Kraj

Czy Wojewódzki wciąż „głosowałby na Bosaka, żeby było śmiesznie”?

Jak to się stało, że skrajnie prawicowy polityk z niewiele znaczącego środowiska politycznego zdobył sprawność przed kamerą, a medialnie oswojony i goszczony przez media doszedł do ogólnokrajowej rozpoznawalności?

W pierwszej turze wyborów prezydenckich Krzysztof Bosak uzyskał 6.78% głosów. Tym rezultatem niemalże wyrównał wynik Konfederacji z zeszłorocznych wyborów parlamentarnych (6,81 proc.).

Szczególnie wysokie poparcie kandydata Konfederacji wśród wyborców poniżej 30. roku życia sprawiło, że zarówno Rafał Trzaskowski, jak i Andrzej Duda zabiegali o głosy wyborców Bosaka na drugim etapie kampanii. Ostatecznie jego poparcie rozłożyło się niemalże po równo: z niewielkim wskazaniem na Andrzeja Dudę (51,5%). Jest to najpewniej pochodna podziału wyborców Konfederacji na nacjonalistów sympatyzujących z przekazem Dudy oraz wolnorynkowców, którym bliżej do liberalnego Trzaskowskiego.

Jak to się stało, że kandydat wywodzący się ze środowiska prawicowych ekstremistów stał się w tej kampanii wyborczej ważnym graczem, a językiem jego elektoratu zaczęły mówić partie głównego nurtu? Otóż nie mamy tu do czynienia z nowością, lecz z kontynuacją.

Liberalne bezkręgowce, czyli o zalotach do skrajnej prawicy

Taniec z Bosakiem

Żeby zrozumieć, jak Krzysztof Bosak zdołał stać się politykiem o ogólnokrajowej rozpoznawalności, przyjrzyjmy się historii jego obecności w mainstreamowych mediach. Jako najmłodszy poseł na Sejm V kadencji (2005–2007), Bosak stał się pożądanym gościem w programach rozrywkowych.

W 2007 roku lider Konfederacji był gościem w programie Kuba Wojewódzki, który to oglądały w tamtym okresie ponad 2 miliony osób. Chociaż na wstępie prowadzący wspomniał o radykalnych poglądach Bosaka, Wojewódzki opisał go również jako „może w przyszłości wodza tego narodu”. Na późniejszym etapie rozmowy Wojewódzki zapytał proroczo Bosaka, czy myśli o prezydenturze za 10 lat, kiedy to będzie już mógł kandydować, dodając, że sam by na niego zagłosował, „bo mogłoby być śmiesznie”.

Obecność Bosaka w TVN nie ograniczała się wyłącznie do programów informacyjnych i talk-shows. Polityk wystąpił bowiem w VI edycji Tańca z Gwiazdami, również w 2007 roku, gdy TVN był jeszcze właścicielem licencji na ten program. Poza zwiększeniem rozpoznawalności (program oglądało średnio 5,33 miliona widzów) popularny telewizyjny show przyczynił się również do ocieplenia wizerunku tego radykalnego polityka. Widzowie mogli przyglądać się, jak młody aspirujący tancerz Bosak zmaga się ze skomplikowanymi figurami, pokonując kolejne bariery swojego ciała i umysłu.

Chociaż Bosak odpadł z programu stosunkowo szybko, był to dla niego niewątpliwie sukces wizerunkowy.

Do tego dochodziły kolejne występy, zaproszenia, w tym także do publicystyki telewizyjnej. Krzysztof Bosak został częścią krajobrazu medialnego już wiele lat temu. Dodawszy do tego poparcie sympatyków Konfederacji, zalewających media społecznościowe przychylnymi mu memami i filmikami, skrajnie prawicowy polityk Krzysztof Bosak z niewiele znaczącego wtedy środowiska politycznego zdobywa sprawność przed kamerą, a medialnie oswojony i przyjmowany przez liberalne media sięga po ogólnokrajową rozpoznawalność.

Dlatego powyborcze komentarze wyborcze Bosaka w TVN24 powinny być analizowane przez pryzmat kontynuacji, a nie nowości. Ale normalizacja Krzysztofa Bosaka ma jednak charakter wizerunkowy, a nie programowy. Lektura jego programu wyborczego pt. Nowy porządek sugeruje, że wessanie lidera Konfederacji do mainstreamowego dyskursu i normalizacja jego radykalnych poglądów wcale nie wzięły się ze stonowania języka czy złagodzenia postulatów samego Bosaka.

Nowy porządek

Chociaż w trakcie kampanii kandydat Konfederacji złagodził ton wypowiedzi medialnych i skupiał się zwłaszcza na przekazie radykalnie wolnorynkowym, światopogląd Krzysztofa Bosaka zawiera wiele niebezpiecznych i niezgodnych z demokracją liberalną elementów.

Teza 4. programu zakłada wprowadzenie „ustaw organicznych”, czyli aktów prawnych „pośrednich między konstytucją a zwykłą ustawą”, których zamierzeniem jest uzyskanie „równowagi ustrojowej” na wzór współczesnej konstytucji Węgier.

W dalszej części dokumentu kultura chrześcijańska uznana jest za rdzeń „polskiej wspólnoty politycznej”, co z kolei ma uzasadnić budowanie ładu państwowego na „normach wynikających z chrześcijaństwa” (Teza 13.).

Nietrudno stwierdzić, że tak rozumiane podłoże aksjologiczne prawa stoi w sprzeczności z liberalnym ujęciem tolerancji. Jest to widoczne na przykładzie zwalczania praw kobiet i mniejszości seksualnych w ramach walki ze „szkodliwym społecznie paradygmatem gender” (Tezy 14. i 16.).

Ponadto „nowy porządek” ma być wprowadzany w życie przez wzmocnioną władzę wykonawczą, z możliwością wetowania ustaw parlamentu przez premiera.

Program wyborczy Bosaka pokazuje, że środowisko Konfederacji nie wykonało żadnego przesunięcia w stronę politycznego centrum. Jedynym więc wytłumaczeniem normalizacji tego środowiska i wessania samego Bosaka do celebryckiego świata mediów jest przesunięcie całego polskiego dyskursu w prawo.

Na prawo tylko ściana

Prawo i Sprawiedliwość zaczęło torować drogę do sukcesu wyborczego Konfederacji w trakcie kampanii przed wyborami parlamentarnymi w 2015 roku. Paradoksalnie nastąpiło to w ramach zaznaczenia konserwatywnych wartości partii uzasadnianego koniecznością ugruntowania pozycji PiS jako jedynej liczącej się partii prawicowej.

PiS miało zmonopolizować prawą stronę polskiej sceny politycznej, neutralizując radykalniejsze formacje (Solidarna Polska) poprzez wcielanie ich do szerokiego bloku prawicowego. Porażka wyborcza partii KORWiN (skupiającej w owym czasie narodowców) zdawała się potwierdzać zasadność tej taktyki.

Polska lewica życzy Krulowi długiego prawitowania

Spod zwycięskiego płaszcza szerokiej prawicowej koalicji wystawały brudne chwyty wyborcze. Instrumentalne użycie kryzysu uchodźczego w kampanii PiS przyczyniło się do znormalizowania retoryki antyimigracyjnej w debacie publicznej. Uwagi Jarosława Kaczyńskiego o „strefach szariatu” w Szwecji przetarły szlak dla rozważań Krzysztofa Bosaka o „Hindusie w turbanie pedałującym na rowerze na ulicach Warszawy”.

Przeświadczenie o głębokim konserwatyzmie polskiego elektoratu było wtedy powszechne. Po zwycięstwie Andrzeja Dudy w poprzednich wyborach prezydenckich PiS uzyskał samodzielną większość w parlamencie, w którym zasiadało wówczas 42 posłów Kukiz’15 i zero przedstawicieli lewicy.

W tym klimacie Grzegorz Schetyna ogłosił w wywiadzie z „Do Rzeczy” w sierpniu 2016 roku, iż jest zwolennikiem utrzymania przez PO „konserwatywnej kotwicy” oraz „końca z lewicowym eksperymentem, bo lewicowy elektorat socjalny zameldował się do PiS”.

Kilka miesięcy po udzieleniu tego wywiadu Schetyna ogłosił, że PO jest przeciwna przyjmowaniu nielegalnych imigrantów, a problem uchodźców został „rozwiązany umową z Turcją”.

W Koalicji Obywatelskiej do dziś mocno ugruntowane jest prawicowe skrzydło skupione wokół Grzegorza Schetyny, gotowe zinterpretować każdą kolejną porażkę wyborczą jako pretekst do skrętu w prawo.

Nowa normalność

Porażka wyborcza partii KORWiN w 2015 roku nie oznaczała wcale, że PiS nie miał się z kim licytować na prawicowość w Sejmie. Z chaotycznej listy wyborczej skleconej przez Pawła Kukiza do Sejmu dostało się pięciu posłów Ruchu Narodowego, którego ówczesnym wiceprezesem był Krzysztof Bosak.

Niektórzy z nich szybko przenieśli się do obozu władzy. Niemniej Robert Winnicki (obecny szef sztabu Bosaka) po wypisaniu się z partii Kukiz’15 dalej reprezentował Ruch Narodowy. Na skutek chaosu wyborczego prawicowi radykałowie zyskali możliwość wygłaszania swoich poglądów w parlamencie przez cztery lata.

Nowa rzeczywistość gruntowała się po cichu nie tylko w ławach sejmowych, ale i na ulicach – za sprawą wydarzenia kluczowego dla normalizacji wizerunku narodowców.

11.11. Największy neofaszystowski marsz w Europie [wideo]

Pierwszy Marsz Niepodległości w 2010 roku przyciągnął około 2000 uczestników. Luźno powiązane organizacje nacjonalistyczne uznały ten wynik za sukces, mimo że liczebność zgromadzenia była co najmniej nieimponująca. Zwiększenie liczby uczestników w kolejnych latach nadal nie przyczyniało się jednak do normalizacji tego wydarzenia w debacie publicznej. Liczne starcia radykalnych nacjonalistów i neonazistów z policją utrwalały obraz tego marszu jako niebezpiecznego wydarzenia o szemranej reputacji, w którym udziału lepiej nie brać.

Transmitowane w telewizji podpalenie tęczy na placu Zbawiciela i wozu transmisyjnego TVN dodatkowo zraziły do niego znaczną część umiarkowanej, centrowej opinii publicznej. W 2014 roku, kiedy znów doszło na marszu do zamieszek, w wyniku których rannych zostało 51 policjantów i 24 osoby cywilne, wydawało się, że impreza ta nie przyciągnie już więcej uczestników, a może i zostanie niebawem zakazana.

Jednak podwójne zwycięstwo PiS-u w 2015 roku pozwoliło organizatorom Marszu Niepodległości na jego pogłębioną instytucjonalizację. Zgodnie z logiką neutralizowania sił politycznych na prawo od PiS-u władza postanowiła uregulować formułę wydarzenia. Inicjatywa spotkała się z entuzjazmem organizatorów poszukujących sposobu na poszerzenie kręgu uczestników. Tym sposobem już w 2016 roku w czasie marszu odczytano list Prezydenta RP Andrzeja Dudy, przyśpieszając proces normalizacji tego wydarzenia.

Proces instytucjonalizacji Marszu Niepodległości osiągnął swoje apogeum w 2018 roku, gdy w reakcji na zakaz organizacji zgromadzenia wydany przez ówczesną prezydentkę Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz zorganizowany został „marsz wspólnotowy” we współpracy z rządem PiS. Tym razem prezydent przemawiał już we własnej osobie, a frekwencja wyniosła rekordowe 250 tysięcy osób ze względu na okrągłą rocznicę obchodów.

Przez cały ten czas Krzysztof Bosak był obecny w mediach jako główny rzecznik organizatorów wydarzenia.

Taktyka objęcia Marszu Niepodległości trwałym patronatem PiS-u mimo wszystko się nie powiodła. Przyniosła jednak nacjonalistom prezent w postaci uwagi mediów, czasu antenowego dla radykałów i postępującej normalizacji ekstremistycznych poglądów w polskim dyskursie.

W przededniu wyborów europejskich powstała partia Konfederacja, zrzeszająca środowiska na prawo od PiS. Wydaje się, że sam obóz rządowy zdał sobie wtedy sprawę z porażki taktyki kooptacji. Przejawem tego był nieudany blackout medialny przed wyborami parlamentarnymi, który pozwolił Konfederacji ugruntować swoją pozycję „prawdziwej prawicy”. Dobrze znany z mediów Bosak został twarzą tej „nowej siły”, krytykującej PiS za „lewicową politykę gospodarczą”.

Co z tym marszem?

Appeasement po prostu nie działa

Wchłonięcie radykalnej Konfederacji do polskiego życia publicznego to efekt prawicowego odchyłu całej sfery publicznej przynajmniej od 2015 roku. Appeasement środowiska nacjonalistycznego był zresztą zjawiskiem wybiegającym poza walkę o wyborców POPiS-u. Radykalni prawicowcy z Kukiz’15 zyskali platformę do głoszenia swoich poglądów poprzez koalicję z Polskim Stronnictwem Ludowym, partią o wielkich tradycjach w polskiej polityce.

Przesunięcie całej sceny do prawa to w teorii nowa szansa dla lewicy. Ta już raz zdołała odbić porzucony centrolewicowy elektorat Koalicji Obywatelskiej i wrócić do Sejmu.

Dziś na zepchniętej w prawo scenie politycznej Lewica ma podwójny obowiązek bycia lewicą. To bowiem lewicowy elektorat – swoim aktywnym zaangażowaniem w politykę i udziałem w kolejnych wyborach – stoi przed zadaniem obalenia powtarzanej przez Bosaka i spółki tezy, że „Konfederacja jest trzecią siłą polityczną w Polsce”.

__
Piotr Marczyński – student komparatystyki politycznej na Uniwersytecie Amsterdamskim. Współorganizator Politics in Perspective Congress 2019, konferencji zrzeszającej stowarzyszenia studenckie w Holandii. Pisze o skrajnej prawicy w Europie.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij