Świat

Szesnastolatki chcą głosować w wyborach. Dlaczego warto im na to pozwolić?

Pojawiają się argumenty, że nastolatki są zbyt niedojrzałe i niestabilne emocjonalnie, by móc racjonalnie głosować. Tylko że we współczesnej demokracji prawo głosu nie jest nagrodą za racjonalność, panowanie nad emocjami albo wiedzę na temat gospodarki czy systemu politycznego. Wynika ono z samego uczestnictwa we wspólnocie politycznej, z posiadania związanych z tym interesów.

Sąd Najwyższy Nowej Zelandii orzekł w ubiegły poniedziałek, że przepisy ustalające wiek uprawniający do czynnego prawa wyborczego – czyli głosowania w wyborach – na 18 lat są sprzeczne z kartą praw obywatelskich z 1990 roku, stanowiącą część nieformalnej konstytucji Nowej Zelandii. Karta oraz precyzująca jej zapisy ustawa o prawach obywatelskich z 1993 roku zakazują bowiem dyskryminacji ze względu na wiek obywateli, którzy ukończyli 16 lat.

Orzeczenie nie obniża jeszcze automatycznie wieku głosowania w Nowej Zelandii, ale sprawia, że ostateczną decyzję będzie musiał podjąć parlament. Premierka Jacinda Ardern jest zwolenniczką obniżenia wieku wyborczego, ale potrzebne jest do tego poparcie aż trzech czwartych parlamentu. A nowozelandzcy politycy są w tej kwestii podzieleni. Partia premierki, laburzyści, nie zajęła jeszcze oficjalnego stanowiska, a największa siła opozycji, centroprawicowa Nowozelandzka Partia Narodowa, jest przeciw. Młodzieżowi aktywiści walczący o obniżenie wieku wyborczego do 16 lat odnieśli jednak właśnie zwycięstwo w sądzie i polityczne wiatry wydają się im sprzyjać.

Cywilizacyjny regres po polsku. Cofamy się w rozwoju na własne życzenie

Nie tylko antypody

Nowa Zelandia nie byłaby pierwszą rozwiniętą demokracją z wiekiem uprawniającym do głosowania wynoszącym 16 lat. Niedawno ustawę obniżającą prawo głosu do 16 lat w wyborach europejskich przyjął Bundestag. Już teraz w niektórych landach w wyborach krajowych mogą głosować szesnastolatki. Czerwono-zielono-żółta-koalicja rządząca Niemcami w swojej umowie koalicyjnej zobowiązała się do obniżenia wieku wyborczego. Na poziomie wyborów narodowych wymagałoby to jednak zmiany konstytucji, czego nie da się zrobić bez poparcia CDU/CSU, która jest przeciw – podobnie jak Alternatywa dla Niemiec.

W 2007 lat wiek uprawniający do głosowania w wyborach na wszystkich poziomach do 16 lat obniżyła Austria. Już w 2003 podobne rozwiązania przyjęły trzy austriackie landy: Burgenland, Karyntia i Styria. W 2018 do Austrii dołączyła Malta. Rok wcześniej Grecja obniżyła wiek uprawniający do udziału w wyborach do 17 lat.

W Szkocji i Walii osoby powyżej 16. roku życia mogą głosować wyborach do lokalnych zgromadzeń ustawodawczych, choć nie w wyborach do Izby Gmin. Szesnastolatkowie mają także prawo głosu na Wyspie Man i na Guernsey – terytoriach zależnych korony brytyjskiej.

Żądania obniżenia wieku wyborczego pojawiają się we wszystkich rozwiniętych demokracjach i można się spodziewać, że kolejne państwa będą obniżały wiek uprawniający do udziału w wyborach – jeśli nie od razu tych parlamentarnych, to na początku lokalnych i europejskich. Także w Polsce prędzej czy później czeka nas poważna dyskusja na ten temat. Warto nie tylko ją podjąć, ale też poważnie potraktować argumenty na rzecz dopuszczenia do głosu ludzi młodszych niż 18 lat – brzmią one całkiem przekonująco.

Nie bójmy się klimatycznego alarmizmu [polemika z Kamilem Fejferem]

By głosować dla przyszłości

Argument, jaki najczęściej pojawia się w dyskusjach wokół obniżenia wieku wyborczego, dotyczy zmian klimatycznych. A właściwie nie samych zmian, tylko związku decyzji podejmowanych dziś przez polityków z tym, jak będzie wyglądał klimat za kilka dekad – czy ciągle będzie względnie przyjazny człowiekowi, czy nie. Bo jeśli w wyniku zaniechań polityków, dominacji różnych grup interesów związanych z paliwami kopalnymi i nie tylko wejdziemy do bramki numer dwa, to czeka nas seria kryzysów, z którymi problemy mogą mieć nawet najbardziej rozwinięte państwa.

Najmłodsze pokolenia doświadczą tych problemów najbardziej bezpośrednio, jeszcze za swojego życia, czasem w jego najlepszych latach. Pokolenia starsze, statystycznie rzecz ujmując, nie zawsze dożyją skutków dzisiejszych zaniechań i błędnych decyzji, mają więc znacznie mniej powodów do tego, by w swoich politycznych wyborach uwzględniać „interes klimatyczny”. Ludzie rzadko kierują się w swoich wyborczych preferencjach tym, co stanie się dwie, trzy dekady po ich śmierci.

Obniżenie wieku wyborczego dałoby ludziom, którzy będą musieli żyć w świecie stworzonym przez obecne polityczne decyzje, wpływ na to, w jakim kierunku pójdziemy w przyszłości. Pozwolą – takie przynajmniej jest idealistyczne założenie – by w ogólnym politycznym rachunku bardziej liczyła się przyszłość, nie tylko przyszłe wybory.

Sadura i Sierakowski: Polityk, którego teraz potrzebują Polki i Polacy, to nie iluzjonista, ale terapeuta

Przeciwwaga dla starzenia się społeczeństwa

Większe otwarcie procesu politycznego na przyszłość jest ważne nie tylko w kontekście polityki klimatycznej, ale także starzenia się społeczeństwa – co w Polsce jest bardzo wyraźnym problemem. Im większy udział seniorów w elektoracie, tym więcej konserwatywnego lęku przed zmianą status quo, tym bardziej że polityka ma tendencję do koncentrowania się na względnie krótkoterminowej perspektywie, do zapominania o dalszej przyszłości, która dla starszych ludzi nie jest priorytetem.

W wielu rozwiniętych społeczeństwach widać ten problem. Obserwujemy polaryzację interesów, wartości i politycznych tożsamości wzdłuż pokoleniowych osi. W trzech ostatnich wyborach parlamentarnych w Wielkiej Brytanii – w 2015, 2017 i 2019 roku – wiek był jednym z najważniejszych czynników pozwalających przewidzieć to, na kogo będzie głosował dany wyborca. Starsi popierali torysów, młodsi Partię Pracy. W referendum w 2016 roku wyjście z Unii Europejskiej zagwarantował głównie głos starszych wyborców o niskim wykształceniu. Wśród wyborców poniżej 50. roku życia większość zagłosowała za pozostaniem w Unii, wśród tych powyżej 50. roku – za wyjściem z niej.

Polaryzacja na osi wieku dotyczy w Wielkiej Brytanii nie tylko takich kwestii jak polityka klimatyczna i Europa. Dla ludzi na dorobku kluczowym problemem jest cenowa dostępność domów i cena kredytu hipotecznego. Starsi ludzie, którzy spłacili już swoje domy, nie mają tego problemu, a wzrost wartości nieruchomości to dla nich wzrost wartości ich ogólnego majątku. Te odmienne interesy przekładają się na inne preferencje wyborcze i oczekiwania wobec polityki rządu.

Problem widać też w Polsce. Choć w 2019 roku PiS wygrał we wszystkich kategoriach wiekowych, to im starsza grupa, tym większe było poparcie dla partii rządzącej. W grupie 18–29 na PiS padło 26,2 proc. głosów, w grupie 60+ ponad dwukrotnie więcej, 55,6 proc. Widać, że wiele polityk tej partii ma przede wszystkim służyć przyciągnięciu i utrzymaniu starszego elektoratu – od obniżenia wieku emerytalnego do zapowiedzianej na przyszły rok 15. emerytury. O ile dodatkowych emerytur można jakoś bronić, np. jako narzędzia mającego łagodzić problem ubóstwa wśród seniorów – choć można się spierać, czy to dobra odpowiedź na realne wyzwanie – to już obniżenie wieku emerytalnego, choć odpowiadało preferencjom wielu osób w wieku okołoemerytalnym, zwłaszcza z klasy ludowej, było wielkim błędem, który stwarza problemy dla następnych pokoleń.

Oczywiście, starsi ludzie mają pełne prawo, by brać udział w demokratycznym procesie i wyrażać w nim swoje preferencje przy pomocy kartki wyborczej, wpływając w ten sposób na polityki rządowe. Jednak system, gdzie młodsi wyborcy są regularnie przegłosowywani przez interesy starszych, nie może działać dobrze: łatwo może sprzyjać albo politycznej i społecznej apatii, albo antysystemowej radykalizacji młodszych.

Obniżenie wieku wyborczego nie rozwiązuje jeszcze tego problemu, ale daje większą szansę na to, by głos młodych ludzi stał się dla polityków bardziej słyszalny, zmuszając ich do brania pod uwagę w swoich kalkulacjach także perspektywy tego, jak dany kraj i świat będą wyglądały za kilka dekad.

Równia pochyła polityki tożsamości: od wielobarwnej klasy do klasistowskich oblężonych twierdz

O każdej nowej grupie wyborców mówiono, że nie jest dość dojrzała

W odpowiedzi na żądania obniżenia wieku głosowania pojawiają się kontrargumenty, mówiące, że frekwencja wśród młodych i tak jest niska, a ludzie dopiero później w swoim życiu zaczynają się interesować polityką. Jest prawdą, że w wielu krajach frekwencja wśród młodych nie powala. W Austrii w 2008 roku, w pierwszych wyborach, gdzie osoby w wieku 16–17 lat mogły głosować, frekwencja wśród głosujących po raz pierwszy wyniosła 88 proc., mniej więcej tyle co całej populacji. W następnych wyborach sytuowała się już jednak na niższym poziomie niż ten ogólny. Jednocześnie przed wyborami w 2017 roku aż 90 proc. Austriaków w wieku 16–17 lat, deklarujących bardzo wysoki poziom zainteresowania polityką, zapowiadało głosowanie w najbliższych wyborach. Zamiast odbierać chętnym nastolatkom prawo głosu, lepiej więc postarać się wzbudzić zainteresowanie polityką ich mniej zainteresowanych rówieśników.

Pojawiają się też argumenty, że nastolatki są zbyt niedojrzałe i niestabilne emocjonalnie, by móc racjonalnie głosować. Tylko że we współczesnej demokracji prawo głosu nie jest nagrodą za racjonalność, panowanie nad emocjami albo wiedzę na temat gospodarki czy systemu politycznego. Wynika ono z samego uczestnictwa we wspólnocie politycznej, z posiadania związanych z tym interesów. Nie ma dobrych argumentów za tym, że granica 18 lat jest fundamentalnie lepsza jako próg uczestnictwa niż np. 16 lat. Ukończenie 18 lat nie jest dziś progiem, za którym przeciętny młody człowiek kończy edukację, zyskuje ekonomiczną, społeczną czy życiową samodzielność. Osoby przed 18. rokiem życia angażują się w ruchy społeczne i w politykę: są w młodzieżówkach partyjnych, organizują protesty klimatyczne, upominają się o prawa kobiet i mniejszości, ale też organizują spotkania z takimi postaciami jak Sławomir Mentzen. Spokojnie mogą głosować. Owszem, młodzi ludzie wybierają czasem głupio, co najlepiej pokazuje poziom poparcia Konfederacji wśród młodych mężczyzn. Ale czasem trzeba wybrać głupio, by potem wybierać mądrze. Być może pewne choroby polityczne warto przejść w młodości, by z nich szybko wyrosnąć.

Argument z braku gotowości i dojrzałości pojawiał się zresztą za każdym razem, gdy prawo głosu było rozszerzane na nowe grupy społeczne inne niż mężczyźni posiadający własność o określonej wartości. Niegotowe do głosu miały być niższe klasy średnie, klasy pracujące, wreszcie kobiety. Patrząc na to historyczne doświadczenie, argumenty, że niegotowa jest młodzież, nie wypadają przekonująco. Dajmy młodym głosować.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij