy przez krótszy tydzień pracy zyskają również młodzi – będą mieli łatwiej w znajdywaniu sobie pracy?

Myślę, że dla młodych ludzi takie rozwiązanie jest bardzo pozytywne. Pozwalałoby to łatwiej znaleźć pracę choćby studentom, którzy na co dzień studiują, a jednocześnie pragną łączyć naukę z pracą zawodową. Poza tym na rynek pracy obecnie wchodzi tzw. pokolenie Z – osoby urodzone pod koniec lat 90. i na początku XXI wieku. Za dwa lata 25 proc. pracowników będą stanowiły właśnie osoby z tej generacji! Musimy zmieniać rynek pracy tak, aby dostosowywać go również do zmian zachodzących w społeczeństwie.

A to „najnowsze” pokolenie, jest całkiem inne niż pokolenie ich rodziców. Mają inne cele i inną hierarchię wartości, w której dobra materialne ustępują miejsca pasji czy chęci rozwoju. Efektywność pracy jest dla nich ważna nie tyle dla samej pracy, ile raczej możliwości wygospodarowania czasu wolnego. Młodzi chcą żyć zgodnie ze swoimi wartościami. Po prostu stwórzmy im do tego warunki.

**

Aleksandra Gajewska – działaczka samorządowa, polityczka, posłanka Koalicji Obywatelskiej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij