Będziemy jeść mniej mięsa, jeździć częściej autobusem i koleją, a rzadziej latać, będziemy ogrzewać mieszkania w mniej emisyjny sposób. Dzięki temu będziemy zdrowsi i bezpieczniejsi. I to jest, droga prawico, postęp i rozwój.
Europejski Zielony Ład spowodował autentyczny popłoch na prawicy. Intensywność oraz temperatura reakcji prawicowych komentatorów i polityków dowodzą, że opór wobec nowej polityki klimatycznej jest rezultatem faktycznych lęków, a nie tylko rytualnym sprzeciwem wobec nowych pomysłów płynących z „lewackiej” Brukseli. Prawica jest autentycznie przekonana, że „ekoterroryści chcą zniszczyć nasze gospodarki”, jak przekonywał podczas rocznicy porozumień sierpniowych szef „Solidarności” Piotr Duda.
„O planie Fransa Timmermansa trąbić powinny wszystkie media, uświadamiając Polakom, co może ich czekać: koniec z tanimi lotami, z podróżami zagranicznymi, mało kogo będzie stać na utrzymanie normalnego auta, radykalne podwyżki podstawowych kosztów utrzymania oraz właściwie wszystkich cen” – pisał Łukasz Warzecha na łamach „Rzeczpospolitej” krótko po zaprezentowaniu Fit For 55. „I teraz człowiek, którego nikt nie wybierał, śmie wyskakiwać z planem, o którym sam mówi, że ma zmienić styl życia każdego z nas” – czytamy dalej.
Egoizm klimatyczny Polaków, czyli jak nas zmienia koronawirus
czytaj także
Jest faktem, że styl życia proponowany przez poważną część konserwatystów, oparty na prywatnym transporcie samochodowym, spożywaniu potężnych ilości mięsa, swobodnej eksploatacji paliw kopalnych czy nawet tradycyjnym paleniu w kominku niespecjalnie przystaje do unijnych, a coraz częściej też globalnych planów transformacji gospodarek. Bez wątpienia nasz styl życia wymaga niemałej korekty. Efektem będzie jednak życie lepsze, a nie gorsze. Zdrowsze, czystsze, a nawet prawdopodobnie szczęśliwsze. Nadal będziemy pracować, bawić się, podróżować, zakładać rodziny, spotykać się z przyjaciółmi i wychowywać dzieci, które następnie będą się wyprowadzać, żeby samodzielnie robić z grubsza to samo.
Nasz styl życia zmienia się nieustannie, a jednak człowiek wciąż jest człowiekiem. W porównaniu ze zmianami, jakie zaszły w ciągu ledwie dwustu lat, te dzisiejsze będą jednak kosmetyczne. Za to pozytywne efekty tych zmian bardzo wyraźnie odczuwalne.
Zdrowiej i szybciej
Prawica zafiksowała się między innymi na transporcie samochodowym. Według niej ograniczanie możliwości swobodnego korzystania z prywatnych pojazdów pasażerskich to „cofanie nas w rozwoju o 20 czy 30 lat, albo i więcej”. To oczywiście zupełne pomieszanie pojęć. W ograniczaniu transportu samochodowego brylują państwa, które są 20 lat przed nami, a nie za nami. Stolica Wielkiej Brytanii, która dopiero co odłączyła się od lewackiej Brukseli, niemal zupełnie wyrugowała prywatne auta ze ścisłego centrum. Zmniejszanie ruchu samochodowego to postęp, a nie regres – gdy w mieście jest mniej aut, to żyje się w nim lepiej, a nie gorzej.
Rzecz jasna, nie oznacza to, że ludzie mają przestać się przemieszczać. Częściej powinni to robić jednak wspólnie, a nie samotnie, marnując paliwo i przestrzeń. Częstsze korzystanie z transportu zbiorowego jest zdrowsze i bezpieczniejsze, na co istnieje masa dowodów. Przykładowo według jednego z badań brytyjskich regularni użytkownicy komunikacji zbiorowej mają niższą masę ciała, więc są mniej narażeni na szereg chorób związanych z nadwagą lub otyłością. Szczególnie widać to było u mężczyzn, których BMI był przeciętnie niższy o 1,1 punktu wśród korzystających z komunikacji w stosunku do regularnych użytkowników samochodów. U kobiet wynik był nieco mniej efektowny – BMI niższy o 0,72 punktu – jednak wciąż istotny. Co ciekawe, u mężczyzn korzystanie ze zbiorkomu przekładało się na spadek wagi nawet bardziej niż dojeżdżanie rowerem (rowerzyści byli szczuplejsi średnio o 0,97 punktu). Prawicowi mężczyźni, dla których ważna jest tężyzna fizyczna i wyśmiewają jej lichość u lewaków, powinni więc popierać zbiorkom, a nie auta.
Podróż autobusem jest również bezpieczniejsza, co wykazało niedawne badanie z Montrealu – użytkownicy autobusów miejskich odnosili znacznie mniej obrażeń niż kierowcy na wszystkich badanych trasach. Co więcej, poruszanie się autobusem, o ile tylko nie stoi on w korku (jak są bus pasy, to nie stoi), jest też znacznie szybsze. Użytkownicy stambulskiej wersji Bus Rapid Transit zyskują 28 dni dojazdów rocznie względem kierowców.
Inaczej mówiąc, ograniczanie transportu samochodowego nie ma na celu zaszkodzenia człowiekowi. Wręcz przeciwnie, komunikacja zbiorowa jest po prostu zdrowsza, bezpieczniejsza, a w mieście także znacznie szybsza. Jest w tym coś złego?
Mięsożercy w odwrocie
Prawica zafiksowana jest także na konsumpcji mięsa. Regularne jedzenie kotletów ma być według niej jednym z wyznaczników dobrego i bogatego życia. Tymczasem Zielony Ład będzie się też wiązać ze stopniowym ograniczaniem produkcji mięsnej, szczególnie wołowiny.
Produkcja mięsa jest wysoko emisyjna, poza tym zużywa też potężne ilości innych zasobów, z wodą na czele. Oczywiście nikt nie zakaże produkcji mięsa, jednak w związku z polityką klimatyczną będzie się ona stawać coraz droższa, a konsumpcja kotletów wołowych będzie coraz mniej opłacalna. Tylko że to również nie oznacza cofnięcia się w rozwoju – w wielu państwach bogatszych od Polski jego spożycie spada. Według najnowszego Agricultural Outlook 2020–2030 do 2030 roku spożycie mięsa w Unii Europejskiej spadnie rocznie o ponad kilogram na głowę – do 67,6 kg. Na zamożniejszym zachodzie kontynentu spada już zresztą od lat. W latach 2010–2020 w Niemczech konsumpcja mięsa spadła z 69 do 61 kg na głowę. We Włoszech z 65 do 59 kg, a we Francji z 71 do 67 kg.
Czy reklamy wołowiny powinny być traktowane tak jak reklamy wyrobów tytoniowych?
czytaj także
Oczywiście są państwa, w których spożycie mięsa utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie 90–100 kg na głowę. Mowa o USA, Australii, Chile czy Argentynie. Zapewne nieprzypadkowo USA i Chile znajdują się w ścisłej czołówce OECD pod względem otyłości, a Australia niewiele za nimi.
Właśnie z Australii pochodzi jedno z badań dowodzących ścisłego związku między spożyciem mięsa a otyłością. Według badania przeprowadzonego na Uniwersytecie w Adelajdzie – zresztą między innymi przez Polaka, prof. Macieja Henneberga – spożycie mięsa przyczynia się do otyłości w równym stopniu co cukier. Badacze przeanalizowali sytuację w 170 krajach, następnie skorygowali dane o różnice w spożyciu kalorii, poziomie urbanizacji oraz poziomie aktywności fizycznej. W efekcie okazało się, że zarówno dostępność cukru, jak i mięsa przyczynia się do otyłości. Każde z nich o 13 proc.
Kolej lepsza niż samolot
Łukasz Warzecha pochylił się również nad tematem tanich lotów. Lotnictwo pasażerskie do tej pory było raczej rzadko brane na sztandary przez prawicę i mało kto latanie nazwałby elementem konserwatywnego stylu życia, jednak najwyraźniej to się powoli zmienia, być może w związku ze wzrostem ogólnej zamożności. Niezależnie od wszystkiego lotnictwo powinno być wyrugowane w pierwszej kolejności, gdyż to koszmarnie nieekologiczny rodzaj transportu. Według najnowszego raportu TERM 2020 lotnictwo pasażerskie odpowiada za 13 proc. transportowych emisji CO2. Ten niski wynik jest jednak efektem wyłącznie znacznie niższej liczby pasażerów. W przeliczeniu na pasażerokilometr loty krajowe emitują 255 gramów CO2, tymczasem autobus 105 gramów.
Dlaczego marszałek nie jeździł koleją? Rozmowa z Karolem Trammerem
czytaj także
W związku z tym lotnictwo pozbawiane będzie stopniowo swoich przywilejów, takich jak 85-procentowa pula bezpłatnych praw do emisji czy zerowy VAT na bilety międzynarodowe. Już teraz planowane jest drastyczne podniesienie opłaty lotniskowej, co przełoży się na ceny biletów. Czy to jednak oznacza, że mamy przestać podróżować po kontynencie? Oczywiście nie – alternatywą jest kolej, która emituje ledwie 41 gramów CO2 na pasażerokilometr na trasach krajowych i odpowiada za zaledwie 0,4 proc. transportowych emisji CO2 w Europie.
Oczywiście koleją do Wietnamu na wakacje się nie pojedzie, jednak na trasach kontynentalnych już teraz może być ona świetną alternatywą. Kiedy mówimy o przewagach połączeń lotniczych, zwykle zwracamy uwagę na same czasy podróży, co jest dla kolei niesprawiedliwe. Zapominamy często, że lot wiąże się z koniecznością dotarcia na lotnisko, które zwykle jest oddalone od centrum miasta, oraz znacznie dłuższą odprawą pasażerów. Gdyby doliczyć ten nieuwzględniany czas, już teraz połączenia kolejowe między europejskimi stolicami byłyby konkurencyjne. Według symulacji „Deutsche Welle” doliczenie czasu marnowanego na dojazd na lotnisko i odprawę sprawia, że podróż koleją staje się krótsza niż lot na trasach Zurych–Mediolan i Londyn–Amsterdam. Na trasach Paryż–Barcelona i Londyn–Marsylia przewaga lotu spada do poniżej dwóch godzin, a na trasie Berlin–Warszawa do równych dwóch godzin.
Budowa europejskiej sieci kolei wysokich prędkości jeszcze te różnice zmniejszy lub nawet, na niektórych liniach, przechyli szalę na korzyść kolei. Wtedy loty w Europie staną się w dużej mierze zbędne i nikt po nich nie będzie płakał, ponieważ kolej ma inne niezaprzeczalne przewagi – przede wszystkim bez porównania wyższy komfort podróży, umożliwiający swobodną pracę, sen lub wizytę w wagonie restauracyjnym.
Pełną piersią nad Wisłą
Fit For 55 przeraża prawicę również dlatego, że przewiduje objęcie systemem praw do emisji EU-ETS zarówno transportu, jak i budynków. Co wyraźnie podwyższy koszty utrzymania lokali mieszkalnych, w szczególności ceny energii i ogrzewania. To oczywiście samo w sobie uderzy w mniej zamożne gospodarstwa domowe, jeśli nie zostaną wdrożone programy osłonowe dla mniej zarabiających.
Takie rozwiązania jednak powstają. Mowa chociażby o Funduszu Społeczno-Klimatycznym, który tylko w kolejnej perspektywie budżetowej (2025–2032) opiewać będzie na kwotę 72 mld euro, z czego Polska otrzyma 13 mld i będzie największym beneficjentem. Poza tym od kilku lat trwa u nas wymiana nieekologicznych pieców na nowe – finansowana zarówno ze środków samorządowych, jak i rządowych (program Czyste powietrze). Jak do tej pory nikt od tego nie zginął, wręcz przeciwnie – dzięki temu powietrze nad Wisłą staje się coraz czystsze. Stężenie pyłów PM2.5 i PM10 w 2019 roku było najniższe w historii.
Nie masz auta, dzieci, nie jesz mięsa? Samą ascezą planety nie ocalisz
czytaj także
Paniczny sprzeciw prawicy wobec Europejskiego Zielonego Ładu jest więc kuriozalny. W transformacji gospodarek nie chodzi o to, żeby pognębić człowieka – nikt przy zdrowych zmysłach by czegoś takiego nie proponował. Oczywiście sama zmiana stylu życia nie uratuje planety. Ale w rezultacie działań mających zatrzymać katastrofę klimatyczną będziemy jeść mniej mięsa, jeździć częściej autobusem i koleją, a rzadziej latać, a także ogrzewać mieszkania w mniej emisyjny sposób. Trzeba będzie w to włożyć nieco wysiłku, ale dzięki temu będziemy zdrowsi i szczuplejsi, nasze miasta mniej zakorkowane, a powietrze czystsze. Trudno powiedzieć, w czym tkwi tragizm tej sytuacji. Chyba tylko w tym, że szanownym prawicowcom nie chce się niczego zmieniać, im jest dobrze tu i teraz, a po nich choćby potop, a raczej ogień.