Kraj

Czym jest marksizm kulturowy, a co o nim myśli prawica?

kaczynski-ziobro-rainbow

Nad Polską krąży nowe widmo. Kiedyś krążyło gender, ale dziś przyplątało się coś jeszcze gorszego. To marksizm kulturowy, zwany też czasem neomarksizmem.

Monstrum to straszne zrodziło się w Niemczech, ale marksizm to przecież też Ruscy, więc w sumie nie dziwi, że jako potwór rusko-niemiecki dybie na kraj nad Wisłą. Jedno trzeba prawicy przyznać. We wskazywaniu zagrożeń trudno z nią konkurować. My boimy się Kaczyńskiego, Kaczki i Kaczora, a oni cały czas mają jakieś nowe potworności.

Nie ma się co oszukiwać – to działa. Potwory się zużywają i ciężko się mobilizować odgrzewanym strachem. Przy okazji tej nowej prawicowej kampanii uda się nam może jednak uszczknąć coś z marksizmu kulturowego dla matki Polski i użyć go do zrozumienia, co się dzieje dziś z samą prawicą.

Na początek musimy zrozumieć, co dokładnie dla prawicy kryje się za marksizmem kulturowym. Jest to ofensywa, która zniszczyć ma chrześcijańską tradycję europejską, wspólnotę narodową i rodzinę. U jej źródeł tkwi dążenie do wyzwolenia wszystkich złych pragnień w człowieku – głównie seksualnych. Zwyczajni ludzie przy pewnym wysiłku trzymają się tego, co sprawdzone i służące innym.

Marksizm kulturowy wyśmiewa i zawstydza zwykłych ludzi. Jako że ostatecznie nie udało mu się użyć proletariatu do zdobycia władzy, zwrócił się w stronę grup mniejszościowych i swobód seksualnych. Promocja rozpasania to sposób no to, żeby wprowadzić chaos, zmarginalizować konkurentów politycznych i przejąć władzę. Każdy, kto idzie w Paradzie Równości, bierze udział w tym spisku prowadzącym do rządów dyktatorskich, sprawowanych nad zdezorientowaną większością i zrepresjonowanymi prawicowcami.

W tej wizji warto zwrócić uwagę przede wszystkim na obraz samej siebie, jaki kształtuje prawica. Przeciwstawia się potężnym siłom, poświęca się dla innych i broni porządku, samoograniczając się. Zapamiętajmy, bo potem się to przyda.

Gdula: Smoleńsk jest dla mnie ważny symbolicznie, jako stracona szansa na naprawę źle funkcjonującego państwa

A teraz szybko o tym, czym naprawdę jest marksizm kulturowy. To analiza i krytyka społeczeństwa, porzucająca optymistyczny obraz dziejów, który możemy znaleźć u Marksa. U niego szybciej lub wolniej, ale sprawy idą jednoznacznie w dobrym kierunku. Postęp sił wytwórczych niszczy panowanie kapitalistów wyzyskujących robotników. Zaprowadzony zostaje w końcu rozumny porządek społeczny, w którym potrzeby wszystkich ludzi zostają zaspokojone i jednocześnie mogą oni rozwijać indywidualny potencjał.

Marksiści kulturowi na swojej skórze doświadczyli narodzin faszyzmu, drugiej wojny światowej i bomby atomowej. Część z nich – zwłaszcza Herbert Marcuse – nie porzucali nadziei, ale prosty optymizm nie był dla nich. Przede wszystkim uznali, że społeczeństwo to coś więcej niż gmach zbudowany na bazie środków produkcji. Społeczeństwo to są oczywiście siły wytwórcze, ale także pragnienia, stosunki w rodzinie i sposoby samorealizacji.

Gdy marksiści kulturowi spoglądali na swoje współczesne społeczeństwa czasów zimnej wojny, widzieli przede wszystkim, że życie w nich zostało podporządkowane imperatywowi produktywności i wzrostu. Wykorzystuje on nasze pragnienia i poczucie wolności. Nieco upraszczając sprawę: społeczeństwo wymaga podporządkowania się w standardowej i nudnej pracy, za co oferuje obfitość dóbr, o których pozyskaniu można marzyć i odczuwać wolność związaną z ich nabywaniem.

Gdula: Wobec Lewicy są dziś formułowane sprzeczne oczekiwania

Zadaniem marksisty w tym kontekście nie jest już pokładanie nadziei w klasie robotniczej, bo stała się ona częścią machiny produkcji i konsumpcji. Zamiast tego krytykować trzeba system, który choć wydaje się racjonalny, prowadzi do absurdalnych, pełnych sprzeczności sytuacji. Na przykład konsument kupuje coraz więcej produktów, ale jest nieszczęśliwy i boryka się z problemami psychicznymi. Albo w ofercie pojawia się opcja zakupu luksusowego schronu atomowego, tak jakby po konflikcie jądrowym można było wciąż prowadzić normalne, wygodne życie.

Ujawnienie tych sprzeczności ma mieć dla ludzi wartość wyzwalającą. Ma im dać możliwość wzięcia historii i życia w swoje ręce. Jak widać, zniszczenie Polski nie było pierwszym spiskiem kulturowych marksistów. Pytanie jednak, czy coś z ich analiz może się nam przydać do zrozumienia rządów PiS i innych podobnych partii na świecie?

Wiadomo, że ustaleń kulturowych marksistów nie można stosować jeden do jednego. Ich dwie intuicje są jednak bardzo przydatne. Po pierwsze, trzeba zwracać uwagę na połączenie oficjalnych celów z pragnieniami, jakie zaspokaja dany układ społeczny. Po drugie, system obnaża się przez sprzeczności. Oficjalnie PiS-owcy walczą z potężnymi siłami w imię zachowania tradycji, narodu i rodziny. Dla nich się poświęcają i dla nich poświęcenia wymagają od innych. Polska to w końcu wspólny, zbiorowy obowiązek. Prosta linia łączy PiS-owca przez żołnierzy wyklętych i powstańców styczniowych z husarią spod Wiednia.

Stawmy czoła obcej ideologii, która zagraża dziś Polsce!

Szkopuł jednak w tym, że PiS-owcy od kilku lat nie są żadną heroiczną mniejszością, tylko dysponentami państwowego aparatu przymusu, państwowych spółek i państwowych mediów. Używanie ich na przykład przeciw społeczności LGBT nie jest żadną heroiczną walką. To po prostu pokazywanie innym swojej siły i władzy.

Rządy PiS nie wymagają poświęcenia. Zaspokajają pragnienie dominacji. Dają możliwość obrażania innych. Dają radość, która rodzi się podczas oglądania interwencji policji robiącej porządek z „tęczową hołotą”. Zaspokajanie tych pragnień pozwala poczuć się wolnym. Nieskrępowanym normami wzajemnego szacunku i zwykłej przyzwoitości. Wolność od norm łączy się z wolnością do poniżania. To daje poczucie prawdziwej mocy. I nie pozostaje bez wpływu na to, jak wygląda praktyka sprawowania władzy. Narastają tu sprzeczności, których nie można wytłumaczyć słabościami poszczególnych polityków, bo są one bezpośrednim efektem tego, jakie mechanizmy uruchamiają rządy PiS.

Mamy zatem obrońców tradycyjnej rodziny, którzy bez żenady rozwodzą się, załatwiają sobie kościelny rozwód i biorą z pompą ponowny ślub „przed Bogiem”. Zwolenników państwa prawa, którzy deklarują, że ich koledzy uwikłani w niejasne interesy mogą być spokojni i nie czeka ich postępowanie prokuratorskie. Polityków uprawiających seks z mężczyznami i jednocześnie uczestniczących w nagonce na społeczność LGBT. Tropicieli układów, którzy bez żenady wykorzystują partyjne wpływy, żeby umieścić żonę na intratnej posadzie w spółce skarbu państwa.

Turbopatriotyzm proponuje powrót do wspaniałej przeszłości

Tak jak Marcuse widział narastający konflikt między wolnością konsumpcji a nudną pracą w hierarchicznych instytucjach, tak my widzimy dziś sprzeczności rządów PiS. Ich efektem nie jest jednak narastające poczucie osaczenia i utraty wolności, ale nieprzewidywalność wynikająca z wolności, jaką cieszą się rządzący. Jeśli elity uwalniają się od kolejnych ograniczeń prawnych i etycznych, ich decyzje stają się coraz mniej przewidywalne i coraz bardziej kapryśne. Chociaż obiecywali porządek, nie wiadomo, czego się po nich spodziewać.

Dobrze pokazuje to historia pandemii. W odstępie dwóch miesięcy rząd zamykał lasy przy dwudziestokrotnie mniejszej dziennej liczbie zakażonych niż dziś i przekonywał, że pandemia już minęła i można zupełnie bezpiecznie brać udział w wyborach. Podobną konsekwencją rządzący wykazali się w przypadku górników. W 2018 roku na szczycie w Katowicach Andrzej Duda mówił, że węgla wystarczy nam na 200 lat wydobycia. Dwa lata później rząd mówi górnikom, że jednak trzeba będzie zamknąć kopalnie. Każdą swoją decyzję władza przedstawia oczywiście jako ochronę narodowego interesu i dawanie rodzinom bezpieczeństwa. Treść tych decyzji staje się jednak coraz bardziej arbitralna.

Ten proces będzie się pogłębiał, bo wprowadzenie mechanizmów naprawczych oznaczałoby podważenie kluczowej zasady swobody od kontroli, jaką kieruje się władza. Jestem coraz bardziej przekonany, że polityczna zmiana będzie wynikać zarówno ze zsuwania się ekipy PiS po równi pochyłej arbitralności, jak i narastającego poczucia, że potrzeba nie tyle więcej wolności, co przede wszystkim równości. To żądanie równości może stać się wspólnym mianownikiem dla osób spychanych na margines, ludzi rozczarowanych rozpasaniem władzy, wkurzonych jej bezkarnością i zmęczonych niepewnością, którą wywołuje. W końcu czy większość Polek i Polaków nie chce równego traktowania?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Maciej Gdula
Maciej Gdula
Poseł Lewicy
Poseł Lewicy, socjolog, doktor habilitowany nauk społecznych, pracownik Instytutu Socjologii UW. Zajmuje się teorią społeczną i klasami społecznymi. Auto szeroko komentowanego badania „Dobra zmiana w Miastku. Neoautorytaryzm w polskiej polityce z perspektywy małego miasta”. Opublikował m.in.: „Style życia i porządek klasowy w Polsce” (2012, wspólnie z Przemysławem Sadurą), „Nowy autorytaryzm” (2018). Od lat związany z Krytyką Polityczną.
Zamknij