Kaja Puto

Światełko do piekła

Szanuję Owsiaka, ale jego wyznawcy zbierają się raz w roku, żeby dać piątala na inkubatory dla chorych dzieci – te same inkubatory, których zakup nie był wcześniej możliwy, bo III RP była niewydolna.

Z otchłani transformacyjnej popkultury wypełzł w niedzielę filmik przedstawiający nagranie hymnu WOŚP z 1993 roku. Rozwiralował się po lewicowo-liberalnych bańkach społecznościowych, wzbudzając nostalgiczne zachwyty, głównie u odbiorców po czterdziestce, ale i u młodszych, również tych, których ciężko posądzić o sympatię do oazowo-solidarnościowej estetyki. Zachwyty uderzały w tony mniej więcej takie: „było ciężko, ale przynajmniej się w tych najntisach nie kłóciliśmy, a Owsiak nie był narzędziem politycznej walki, tylko wzorem cnót”.

Wydawałoby się, że mit lat 90. już okrzepł i wszedł do mainstreamu: dorosło pokolenie, które jak każde niedawno dorosłe pokolenie płacze za symbolami swojego dzieciństwa: czy to za gumą Turbo, czy za Sprytnym Zbysiem, czy za Abbą, czy za Spice Girls, czy za Amigą, czy za tamagotchi. Imageboardy i socsieci są tego pełne. O najntisach wydano już ważne książki (Duchologia polska Olgi Drendy, Normy widzialności Magdy Szcześniak, Polska do wymiany Przemysława Czaplińskiego) i monograficzne numery czasopism („Ha!art” czy „Mała kultura współczesna”). Temat przeorała proza, poezja, teatr i sztuki wizualne, nawet polskie kino do niego dokuśtykało.

Widmowa dekada [rozmowa z Olgą Drendą]

Z biegiem kolejnych miesięcy rządów PiS na spetryfikowanym już nieco cielsku mitu najntisów rośnie polityczny kontekst, który rozciąga tę dekadę aż do 2015 roku. Do niewinnej nostalgii za Zbysiem, Spice Girls i tamagotchi dołączają orliki, autostrady i ciepła woda w kranie. Adam Małysz zlewa się z Euro 2012, Kasia Kowalska jakby fika w Tańcu z gwiazdami, a Stadion Dziesięciolecia płynnie przechodzi w Almę online. Tak hartuje się mit III RP.

Było jak było – mówią nie bez racji jego wyznawcy – ale było lepiej niż teraz. III RP rosła w siłę, czasem się może i potykała, ale zaraz potem otrzepywała swoje kujońskie gatki pupilka Europy i człapała dalej. Państwo może i istniało teoretycznie, ale jego instytucje, nawet jeśli funkcjonujące w próżni, były demokratyczne. Transformacja może i była zbyt szokowa, bo przecież byliśmy głupi, ale Polak potrafi i jakoś damy radę. Było normalnie (czyt. jak w Europie) – zapewniają ludzie, którzy jeszcze parę lat temu głosili, że normalnie będzie dopiero wtedy, kiedy poniesiemy te wszystkie konieczne koszty społeczne.  I tak dalej.

Nowo powstały kult Jurka Owsiaka to ważna część tego mitu. Polska klasa średnia nie pałała dotąd sympatią do małomiasteczkowych festynów ze światełkiem do nieba, a na przaśny Woodstock raczej nie jeździła, preferując Openera czy Off Festival. Wezwania do przyznania Owsiakowi pokojowej nagrody Nobla (wykorzystane już politycznie przez opozycję) to tylko i aż nostalgia pożeniona z politycznym gestem wsparcia w obliczu prawicowej, uciosanej z teorii spiskowych nagonki na WOŚP.

Jakkolwiek szanuję Jurka Owsiaka, nie mam żadnych wątpliwości co do jego dobrej woli (i roli) i życzę Orkiestrze wszystkiego najlepszego, to właśnie WOŚP jest w micie III RP figurą, która obnaża zawarty w nim fałsz. Jego wyznawcy – homines oeconomici, trybiki w maszynie polskiej transformacji, tęskniąca za Platformą klasa średnia – zbierają się raz w roku (jasne, że nie tylko oni!), żeby dać piątala na inkubatory dla chorych dzieci. Te same inkubatory, których zakup nie był wcześniej możliwy, bo III RP była niewydolna, nie radziła sobie ze służbą zdrowia i nieszczególnie się tym przejmowała. Te same inkubatory, na które zabrakło, bo wierni wyznawcy III RP byli przeciwko rozwojowi polityki społecznej („roszczeniowość”), a wielu z nich robiło wszystko, żeby nie płacić w Polsce podatków lub płacić ich jak najmniej. Modelowy przykład tej hipokryzji (level Rafał Brzoska, właściciel firmy InPost) opisała Justyna Samolińska na łamach Strajk.eu.

Na to wyznawcy mitu III RP pozostają ślepi. Utyskują na program 500+, który, jak nie bez racji podejrzewają, może zapewnić PiS-owi trwałe poparcie pewnej części elektoratu. W ich języku ożyła najntisowa figura homo sovieticus, leniwego żonobijcy przepijającego zapomogi. Po 500+ do jego habitusu dołączyło jeszcze sranie po nadbałtyckich wydmach i bejsbolówka z żołnierzami wyklętymi.

„Dzieci z tego nie będzie”. Anna Gromada o roku z Rodziną 500+

Kilka tygodni temu polski oddział Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu przygotował raport poświęcony skutkom społecznym 500+. Zgodnie z jego ustaleniami dzięki programowi skrajne ubóstwo wśród dzieci zmniejsza się o 94%, maleje rozwarstwienie społeczne (w 2014 roku Polska stanęła na europejskim podium nierówności w zarobkach), a promowana przez opozycyjne brukowce w rodzaju Natemat.pl teza o masowym porzucaniu pracy przez kobiety nie znajduje uzasadnienia. Z kolei kilka dni temu jedna z firm oferująca lichwiarskie kredyty „chwilówki” oświadczyła, że upada przez 500+, a inne (np. Provident) odnotowują spore straty.

Można się spierać, czy polityka społeczna PiS jest efektywna: dlaczego nie na pierwsze dziecko, czy mamy aż tyle kasy, czy samorządy dają radę z obsługą wypłat, dlaczego nie dać na przedszkola, dlaczego nie w bonach, jak sprawdzić, czy żonobijca przepija. Być może wyznawcy mitu III RP mają rację i 500+ pozostanie jedyną spełnioną obietnicą naprawy państwa teoretycznego, być może przepchnięte kolanem, przygotowane przez niekompetentne kadry reformy edukacji czy służby zdrowia przyniosą przeciętnemu obywatelowi więcej szkody niż pożytku. Być może na pewno.

Ikonowicz: 500 zł, czyli wola boska czyniona rękami Tatarów

Ale nie zmienia to bardzo ważnego faktu: wiele polskich rodzin nareszcie może związać koniec z końcem, a przez to czerpać radość z (wciąż skromnego) życia. Wszystko to dzięki partii, która pierwsza głośno zaprzeczyła, jakoby radość z życia była przywilejem (nagrodą?) zaradnych, przedsiębiorczych, europejskich hominum oeconomicorum.

Założę się zresztą o inkubator, że jeśli jakaś tęga głowa zajęłaby się obliczeniem zysków i strat 500+, wyszłoby, że dodatek na dziecko wychodzi taniej niż dealowanie ze sfrustrowanymi, pozostawionymi na pastwę śmieciówek i długów obywatelami, których wykluczenie często prowadzi do przemocy i przestępczości, a zdolność konsumpcyjna jest niemal równa zeru. Do strat ekonomicznych dochodzą polityczne: bezradność, która ulega populistom.

500+. Parę faktów, wiele mitów

Arkady Ostrovsky, autor fantastycznej książki The Invention of Russia. From Gorbachev’s freedom to Putin’s War, opisuje rosyjskich liberałów: to, z jakim optymizmem i nadzieją patrzyli w przyszłość w czasach pierestrojki, to, co się z nimi i ich ideałami stało w epoce Putina, i to, co było pomiędzy. A pomiędzy były diewianostyje, ciemne lata dziewięćdziesiąte, i tysiące obywateli, którzy obserwowali, jak na murszejących ruinach znanego im świata zaczyna rządzić dziki kapitalizm, prawo silniejszego i wyzysk. Liberałowie nie chcieli tego widzieć, przemieniając się w tych silniejszych, osuwając się w emigrację wewnętrzną lub zmieniając zdanie na temat liberalnej demokracji.

III RP nie była dla swoich obywateli żadną autostradą. Była wysoko oprocentowaną chwilówką.

Z wielu powodów Polskę trudno porównać do Rosji, a III RP do Rosji Jelcyna. Ale i Polsce przydałby się taki Ostrovsky, który rozprawiłby się z mitem III RP, zanim ten na dobre rozłoży się opozycji – tej partyjnej, ale i elektoratowi – na horyzoncie myślenia. Który zrobiłby to tak, żeby przewrażliwiona swoją słabością opozycja się nie obraziła na „agentów PiS-u” i tych, co osobno, jak to ma ostatnio w zwyczaju.

Trudno temu mitowi nie ulegać, kiedy przychodzi nam z przerażeniem obserwować autorytarne zapędy PiS-u, bezczelną indolencję jego rządu i podnoszący głowę nacjonalizm. Ale dopóki III RP będzie dla opozycji stała Autostradą Wolności (czytaj niedostępnym dla wielu portfeli biznesem Jana Kulczyka), będzie tylko gorzej. III RP nie była dla swoich obywateli żadną autostradą. Była wysoko oprocentowaną chwilówką.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kaja Puto
Kaja Puto
Reportażystka, felietonistka
Dziennikarka i redaktorka zajmująca się tematyką Europy Wschodniej, migracji i nacjonalizmu. Współpracuje z mediami polskimi i zagranicznymi jako freelancerka. Związana z Krytyką Polityczną, stowarzyszeniem reporterów Rekolektyw i stowarzyszeniem n-ost – The Network for Reporting on Eastern Europe. Absolwentka MISH UJ, studiowała też w Berlinie i Tbilisi. W latach 2015-2018 wiceprezeska wydawnictwa Ha!art.
Zamknij