Świat

Rwanda bezpiecznym krajem? Brytyjski rząd zaczarowuje rzeczywistość, by walczyć z łódkami

Brytyjski rząd mówi „nie będzie Strasburg pluć nam w twarz!” i przymierza się do wypowiedzenia Europejskiej konwencji praw człowieka. Byłoby to równe utracie praw rodzinnych, prawa do wolnych wyborów i praw chroniących pracowników – kto chętny na czternastogodzinny dzień pracy?

Kraj się wali, świat płonie, a rząd Wielkiej Brytanii nadal walczy z łódkami. Pewnie ministrowie wiedzą coś, czego my nie wiemy – niełatwo znaleźć powiązanie między garstką ludzi uciekających od plag i wojen a mizernymi zarobkami, walącymi się szkołami i zanikającą opieką zdrowotną.

Może po prostu rząd zamierza na wiosnę zadekretować, że wszystko jest tak, jak być powinno: obywatele zadbani i szczęśliwi, a Wielka Brytania nie tylko rządzi na morzach i oceanach, ale jest najlepszym z możliwych krajów.

Myślicie, że żartuję? Ani trochę. Okazało się, że nasz rząd ma moc sprawczą tak wielką, że jego słowo staje się ciałem. W grudniu premier Sunak przedstawił w parlamencie projekt Ustawy o bezpieczeństwie Rwandy stwierdzającej, że Rwanda jest krajem bezpiecznym. I już. Zaczarowywaniu rzeczywistości mówimy tak!

Dla uchodźców mamy bilet do Rwandy. W jedną stronę

Projekt ustawy ma na celu nałożenie na sądy ustawowego obowiązku traktowania Rwandy jako kraju bezpiecznego, niezależnie od wszelkich faktów i okoliczności. Na przykład od tego, że raport Departamentu Stanu USA z 2022 roku wylicza całą serię „bezpiecznych” procedur, w jakie zamieszany jest rwandyjski rząd, wymieniając między innymi tortury, poniżające traktowanie, porwania i zgony w aresztach.

Trzeba mieć w takim razie nadzieję, że rząd skieruje uwagę na realne problemy społeczne i równie szybko rozwiąże je kolejnymi ustawami. Może zadekretuje, że każdego obywatela stać na mieszkanie? Albo że jesteśmy zdrowi i nie potrzebujemy lekarzy? A przynajmniej, że brytyjska kuchnia i pogoda są najlepsze na świecie?

Sunak prawdopodobnie liczy, że jeśli ogłosi Rwandę krajem bezpiecznym dla uchodźców, wymiga się od obowiązku przyjmowania ich w ramach podpisanego w 2022 roku programu współpracy. Bo, choć brytyjskie media tego nie nagłaśniały, owa umowa przewiduje, że będziemy przyjmować z Rwandy odrzuconych przez nią azylantów w zamian za przywilej wysyłania tam około 100–200 osób rocznie.

Tymczasem w alternatywnym wszechświecie prawnicy wskazują, że jeśli Ustawa o bezpieczeństwie Rwandy wejdzie w życie, nie tylko złamie prawo krajowe i międzynarodowe zobowiązania, ale podważy też konstytucyjne zasady dotyczące relacji między władzą sądowniczą, parlamentem i władzą wykonawczą. Jednak dla niektórych członków partii rządzącej projekt ustawy nie idzie wystarczająco daleko, przewiduje bowiem pewne bardzo wąskie możliwości indywidualnego odwoływania się w oparciu o osobisty brak bezpieczeństwa – na przykład kobiet w zaawansowanej ciąży, kiedy lot samolotem może być niebezpieczny dla zdrowia. Cóż za niedopatrzenie ze strony rządu, który projekt ustawy przedstawił w odpowiedzi na decyzję Sądu Najwyższego orzekającą, że program odsyłania uchodźców do Rwandy jest niezgodny z prawem, ponieważ Rwanda nie jest „bezpiecznym krajem trzecim”.

Decyzja Sądu Najwyższego spowodowała wzmożenie głosów wybitnych, ekhem, intelektualistów w rodzaju Lee Andersona czy Suelli Braverman, że czas najwyższy wypisać się z Europejskiej konwencji praw człowieka (EKPC). Przez ostatnie dwa lata retoryka wokół odrzucenia EKPC kręci się głównie wokół „nielegalnych imigrantów” (czyli uchodźców), ale nawoływanie, straszenie tudzież obiecywanie, że uchylimy się od konwencji, trwa już od lat.

Obłąkana rzeczniczka Imperium i wskrzeszanie politycznych trupów

W 2014 roku konserwatyści popełnili dzieło zatytułowane szumnie Ochrona Praw Człowieka w Wielkiej Brytanii, ale rok później przestali się kryć i w programie wyborczym wyraźnie określili intencje zniesienia brytyjskiej Ustawy o prawach człowieka (z 1998 roku), która włączyła prawa określone w EKPC do prawa krajowego i umożliwiła egzekwowanie praw zawartych w konwencji przed brytyjskimi sądami. W 2016 roku Theresa May, wówczas ministra spraw wewnętrznych, stwierdziła, że powinniśmy odrzucić EKPC, bo jest winna opóźnianiu ekstradycji podejrzanego o terroryzm Abu Hamzy.

W tym samym roku „Guardian” pokazał skecz z Patrickiem Stewartem w roli premiera, zatytułowany Co EKPC kiedykolwiek dla nas zrobiła? (w duchu „co Rzymianie kiedykolwiek dla nas zrobili?” z Żywota Briana). Po przewidywalnym wyliczeniu praw gwarantowanych konwencją (do sprawiedliwego procesu, życia prywatnego, wolności myśli, sumienia i religii, jak i prawa do wolności od niewolnictwa i tortur) przez ministrów, którzy chcą pomóc premierowi docenić korzyści z przyjęcia konwencji, ten stwierdza, że byłoby znacznie lepiej, gdybyśmy to my (ci od Wielkiej Karty Swobód!) wcisnęli Europejczykom naszą własną konwencję praw. Na co ministrowie przypominają premierowi o roli brytyjskich prawników i prawa brytyjskiego w przygotowaniu EKPC, którą to Europejczycy właśnie podpisali.

Nie był to ani bardzo śmieszny, ani wyrafinowany skecz, ale oddawał doskonale pewien typ narodowego sentymentu, do którego nieustannie piją prawicowi politycy – dwa lata wcześniej ówczesny premier, a obecny minister spraw zagranicznych David Cameron, krzyczał, że jako kraj, który stworzył Magna Carta i wyzwolił Europę od faszyzmu, nie potrzebujemy, żeby nas Strasburg pouczał o prawach człowieka.

Narodowy klaun Boris Johnson grał tą kartą nawet podczas pandemii i negocjacji w sprawie wyjścia z UE, choć jasne, że w razie zniesienia brytyjskiej Ustawy o prawach człowieka Unia Europejska automatycznie wycofa się ze współpracy w zakresie policji i sądownictwa, co dla kraju z nowo „odzyskanymi” granicami skończyłoby się znacznie gorzej niż dla Unii.

W 2022 roku torysi próbowali przepchnąć projekt Karty Praw mającej zastąpić dotychczasową Ustawę o prawach człowieka. Gdyby weszła w życie, Karta utrudniłaby obywatelom dochodzenie swoich praw w sądach (wprowadzając nowy etap wstępny, podczas którego pozywający musieliby dowieść jeszcze przed złożeniem sprawy do sądu, że w wyniku naruszenia ich praw ponieśli lub ponieśliby znaczne straty) i uniemożliwiłaby dochodzenie roszczeń dotyczących łamania praw człowieka wynikającego z operacji wojskowych poza naszymi granicami. W 2023 roku torysi porzucili ten pomysł, a zamiast tego przepchnęli Ustawę o nielegalnej migracji, która pozwala na zatrzymywanie i deportowanie osób, które dostały się do kraju drogą morską.

Machińska o polityce migracyjnej rządu: Wielkie były nasze oczekiwania…

Wbrew temu, co obecnie trąbi rząd, nie chodzi ani o zmniejszenie imigracji, ani o zabezpieczenie drogi przez kanał La Manche. To można było już dawno i sprawnie rozwiązać przez ustanowienie legalnych dróg dla osób szukających azylu oraz zatrudnienie urzędników do rozpatrywania podań o azyl. To akurat rząd zawalił, jak wszystko inne (być może licząc na to, że samobójstwa ludzi przetrzymywanych w okropnych warunkach i bez prawa do pracy w końcu odciążą Home Office). Wmawianie wyborcom, że pasażerowie łódek zalewają brytyjskie wybrzeża, jest śmiechu warte. To kropla w morzu wobec skali migracji zarobkowej, zwiększającej się po brexicie i w 67-milionowym kraju, gdzie nadal brakuje rąk do pracy.

We wzorujących się na Fox News i nieprzejmujących zasadami bezstronności czy rzetelności stacjach telewizyjnych Talk TV i GB News, jak i na oszołomskich kanałach w mediach społecznościowych, nie brakuje głosów, że powinniśmy wypowiedzieć konwencję. Zastraszeni „nielegalną imigracją” wyborcy mają znów zagłosować jak indyki na święta, dokładnie tak jak w brexitowym referendum osiem lat temu. Ci sami podejrzani snują teraz bajki o tym, jak nam będzie w końcu dobrze i suwerennie, gdy wypiszemy się wreszcie z EKPC (nie będzie Strasburg pluć nam w twarz). Przoduje w tym między innymi Jacob Rees Mogg, były minister do spraw korzyści z brexitu (ministerstwo skasowano, bo korzyści nawet rządowi magicy nie znaleźli).

Odrzucenie Europejskiej konwencji praw człowieka pozwoli nam w końcu topić uchodźców w morzu, ale to tylko początek. W Wielkiej Brytanii nie istnieje obecnie żadne alternatywne, skodyfikowane ustawodawstwo gwarantujące przestrzeganie praw człowieka. Wypowiedzenie konwencji będzie równe zrzeczeniu się m.in. praw rodzinnych, prawa do wolnych wyborów czy też praw chroniących pracowników – kto chętny na czternastogodzinny dzień pracy? Kto chce oddać weekend, chorobowe czy płatny urlop?

Nawet kiedy jeszcze byliśmy jeszcze państwem członkowskim UE (łza się w oku kręci), prawa pracownicze na Wyspach były najsłabsze w Unii i daleko w tyle w światowej tabeli. Jedna nadzieja, że brak prawa chroniącego przed robotami przymusowymi rozwiąże problem braku chętnych do zbierania owoców i warzyw.

Prawa człowieka i tak są już w Wielkiej Brytanii łamane. W 2019 roku, więc jeszcze przed pandemią i pełnoskalową inwazją Rosji na Ukrainę, organizacja Human Rights Watch alarmowała, że wskutek polityki brytyjskiego rządu rodzice nie są w stanie wyżywić własnych dzieci. Prawo do wyżywienia pozostaje niezrealizowane w przypadku coraz większej liczby osób.

Organizacja charytatywna Trussell Trust zanotowała wzrost zapotrzebowania na awaryjne paczki żywnościowe z 26 tysięcy rocznie w latach 2008–2009 do 1,6 miliona w okresie 2018–2019 i do prawie 3 milionów w latach 2022–2023. Nawet te dane nie oddają pełnego obrazu sytuacji, ponieważ sieć banków żywności jest obecnie dużo większa.

Skansen Anglia

Ustawa o nielegalnej migracji z 2023 roku już postawiła nas na kursie kolizyjnym nie tylko z prawem krajowym, ale też z Europejską konwencją praw człowieka, przybliżając nas [autorka jest obywatelką Wielkiej Brytanii – przyp. red.] do realizacji prawicowych marzeń. Jest wiadome, że torysi chcą teraz wypowiedzieć EKPC, ale czy rzeczywiście to zrobią? Musieliby wypisać kraj z Rady Europy, której członkostwo wymaga przestrzegania EKPC. Moglibyśmy wtedy założyć jakiś nowy klub – z Rosją i Białorusią.

Na szczęście partia rządząca nie ma na takie manewry mandatu. Ale zbliżające się wybory to idealny czas, by podkręcać temperaturę i zarządzać strachem. Nie po raz pierwszy w kiełbasie wyborczej znalazłaby się spora porcja kiełbasianego jadu. Ludzie po obu stronach debaty o prawach człowieka już się gorączkują, co tylko umacnia podział polityczny w kraju. Żeby było łatwiej nam tę kiełbasę wcisnąć.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Johanna Kwiat
Johanna Kwiat
Korespondentka Krytyki Politycznej z Londynu
Artystka, tłumaczka symultaniczna, amatorka kwaśnych jabłek. Absolwentka Wydziału Antropologii Kultury Goldsmith College, University of London. Korespondentka Krytyki Politycznej z Londynu.
Zamknij