Świat

Klęska w Afganistanie to znak, że kończą się rządy Zachodu nad rynkami świata. Ale nowy model nie będzie lepszy

Neoliberalizm rozpoczął się, gdy imperialistyczna ekspansja Zachodu trafiła na mur. Dziś ten okres dobiega końca. Klęska USA w Afganistanie zwiastuje schyłek ery neoliberalnej i dominację nowego systemu – kapitalizmu autorytarnego.

Epoka neoliberalizmu, która nastała wraz z porażką Amerykanów na wojnie w Wietnamie, kończy się porażką Amerykanów na wojnie w Afganistanie. I na wojnie z terrorem. I na wojnie z narkotykami.

Zdjęcia na twitterowych feedach, ekranach telewizorów i grupowych czatach opowiadają koszmarną historię tych, których czeka śmierć z rąk talibów albo poddaństwo. Przyszłość kobiet, szyitów i każdego, kto współpracował z siłami zbrojnymi USA lub Wielkiej Brytanii czy upadłym reżimem, zapowiada się ponuro. „Chuligani absolutu” – jak nazwał ich politolog Tom Nairn [w swoich rozważaniach na temat zamachów 11 września – przyp. tłum.] – znów przejmują panowanie nad Afganistanem.

Trudno mi nie myśleć o Afgańczykach, których poznałem w obozie dla uchodźców w Belgradzie w 2015 roku. Jeden z mężczyzn został postrzelony w nogę na służbie w afgańskim wojsku u boku brytyjskich oddziałów. Przewieziono go do szpitala w Cardiff, gdzie zdrowiał przez rok. Potem jednak odmówiono mu prawa do azylu i wysłano z powrotem do Afganistanu. Wiedząc, że talibowie zabiją jego i całą jego rodzinę, na sztywnej nodze przywędrował z siostrą i jej dziećmi aż do Europy.

Czy zawrócono ich z granicy Unii Europejskiej? Zabito? Starałem się utrzymać kontakt na Facebooku, ale nie mam pojęcia, co się z nimi stało.

Nocami myślę o Kabulu [reportaż]

Trudno mi nie myśleć o tych 32 tysiącach Afgańczyków starających się o azyl, którym od 2001 roku do teraz Wielka Brytania wystawiła odpowiedzi odmowne, jak pisał serwis openDemocracy. Czy brytyjskie samoloty deportowały ich bezpośrednio przed pluton egzekucyjny?

Trudno mi nie myśleć o słowach mojej babci, która zbliżała się do dziewięćdziesiątki, kiedy w 2001 roku zaczęła się inwazja NATO. „Nie dała nam nauczki druga wojna afgańska?” – pytała mnie, nastolatka. Chodziło jej o najazd Brytyjczyków w 1878 roku, jedno pokolenie przed jej urodzeniem.

Trudno mi nie myśleć o sprawozdaniach z pierwszej wojny brytyjsko-afgańskiej rozpoczętej w 1839 roku, kiedy to brytyjska armia najechała kraj, została odparta, a następnie ponownie najechała w ramach „odwetu”, mordując, gwałcąc i głodząc całe wioski, które napotkała po drodze – po to, aby zmienić to żywe, ludzkie społeczeństwo w strefę buforową dla swojej indyjskiej kolonii. Ta historia nie ma dwudziestu lat, ale dwieście.

Trudno mi nie myśleć o wojnie z narkotykami. Gdybyśmy – zamiast kryminalizować heroinę i wpychać środkowoazjatyckich hodowców maku prosto do kieszeni talibów – zalegalizowali narkotyk i go uregulowali, gdzie byśmy byli teraz?

Nie tylko Afganistan. Nadciąga złoty wiek dżihadu

Trudno mi nie wyobrażać sobie, dlaczego tylu nastoletnich chłopaków i młodych mężczyzn, którzy nie znają innego życia niż pod NATO-wską okupacją, tak desperacko pragnie obalić swój rząd, że sprzymierzą się z obcymi bojownikami i zaczną zabijać własnych sąsiadów.

I trudno mi nie zastanawiać się nad tym, że brytyjska prasa nie zadaje tych pytań. Na dwadzieścia lat wojny, dwadzieścia lat rzekomej budowy państwa przez sojusz, który miał być najpotężniejszym w historii człowieka, machnięto ręką w ciągu kilku dni.

Tak kończy się neoliberalizm. I jak widzimy dziś w Kabulu, to, co nadchodzi po nim, wcale nie musi być lepsze.

Debata o końcu neoliberalizmu

W ostatnim czasie wywiązała się debata na temat tego, czy neoliberalizm umiera, czy tylko się przeobraża. Fakty takie jak zgoda G7 – przynajmniej deklaratywna – na wprowadzenie globalnego minimalnego podatku dla korporacji skłoniły historyka gospodarki Adama Tooze’a do stwierdzenia, że upadł konsensus elity wokół neoliberalizmu jako idei.

Jak zauważył współzałożyciel openDemocracy Anthony Barnett, szczególną cechą neoliberalizmu w jego szczytowym momencie było to, że elity w ogóle zaprzeczały jego istnieniu. „Równie dobrze można by debatować o tym, czy po lecie nadchodzi jesień” – stwierdził w 2005 roku Tony Blair w debacie na temat globalizacji zachodnich rynków.

To nie ideologia, mawiali, ale logika, kolej rzeczy, realia. Ostatnio nawet „Financial Times” zaczyna zadawać pytanie, czy neoliberalizm działa – i używa wstydliwego słowa na „n”. Największe think tanki tej ideologii również powróciły do posługiwania się wprost tym pojęciem. Idea neoliberalizmu już nie jest „zdroworozsądkowa” – dziś okazuje się, że wymaga obrony.

Z drugiej strony dziennikarka ekonomiczna Grace Blakeley uważa, że neoliberalizm żyje i ma się dobrze. W maju pisała w „Tribune”: „Państwo neoliberalne nie jest państwem minimalnym, ale właśnie państwem zaprojektowanym tak, by dbać o interesy kapitału”. COVID-owe bailouty, stwierdziła Blakeley, nie oznaczają końca neoliberalizmu. „Państwa wydają więcej, ponieważ – znowu – trzeba poratować wielki biznes i wielką finansjerę”.

Miesiąc później historyk Quinn Slobodian słusznie wskazał na ideologiczne związki między nową prawicą nacjonalistyczną – wszelkimi trumpami, bolsonarami i brexitowcami – a prawicą neoliberalną. Ojcowie neoliberalizmu byli znacznie zagorzalszymi rasistami, niż zazwyczaj nam się to mówi, a natywistom nowej prawicy znacznie bliżej do wielkiego kapitału, niż mają ochotę przyznać.

Skoro były główny doradca Donalda Trumpa, Steve Bannon, wychwala Hayeka – a wychwala – to czy on także nie jest neoliberałem?

Piszący dla Novary James Meadway i redaktor działu ekonomicznego openDemocracy Laurie Macfarlane dowodzą, że trwająca właśnie zmiana porządku międzynarodowego wygląda raczej na przejście od neoliberalizmu do kapitalizmu autorytarnego, przykłady znajdując w sukcesie gospodarczym Chin czy łamaniu przez Donalda Trumpa międzynarodowych traktatów handlowych, podyktowanych swego czasu przez neoliberałów.

I dopiero w tym kontekście możemy zrozumieć odwrót i przegraną Stanów Zjednoczonych w Afganistanie.

Wytrych plutokratów

Neoliberalizm zazwyczaj określa się jako ideologię opracowaną przez słynne think tanki i uniwersyteckie wydziały ekonomiczne anglo-amerykańskiego świata: przekonanie, że należy zredukować państwo do minimum i pozwolić rynkowi na zupełną swobodę.

Moim zdaniem jednak nie jest to najtrafniejsze ujęcie istoty neoliberalizmu. Badania opinii publicznej w krajach całego świata konsekwentnie wykazują, że neoliberalne pomysły takie jak prywatyzacja, niskie podatki dla bogatych czy deregulacja są wysoce niepopularne. A jednak triumfują od czterdziestu lat. Neoliberalizm jest ideą, ale nie dlatego podbił świat, że ta idea odniosła sukces.

Miliarderom demokracja nie przeszkadza

Badacz ekonomii politycznej William Davies podał bodaj najbardziej zwięzłą definicję, ujmującą neoliberalizm jako proces socjologiczny: „odczarowanie polityki przez ekonomię”. Takie ujęcie trafia w sedno tego, co się stało: przeniesienia decyzyjności ze sfery politycznej do sfery rynku. Od modelu „jeden człowiek – jeden głos” przeszliśmy do modelu „jeden dolar (albo funt, albo euro, albo juan, albo ich milion) – jeden głos”.

W pierwszej połowie XX wieku kobiety i robotnicy zdobyli prawo do wybierania rządów krajowych. A w ostatnim ćwierćwieczu ubiegłego stulecia wybrani w ten sposób członkowie rządów przekazali władzę komu innemu, tak by większość ludzi nigdy się do niej nie zbliżyła.

Ja jednak wolę widzieć neoliberalizm inaczej: w ramach procesów historycznych i geopolitycznych.

Geopolityka chciwości

Przez kilka stuleci dominującą formą kapitalizmu pozostawał kolonializm. Ludzie, którzy mieli pieniądze, zorientowali się, że jednym ze świetnych sposobów zarobienia jeszcze większych pieniędzy jest posłanie kogoś na nowe tereny, żeby je grabił.

Zasada podwójnego zapisu w księgowości, wymyślona w średniowieczu w północnych Włoszech, pozwalała przedsiębiorcom stale panować nad swoim kapitałem, zdolnością kredytową, pożyczkami i inwestycjami. Nowy system został przyjęty m.in. przez Krzysztofa Kolumba, który w swój osławiony rejs z 1492 roku zabrał królewskiego księgowego.

Wkrótce Europejczycy stali się światowymi specjalistami w dziedzinie akumulacji kapitału za sprawą kolonialnej przemocy: stąd ludobójstwa w obu Amerykach i Australazji, brutalny podbój Azji Południowej i Południowo-Wschodniej przez Kompanię Wschodnioindyjską, morderczy wyścig o Afrykę oraz wojny opiumowe, by podać zaledwie garść przykładów. Panowanie nad globalnymi rynkami pomogło doprowadzić do rewolucji przemysłowej, która z kolei wzmogła cały proces.

Amerykanie europejskiego pochodzenia skwapliwie poszli za przykładem Starego Kontynentu, podbijając i wytrzebiając „dziki” Zachód. Obie Dakoty, stan Waszyngton, Idaho, Wyoming i Utah zostały włączone do Stanów Zjednoczonych pod koniec XIX wieku, Nowy Meksyk i Arizona w 1912 roku, a Hawaje i Alaska w 1959 roku. Równocześnie postępowała de facto kolonizacja większości Pacyfiku (Filipiny były kolonią USA w latach 1898–1946, a Mikronezja pozostawała pod ich administracją w latach 1945–1986).

Ekspansja amerykańskiego imperium na zachód napotkała przeszkodę w postaci kontynentu azjatyckiego, gdzie wpadła na siły Chin i Rosji. Ofensywa Tết w Wietnamie w 1968 roku oznaczała nie tylko porażkę militarną, lecz także kolejne powstania ludowe w całym świecie Zachodu.

Niezdolny do przebicia się na nowe terytoria, ale dominujący większość pozostałej części Ziemi, zachodni kapitał stanął pod ścianą. Po krótkim flircie z podróżami w kosmos nie był pewien, dokąd dalej iść. Kolonizacja „nowych miejsc” przestała być dla kapitału taka prosta.

Zazwyczaj myślę o neoliberalizmie jako odpowiedzi zachodniego kapitału i państw z nim sprzymierzonych – pod przewodnictwem kapitału i państwa amerykańskiego – na pojawienie się tej ściany. Stanowił on próbę stworzenia pojedynczego, globalnego rynku, z głównym ośrodkiem w postaci USA i – do pewnego stopnia – Europy Zachodniej. To nie przypadek, że próba ta nastąpiła wkrótce po rozpadzie większości Imperium Brytyjskiego. Pod wieloma względami właśnie na miejsce starego imperium pragnęli wejść Amerykanie ze swoim globalnym rynkiem.

Klęska USA w Iraku, a teraz w Afganistanie, stanowi cezurę tamtej epoki.

„Rozłupać niebo i zatrząść ziemią”

Dwa wynalazki, oba dokonane w 1947 roku, przyspieszyły odejście od tradycyjnego imperializmu, znosząc znaczną asymetrię przemocy pomiędzy kolonizatorem a kolonizowanym. Karabinek szturmowy AK-47 i toyotę hilux – w przeciwieństwie do ich poprzedników – da się naprawić w terenie, kiedy się zepsują albo zatną, a ich powszechna dostępność stanowi tani i dostępny środek masowej przemocy. Narzędzia wojny uległy demokratyzacji. Rosła siła powstańców.

Podobnie znacząco zmieniły się technologie komunikacji. Świat stał się lepiej połączony niż kiedykolwiek wcześniej, a – jak w zeszłym roku opisał to Anthony Barnett – bunty roku 1968 wytworzyły poczucie globalnej wspólnoty.

Brutalne realia imperium zawsze kontestowano w jego centrach. W maju 1840 roku, podczas pierwszych wojen opiumowych, William Gladstone zapisał w dzienniku, że żyje „w strachu przed Bożym osądem Anglii za naszą narodową nikczemność wobec Chin”. Jednak odpoówczwiedni miks plądrowania, patriotyzmu i propagandy zabezpieczał społeczne przyzwolenie wystarczające do tego, by system mógł działać.

Krew na piasku, krew w piach

Gdy jednak łupów zabrakło, bo imperialny kapitał doszedł do swoich geograficznych granic, zaczęły się też rozpadać systemy propagandy. Ofensywa Tết nie oznaczała tylko tyle, że wojskowa fortuna uśmiechnęła się do kogoś innego. Kiedy północnowietnamskie wojska otrzymały rozkaz, by „rozłupać niebo i zatrząść ziemią”, właśnie to uczyniły – ale nie tylko w tym sensie, w którym wyobrażali to sobie ich dowódcy.

W Stanach Zjednoczonych pod strzechy trafiła kolorowa telewizja. Kolorowa fotografia od lat władała pierwszymi stronami gazet w tym kraju. Kiedy w poprzednich dekadach upadały europejskie imperia, siedzący w domach obywatele nigdy nie oglądali tak żywych obrazów katastrofy.

Kocie kroki neoliberalizmu

W tym samym czasie, kiedy Ameryka przegrywała wojnę propagandową w Wietnamie, wygrywała wojnę potajemną w Indonezji. Dwa miesiące po rozpoczęciu ofensywy Tết poparty przez USA Suharto został zaprzysiężony na prezydenta piątego najludniejszego wówczas kraju świata. Do 2017 roku trzeba było czekać na oficjalne potwierdzenie wymiaru zaangażowania CIA w zamordowanie miliona ludzi.

Suharto wykorzystał wykształconych w USA ekonomistów do przymusowego otwarcia rynków na kapitał amerykański, tworząc „najbardziej skorumpowany rząd w historii nowoczesności” – jak opisała to później Transparency International. Pozostał u władzy do 1998 roku.

Pięć lat po zaprzysiężeniu Suharto podobnego modelu użyto do usunięcia wybranego drogą głosowania prezydenta Chile Salvadora Allende. Pośród ryku bombowców został zastąpiony przez generała Augusta Pinocheta, któremu towarzyszyła grupka kształconych w USA doradców ekonomicznych, studentów profesora Miltona Friedmana z Uniwersytetu Chicagowskiego. Reżim Pinocheta często uważa się za pierwszy eksperyment neoliberalizmu.

Tu narodził się neoliberalizm i tutaj umiera

Jak wskazał badacz i autor książek David Wearing, ważną cechą tego systemu neoliberalnego pozostaje skłonność do sojuszy z wszelkimi brutalnymi, fundamentalistycznymi, autorytarnymi reżimami, jeśli tylko jest im po drodze z interesami zachodniego kapitału. Jak mówi Wearing, nie trzeba przeprowadzać eksperymentu myślowego, by dostrzec, w jaki sposób brytyjskie i amerykańskie rządy traktowałyby talibów, gdyby byli dla nich użyteczni. Wystarczy spojrzeć na Saudów.

Tak naprawdę – jak pokazuje w swojej wybitnej książce Doktryna szoku kanadyjska pisarka i działaczka Naomi Klein – kłamstwem jest mit, że amerykański kapitał szedł na całym świecie ramię w ramię z demokracją. Klein wyjaśnia, jak zmuszano kolejne kraje do przyłączenia się do zglobalizowanej gospodarki neoliberalnej albo przez wykorzystanie głębokich kryzysów, albo przez rządy otwartej przemocy.

Europa karleje, Ameryka puchnie

Kolejną właściwością systemu neoliberalnego jest fakt, że wobec braku nowych terytoriów do podbicia skupił się na wydobywaniu bogactwa z państw zachodnich, na których wcześniej polegał jako na swoich najważniejszych sojusznikach w podboju. Jego definiującym zjawiskiem stała się prywatyzacja.

Choć obcinanie wydatków państwa czasem należało do retorycznego programu polityków, rzadko miało miejsce w rzeczywistości. Przez całą epokę neoliberalną wydatki rządu USA utrzymały się mniej więcej na tym samym poziomie. W rzeczywistości w Waszyngtonie zaszedł proces szybkiego wzrostu wydatków na obronność, który równoważył redukcję wydatków na cele publiczne.

Stany Zjednoczone dążyły do rozprzestrzenienia swojego panowania. Tymczasem mocarstwa europejskie, doprowadzone do bankructwa przez drugą wojnę światową, w swoich imperiach stanęły w obliczu ruchów oporu ludzi wyposażonych w te AK-47 i hiluxy, a przede wszystkim w lepszą wiedzę o swoich krajach. Europejczycy obawiali się, że kolejne próby zachowania kontroli nad koloniami w końcu utożsamią ich działania z działaniami ZSRR – więc się z nich wycofali.

Jednym ze skutków tych procesów było powstanie Organizacji Krajów Eksportujących Ropę Naftową (OPEC) w 1960 roku. Wcześniej brytyjskie firmy bezkarnie kradły ropę z Bliskiego Wschodu. Teraz swojego udziału domagali się miejscowi autokraci. A w 1973 roku, kiedy szalała wojna Jom Kipur, podkręcili obroty i czterokrotnie podbili ceny ropy. Wraz z finansowym chaosem spowodowanym klęską w Wietnamie zdarzenia te sprowadziły kryzys ekonomiczny lat 70.

Richard Nixon, za radą wspomnianych już anglo-amerykańskich ekonomistów i think tanków, porzucił umowy, które od końca drugiej wojny światowej spajały zachodni socjaldemokratyczny konsensus. Oderwał dolara od parytetu złota i wprowadził nowy konsensus urynkowienia, znany jego wynalazcom jako system neoliberalny.

W kolejnej dekadzie Związek Radziecki również miał odkryć, w jaki sposób technika demokratyzuje przemoc. W Afganistanie zderzył się z uzbrojonymi przez USA mudżahedinami, którzy ostatecznie przyczynili się do upadku ZSRR. Ale to inna historia.

Ludobójstwo w kolorze

Nie ustawały próby przywrócenia kontroli nad byłymi koloniami i zapewnienia za pomocą różnorodnych mechanizmów stałego przepływu bogactwa z Globalnego Południa na Północ. Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy do pożyczek dodawały warunki znane jako „programy dostosowania strukturalnego” [w Polsce stosowano pojęcie „restrukturyzacja” – przyp. red.]. Nie robiły one nic, by zmniejszyć biedę, a wszystko, by zachodni kapitał zawsze najadł się jako pierwszy przy gospodarczym stole. Opracowano skomplikowane struktury własności korporacyjnej. Trwały tajne operacje, toczyły się wojny – zwłaszcza przeciwko reżimom, które panowały nad dużymi zasobami ropy.

Początek antropocenu: podboje, kolonizacja, niewolnictwo

czytaj także

Jednak w przeciwieństwie do czasów imperium – kiedy panowanie kolonizatorów nad podbitymi ludami było rzeczą oczywistą, nawet jeśli próbowano je opakować w opowieści o misji chrześcijańskiej lub cywilizacyjnej – tym razem procesy te pozostawały w cieniu. Zubażanie już i tak biednych zawsze jakoś uzasadniano, powołując się na „ich dobro” albo „naturalny porządek rzeczy”. Im ściślej odległe rejony globu były ze sobą połączone, tym trudniej było uniknąć skandalu w kraju wywołanego mordem, torturami i grabieżą za granicą. Warto porównać choćby ograniczoną reakcję przeciwko masowym torturom więźniów z organizacji Mau-Mau w latach 50. i 60. XX wieku z protestami przeciwko łamaniu praw człowieka przez Amerykanów na początku XXI stulecia w więzieniu Abu Ghraib w Iraku.

Zwycięstwo Wielkiej Brytanii w walce z powstaniem malajskim (1948–1960) od klęski Stanów Zjednoczonych w Wietnamie prawdopodobnie dzieliło tylko to, że Wielka Brytania mogła bezkarnie zakładać obozy koncentracyjne.

Znalazłszy się w roli głównego imperialnego mocarstwa świata, USA musiały się zmierzyć z istotnym wyzwaniem, jakim było zarządzanie własnymi obywatelami, którzy lepiej wiedzieli, co dzieje się w reszcie świata, niż obywatele któregokolwiek z wcześniejszych imperialnych ośrodków. Opracowały więc całą gęstwinę mechanizmów skrywających proces grabieży: od przekazania kontroli korporacjom przez nadanie władzy instytucjom transnarodowym po ogromny rozrost zadłużenia, zarówno za granicą, jak i w kraju – i używanie kredytu jako narzędzia kontroli.

Kłamstwa w majestacie

czytaj także

Kłamstwa w majestacie

George Monbiot

Do tych mechanizmów należała też propaganda liberalnego interwencjonizmu: idea, że zachodnie interwencje wojskowe prowadzi się dla dobra mieszkańców kraju, do którego akurat się wkracza.

Oczywiście, można przekonywać, że niektóre z tych interwencji naprawdę odbyły się dla dobra bombardowanych krajów; że lepiej im było bez reżimu, który został usunięty. To rozmowa na inną okazję. Trudno jednak utrzymywać, jakoby w szczycie neoliberalizmu naczelną motywację dla licznych bombardowań stanowiły ideały humanitarne. Brutalne reżimy nie tylko tolerowano, ale wręcz celebrowano – tam, gdzie zgadzały się na podłączenie swojego kraju do zdominowanego przez Zachód globalnego rynku.

Świt kapitalizmu autorytarnego

System zbudowany na iluzji nie może jednak bez końca przesłaniać rzeczywistości. Dwadzieścia lat temu faszystowskie grupy, zradykalizowane za sprawą obecności armii USA w Ziemi Świętej muzułmanów, ścięły dwie wieże World Trade Center i wciągnęły Waszyngton w dwudziestoletnią wojnę. A mimo że zdolność kredytowa, roztrzaskana doszczętnie w krachu finansowym z 2008 roku, w końcu odżyła, istniejące w latach 90. wrażenie uczestniczenia w bogactwie zastąpiła na Zachodzie głęboka świadomość, że coś się popsuło. Potwierdza ją tylko klęska USA w Iraku i Afganistanie. Czy jest jakaś wojna, którą USA wygrały w tym stuleciu?

Że neoliberalizm się kruszy, widzieliśmy już wcześniej. Autorytarni i nacjonalistyczni kapitaliści przejęli kontrolę nad państwami od Indii po Brazylię. A wraz z wybuchem pandemii nawet byli technokraci wolnego rynku poderwali państwo do działania.

Trump, Modi, Bolsonaro: faszystowska polityka pandemiczna

czytaj także

Trump, Modi, Bolsonaro: faszystowska polityka pandemiczna

Federico Finchelstein, Jason Stanley

Jednak klęska Stanów Zjednoczonych w Afganistanie to kolejny znak, że epoka neoliberalizmu dobiega końca. Próba zjednoczenia świata w ramach jednego rynku pod wodzą USA upadła – przynajmniej na najbliższy czas.

Ta klęska zapowiada też, co nastąpi po neoliberalizmie. Jak pisał doradca openDemocracy do spraw bezpieczeństwa międzynarodowego Paul Rogers, wiele do zyskania ma tu rząd Chin. Na początku sierpnia polityczny przywódca talibów mułła Abdul Ghani Beradar spotkał się z ministrem spraw zewnętrznych Chin Wangiem Yi. Krótki odcinek granicy pomiędzy tymi dwoma krajami znajduje się na końcu afgańskiego klina wciśniętego pomiędzy Tadżykistan a Pakistan, zwanego korytarzem wachańskim – pozostałości po XIX-wiecznych grach pomiędzy Imperium Rosyjskim a Brytyjskim.

Istnienie tego klina wraz z sojuszem z rządem talibów otworzyłby przed chińskim kapitałem nowe trasy na Bliski Wschód oraz na Zachód. Skoro w neoliberalizmie chodziło o rządy kapitału amerykańskiego, wszystko wskazuje na to, że przyszła pora na hegemonię Pekinu, a chiński system kapitalizmu autorytarnego zapanuje zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie.

Nowy Wielki Marsz. Czy już wkrótce będziemy mówić po chińsku?

Wszystko wskazuje też na to, że można temu stawić opór.

Tymczasem Afgańczycy, jak zawsze, będą tylko brukiem na czyjejś drodze do potęgi.

**
Adam Ramsay jest redaktorem magazynu openDemocracy. Należy do Szkockiej Partii Zielonych. Na Twitterze: @adamramsay.

Artykuł opublikowany w magazynie openDemocracy na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij