Unia Europejska

Europa Wschodnia jest traktowana jak rosyjska kolonia

Kolonializm, jaki Europa rozumie, to spuścizna zamorskich podbojów. Kolonializm na własnym kontynencie pozostaje w Europie nierozpoznany. Wschód Europy okazał się inny, niż spodziewał się Zachód: kolonialno-radziecka spuścizna komplikuje uproszczony, binarny podział na globalną Północ i globalne Południe.

Po upadku muru berlińskiego i zapaści ZSRR powszechnie zakładano, że Europa Wschodnia po prostu dogoni Zachód. Oswobodzone spod radzieckiego jarzma kraje miały naturalnie i spontanicznie ulec transformacji, gładko asymilując się w zachodnim porządku gospodarczym, politycznym i społecznym. Dopiero inwazja Rosji na Ukrainę pokazała, że to Zachód powinien nadążyć za politycznymi zmianami na Wschodzie.

Wschód Europy okazał się inny, niż spodziewał się Zachód: kolonialno-radziecka spuścizna komplikuje uproszczony, binarny podział na globalną Północ i globalne Południe. To dlatego zachodni uczeni postkolonialni tradycyjnie pomijają Europę Wschodnią. Teraz wojna Rosji przeciwko Ukrainie mocno uwypukliła historię brutalnych podbojów, wymuszając nowe ujęcie dyskusji o kolonializmie. Prawdziwa debata zaczyna się dopiero wtedy, gdy kolonizowani zaczynają mówić o kolonizatorach, a nie tylko o sobie.

To Rosja i Europa mają problem z ukraińską tożsamością

Ostatnio modna w kulturze i polityce Zachodu stała się „dekolonialność” – rama pojęciowa dla krytyki punktów widzenia wciąż obecnych w instytucjach, dyskursie publicznym i zachowaniu poszczególnych osób. Ten projekt oporu realizowany jest jednak głównie wewnątrz rzeczywistości zachodniej, gdzie pozostaje mocno osadzony w historii morskich imperiów i skupia się zwłaszcza na rasie.

Oprócz tego, że zachodnia dekolonialność fetyszyzuje globalne Południe (bez jakiegokolwiek znaczącego politycznego zaangażowania), nie dostrzega ona kolonialnej traumy u najbliższych sąsiadów. Zachodnie instytucje polityczne i kulturalne od dawna lekceważą perspektywy wschodnioeuropejskie, słuchając raczej Moskwy, innej imperialnej metropolii, a przy tym głównego punktu odniesienia Zachodu.

Zignorowane zostaje również pokłosie niemieckiego imperializmu w Europie Wschodniej. W latach 30. i 40. XX wieku Ukraina stała się celem zarówno dla Związku Radzieckiego, który prowadził tam politykę kolonializmu przemysłowego, jak i nazistów chcących wyzyskać ukraińskie rolnictwo dla własnego projektu imperialnego.

Akt oskarżenia przeciwko Federacji Rosyjskiej

Po drugiej wojnie światowej zachodnie postawy kolonialne wróciły pod postacią Ostpolitik kanclerza RFN Willy’ego Brandta. Stosunki między urzędnikami w Bonn i Moskwie opierały się na założeniu, że nie ma potrzeby zwracać uwagi na Europę Wschodnią, łącznie z Ukrainą: w jej imieniu przemawia radziecki aparat. Zgodnie z definicją kolonizacji skolonizowanych pozbawiono podmiotowości.

To przyczyniło się do powstania obecnej sytuacji politycznej Europy Wschodniej, gdzie dziś na potrzebę dekolonizacji europejskiej pamięci historycznej wskazują: konflikt zbrojny, autorytarny populizm, wzmocnione granice i rozbite społeczeństwo obywatelskie – a także historia najnowsza. Przecież Niemcy przybrały swoją obecną postać dopiero w 1990 roku, i to za sprawą potęgi Unii Europejskiej. W XX wieku trwalsze i stabilniejsze niż granice Niemiec były granice Ukrainy.

Najświeższym ciosem wymierzonym pamięci historycznej Europy jest dyskurs „denazyfikacyjny” wykorzystywany przez Kreml jako usprawiedliwienie ludobójczej napaści na Ukrainę. Argument jest absurdalny: Europa, a zwłaszcza jej obszar niemieckojęzyczny, ma zaakceptować, jak paliwowy faszysta uzasadnia swoje zbrodnie nawiązaniami do Holokaustu? Niestety, wielu mieszkańców Zachodu przyjmuje to za dobrą monetę. Ale Kreml przecież tylko wskrzesił retorykę nazistów: masz nie istnieć, a skoro istniejesz, trzeba cię wyeliminować.

Żeby nigdy więcej nie było za późno

Polityczna apatia Europy jest głęboko zakorzeniona w mentalności kolonialnej, którą odzwierciedla na przykład eksternalizacja problemów przez Unię Europejską. Strategia wypychania konfliktów poza granice bloku, by chronić jego wnętrze, doprowadziła do tego, że dziś Unia na wschodzie i południu ma wojny i reżimy autorytarne, co nieuchronnie powoduje napływ migrantów uciekających przed przemocą.

Ponadto typowa reakcja UE na polaryzację ideologiczną polega na ucieczce w fałszywą neutralność, mogącą rzekomo chronić ją przed „skrajnościami” istniejącymi gdzie indziej. Normatywna neutralność definiuje również podejście niektórych zachodnich instytucji kultury i mediów do głosów ukraińskich przeciwko imperialistycznej agresji Rosji.

Pozornie przeciwne prawdzie afektu, instytucje te starają się hamować wyrażanie silnych emocji, jak gdyby konflikt można było ocenić tylko z jakiejś wyobrażonej racjonalno-obiektywnej pozycji. Te spośród zachodnich instytucji kultury, które uległy podejściu do rosyjskiej wojny w duchu Realpolitik, choć wcześniej chwaliły się zaangażowaniem politycznym i radykalną dekolonialnością, dziś wycofały się do wnętrza rzekomo bezkontekstowego „białego sześcianu”: konwencjonalnej przestrzeni ekspozycyjnej, gdzie na tle nieskazitelnych ścian, w perfekcyjnym oświetleniu sztuka zapośrednicza rzeczywistość.

Reakcję tę w dużej mierze dyktuje modus operandi europejskiego pola kultury. Na jednym jego końcu leżą duże instytucje, idące po linii rządowej i stroniące od niezależnej działalności. Na drugim – kolektywy i grupy kuratorskie, które deklarują przywiązanie do demokracji uczestniczącej, ale zmierzają donikąd, ponieważ bez końca dyskutują nad każdym szczegółem i w niczym nie mogą się zgodzić. Czy instytucja jest hierarchiczna i wysoce scentralizowana, czy pozioma i uczestnicząca, zaangażowanie polityczne zdaje się niemożliwe.

O ile wiele zachodnich instytucji kultury chętnie chowa głowę w piasek, o tyle inne – na przykład na Węgrzech i w Polsce – zawłaszczyli sobie nominowani przez władze prawicowi dyrektorzy. Tak czy inaczej, europejskie instytucje twórcze zdają się niezdolne do utorowania sobie nowej, bardziej upolitycznionej drogi. Ale tak jak w przypadku samej Unii, pozostanie w swych granicach i próby zachowania tego, co w środku, ostatecznie zagrożą ich wolności. Jeśli dekolonialność ma mieć szanse powodzenia, wymaga radykalnego zaangażowania: postawienia wszystkiego na jedną kartę i walki o sprawę. Na temat budowy takiej antyimperialistycznej domeny Zachód Europy może się od Wschodu wiele nauczyć.

W rasizmie chodzi o zarządzanie różnicą, niekoniecznie o kolor skóry [rozmowa]

W przeciwnym razie przy następnym natarciu Realpolitik Europa Zachodnia nie powinna się zdziwić, że znowu nerwowo rozgląda się za kolejnym Zeitenwende, zwrotem dziejowym, powtarzając jak zwykle:

Nie wiem, co za przyczyna,
że smutek na mnie padł.

**
Copyright: Project Syndicate, 2023. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.

Cytat z wiersza Lorelei Heinricha Heinego w przekładzie Stanisława Łempickiego (1951), w: tenże, Poezje wybrane, Wydawnictwo Tower Press, Gdańsk 2002, s. 138.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Wasyl Czerepanyn
Wasyl Czerepanyn
Dyrektor Visual Culture Research Center w Kijowie
Jest szefem Ośrodka Badań nad Kulturą Wizualną w Kijowie oraz organizatorem Kijowskiego Biennale, międzynarodowego forum poświęconego sztuce, wiedzy i polityce.
Zamknij