Świat, Weekend

Co jest nie tak z wielkim sportem i dlaczego wszystko?

Kiedy w zawodach startuje transpłciowa sztangistka, kobieta komentuje futbol, a paraolimpijki domagają się uznania, od razu słychać lament, że baby, queery i osoby z niepełnosprawnościami psują profesjonalny, wielki sport. Co by się stało, gdyby zniesiono nierówności, na których został on ufundowany?

O kim myślisz, gdy mowa o piłce nożnej? Raczej nie o kobietach. To dlatego, że sport, zwłaszcza zespołowy i profesjonalny – jak piszą autorki wydanej niedawno publikacji nt. wzmacniania inkluzywności w tym obszarze – „historycznie był domeną mężczyzn”.

Choć medale i puchary zdobywają dziś sportowczynie, w tym lesbijki, osoby z niepełnosprawnościami, uchodźczynie czy osoby transpłciowe, zawodowe uprawianie aktywności fizycznej wciąż pozostaje oporne na jakiekolwiek zmiany, nie lubi różnorodności i utrwala podziały i nierówności – płciowe, narodowościowe czy ekonomiczne.

Co by się stało, gdyby je zniesiono? Czy bieganie, w którym nikogo nie obchodzą ułamki sekund, mecze bez barw narodowych, dopuszczenie do rywalizacji kobiet z mężczyznami i bieganie po boisku w koszulkach bez loga coli czy fast foodu to naprawdę nierealna utopia?

Pierwsza transpłciowa sztangistka jedzie na Igrzyska Olimpijskie

Ostatni bastion tradycji

Oddolnie powoływane kluby sportowe, stowarzyszenia i organizacje pokazują, że nie tylko da się stworzyć sprawiedliwy i równościowy świat sportu, ale także forsować zmiany w przestrzeni publicznej: instytucjonalno-prawnej, językowo-medialnej czy czysto symbolicznej. Potrzebują do tego jednak wsparcia, bo rewolucja w myśleniu o sporcie – ostatnim bastionie broniącym zasad uznawanych za tradycyjne, a w praktyce wykluczających – postępuje bardzo powoli.

Jest bowiem coś symptomatycznego w tym, że prezydent Polski zwleka z gratulacjami dla olimpijki, bo ta jest lesbijką, albo nie znajduje czasu na to, by pojawić się na gali 100-lecia Polskiego Ruchu Sportowego Niesłyszących.

Do niedawna ci ostatni byli wyłączeni nawet ze studiowania na Akademii Wychowania Fizycznego. Teraz mogą kandydować pod warunkiem, że lekarz medycyny pracy wyrazi na to zgodę. Słowem: znów osoba pełnosprawna decyduje o tym, czy osoby niesłyszące w ogóle dostają szansę na podejście do rekrutacji.

Nie minął miesiąc, odkąd piłkarz AKS ZŁY został dotkliwie pobity w Warszawie. Klub słynący z walki z ksenofobią w świecie sportu (i nie tylko) nie ma wątpliwości, że Minha Phama Duca zaatakowano z pobudek rasistowskich. Policja nadal szuka sprawców, ale o wątku narodowościowym nie wspomina, choć ten jest tolerowaną powszechnie pożywką dla większości kibiców piłki nożnej. „Boys will be boys” – a więc kibole pozostaną rasistami.

Zasada fair play nie obowiązuje także w obszarze wynagrodzeń. W SuperPucharze Polski w piłce siatkowej zwycięska drużyna kobieca ma do zgarnięcia 50 tys. zł, a męska dwa razy tyle. „Jesteśmy »ładnym« dodatkiem do męskiej siatkówki” – gorzko skwitowała ów fakt w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” reprezentantka Polski w tej dyscyplinie, Katarzyna Skorupa.

W zawodowej koszykówce przepaść jest jeszcze większa – średnie zarobki kobiet w NBA wynoszą 71 tysięcy dolarów rocznie, a mężczyzn 6,4 miliona.

Mecz koszykówki w USA. Fot. MGoBlog/flickr.com

Lista grzechów głównych profesjonalnego sportu i instytucji, które zapewniają mu byt oraz wyznaczają ramy funkcjonowania, meblują nasze męskocentryczne wyobrażenie na jego temat, a także podejmują zerowe lub nikłe działania na rzecz inluzywności, okazuje się jednak znacznie dłuższa, choć przemilczana.

Ponadlokalny problem z inkluzywnością

Ktoś powie, że po państwie rządzonym przez prawicę trudno spodziewać się czegoś innego niż seksizm, homofobia, rasizm czy systemowe ignorowanie osób z niepełnosprawnościami. To prawda, ale problem ma zasięg ponadlokalny.

FIFA – organizacja niemająca problemów z przywdziewaniem tęczowych barw podczas miesiąca dumy – tegoroczny mundial organizuje Katarze, gdzie homoseksualizm jest karany. Co prawda kilkanaście europejskich drużyn (nie ma wśród nich Polski) na mistrzostwach zamierza nosić tęczowe opaski na boisku w ramach akcji „One Love”, ale nie zmienia faktu, że po raz kolejny władze federacji wspinają się na wyżyny hipokryzji.

Kobieta w piłce nożnej jest traktowana przedmiotowo. Musi dobrze grać, ale jeszcze lepiej wyglądać

Znani komentatorzy i kibice sportowi nie są skorzy do kwestionowania słuszności desperackiego bicia rekordów za wszelką cenę, koncentracji wyłącznie na tabelach wyników, wyniszczającej eksploatacji organizmów, powszechności stosowania sterydów, wyższości sponsora nad sportowcem, reklamozy i dyskryminacji osób innych niż heteroseksualni, pełnosprawni i zwykle biali cis mężczyźni.

Gdy ktoś to jednak zrobi i wsadzi kij we wciąż mocno szowinistyczne mrowisko, zostaje zmieszany z błotem mniej więcej tak jak Maja Staśko przez Krzysztofa Stanowskiego, którego ultrapopularną działalność dziennikarsko-sportową śmiało można uznać za symbol wszystkiego, co blokuje postęp w tym, jak się mówi, pisze i myśli o sporcie. Zresztą gdy spojrzymy na całe poletko komentatorskie, okaże się, że nie on jeden pielęgnuje chwasty konserwatyzmu.

Rafał Stec swego czasu popełnił obrzydliwy tekst o obyczajowości w drużynach kobiecych, wskazując, że relacje pomiędzy zawodniczkami przypominają operę mydlaną i przez to blokują rozwój dyscyplin sportowych. Bo przecież jeśli kobieta uprawia sport, to na pewno jest lesbijką i przedkłada relacje prywatne i uczucia nad profesjonalizm.

Stare, znałam. Od lat słyszymy, że jako kobiety jesteśmy rozemocjonowanymi histeryczkami. Ale w XXI wieku to już naprawdę wstyd używać tego obalonego na wiele sposobów argumentu. Redaktor Stec pewnie jednak nie czyta badań naukowych i niczego poza tabelami wyników.

Ale inni dziennikarze sportowi najwyraźniej też nie. Taki Jerzy Chromik zrobił chyba najbardziej seksistowski i paternalistyczny wywiad z Moniką Mularczyk, pierwszą kobietą sędziującą mecze piłkarskie m.in. w UEFA Elite Group. „Przegląd Sportowy” regularnie pisze o piłkarkach w swoich artykułach, że te są piękne.

Czy Leo Messi albo Robert Lewandowski też doczekają się recenzji swojej urody? Czekam z niecierpliwością, choć zdecydowanie nie są w moim typie. Raczej mam ich na czarnej liście tych, którzy generują mnóstwo emisji dwutlentku węgla lataniem prywatnymi odrzutowcami na zgrupowania. To jakoś komentatorów piłki nie interesuje. Z rezerwą podchodzą też do zyskującego coraz większą popularność futbolu kobiet.

Skończyło się odrzutowcowanie

Piłka nożna kobiet jako narzędzie zmian

­– Gdy próbujemy zainteresować mainstreamowych dziennikarzy obecnością kobiet i osób LGBT+ w piłce nożnej, spotykamy się zawsze ze ścianą. A gdy już uda nam się któregoś zainteresować i zaprosić do rozmowy, w której łopatologicznie tłumaczymy, dlaczego używanie feminatywów czy zwiększanie nakładów na inicjatywy feministyczne i queerowe jest potrzebne w sporcie, dostajemy w odpowiedzi do autoryzacji tekst, w którym każda kobieta nazywana jest piłkarzem, a fakt, że ma dziewczynę i głośno o tym mówi, zostaje przemilczany – mówi Suzi Andreis, koordynatorka Kobiecej* Akademii Piłkarskiej i klubu sportowego „Chrząszczyki”, a także współautorka wspomnianej na początku tego tekstu, wydanej w ramach zakończonego właśnie i zrealizowanego przez Fundację dla Wolności projektu Piłka nożna kobiet* narzędziem zmian broszury Jak pisać i mówić o kobietach i osobach LGBT+ w sporcie.

Publikacja ma charakter edukacyjny i może ją pobrać każdy. Przede wszystkim jest jednak kierowana do osób tworzących media, bo – jak przekonują Andreis oraz pozostałe twórczynie przewodnika – Natalia Organista, adiunktka w Katedrze Nauk Humanistycznych i Społecznych AWF Warszawa oraz Ewa Rutkowska, nauczycielka filozofii i etyki oraz trenerka WenDo – „badania przekazów medialnych i mediów sportowych pokazują, że media odgrywają bardzo istotną rolę w podtrzymywaniu męskocentrycznej i cisheteronormatywnej struktury sportu poprzez skupianie się głównie na sporcie mężczyzn, stereotypowym opisywaniu męskości i kobiecości oraz na używaniu języka i obrazów wychwalających tradycyjną wizję męskości”.

Piłkarka, która walczy o lepszy świat. Poznajcie Megan Rapinoe

– Media i popkultura narzucają nam konkretną, dość jednorodną wizję sportu, w którym liczą się rywalizacja za wszelką cenę, męski punkt widzenia i monetyzacja wszystkiego. Okazuje się, że zdobycie posłuchu i uwagi mainstreamu jest możliwe wyłącznie wtedy, gdy zdobywa się medale, a potem reklamuje na swoich koszulkach wpływowe marki. Nawet jeśli kobiety przecierają szlaki wyznaczone przez mężczyzn i wchodzą do wielkiego sportu, muszą grać według kapitalistycznych i szowinistycznych reguł. Nam chodzi o to, żeby zerwać z takim myśleniem. Bo grać w piłkę można nie tylko dla zwycięstwa, ale także dla przyjemności, zdrowia, zabawy i nawiązywania relacji – zaznacza Suzi Andreis.

Jej zdaniem obraz profesjonalnego sportu ma ogromny wpływ na to, jak odnosimy się do aktywności fizycznej w ogóle. ­Skoro przodują w niej superszybcy, agresywni faceci na dopalaczach i w określonym wieku, to jak mamy oczekiwać od młodych kobiet, że pójdą na boisko, albo od seniorek, że pojawią się na siłowni? Jak w sporcie, który powinien łączyć, a nie dzielić, rozwijać, a nie stawiać ograniczenia, być po prostu sobą?

Broszura o sportowej inkluzywności dostarcza dowodów na niski udział kobiet w użytkowaniu przestrzeni przeznaczonych do uprawiania sportu. „Były Rzecznik Praw Obywatelskich, Adam Bodnar, zwrócił się latem 2019 roku do prezydenta Warszawy w sprawie systemowego wsparcia aktywności sportowej dziewcząt i kobiet. Z badań bowiem wynika, że wśród osób dorosłych korzystających z obiektów sportowych stanowią one tylko 25 proc. ogółu. Jeśli zbadamy młode osoby korzystające z obiektów sportowych, dziewczyny stanowią około 28 proc., RPO z zaskoczeniem stwierdził, że miasto nie stosuje żadnych działań wyrównawczych wobec grup tradycyjnie marginalizowanych w sporcie”.

Zawody lekkoatletyczne w Wielkiej Brytanii. Fot. William Warby/flickr.com

Ale i tak od wielu strażników ekskluzywnego sportu usłyszycie, że nie piszą o kobietach, bo nikogo nie interesują wyczyny siatkarek czy futbolistek, albo że nikt nie inwestuje w ich rozwój, bo to się nie opłaca. Autorki przywoływanego tu przewodnika nazywają to „błędnym kołem w rozumowaniu związków sportowych oraz sponsorów i reklamodawców”, a także konstytuowaniem przekonania, że brak informacji o sportach kobiecych w przestrzeni medialnej to dowód na ich nieistotność.

Organista, Andreis i Rutkowska tłumaczą, że „jeśli będziemy lekceważyć sport kobiet, będziemy nań przeznaczać mniej pieniędzy, nie pokażemy go w prime timie – nie znajdą się sponsorzy, a zamawiający przestrzeń reklamową będą ją kupować podczas zawodów mężczyzn”. „Innymi słowy, sport się sam nie wypromuje, trzeba przeznaczyć nań duże środki, żeby był oglądany przez osoby kibicujące – trzeba go pokazywać – jakkolwiek trywialnie by to nie brzmiało” – piszą, dodając, że przeszkodę w popularyzacji kobiecego i queerowego sportu stanowi transparentność budżetów.

„Skoro osoby startujące w kategoriach kobiecych zarabiają wielokrotnie mniej niż te startujące w męskich, a nagrody za wybitne osiągnięcia drużynowe różnią się tak drastycznie, możemy przypuszczać, że kluby, które mają sekcje sportowe w dyscyplinach męskich i kobiecych, przeznaczają po prostu znacznie mniej na sporty kobiece. Remedium, choć z pewnością niejedynym, na nieobecność kobiet w sporcie, byłaby więc przejrzystość finansowa”.

Dlaczego piłkarki zarabiają mniej niż piłkarze? 

– Mnie też długo wydawało się, że muszę biegać tak szybko po boisku jak piłkarze, których oglądałam w telewizji. Wiele zmieniło się, gdy zobaczyłam nagranie meczu, w którym grałam. To jedna z lepszych, najbardziej satysfakcjonujących, ale też i męczących rozgrywek w moim życiu, choć na wideo wygląda tak, jakby przez większość czasu zawodniczki stały w miejscu. Zrozumiałam, że sport widziany okiem telewidza i ten prawdziwy to zupełnie dwie różne kwestie – dodaje moja rozmówczyni.

Transfobiczny stereotyp

O tym, że profesjonalny sport rządzi się antyhumanitarnymi zasadami, w których sportowca zmusza się od najmłodszych lat do pracy ponad siły, stosowania środków pozwalających osiągać wciąż lepsze i lepsze wyniki, doprowadzających do depresji i innych powikłań, nakazujących dążenie do wyśrubowanych i nierealistycznych ideałów sprawności oraz wyglądu, wykluczających nie tylko kobiety i mniejszości, ale także osoby starsze czy imigrantów, nie usłyszycie w mediach.

Tym samym bezgłośnie przytakują one ludziom, którzy o inkluzywnym sporcie myślą mniej więcej tak jak Janusz Korwin-Mikke o paraolimpiadzie. Gdzie w tym wszystkim jest zdrowe ciało, zdrowy duch i zdrowa integracja?

Autorki broszury wyjaśniają, że problemem jest nie tylko brak feminatywów czy określeń uznających tożsamość osób transpłciowych. Wskazują także na wzbudzanie wokół osób nieheteronormatywnych niezdrowej sensacji lub przemilczanie ich coming outów, używanie obraźliwych i upokarzających stwierdzeń w wypowiedziach dziennikarskich, koncentrację na wyglądzie i życiu prywatnym (np. spełnianiu się lub nie w macierzyństwie i posiadaniu/braku partnera) zawodniczek zamiast na ich umiejętnościach oraz lekceważenie kompetencji i osiągnięć.

Christine Ohuruogu tryumfuje na dystansie 400 metrów podczas olimpiady w Londynie w 2021 roku. Fot. UCL Communications/flickr.com

Specjalnie dla nieumiejących wyjrzeć poza swój przywilej krytyków postępu i równości, którzy uważają, że seksizm czy queerfobia to zjawiska wyssane z palca, Rutkowska, Organista i Andreis przeprowadziły ankietę m.in. wśród osób ze społeczności LGBT+ uprawiających sport. Pytały o uczucia towarzyszące czytaniu czy oglądaniu materiałów noszących znamiona dyskryminacji.

Najwięcej uwagi respondentki i respondenci poświęcili tym przekazom, które dotyczyły transpłciowych zawodniczek przedstawianych i postrzeganych jako oszustki wykorzystujące swoją „przewagę”. „Media „lekceważyły i umniejszały proces korekty płci, sugerując, że każdy niespełniony sportowiec będzie chciał zrobić sobie korektę, żeby wygrywać medale” – czytamy w publikacji.

Ewa Rutkowska podczas premiery raportu stwierdziła, że to efekt zamykania oczu na doświadczenia osób transpłciowych, dla których często kosztowna, obwarowana formalnymi przeszkodami i ogromnym wysiłkiem psychofizycznym tranzycja nie ma w sobie nic z kaprysu i cynizmu. Jest raczej wystawieniem się na przytłaczającą krytykę opinii publicznej i społeczeństwa.

Fajnie kopiesz, teraz zatańcz

„Naprawdę nikt nie decyduje się na tak obciążający krok tylko po to, by zapisać się do drużyny sportowej albo startować w innej kategorii zawodów” – mówiła Rutkowska.

Problem ze sportem zaczyna się od WF-u

Jednak za każdym razem, gdy taka osoba staje do rywalizacji z cis kobietami, medialna debata o zasadności dopuszczenia jej do startu w zawodach płonie transfobicznym ogniem. Tymczasem nauka od dawna udowadnia, że sprawność fizyczna nie musi być determinowana płcią, ale już socjalizacją do określonej genderowo roli – owszem.

Co to dokładnie oznacza? Że tradycyjne przekonanie o sile mężczyzn i delikatności kobiet przekłada się choćby na to, do jakich aktywności zachęcane lub zniechęcane są dzieci przez rodziców i w szkole, oraz na sposób postrzegania swoich możliwości i sportu samego w sobie. Już kilkulatki słyszą, że zapasy czy futbol są „niedziewczęce”, a słabo grającym w nogę chłopakom sugeruje się bycie babą lub gejem – przymiotom uznawanym w tym kontekście za obraźliwe i używanym niekiedy wciąż przez osoby komentujące profesjonalne rozgrywki dorosłych.

Badania Michaeli Musto z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej pokazują na przykład, że wychowanie fizyczne to jedyny przedmiot uznawany zwykle jako ten „dla chłopców”. W ogóle mnie to nie zaskakuje, gdy spoglądam na własne, koszmarne doświadczenie z tych zajęć. Wspominam je tak fatalnie głównie dlatego, że jako dziewczyny byłyśmy obiektem kpin chłopaków albo musiałyśmy wchodzić w ich najgorsze buty agresji, przemocy i niezdrowej rywalizacji, by przetrwać lub udowodnić, że nasi szydercy się mylą.

Nie mówcie dziewczynkom, że są ładne

Od nauczycieli i nauczycielek często słyszałyśmy, że jesteśmy słabsze niż koledzy. Nie mogłyśmy ćwiczyć na hali sportowej wtedy, gdy chłopakom zachciało się grać w piłkę. Zawsze mieli pierwszeństwo w wyborze sprzętu i komentowaniu tego, jak zmieniały się nasze dojrzewające ciała. O wyborach składów drużyn, które zawsze dla kogoś musiały być do bólu upokarzające, nawet nie ma co wspominać.

Od tamtej pory mój stosunek do gier zespołowych, które – jak się „przypadkowo” składa – są ostro zmaskulinizowane, pozostawał jak najgorszy. Ale indywidualne zadania też nie wyglądały lepiej, bo lęk przed byciem najwolniejszą w sprincie na 60 m czy najmniej sprawną w skoku przez kozioł paraliżował mnie nie raz. Mimo że nigdy nie byłam na końcu tabeli sporządzanej przez wuefistkę, obserwowałam wyśmiewanie umiejętności koleżanek, które nie tylko mieściły się w widełkach wytyczonych przez nauczycieli, ale także w pożądanym kanonie piękna czy rozmiaru.

Niestety, nikogo nie interesowało nauczenie nas czerpania przyjemności z aktywności fizycznej, mierzenia postępów i zaangażowania zamiast czasu, w którym robisz 20 pompek. Rozliczano nas z warunków, jakie dostaliśmy od natury, płci przypisanej nam przy urodzeniu oraz od rodziców.

Zawody w podnoszeniu ciężarów w Singapurze. Fot. SPH-SYOGOC/George Tay/Flickr.com

Bo wiecie – na to, czy uprawiacie sporty, ma wpływ także aspekt społeczno-klasowy. Dzieci zapaleńców joggingu czy chodzących co dwa dni na tenisa są bardziej skłonne do podejmowania aktywności fizycznej niż te, których rodzice, zmęczeni po wielu godzinach ciężkiej fizycznej pracy, mają siłę jedynie paść na kanapę albo niezależnie od wykonywanego zawodu i zarobków w ramach sportu uprawiają jedynie alkoholizm.

Dobrze pamiętam jednak także to, że dziewczyny, które trenowały taekwondo i dobrze grały w kosza, dostawały łatkę babochłopów i „lesb”. Z powodu tych kpin dystansowały się do koleżanek, a dla chłopców były zawsze niewystarczająco dobre i przez to często niezrozumiane czy samotne. Ale też drobnej postury chłopców nazywano mięczakami, celowo popychano i atakowano na boisku lub w szatni, która przecież do dziś funkcjonuje – realnie i symbolicznie – jako wylęgarnia toksycznej męskości. Takiej, w której nie ma miejsca na tzw. zniewieściałość, albo po prostu – bycie sobą.

Jeśli nie wiecie, o czym mówię, to polecam pierwszy sezon serialu Euforia, gdzie główny bohater uchodzący za wzór chłopaka i supersportowca boryka się ze świadomością, że być może interesują go nie tylko dziewczyny. Ukrywa własne fascynacje i eksperymenty, bo boi się splamić samczy honor, zaś jego frustracje świetnie obrazuje scena z chłopięcej przebieralni, w której pojawia się ponad 30 penisów.

Binarny sport i mit sprawiedliwości

Przywołana tu Michaela Musto wskazuje w rozmowie z Maggie Mertens, autorką świetnego artykułu na temat bezsensowności operowania sztywnym podziałem na to, co męskie, a co nie, w rozgrywkach sportowych, mówi, że płeć jest o wiele bardziej złożonym konstruktem, niż nam się wydaje.

„Jednym z powodów, dla których wierzymy, że chłopcy są z natury silniejsi niż dziewczynki, a nawet sam fakt, że uznajemy binarny podział płci, okazuje się sam sport, a nie na odwrót” – twierdzi naukowczyni.

Podążająca śladem badań na ten temat dziennikarka dodaje, że „ścisła segregacja płci, którą zaszczepiliśmy w sporcie na wszystkich poziomach, sprawia wrażenie, że mężczyźni i kobiety mają zupełnie inne zdolności, ale w rzeczywistości związek między płcią a zdolnościami sportowymi nigdy nie jest jednoznaczny”.

Często w przypadku argumentacji, dla których dziewczęta nie mogą konkurować z chłopcami w obrębie drużyn sportowych, używa się argumentu o ochronie i bezpieczeństwie tych pierwszych. Jednak taki tok myślenia upada, gdy okaże się, że w sporcie kontaktowym urazów doświadczają przecież członkowie jednopłciowych zespołów – na przykład niewielkiej postury chłopak od swojego bardziej umięśnionego czy wyższego rówieśnika.

O osiągnięciach decydują zatem uwarunkowania fizyczne, a nie to, co masz między nogami. „Naukowcy od lat zauważają, że może być nawet więcej różnic w wynikach sportowych w obrębie płci niż między płciami” – dodaje Mertens, która od Sari Van Anders, kierowniczki badań z zakresu neuroendokrynologii społecznej na Queen’s University w Ontario, usłyszała też, że wcale nieoczywistą zmienną może być także poziom hormonów. Ten – jak czytam w artykule – może zwiększyć się lub zmniejszyć w bardzo krótkim czasie pod wpływem doświadczeń społecznych i psychologicznych.

Graczki w rugby podczas meczu. Fot. Don Voaklander/flickr.com

Badacze proponują zatem inne metody wyznaczania zasad konkurowania w sporcie, na przykład wagowe, które obowiązują w takich dyscyplinach jak boks czy zapasy. Przede wszystkim należy jednak porzucić tzw. mit sprawiedliwości.

„W sporcie nigdy nie możemy mówić o rzeczywistej równości, bo oprócz oczywistych różnic między osobami startującymi w zawodach wynikającymi ze statusu ekonomicznego, miejsca, w którym się urodziły i trenowały czy różnych barier kulturowych – do pewnych sportów potrzeba ludzi bardzo wysokich, do innych smukłych, do jeszcze innych ponadprzeciętnie zwinnych. Nie każdy koszykarz, nawet potencjalnie wybitny, będzie tak wysoki jak Gheorge Muresan (231 cm i 137 kg) i nie każdy biegacz rozpędzi się do 45 km na godzinę, jak potrafił Usain Bolt” – piszą z kolei Suzi Andreis, Ewa Rutkowska i Natalia Organista.

Zapomniana historia kobiecego sportu

Te same edukatorki przypominają, jak wiele z naszych binarnych płciowo przekonań i „tradycji” ma zawiłą i wcale nieoczywistą historię. Przykładem może być piłka kobieca, którą na początku XX wieku w Wielkiej Brytanii śledzono równie chętnie co rozgrywki drużyn męskich.

Jak na angielskich boiskach walczy się z homofobią

Wszystko zmieniło się w 1921 roku, gdy tamtejsza „federacja (złożona wyłącznie z mężczyzn) zakazała kobietom grać w piłkę na stadionach klubów, które do niej należały, i tym samym przekreśliła futbol kobiecy na następne 50 lat”. To wtedy pojawiły się w przestrzeni publicznej bzdurne opinie o tym, że biologia uniemożliwia piłkarkom grę.

Szybko podobne argumenty weszły do innych dziedzin sportowych. Wyobraźnia przeciwników kobiet w sporcie była na tyle bujna, że pozwoliła wierzyć opinii publicznej w koszykówkę powodującą bezpłodność i skoki narciarskie deformujące żeńską figurę. „Ta ostatnia wypowiedź pochodzi z roku 2005, co pokazuje, że seksizm ciągle ma się dobrze” – czytam w Jak pisać i mówić o kobietach i osobach LGBT+ w sporcie.

Drużyna piłki nożnej. Fot. Jeremy Wilburn/flickr.com

Gdy pytam Suzi Andreis, czy ma nadzieję na zmiany, początkowo słyszę rezygnację, bo znam wieloletnią historię jej zmagań o medialną uwagę dla tego, co robi chociażby w Klubie Sportowym „Chrząszczyki”. Ale jednocześnie moja rozmówczyni zauważa, że w ciągu ostatnich paru lat coś się jednak zmieniło. Srebrny medal Katarzyny Zilman czy popularność Megan Rapinoe sprawiły, że dziennikarze, przynajmniej w redakcjach niespecjalistycznych, częściej poruszają kwestię równościowego sportu.

Sporo robią też w tej kwestii same zawodniczki, jak Katarzyna Skorupa, która na łamach „Przeglądu Sportowego” powiedziała wprost, że „w siatkówce jest margines na to, żeby wyrównać dysproporcje”. Ale do tego jej zdaniem potrzeba pomysłu, woli, przyzwoitości i poczucia sprawiedliwości.

Reprezentacja Niemiec jest bardziej progresywna niż Koalicja Obywatelska

Suzi Andreis podpisuje się pod tymi słowami i dodaje: – Musimy uderzyć w rdzeń rozumienia sportu, odzyskać go dla siebie i zdobyć się na uważność, bycie tu i teraz. Ze swoich meczów najlepiej pamiętam nie zwycięstwa, ale emocje i endorfiny, które mi wtedy towarzyszyły. Wizja sportu narzucana nam przez media i kulturę nie ma z tym nic wspólnego. Jest nieprawdziwa i opresyjna dla naszych ciał, poczucia własnej wartości i relacji, które tworzymy lub moglibyśmy tworzyć.

Moja rozmówczyni odsyła mnie też do wypowiedzi jednej z respondentek badania, które przeprowadzono na potrzeby stworzenia przywoływanej w tym tekście broszury. Pozwólcie, że na koniec przytoczę ją w całości, bo mówi o pożądanej kondycji sportu i jego miejscach w mediach o wiele więcej i mądrzej niż to, co możecie wyczytać u znanych dziennikarzy, w narracji szowinistycznego komentariatu czy transfobicznych radykalnych feministek: „Chciałabym, żeby media nie szukały sensacji, robiąc z siebie tubę medialną dla popularnych w naszej kulturze krzywdzących poglądów. Chciałabym, żeby media stały się awangardą w edukacji antydyskryminacyjnej. Nie chcę się zadowolić z tego, że media będą pisać tylko trochę mniej źle. Chcę, żeby pisały dobrze”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij