Kraj

Czarnek ogłosił Pakiet Wolności Akademickiej. Czy można już zapraszać płaskoziemców?

W dniu, w którym strajkujący uczniowie i studenci domagali się odwołania Przemysława Czarnka z funkcji ministra edukacji i nauki, polityk PiS-u zaprezentował na specjalnie zwołanej konferencji prasowej Pakiet Wolności Akademickiej dla uczelni. Czyjej wolności broni minister?

Chodzi o nowelizację ustawy o szkolnictwie wyższym, na mocy której nauczycieli akademickich nie będzie można pociągnąć do odpowiedzialności dyscyplinarnej za wyrażanie przekonań religijnych, światopoglądowych czy filozoficznych.

Projekt, jak podkreślił Przemysław Czarnek, ma na celu wzmocnienie rozwoju nauki, a przede wszystkim bronić ma wolności naukowców oraz stać na straży zachowania pluralizmu debaty akademickiej. „Chcemy, żeby wszyscy nauczyciele o poglądach konserwatywnych, centrowych i lewicowych mogli pracować na rzecz polskiej nauki” – podkreślił minister. Wskazał też, że powinno dziać się to w granicach prawa, w tym Kodeksu karnego, który zabrania „głoszenia przekonań nazistowskich, faszystowskich i komunistycznych, wyrastających z marksizmu”.

Polityk zapewnił też, że propozycje zmian w przepisach nie będą, wbrew powszechnym obawom, nikogo faworyzować, a więc nie zostały przygotowane jedynie z myślą o naukowcach prezentujących światopogląd ideologicznie bliski ministrowi. Trudno jednak brać na poważnie te słowa, przez wzgląd na jego wcześniejsze wypowiedzi.

W listopadzie klubowiczom „Gazety Polskiej” Czarnek obiecywał, że „uwolni naukę”, broniąc przed uczelnianymi komisjami dyscyplinarnymi pracowników uniwersyteckich, głoszących konserwatywne, narodowo-chrześcijańskie przekonania. Później, w rozmowie z Polską Agencją Prasową, utyskiwał na rzekomą dyskryminację konserwatywnych naukowców i nauczycieli akademickich na polskich uniwersytetach, gdzie – według niego – mamy do czynienia z hegemonią „liberałów i lewaków”.

„Słyszymy o dwudziestu kilku postępowaniach dyscyplinarnych wobec tylko i wyłącznie profesorów, którzy wyrażają swój światopogląd konserwatywny czy chrześcijański. A więc mamy do czynienia z wolnością, czy z absolutną dominacją światopoglądu lewicowo-liberalnego i zakazem głoszenia konserwatywnego?” – mówił, dodając, że lekiem na owo „wykluczenie” ma być ogłoszona właśnie propozycja zmiany przepisów.

– Minister w tym wszystkim jest nieszczery. Nie wierzymy Przemysławowi Czarnkowi, gdy mówi, że nowe prawo ma chronić wszystkich bez względu na poglądy, bo ledwie kilka miesięcy temu osobiście interweniował w sprawie popierającej Strajk Kobiet wypowiedzi prof. Ingi Iwasiów z Uniwersytetu Szczecińskiego, domagając się wszczęcia przeciwko niej postępowania dyscyplinarnego na uczelni – mówi nam dr Adam Ostolski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego.

– Samo określenie „pakiet wolnościowy” jest mylące. Tworzy zasłonę dymną wokół nowelizacji, żeby pokazać, że ona jest wolnościowa i chroni pracowników, nauczycieli akademickich, podczas gdy istotą jest kontrola prewencyjna postępowań dyscyplinarnych przez Ministerstwo Nauki – dodaje nasz rozmówca.

Nowe prawo

Co dokładnie zakłada „pakiet wolnościowy” ministra Czarnka? Najważniejszym punktem reform jest dopisanie w art. 275 Ustawy prawa o szkolnictwie wyższym i nauce stwierdzenia „nie stanowi przewinienia dyscyplinarnego wyrażanie przekonań religijnych, światopoglądowych lub filozoficznych”.

A nad wszystkim unosi się wielka gombrowiczowska kukła ministra Czarnka

W artykule tym jest mowa o odpowiedzialności dyscyplinarnej nauczycieli akademickich, która dotyczy czynów uchybiających obowiązkom lub godności zawodu nauczyciela akademickiego.

– Sensem nowelizacji, którą proponuje minister Czarnek, jest to, że wyrażanie przekonań religijnych, filozoficznych i światopoglądowych z definicji nie może uchybić obowiązkom lub godności zawodu nauczyciela akademickiego albo że owo uchybienie jest dopuszczalne, jeśli wiąże się z wyrażaniem poglądów religijnych światopoglądowych lub filozoficznych – tłumaczy dr Adam Ostolski.

Oprócz tego nauczyciel akademicki od momentu wejścia przepisów w życie będzie musiał być poinformowany o poleceniu rozpoczęcia prowadzenia postępowania wyjaśniającego dotyczącego jego osoby. Z kolei rektor w świetle nowego prawa zostanie pozbawiony prawa do zawieszenia nauczyciela akademickiego na etapie postępowania wyjaśniającego.

Co więcej, jeżeli postępowanie dotyczy wyrażania przekonań religijnych, światopoglądowych lub filozoficznych, strony postępowania mają prawo skierować zażalenie do komisji dyscyplinarnej przy ministrze.

Na koniec w projekcie zapisano, że „wszystkie wszczęte i niezakończone przed wejściem w życie nowych przepisów postępowania, które dotyczą wyrażania przez nauczycieli akademickich przekonań religijnych, światopoglądowych lub filozoficznych zostają umorzone”.

To nie ministra sprawa

Środowisko akademickie jest wyraźnie zaniepokojone propozycjami ministra Czarnka, ponieważ stanowią one brutalną ingerencję w autonomię uczelni. Minister – jak wskazuje dr Adam Ostolski – próbuje pozbawić możliwości sądowego rozstrzygania kwestii spornych, które mogą powstawać na tle różnych wypowiedzi naukowców i nauczycieli akademickich.

Z takimi przypadkami uczelnie zetknęły się już niejednokrotnie. Flagowym przykładem jest choćby opisywana przez nas kilkakrotnie sprawa dr hab. Ewy Budzyńskiej z Uniwersytetu Śląskiego, którą studenci oskarżyli m.in. o homofobię i głoszenie tez niezgodnych z aktualnym stanem wiedzy naukowej. W obronie wykładowczyni stanął ówczesny minister szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin, a także Ordo Iuris, przez co w sprawę ostatecznie wkroczyły także prokuratura i policja.

Uniwersytecie Śląski, jeśli boisz się Ordo Iuris, mrugnij osiem razy

– Uczelni nie pozwolono zbadać tego na własnym gruncie, co przecież i tak wymagałoby innych dróg odwoławczych w przypadku, gdyby profesorka oskarżona przez studentów o naruszanie obowiązków nauczyciela akademickiego rzeczywiście czuła, że decyzja podjęta przez uczelnianą komisję dyscyplinarną nie jest w porządku. Teraz wiemy, że takie spory będą podlegały weryfikacji komisji działającej przy ministerstwie, która nie stanowi żadnej gwarancji bezstronności – wskazuje nasz rozmówca, którego zdaniem uczelnie już teraz mają odpowiednie narzędzia do radzenia sobie z konfliktami.

Podobnie uważają rektorzy z Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP), którzy w liście wysłanym w listopadzie do ministra Czarnka napisali, że „nie ma obecnie konieczności, dla obrony wolności akademickich, tworzenia specjalnych regulacji prawnych i nowych ciał ingerujących w autonomię uczelni”. – W ustawie o szkolnictwie wyższym mamy na przykład możliwość mediacji, którą można zarządzić za zgodą osoby obwinionej na uniwersytecie, co spośród wielu niedoskonałych i obecnie dostępnych narzędzi wydaje mi się dużo lepszym rozwiązaniem niż przeglądanie teczek sprawy w ministerstwie – dodaje dr Ostolski.

Pakiet antywolnościowy

Zdaniem Adama Ostolskiego w tej chwili uniwersytety dość powściągliwie korzystają z kar dyscyplinarnych. To oczywiście nie oznacza, że nie zdarzają się nadużycia oraz przypadki wątpliwe. W obliczu realizacji ambicji Przemysława Czarnka sytuacja ta, wbrew zapewnieniom ministra, ulegnie pogorszeniu w kwestii tak ochoczo postulowanej przez niego wolności głoszenia poglądów przez nauczycieli akademickich.

– Na poziomie wartości takich jak wolność nauki, w tym także wolność światopoglądowa i wolność słowa naukowca, propozycje ministra oczywiście brzmią dobrze, bo przecież wszyscy jesteśmy za wolnością. Trzeba jednak pamiętać, że wprawdzie w systemie praw człowieka wolność słowa jest wartością ważną i fundamentalną, ale przecież nieabsolutną. Musi być więc regulowana i mieć granice wyznaczane przez wolność, godność i dobra osobiste innych osób – tłumaczy dr Adam Ostolski i dodaje, że nie ma lepszego sposobu na obronę tych swobód na uczelni niż pozostawienie związanych z nią kontrowersji społeczności akademickiej. – Przywiązanemu do konserwatyzmu ministrowi przypomnę tylko, że tradycja autonomii uniwersytetu sięga bulli Parens scientiarum papieża Grzegorza IX z 1231 roku – mówi socjolog.

Pluralizm i płaskoziemcy

Przede wszystkim jednak najważniejszymi zagrożeniami, jakie wynikają z zakusów ministra Czarnka są: polityzacja procesu rozwiązywania sporów oraz ideologiczny skok rządzącej prawicy na polską naukę, po którą PiS i związane z nim ugrupowania oraz organizacje typu Ordo Iuris coraz śmielej wyciągają ręce. „Pakiet wolnościowy” w opinii środowisk akademickich jest więc niczym innym jak tylko kamizelką ratunkową dla tych pracowników uczelni, którzy chcieliby głosić na niej tezy niepotwierdzone naukowo.

Z kolei argument o uciemiężonych uniwersyteckich konserwatystach to próba zamydlenia oczu opinii publicznej, ponieważ trudności w rozwoju kariery akademickiej częściej niż poglądów dotyczą choćby płci czy wieku.

– Minister puszcza oko do skrajnie prawicowych środowisk, mówiąc, że będzie bronić naukowców o konserwatywnych poglądach. Uważam jednak, że używanie tychże naukowców jako żywej tarczy do chronienia błędnie rozumianej przez ministra wolności i takich postaci jak pedagog z Torunia, który uczestników marszów równości określił mianem „wędrujących gwałcicieli”, czy pewien filozof z Lublina, który twierdzi, że Żydzi naprawdę dokonywali mordów rytualnych, jest zwyczajnie obraźliwe – mówi dr Ostolski. – Nie jest też prawdą, że konserwatyści są prześladowaną, zagrożoną mniejszością na polskich uczelniach tak samo, jak nie jest prawdą, że wszyscy konserwatyści są kimś takim jak ów toruński pedagog czy lubelski filozof – dodaje.

Istnieją zatem uzasadnione obawy, że „pakiet wolnościowy” stanie się krokiem ku otwarciu debaty akademickiej dla środowisk pseudonaukowych. Minister niejednokrotnie skarżył się na to, że w murach uczelni „można organizować konferencje lewicowo-liberalne, lewackie, ale zdarza się, że władze uczelni nie zgadzają się – bo są jakieś protesty – na konferencje konserwatywne, pro-life, chrześcijańskie”.

– W naukach bez przerwy toczą się spory wokół nierzadko fundamentalnych kwestii, więc oczywiste jest, że trzeba tworzyć przestrzeń dla pluralistycznej dyskusji. Ale to nie znaczy, że można do niej wpuszczać głosy spoza uniwersum debaty naukowej. Rozumiemy, że na uczelni astronomowie czy astrofizycy sprzeczają się o naturę czarnych dziur, a biolodzy mają zróżnicowane hipotezy na temat mechanizmów ewolucji. Nie wyobrażam sobie jednak, że w ramach wolności akademickiej będziemy robić konferencję płaskoziemców – mówi dr Ostolski.

Politykom wara

Najważniejszym pytaniem pozostaje to, kto ma decydować o kształcie dyskusji naukowej. To powinno leżeć w gestii władz uniwersytetów i społeczności akademickiej. Jednak pretensje do rozstrzygania tych kwestii roszczą sobie politycy, co może się skończyć chociażby tak jak na Węgrzech, gdzie premier Viktor Orbán pozbawił uczelnie możliwości prowadzenia studiów magisterskich na kierunku gender studies, uznanym przez niego za ideologię, a nie naukę. Natomiast w Rumunii w tym roku parlament przyjął ustawę, która zabrania głoszenia – także na uniwersytetach – poglądu, że istnieje odrębna od płci biologicznej płeć kulturowa.

Co niszczy naukę? Neoliberalizm, ksenofobiczna prawica i koronawirus

– Łacińskie przysłowie mówi, że Cezar nie jest autorytetem dla gramatyków. Tak samo żaden polityk nie może być autorytetem w kwestii nauki dla uniwersytetu. Jeśli dziś minister próbuje regulować uczelniane procedury i wolność światopoglądową, to musimy być przygotowani, że wkrótce któryś polityk nie będzie bał się sięgnąć głębiej. I okaże się, że ustawodawca niemający żadnego autorytetu w dziedzinie nauki zacznie na przykład dyktować naukowcom, jakie treści mogą przekazywać na swoich wykładach – słyszymy od naszego rozmówcy.

– Wprawdzie członkowie polskiej prawicy przedstawiają się raczej jako obrońcy pluralizmu, ale nie zdziwiłbym się, gdyby w szufladach Ordo Iuris czekała już gotowa ustawa przeciwko gender studies, której zielone światło z chęcią dałby ten czy inny minister – podsumowuje Ostolski.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij