Kraj

Dzieci widzą, że nikt nie chce ich zrozumieć [rozmowa]

Nie pomyśleliśmy w ogóle o tym, co ta pandemia powiedziała o naszej relacji z dziećmi. W naszym kraju nie było żadnych przekazów skierowanych do dzieci od rządzących. Propozycje rzecznika praw dziecka nie dotyczyły trudności związanych z pandemią, była to tylko rozrywka – mówi dra Ewa Maciejewska-Mroczek.

W 2022 roku padł kolejny tragiczny rekord: aż 2031 młodych ludzi targnęło się na swoje życie, 150 osób skutecznie. Jak podają aktywiści Fundacji GrowSpace, Dominik Kuc oraz Paulina Filipowicz, odnotowano o 150 proc. więcej prób samobójczych dzieci i młodzieży niż w roku 2020.

Dane pochodzą z informacji z komend wojewódzkich. Komenda Główna ma pokazać swoje dane dopiero po 10 marca. Z informacji zbieranych przez policję wynika, że powodami są problemy rodzinne, przemoc rówieśnicza oraz zaburzenia psychiczne. Dominik Kuc zwraca jednak uwagę, że zachowania samobójcze to zjawisko bardzo złożone, a na tragedie wpływa wiele różnych czynników naraz. Z Ewą Maciejewską-Mroczek, członkinią Interdyscyplinarnego Zespołu Badań nad Dzieciństwem UW, rozmawiamy o miejscu, jakie nasze społeczeństwo daje dzieciom, wciąż nierozpoznanej mniejszości.

Katarzyna Przyborska: Wydaje się, że nie jest łatwo być w naszym społeczeństwie dzieckiem. Poddawane są coraz większej presji szkolnej, rządzący publicznie mówili o straconych w wyniku deformy systemu edukacyjnego rocznikach, na stratę których się zgodzili. Ciążą na nich ambicje rodziców, politycy opowiadać się za surowością, a władzę rodzicielską stawiają przed prawami dziecka zapisanymi w prawie. Dlaczego?

Ewa Maciejewska-Mroczek: Wciąż nie widzimy, że dzieci to też mniejszość, w dodatku defaworyzowana, podlegająca powszechnej dyskryminacji ze względu na wiek. Dziecko w naszej kulturze sytuuje się tam, gdzie różnych Innych, obarczonych w naszych oczach pewnym brakiem. W ich przypadku to brak w sferze racjonalności, samoopanowania. A one są racjonalne w kontekście swoich potrzeb, które są inne niż potrzeby dorosłych.

Wynajmę uczciwie, tylko bez dzieci i psów proszę

Na przykład dziecko potrzebuje uwagi, a dorosły spokoju?

Tak. Dzieci są wyjątkowo słabą grupą w naszym społeczeństwie. Zbyt łatwo jest je jako grupę zhomogenizować, czyli zamknąć, opisując jakąś cechą, która jest im wspólna albo którą się im przypisuje. Na dzieci patrzy się jak na jednorodną grupę. To dotyczy oczywiście wszystkich mniejszości, których członków pozbawiamy w ten sposób indywidualności. W przypadku dzieci jest to ich niedorosłość i wynikające z niej, inne niż u dorosłych ludzi, kompetencje komunikacyjne, poznawcze, inne zarządzanie swoim ciałem w przestrzeni. To są cechy, które odróżniają dzieci od innych członków społeczeństwa, ale od nas zależy, jak na to odpowiadamy.

A my często z cech przynależnych wiekowi robimy zarzut. Po co to robimy? Jaką to ma funkcję?

Odnosimy różne korzyści, które grupom uprzywilejowanym zawsze daje dominacja nad grupami mniej uprzywilejowanymi. Na przykład nie musimy się zastanawiać nad realnymi problemami dzieci, wgłębiać się w ich światy. Po prostu ich nie dostrzegamy, narzucamy swoje punkty widzenia i je egzekwujemy. Wiele dzieci, z którymi rozmawiam, mówi, że czują się niesłuchane. Jest wiele założeń wobec dzieci, oczekiwań, tendencji pedagogizujących, natomiast nie ma gotowości dorosłych do rzeczywistego poznania ich świata. Wygodniej jest nam narzucić własne perspektywy, nie przejmować się.

A czy coś na tym tracimy?

Podejście utylitarystyczne nie wydaje mi się tu właściwe. Homogenizowanie dzieci, niesłuchanie ich jest po prostu niesprawiedliwe. Każdy członek społeczeństwa zasługuje na to, by w tym społeczeństwie dobrze się czuć i by jego potrzeby były zaspokajane. Więc patrzyłabym na to przede wszystkim z perspektywy wartości.

Ale oczywiście różnorodność perspektyw sprawia, że społeczeństwo staje się lepsze, rozwija się, ludzie konfrontują różne punkty widzenia, i punkt widzenia dzieci może nas czegoś nauczyć. Nie jest jednak zadaniem dzieci, by nas uczyć, to naszym zadaniem jest dostosować świat do nich tak, by było sprawiedliwie.

Czyli nie tylko opieka, żeby miały co jeść, gdzie spać, ale by właśnie były słyszane?

Z konwencji o prawach dziecka wynikają: zapewnienie bezpieczeństwa, zaspokojenie potrzeb i uczestniczenie.

Czyli uczestniczenie, które wiąże się z uwzględnieniem ich perspektywy, jest zapisane w konwencji?

Tak, to jeden z jej podstawowych trzech filarów, jedno z najważniejszych praw, których, jako społeczeństwo, zobowiązaliśmy się przestrzegać.

Czy w Polsce bije się dzieci? Jeszcze jak! Najwyższy czas to zmienić [rozmowa]

Przestrzeń publiczna z założenia jest miejscem, gdzie mogą się spotkać różne grupy. Tymczasem dzieci słyszą często: „nie wolno”: do hotelu nie, do sklepu nie, bo nie łudźmy się, że słyszą to tylko ich matki. Dzieci też słyszą.

Miejsca dla dzieci brakuje nie tylko w hotelach. Brak jest dostępnych mieszkań dla rodzin z dziećmi. Ale i tu znowu, patrzymy na dzieci jak na członków rodzin, a nie na dzieci jako takie. Ma to swoje konsekwencje, na przykład w zorganizowaniu przestrzeni. W miastach nie ma dla dzieci miejsca, poza placami zabaw, które są tak naprawdę wybiegami. Przestrzeń miejska jest dla dzieci nieprzyjazna. Nie umiemy albo nie chcemy uspokoić ruchu samochodowego, zapewnić więcej zielonych mikroprzestrzeni, gdzie dzieci bezpiecznie mogą przebywać. Mało mówi się o prawie dziecka do przebywania, wzrastania w przyrodzie. W mieście trudno na przykład o drzewo, na które można się wspiąć, o dostępne dla każdego w niewielkiej odległości mikroparki, gdzie dziecko może mieć kontakt z przyrodą. Nie rozpoznajemy tego jako priorytet, a przecież kontakt z przyrodą jest bardzo ważny dla rozwoju, dla dobrostanu psychicznego.

Czyli nie dość, że przypisujemy im grupowo cechy, które je naznaczają, piętnują, mówią, że z tymi dziećmi coś jest nie tak, to jeszcze fizycznie nie mamy dla nich miejsca. A co z czasem?

Żeby rozmawiać, trzeba mieć czas. Skoro nie rozmawiamy, to znaczy, że czasu dla nich też nie mamy.

Dajemy im do ręki jakiś sprzęt elektroniczny, żeby nie przeszkadzały.

Żeby mieć spokój. Ale to też zrozumiałe, że dzieci dążą do tego, by sprzęt mieć, mają kompetencje, realizują tam swoje cele. Nie mają zresztą satysfakcjonujących alternatyw. Nie chodzi tylko o to, że daje się dzieciom tablet czy komórkę, ale o to, że często mają one zastąpić coś, czego nie ma, czyli właśnie przestrzeń, czas, uwagę. Skoro z nimi się nie rozmawia, ich zdanie się nie liczy, to znajdują sobie przestrzenie wirtualne, gdzie swoją sprawczość mogą realizować. I oczywiście narażone są na niebezpieczne treści, uzależnienia oraz to, że są źródłem zysku.

Za izolację dzieci i młodzież płacą zdrowiem

Ich samotność jest kapitalizowana. Czy dzieci tylko szukają dla siebie miejsca, by realizować cele, czy też cierpią? Bo czują, że przeszkadzają, nie czują się potrzebne. Kiedy chciały w czasie pandemii pomagać, zanosić starszym zakupy, to okrzyknięto je zagrożeniem i kazano siedzieć w domach.

To jest ogromnie niebezpieczne. I przejawia się ogromnym kryzysem zdrowia psychicznego. Niestety, mówiąc o tym, najczęściej znów pomijamy sytuację dzieci, skupiając się na kryzysie kadrowym psychiatrii czy braku miejsc w szpitalach. Nie mówimy zaś o tym, co doprowadza do kryzysu. A jego przyczyną jest właśnie dyskryminacja. Dzieci albo są zbędne, są przeszkodą, albo rodzajem zagrożenia przez to, że ich racjonalność jest inna niż racjonalność dorosłych, trzeba je okiełznać, wsadzić w jakieś ramy. Do tego dochodzi opresyjna szkoła, systemy oceniające zachowanie w plusach, minusach i stopniach. Dzieci widzą, że nikt nie chce ich zrozumieć, po prostu daje plusa za przyniesienie karmy dla psów na zrzutkę i minusa za kiwanie się na krześle. Próbujemy włożyć to, kim jest dziecko, w jakieś ramy, licząc na zobiektywizowane oceny.

Przykładamy do dzieci wskaźniki rodem z ekonomii: liczymy i ważymy średnie, patrzymy na statystyki ocen w dziennikach elektronicznych, statystyki obecności, zachowania… To niby ma być wyraz zobiektywizowania, ale czy tak naprawdę nie traktujemy dziecka jak produkt?

Tak, z jednej strony widać myślenie produktowe. Z drugiej może stoi za tym lęk dorosłego przed utratą kontroli i w tak nieporadny sposób próbujemy zapanować nad ryzykiem, które zawsze wiąże się z relacjami, z byciem z dzieckiem. Próbujemy więc zapanować nad lękiem za pomocą pozornie zobiektywizowanych wskaźników, a relację zastępujemy systemem nagród i kar.

Czy to znaczy, że nawet jakbyśmy wykształcili całą armię psychiatrów, to jeśli nie znajdziemy dla tych dzieci miejsca, nie zaczniemy ich słuchać, sytuacja się nie poprawi? W 2022 roku padł kolejny tragiczny rekord. Jak podają aktywiści Fundacji GrowSpace Dominik Kuc oraz Paulina Filipowicz, odnotowano wzrost o 150 proc. prób samobójczych dzieci i młodzieży w stosunku do 2020 roku. Aż 2031 młodych ludzi targnęło się na swoje życie, 150 osób skutecznie.

Nie patrzymy tam, gdzie powinniśmy: na kryzys szkoły, na pandemię, która wiele nam pokazała, ale nic z tym nie zrobiliśmy. Nauczycielka małych dzieci, zapytana przeze mnie, co zmieniła pandemia, powiedziała, że brak możliwości spotkania nie przynosi już cierpienia. Dzieci przyzwyczaiły się przez pandemię, że spotkania nie są niezbędne. Godzą się na brak albo mniejszą częstość kontaktów społecznych. To prowadzi do samotności, alienacji, trudności w nawiązywaniu relacji. Wróciliśmy do szkół, odbębniliśmy w pierwszym tygodniu zajęcia integracyjne i tyle.

Wielostronna praca uspokajania. Jak kobiety przeżywały pandemię

czytaj także

Wielostronna praca uspokajania. Jak kobiety przeżywały pandemię

Monika Helak, Małgorzata Łukianow, Justyna Orchowska

Czyli nie poświęciliśmy czasu na namysł nad sytuacją dzieci w czasie pandemii, ale potraktowaliśmy to powierzchownie i popędziliśmy dalej?

Nie pomyśleliśmy w ogóle o tym, co ta pandemia powiedziała o naszej relacji z dziećmi. W naszym kraju nie było żadnych przekazów skierowanych do dzieci od rządzących. Rzecznik praw dziecka zrobił cykl dla dzieci w ferie, koncerty online, programy, ale nie dotyczyły one trudności związanych z pandemią, nie poruszały kwestii problemów psychicznych wynikających z izolacji, była to tylko rozrywka. Nie było działań skierowanych bezpośrednio do dzieci, wyjaśniających, co się dzieje. Nawet nakaz pozostawania w domu nie został wytłumaczony: dlaczego, po co, ile czasu potrwa izolacja. Co gorsza, wypowiadano się dużo o dzieciach, tworzono regulacje dotyczące bezpośrednio dzieci, i np. minister Piątkowski o dzieciach, które zniknęły z systemu szkolnego, mówił, że to są po prostu leniwe dzieci, które nie chcą się uczyć.

W szkołach mówi się o kryzysach psychicznych, ale kiedy dziecko opuszcza lekcję, żeby pójść do specjalisty, szkoła je dyscyplinuje, bo najważniejsze są obecności.

Dobrostan fizyczny i psychiczny jest spychany w sferę odpowiedzialności prywatnej. Dziecko, nawet jeśli uda mu się trafić na terapię, będzie w jej trakcie przepracowywać skutki działania środowiska, a potem do tego samego środowiska, które nie wykazuje się zrozumieniem, wróci.

Czemu się na to godzimy? Tak często słyszę: „szkoła, jaka jest, taka jest, trzeba przez to przejść”. Dlatego że sami czekamy na wcześniejsze emerytury?

Wiele rzeczy robimy i na wiele się godzimy dla świętego spokoju. Nie myślimy, nie walczymy o miasto, odpuszczamy szkołę, w której wymagamy od wszystkich dzieci tego samego, choć mają różny stopień rozwoju konkretnych umiejętności, mają indywidualne uwarunkowania. To nie jest sprawiedliwe.

**
Ewa Maciejewska-Mroczek
− dra hab. socjologii, polonistka i amerykanistka. Członkini Interdyscyplinarnego Zespołu Badań nad Dzieciństwem UW. W pracy naukowej interesuje się miejscem i rolą dzieci we współczesnej kulturze.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij