Panuje przekonanie, że filantropia kieruje pieniądze od bogatych do biednych. Nic bardziej mylnego. W filantropii chodzi przede wszystkim o interesy elit.

Panuje przekonanie, że filantropia kieruje pieniądze od bogatych do biednych. Nic bardziej mylnego. W filantropii chodzi przede wszystkim o interesy elit.
Kompleks białego zbawcy widzimy, gdy celebryci i wolonturyści z Zachodu wrzucają na Instagrama wyretuszowane zdjęcia z „biednymi murzyniątkami” na rękach (vide słynne banery Dominiki Kulczyk rozsiane swego czasu po Polsce).
Zmierzmy się z tym niezręcznym pytaniem: ile ludzkich żyć jest warta odbudowa Notre-Dame?
Społeczeństwo oparte na dobroczynności jest nie do pogodzenia ze społeczeństwem opartym na sprawiedliwości.
Czy jakakolwiek instytucja powinna nosić nazwisko ludzi, których zawzięta pogoń za zyskiem przyniosła innym tyle cierpienia?
Ile brakuje, żeby nikt nie umierał na AIDS, gruźlicę i malarię? Tylko 10 miliardów dolarów rocznie.
Z filantropią bywa podobnie jak z kapitalizmem: najwięcej dostają ci, którzy już mają dużo.
Anand Giridharadas bierze pod lupę filantrokapitalizm.
Czy „mikrointerwencje” charytatywne mają sens, skoro u źródeł ubóstwa leżą zmiany klimatu i patologie globalnego kapitalizmu?
W XXI wieku nie można nikogo kłaść na ołtarzu rozwoju, poświęcać lokalnych społeczności dla zysków silniejszych, wąskich grup skupionych wokół kapitału prywatnego.
Filantropia Kulczyków skutecznie odwraca uwagę od potencjalnie niewygodnych aspektów działalności ich machiny biznesowej.
Problem z wywiadem z Dominiką Kulczyk w „Wysokich Obcasach” o filantropii polega na tym, że autorka nie zadała jej najważniejszych pytań.