Kraj

Jak srogo należy karać „zdemoralizowane” dzieci?

Dziesięciolatki przed sądem, kajdanki, pasy obezwładniające, gaz pieprzowy, izolatka − to pomysł na resocjalizację ukuty w Ministerstwie Sprawiedliwości. Myślisz, że twojego dziecka to nie dotyczy? Ta ustawa może dotknąć każdego.

Środowisko zajmujące się wsparciem terapeutycznym dzieci i młodzieży czekało na nową ustawę o resocjalizacji. Poprzednia pochodzi z 1982 roku, a od tego czasu zmieniła się wiedza o psychologii człowieka, rozwinęła się resocjalizacja, zmieniły się też wyzwania. Raport NIK-u z 2018 roku wykazał, że polski system resocjalizacji działa źle, bo ponad 60 proc. dzieciaków, które były w ośrodkach szkolno-wychowawczych czy poprawczych, w późniejszym czasie dostaje wyroki. O złych warunkach i problemach w ośrodkach wychowawczych alarmował też RPO. Brakuje terapeutów, psychiatrów, pedagogów, a także pieniędzy na szkolenia, dokwalifikowanie i nowe rozwiązania.

Przyjęta 9 czerwca przez Sejm ustawa o wspieraniu i resocjalizacji nieletnich jest jednak rozczarowująca. W dużej mierze powiela przepisy z poprzedniej ustawy. Napisana została w Ministerstwie Sprawiedliwości, bez konsultacji ze środowiskiem eksperckim. Po co bowiem zaprosić do współpracy pedagogów i psychologów, psychotraumatologów, praktyków resocjalizacji z ogromnym doświadczeniem i wiedzą? Jeszcze zaczęliby nudzić o kryzysach psychicznych dotykających młodzież, o braku psychiatrów…

Napisanie ustawy o resocjalizacji można równie dobrze zlecić koledze, który wcześniej zajmował się rozdzielaniem posad w Lasach Państwowych. Michał Woś, kolega ministra Ziobry, specjalista od wszystkiego, zatytułował swoją liczącą 400 stron pracę ambitnie: „Ustawa o wspieraniu i resocjalizacji nieletnich”. Niestety ani o wsparciu, ani o resocjalizacji na tych 400 stronach nie przeczytamy.

Ustawa przeszła 9 czerwca głosami PiS, nie poparła jej nawet Konfederacja. Odrzucono wszystkie najważniejsze poprawki proponowane przez opozycję. Protestują eksperci i biuro RPO, milczy natomiast Rzecznik Praw Dziecka.

Masz kłopoty? Będziesz mieć ich więcej

Według nowej ustawy już dziesięcioletnie dziecko będzie można postawić przed sądem za „zachowanie naruszające porządek prawny lub stanowiące przejawy demoralizacji”. Ministerstwo Sprawiedliwości argumentuje ten przepis tym, że dotychczas nie było dolnej granicy wieku i przed sądem mogą stanąć dzieci nawet sześcioletnie, które, jak czytamy na stronie ministerstwa „ukradną w sklepie batonik czy pobiją się z kolegami”.

Czy ukradziony w podstawówce batonik albo bójka na boisku to już świadectwo demoralizacji? Tak może sugerować podany przykład. Tylko czy stawianie dzieci przed sądem za takie przewinienia rzeczywiście jest w polskich sądach praktykowane? Czy może używanie tego argumentu jest manipulacją, służącą faktycznemu obniżeniu wieku w stosunku do powszechnej praktyki?

Elżbieta Gapińska, pedagożka, magistra resocjalizacji i posłanka KO, przekonuje, że podobnych przypadków było w ciągu ostatnich czterdziestu lat niewiele. − Takie sytuacje wynikały z niekompetencji sędziego. Zasada jest bowiem taka, że do trzynastego roku życia na postępowanie dziecka patrzy się nie jak na jego winę, ale jako problem rodzinny, i rozwiązaniem jest przyznanie rodzinie kuratora − tłumaczy.

A ty widzisz w dziecku człowieka?

Elżbieta Gapińska jest przekonana, że nowa ustawa jest bardziej restrykcyjna niż ta poprzednia, z 1982 roku i nie ma nic wspólnego z resocjalizacją. Dlatego zorganizowała w Sejmie konferencję z udziałem ekspertów, których w prace nad ustawą nie włączono. Ekspertyzę przygotował zaś prof. nauk społecznych Marek Konopczyński, który w czasie konferencji przekonywał, że dziecko dziesięcioletnie nie ma nawet biologicznych możliwości, żeby w sposób świadomy w rozprawie uczestniczyć, zrozumieć konsekwencje, karę. Takie możliwości będzie miało dopiero dziecko trzynastoletnie.

Nie przeczytamy w ustawie nic o wsparciu środowiskowym, o asystentach rodziny, którzy pomogliby rodzicom w wychowaniu, organizacji domu i życia codziennego, w rozwiązywaniu problemów. Odpowiedzią na przejawy kryzysu, a tym są najczęściej zachowania świadczące o zdemoralizowaniu, są separowanie, presja i izolacja.

− Ustawa wygląda tak, jakby ktoś szukał rozwiązań bez zrozumienia przyczyny problemu − mówi Justyna Żukowska-Gołębiewska, psycholożka, interwentka kryzysowa, prezeska Stowarzyszenia Dla Naszych Dzieci. − Nie jest tak, że dziecko urodziło się złe. Problemy wynikają albo z traumy, krzywdy, albo zaburzeń rozwojowych. Nie ma dziecka, które wychowywane w bezpiecznym środowisku, nie mogłoby się adaptować do tego stopnia, że ktoś mógłby chcieć je odseparować.

− To również nie tak, że środowisko, w którym to dziecko przebywa, jest do szpiku kości złe. Może po prostu wymaga wsparcia, bo ktoś, nie mając kompetencji, w niewłaściwy sposób korzystał ze swojej władzy rodzicielskiej. Do tego należy pomyśleć o wsparciu w środowisku szkolnym. Jeśli w szkole, zamiast wspierać młodego człowieka w kryzysie, próbuje się go tylko dyscyplinować, wymuszać posłuszeństwo, jego problemy tylko rosną − mówi Żukowska-Gołębiewska.

„Karny jeż” level hard

Napiętnowanie może stać się czyimś udziałem nawet na czternaście lat. Ustawa przesuwa bowiem nie tylko dolną, ale i górną granicę − w ośrodkach będzie można przetrzymywać nawet 24-latki. Czy jest pewność, że ośrodki zostaną zorganizowane tak, że dzieci, nastolatki i osoby dorosłe będą przebywać osobno? Dotychczasowa praktyka każe w to wątpić.

Maciej Dyrla, który na konferencję w Sejmie przyjechał prosto z pracy, po nocy, kiedy pilnował 66 wychowanków, opowiadał, że w jednej grupie może znaleźć się trzynastolatek, który nie realizował obowiązku szkolnego, a obok niego wychowanek z poważnymi problemami, przenoszony już kilkukrotnie z ośrodka do ośrodka.

− Podstawą resocjalizacji młodych ludzi, którzy są w okresie dojrzewania, kiedy kształtują się ich postawy, powinno być środowisko rezylientne, czyli środowisko, które buduje odporność psychiczną i zdrowe mechanizmy radzenia sobie, a nie środowisko, które dla młodego człowieka będzie dodatkowym obciążeniem − argumentowała Żukowska-Gołębiewska.

− 68 proc. dzieci z Młodzieżowych Ośrodków Wychowawczych to dzieci z domów głęboko dysfunkcyjnych, w których problemy nakładają się na siebie. Ale większość z tych dzieci w istocie nie musiałaby trafić do placówek, gdyby wcześniej, w środowisku rodzinnym, dostali pomoc − mówi z kolei Elżbieta Gapińska. − Bez pracy w środowisku rodzinnym powrót dzieci jest jeszcze trudniejszy − zwraca uwagę Gapińska. − Młody człowiek wraca najczęściej do swojego środowiska, które nie uległo żadnej przemianie. Spotyka się z lekceważeniem ze strony rodziców, niechęcią, czasem wrogością.

Dotychczasowy, niedoskonały system zakłada, że dzieci 10−13-letnie zagrożone niedostosowaniem społecznym mogą, bez konieczności udania się do sądu, korzystać z Młodzieżowych Ośrodków Socjoterapeutycznych. Do Młodzieżowych Ośrodków Wychowawczych trafiają dzieci z niedostosowaniem społecznym, kierowane tam przez sąd rodzinny. MOS-y i MOW-y podlegają Ministerstwu Edukacji. Trzecim stopniem są zakłady poprawcze, pozostające pod zarządem Ministerstwa Sprawiedliwości, w tej chwili obłożone częściowo.

Szramy. Jak niszczymy nasze dzieci

czytaj także

Mariusz Dobijański, prezes Polskiego Stowarzyszenia Pracowników Resocjalizacji, wyraził przekonanie, że ustawodawcy przyświecała myśl nie o udoskonaleniu systemu resocjalizacji, ale o zagospodarowaniu pustych budynków po zakładach poprawczych, które mają zostać przemianowane na Okręgowe Ośrodki Wychowawcze.

Kajdanki, pasy, gaz

Na razie nie wiemy nic o zasadach, na jakich mają funkcjonować, oprócz tego, że „nowe, surowsze placówki będą przeznaczone dla tych, którzy popełnili czyn karalny i skończyli 13 lat oraz – w wyjątkowych wypadkach – dla osób, które wprawdzie nie popełniły czynu karalnego, ale są mocno zdemoralizowane (np. piją alkohol, zażywają narkotyki), a stosowane już wobec nich środki były nieskuteczne (np. młodzi ludzie wiele razy uciekali z Młodzieżowych Ośrodków Wychowawczych)” − czytamy na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości.

O umieszczeniu w takiej placówce zdecyduje sąd rodzinny. Opozycja zaproponowała, żeby dziecku ubogiemu w takich sytuacjach obligatoryjnie, z urzędu, przysługiwał obrońca. Poprawka została jednak odrzucona, sąd może, ale nie musi zaproponować obrońcy z urzędu. Tym samym dziecko będzie przed sądem miało mniej praw niż dorosły.

Artykuł 122 daje możliwość użycia wobec nieletniego środków przymusu bezpośredniego: pałki, kajdanek, gazu łzawiącego, pasów obezwładniających, kaftana bezpieczeństwa. Będzie możliwe też przeszukanie, kontrola osobista w „uzasadnionych przypadkach”. To pojęcie dość enigmatyczne, jak i „demoralizacja”, dzielona na stopnie takie jak „znaczny” „wysoki” albo „średni”. Jak podniosła sędzia Agnieszka Rękas, może ona obejmować również dzieci dziesięcioletnie, które przejdą w niewłaściwym miejscu przez ulicę.

Tak wyglądałaby lekcja religii w zgodzie z prawami człowieka i konwencją praw dziecka

Jak opowiada Żukowska-Gołębiewska, w zakładach poprawczych już teraz często używa się bardzo opresyjnych metod wpływania na młodych ludzi, które niemalże ocierają się o tortury. Kręgosłup moralny łamie się poprzez nadużywanie władzy czy zapobiegawcze skuwanie rąk kajdankami, o czym pisze też w raporcie RPO. Teraz środków presji ma być jeszcze więcej, zmniejszono też do godziny czas przebywania na świeżym powietrzu.

− To, co może młodemu człowiekowi pomóc, to nie przymus, ale choćby jedna osoba, z którą nawiąże zdrową relacją, choćby jedna osoba, która w niego uwierzy − mówi Żukowska-Gołębiewska.

Ta ustawa może dotknąć każdego

W nowej ustawie szersze kompetencje przyznaje się dyrektorom szkół, którzy teraz będą mogli − zamiast skierować sprawę szkolnej bójki czy wagarów do sądu − nałożyć w porozumieniu z rodzicami inną karę. Jaką? To będzie zależało od ich pomysłowości. Czy kara będzie proporcjonalna? Czy będzie to naprawienie szkody, czy jednak będzie w tym element publicznego upokorzenia? Czy dotknie tę osobę, która rzeczywiście zawiniła, czy też klasowego czy szkolnego kozła ofiarnego? Czy będzie to jakiś rodzaj prac społecznych? Praca za karę − to jest dopiero demoralizujące.

− Który rodzic, stając przed dylematem: sąd albo kara w szkole, nie zgodzi się na karę? Ale jako ona będzie? Czy nie poniżająca, czy inne dzieci ukaranego nie wyśmieją? − zastanawia się Elżbieta Gapińska.

− Mam kontakt z nastolatkami, których terapię prowadzę, współpracuję też ze szkołami i wiem, jak niską wiedzą psychologiczną i pedagogiczną dysponują dyrektorzy szkół, chociażby w obszarze traumy − mówi Żukowska. − Dzieciaki, które zachowują się jak osoby zagrożone nieprzystosowaniem społecznym, najczęściej doświadczyły urazu psychicznego. Kara, w dodatku publiczna, tylko ten uraz potęguje.

Myślicie, że waszych dzieci to nie dotyczy? Jednak coś, co do tej pory było uznawane za głupi wybryk, teraz może mieć konsekwencje karne. Przypomnijcie sobie problemy uczennic, które na profilówkach miały czerwone błyskawice, połamaną rękę aktywistki klimatycznej, represjonowanie wzorowych uczniów, nagonkę na osoby LGBT+.

Mój megafon jest lepszy niż twój. Bądź cicho albo trafisz do poprawczaka

Co zostanie uznane za demoralizację? Sądząc po preambule ustawy, w której znalazły się słowa o „chrześcijańskich wartościach” i tendencjach rządzących do doszukiwania się wszędzie obrazy uczuć katolickich, za demoralizację będzie mógł dyrektor uznać dyskutowanie z nauczycielem na lekcjach Historii i Teraźniejszości o prawach człowieka, o weganizmie (bo „ekoterroryzm”) czy o obecności Polski w zlaicyzowanej Unii Europejskiej. HiT i nowa ustawa wchodzą w życie tego samego dnia, 1 września 2022.

Warto też popatrzeć na nową ustawę jako na być może komplementarną wobec Lex Czarnek, która najpewniej wróci. Daje ona szerokie możliwości dokręcania kontroli, wywierania presji na dyrektorów, nauczycieli, uczniów i za ich pośrednictwem − na rodziców. Lex Czarnek i ustawa Wosia mogą okazać się wygodnym narzędziem do temperowania społecznego oporu wobec narastającej opresji władzy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij