Czy europejskie muzea zwrócą zrabowane artefakty?

Czy europejskie muzea mogą pilnować publicznej dostępności artefaktów, stawiając określone warunki przy zwrotach, czy też stanowi to przejaw neokolonialnego protekcjonalizmu?
„Brązy z Beninu” z kolekcji British Museum. Fot. Mike Peel/Wikimedia Commons

Czołowe zachodnie muzea są pełne eksponatów pozyskanych w wątpliwy sposób – wiele pochodzi z kolonii, niektóre odebrano siłą, inne po prostu ukradziono. W ostatnich latach rośnie nacisk na europejskie przybytki kulturalne, aby zwróciły artefakty prawowitym właścicielom. Czyżby British Museum i Luwrowi groziło opustoszenie?

Konflikty wokół eksponatów muzealnych to nic nowego – ani na świecie, ani w Europie, ani nawet w Polsce. W naszym przypadku cyklicznie wraca temat zwrotu dóbr wywiezionych do Szwecji w czasie potopu, a bezustannie trwają poszukiwania dzieł sztuki zrabowanych w czasie II wojny światowej. Do polskich muzeów wracają obrazy znalezione w zagranicznych muzeach i na prywatnych aukcjach, takie jak Żydówka z pomarańczami. Z drugiej strony te same instytucje niechętnie oddają zagubione eksponaty, które odnalazły się w Polsce.

Europa Wschodnia jest traktowana jak rosyjska kolonia

Z podobnymi sytuacjami spotkamy się w praktycznie każdym państwie. Od wznoszonych co jakiś czas przez Włochów apeli o oddanie Mona Lisy po wysiłki Grecji na rzecz zwrócenia marmurów partenońskich, wywiezionych do Londynu z będących wówczas pod osmańską kontrolą Aten przez hrabiego Elgina, który przy okazji poważnie uszkodził część zabytków na Akropolu. Na jeszcze większą skalę rabowano jednak kolonie i obecnie to spoza Europy najczęściej dobiegają żądania zwrotu artefaktów.

Pamiątki z kolonialnej przeszłości

W zbiorach British Museum znajduje się ok. 8 milionów przedmiotów, z czego duża część pochodzi z innych kontynentów. Mówimy więc o milionach artefaktów z Azji i Afryki zaledwie w jednym muzeum. Europejskie instytucje kulturalne gromadziły tak bogate kolekcje przez kilka stuleci, ale największy przypływ nastąpił w XIX wieku, gdy z jednej strony wzrosło społeczne zainteresowanie dziedzictwem historycznym i kulturowym, a z drugiej zachodnie mocarstwa zyskały niemal nieograniczoną możliwość zdobywania interesujących eksponatów w swoich koloniach.

Biały zawsze był panem. Dzieje biedy w Ameryce Łacińskiej

W wyidealizowanej wizji zapełniania zbiorów muzealnych zobaczylibyśmy dzielnego odkrywcę, który wykopuje spod ziemi zagubione rzeźby, amulety i narzędzia, aby ocalić je przed zapomnieniem. Niczym Indiana Jones powstrzymuje złoczyńców przed zagarnięciem artefaktów i dla ogólnego dobra umieszcza je w muzeum. Bliższa rzeczywistości wydaje się jednak postać Belloqa, który w Arce Przymierza nie ukrywa swoich intencji, stawiając osobiste korzyści ponad jakikolwiek interes społeczny. Zresztą sam dr Jones nie zawsze był aż tak szlachetny. Na przestrzeni filmowej serii nieraz zdarzało mu się niszczyć zabytki i handlować artefaktami.

Dla „poszukiwaczy skarbów” doby kolonialnej stanowiło to codzienność. Artefakty postrzegano przede wszystkim jako cenny towar, a równie normalne było pozyskiwanie ich drogą podboju i wysyłanie do metropolii po zwycięstwach wojsk kolonialnych. W związku z tym rodowód licznych eksponatów muzealnych jest moralnie wątpliwy, często wręcz splamiony krwią. To z kolei prowadzi do żądań oddania narodom postkolonialnym ich dóbr kulturowych, które bywają pojmowane w kategoriach sprawiedliwości dziejowej, jako element rozliczenia z trudną przeszłością.

Taka argumentacja coraz częściej znajduje uznanie wśród europejskich społeczeństw, podczas gdy rządzący widzą w zwracaniu artefaktów szansę na korzyści polityczne – chociażby poprzez polepszenie relacji z danymi państwami. Nieprzypadkowo zwrotom często towarzyszą spotkania wysokiego szczebla oraz składanie formalnych przeprosin za kolonializm.

Muzealne artefakty opuszczają Europę

We Francji prezydentura Emmanuela Macrona przyniosła istotną zmianę w stosunku do kolonialnej przeszłości oraz zagrabionych dóbr kulturowych, które wcześniej uważano za niezbywalne i nieoddawalne. Poczyniono kroki na rzecz zwrócenia przynajmniej części zrabowanego dziedzictwa historycznego krajów afrykańskich oraz azjatyckich, co oznacza transfer wybranych eksponatów z Musée Guimet czy też Musée du quai Branly (paryskie muzea sztuki pozaeuropejskiej) do Senegalu, Beninu, Kambodży i innych niegdysiejszych kolonii Francji.

Nietolerancję wobec osób LGBT+ przyniósł Afryce kolonializm

W podobnym kierunku zmierzają inne zachodnie państwa, zwłaszcza te z imperialną przeszłością. Niemcy zwrócili obiekty z Namibii, pozyskane w czasie ludobójstwa z początku XX wieku. Holenderskie muzea oddały setki eksponatów Indonezji, która wyzwoliła się spod władzy Amsterdamu kilkadziesiąt lat temu. Belgia przekazała Kongu blisko sto tysięcy przedmiotów zrabowanych w czasie brutalnej okupacji afrykańskiego kraju. Mimo wszystko są to na razie kroki o ograniczonej skali, budzące mocny opór. W Wielkiej Brytanii w kontekście sporu o wspomniane marmury partenońskie słychać ostrzeżenia przed „równią pochyłą”.

Niektórzy obawiają się, że zwrot eksponatów doprowadzi do opustoszenia europejskich muzeów, ale są to reakcje zdecydowanie na wyrost. British Museum w tym momencie udostępnia szerszej publice jedynie 1 proc. swoich zbiorów. Mogłoby oddać milion przedmiotów, a większość odwiedzających nie zauważyłoby różnicy, dopóki nie dotknęłoby to kilku najbardziej znanych eksponatów. Nie oznacza to jednak, że nie istnieją bardziej zasadne wątpliwości wobec zwracania artefaktów.

Repatriacje obarczone ryzykiem

Do głównych argumentów na rzecz pozostawienia muzealnej własności w Europie należy bezpieczeństwo – kilka lat temu świat zszokowały nagrania zabytków wysadzanych w powietrze przez ISIS. Zrekonstruowana brama Isztar na ten moment wydaje się mniej narażona na uszkodzenie lub zniszczenie w Berlinie niż w Bagdadzie. Pomijając fizyczne zagrożenia, zwrot artefaktów nie gwarantuje ich udostępnienia lokalnym społecznościom, co należy do głównych argumentów za repatriacjami eksponatów.

Imperium kolonialne walczy z kolonializmem. Jak Rosja zabiega o względy globalnego Południa

Przekonano się o tym w Nigerii, do której trafiły Brązy z Beninu. Mimo że pierwotnie planowano ich umieszczenie w nowym, współfinansowanym przez Niemców muzeum, to ustępujący ze stanowiska prezydent afrykańskiego kraju postanowił oddać kilkusetletnie dzieła sztuki w ręce dawnej rodziny królewskiej, dokonując w ten sposób prywatyzacji cennego dziedzictwa kulturowego.

Cała sytuacja wywołała dyskusję na temat tego, na ile europejskie muzea mają prawo do decydowania o losie kolonialnych łupów. Czy powinny zgodnie ze swoją misją pilnować ich publicznej dostępności, stawiając określone warunki przy zwrotach, czy też stanowi to przejaw neokolonialnego protekcjonalizmu? Czasem jako kompromisowe rozwiązanie przedstawia się wypożyczanie części zbiorów i okresowe wymienianie się wystawami między muzeami europejskimi oraz ich odpowiednikami z innych kontynentów, ale dla tych ostatnich jest to raczej półśrodek. W najbliższych latach państwa postkolonialne (między innymi) będą dążyły do kolejnych repatriacji, a przynajmniej część z tych starań powinna odnieść sukces.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Artur Troost
Artur Troost
Student UW, publicysta Krytyki Politycznej
Student historii i socjologii na Uniwersytecie Warszawskim. Publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij