Świat

Wielka Brytania: neoliberalny granat wybuchł w rękach rządu

Już w pierwszym miesiącu rządów premierka i minister finansów Wielkiej Brytanii odpalili granat. I pokazali, że sami nie rozumieją własnych propozycji gospodarczych ani ich konsekwencji.

Mogło się wydawać, że wszechobecne wizerunki zmarłej monarchini i całodobowe relacje z kolejnych uroczystości proklamowania Karola III na nowego króla zajmą resztę miesiąca w debacie publicznej. Liczono, że uda się przeprowadzić szalenie potrzebną Zjednoczonemu Królestwu dyskusję o miejscu monarchii w życiu publicznym, o jej widocznej i niewidocznej roli w życiu społecznym i stanowieniu prawa, a także o tym, jak w brytyjskim państwie umiejscowione są inne instytucje długiego trwania.

Niestety, wszystkie te tematy muszą poczekać, gdyż nowy rząd, rękami premierki Truss i ministra finansów Kwartenga, odpalił granat dużo szybciej, niż się spodziewaliśmy.

Królowa Elżbieta II nie żyje. Jaka przyszłość czeka monarchię?

Wszystko się zaczęło, kiedy Kwarteng postanowił ogłosić pakiet reform finansów państwa. Ze względu na rozległość propozycji pakiet ten ochrzczono minibudżetem. Zawierał on wiele posunięć, w tym zniesienie najwyższej, 45-procentowej stawki podatku dochodowego, obniżenie najniższej stawki podatkowej z 20 do 19 proc. i zatrzymanie planowanej podwyżki podatku dochodowego dla przedsiębiorstw.

Dalej były obietnice utworzenia specjalnych stref ekonomicznych z podatkowymi przywilejami dla biznesu, obniżenie opłat skarbowych za zakup nieruchomości, ograniczenie prawa do strajku, zwłaszcza w sektorach infrastrukturalnych, oraz zniesienie prawnego limitu wysokości premii przyznawanych w sektorze bankowym.

Same te propozycje być może nie wywołałyby paniki na rynkach finansowych, tylko wściekłość w społeczeństwie – zwłaszcza obniżka podatku dochodowego dla najbogatszych i zniesienie pułapu premii w bankach są dramatycznie wręcz niepopularne. Ale plany ministra Kwartenga należy rozpatrywać w kontekście bardzo słabych wyników brytyjskiej gospodarki, która wciąż nie może doszlusować do przedpandemicznych poziomów, w kontekście galopującej inflacji oraz obietnic dopłat do rachunków za energię dla zwykłych obywateli i biznesów, a także zwiększenia wydatków na armię do 3 proc. PKB.

Jeszcze więcej powodów, dla których nie warto płakać po królowej

Wszystkie te nadciągające zobowiązania rządu w połączeniu z planowanym zmniejszeniem dochodów z budżetu sprawiły, że rynki finansowe poczuły krew. Oprocentowanie 30-letnich brytyjskich obligacji skoczyło w ciągu czterech dni z 3,8 do 5,06 proc., a inwestorzy byli gotowi grać na spadek wartości funta.

Bank Anglii, czyli bank centralny Zjednoczonego Królestwa, musiał w pośpiechu interweniować, ogłaszając skup obligacji na kwotę 5 mld funtów dziennie przez dwa tygodnie. Dzięki temu udało się zbić oprocentowanie do blisko 4 proc., ale główni gracze na rynku obligacji (np. fundusze emerytalne) zdążyli wpaść w popłoch. Rozeszły się też wieści, że Bank Anglii będzie musiał podnieść stopy procentowe do 6 proc., co automatycznie podbiłoby koszty kredytów dla wszystkich, a najboleśniej dla posiadaczy hipotek. Same te spekulacje spowodowały natychmiastowe spowolnienie przyznawania kredytów hipotecznych przez banki, które wolą przeczekać aktualny chaos. W tydzień wycofano z rynku 40 proc. ofert kredytowych. Na widok tej katastrofy od torysów odcięli się hiszpańscy konserwatyści.

Truss brnie w swoją wizję Brytanii i proponuje waloryzację zasiłków względem wzrostu płac, a nie względem inflacji. Co w czasie kryzysu takiego jak obecny w oczywisty sposób uderzy w najbiedniejszych. Cały czas podtrzymuje też obietnice o powrocie do wydobycia gazu łupkowego. Oba te pomysły są skrajnie niepopularne, nawet w jej własnym okręgu wyborczym. Do tego minister kultury Michelle Donelan ogłosiła odejście od unijnych przepisów RODO na rzecz nowego, brytyjskiego systemu ochrony danych, „przyjaznego dla biznesu i konsumentów”.

Źródła tego ideologicznego zaślepienia, które wygrywa z jakimkolwiek pragmatyzmem, a także źródła narastających pęknięć w Partii Konserwatywnej można znaleźć w wydanej w 2012 roku króciutkiej książce Britannia Unchained („Brytania Wyzwolona”). Książka ta miała pięcioro autorów, którymi byli posłowie i posłanki Partii Konserwatywnej: Kwasiego Kwartenga, Priti Patel, Dominic Raab, Chris Skidmore oraz Liz Truss. Troje z nich – Patel, Raab i Skidmore – pełniło funkcje jeszcze w rządzie Johnsona, choć obecnie są na aucie. Nie mieli oni jednak takiej władzy, jaką mają teraz Truss i Kwarteng, zajmując dwa najważniejsze stanowiska w państwie.

W książce doradzają oni, jak zreformować Królestwo, aby stało się gospodarczym tygrysem, w którym przedsiębiorczość i wzrost gospodarczy staną na szczycie hierarchii wartości i pozwolą się bogacić całemu społeczeństwu. Zdaniem autorów Brytyjczycy zostali „rozleniwieni” regulacjami i nieustającą pomocą państwa, a słabe wyniki brytyjskich szkół są spowodowane niedostatecznym „dociskaniem” uczniów przez nauczycieli i sztucznym obniżaniem poprzeczki. Związki zawodowe negocjujące warunki zatrudnienia, piszą autorzy, doprowadziły do tego, że ludzie pracujący mniej zarabiają więcej niż ci, którzy spędzają w pracy po 12 godzin, co z kolei zabiło w UK etykę pracy i sprawiło, że brytyjscy pracownicy stali się „jednymi z najgorszych obiboków na świecie”. Dowiemy się z książki, że Brytania zatraciła „ducha przygody”, który pozwala odkrywać nowe tereny do rozwoju, a chęć działania jest tłamszona przez nadmierne regulacje. Z takiej to mentalności wyrastają pomysły Truss i Kwartenga.

Liz Truss premierką Wielkiej Brytanii. Habemus primam ministram!

Na razie pomysły te współgrają z poglądami katastroficznych kapitalistów w rodzaju Jacoba Rees-Mogga, wyznających doktrynę wyłożoną w książce Williama Rees-Mogga (ojca Jacoba) i Jamesa Dale’a Davidsona pod tytułem The Sovereign Individual („Jednostka niezależna”). Według tej doktryny ze względu na wzrost znaczenia cyberprzestrzeni kapitał finalnie uwolni się spod władzy politycznej i uciekając, uniemożliwi państwom pobieranie podatków. Z tego powodu utrzymanie państwa dobrobytu będzie w zasadzie niemożliwe, zamożne jednostki się uwolnią, klasa średnia pójdzie za nimi, a państwa będą zmuszone bardziej zdecydowanie sięgać po przemoc w celu zdobycia środków na swoje funkcjonowanie. Wtedy ludzie wystąpią przeciw państwom, ostatecznie grzebiąc ideę odgórnie zorganizowanego polis.

Zwolennicy pomysłów Rees-Mogga seniora stanowią trzon dawnej brexitowej kampanii Leave.EU, finansowanej przez robiącego interesy w Rosji Aarona Banksa. Kampania ta biegła równolegle do oficjalnej Vote Leave, a jej organizatorów ostatecznie ukarano grzywnami za nieprawidłowości finansowe i niewłaściwą ochronę danych. To głównie ta grupa stała za torpedowaniem wszelkich prób podpisania w miarę łagodnej umowy brexitowej. Obecnie Rees-Mogg jest ministrem biznesu i energii.

Zwolennicy myślenia w stylu Brytanii Wyzwolonej, wspierani w mediach przez prawicowe think tanki w rodzaju Institute of Economic Affairs, stanowią głośną, ale jednak mniejszość wśród konserwatywnych parlamentarzystów. O ile dawni thatcheryści (kapitalistyczni internacjonaliści) czy społecznie wrażliwi (jak na torysów) tzw. one-nation Tories, „torysi całego narodu” zostali z grubsza wycięci z partii w 2019 roku przez Johnsona za obstawanie przy bliższych relacjach z UE, o tyle nadal zostali w niej ludzie jakoś wrażliwi na ochronę środowiska, mający korzenie na wsi latyfundyści, konserwatyści konstytucyjni albo też konserwatyści ekonomiczni, czyli przedkładający ponad wszystko silną walutę i ekonomiczną stabilność, oraz konserwatyści silnego państwa, żądający sprawnych służb porządkowych i silnej armii. Dlatego pomysły Truss i Kwartenga, takie jak powrót do wydobycia gazu łupkowego, rzucenie funta na pożarcie giełdowym graczom, odmowa obrony gospodarki przed inflacją czy cięcia wśród brytyjskiej służby cywilnej napotykają opór którejś z grup parlamentarnych.

Monbiot: Rząd oligarchów dla oligarchów

czytaj także

Zwolennicy Rees-Mogga stoją na przykład w opozycji do forsowanej przez aktualnego ministra spraw zagranicznych Jamesa Cleverly’ego odwilży w stosunkach z UE. Tak samo nie podoba im się wyjazd Truss na odbywający się właśnie w Pradze szczyt Europejskiej Wspólnoty Politycznej, zorganizowany głównie przez Francuzów. Za czasów Johnsona, kiedy ta grupa miała większe wpływy, Wielka Brytania delegowałaby kogoś niższego rangą albo w ogóle nie wzięłaby udziału w szczycie.

Być może opór ten byłby mniejszy, gdyby rząd umiał bronić swoich decyzji w oczach opinii publicznej, ale lecące na łeb na szyję notowania partii tylko wzmagają panikę. Kwarteng ogłosił swoje propozycje w piątek 23 września, a już w poniedziałek wybuchła prawdziwa panika. Jednak premierka nie zabrała głosu aż do 29 września, kiedy to udzieliła kilku wywiadów lokalnym stacjom radiowym.

Wywiady te okazały się kompletną katastrofą. Truss nie rozumiała własnych propozycji i ich konsekwencji, nie umiała uzasadnić swojej polityki, a w końcu nazwano ją „odwróconym Robin Hoodem”. Początkowo krytyka rządowych planów z ław konserwatystów była prowadzona metodami wojny podjazdowej, z anonimowymi przeciekami i delikatnymi pomrukami z tyłu izby. Kiedy te zignorowano, kilkoro najważniejszych i najbardziej wpływowych posłów konserwatywnych zaczęło się wypowiadać krytycznie na temat propozycji ministra finansów pod nazwiskiem w mediach.

Jak na razie, po groźbach buntu we własnych szeregach, Kwarteng musiał się wycofać z zapowiedzi obniżenia podatku dochodowego. Przypomnijmy: kandydaturę Truss poparła tylko jedna trzecia posłanek i posłów z 357 obecnie zasiadających po stronie rządowej. Wystarczy bunt około 40 osób z ław większości, aby rząd przegrał głosowanie. Sytuacji Kwartenga nie poprawia fakt, że zaraz po ogłoszeniu swoich reform wziął udział w zakrapianej imprezie z przedstawicielami funduszy inwestycyjnych, którzy najpewniej zarobili krocie na spadkach funta w kolejnych dniach.

Po kolejnych naciskach Kwarteng przyznał, że jeszcze w tym miesiącu odświeży swoje propozycje i tym razem zasięgnie opinii Biura Odpowiedzialności Finansowej, czyli niezależnej agencji szacującej finansowe konsekwencje rządowych decyzji, której zdanie jak dotąd pomijał, a samo Biuro otwarcie krytykował za „ortodoksję”. Jeszcze więcej sprzeciwu w szeregach partii napotyka plan powrotu do poszukiwań gazu łupkowego, jak i zapowiedzi cięcia składek na ubezpieczenia społeczne.

Kapitał i ideologia: (naprawdę) krótki kurs

Konserwatyści próbują tymczasem wszczynać kolejne wojny kulturowe. Na przykład Andrea Jenkins (ta sama, która pozdrowiła protestujących pod Downing Street środkowym palcem w trakcie upadku rządu Johnsona) na spotkaniu antyunijnej grupy konserwatystów Bruges Group stwierdziła, że obecnie uniwersytety wolą nadawać stopnie naukowe z Harry’ego Pottera zamiast z inżynierii.

Jednocześnie torysi nie wydają się zainteresowani problemami, które autentycznie hamują produktywność w kraju, takimi jak rosnące kolejki do lekarzy, które przedłużają zwolnienia z pracy lub w ogóle eliminują pracowników z rynku. Na tym tle ogólnikowa przemowa Truss, która tradycyjnie wieńczyła doroczną konferencję programową Partii Konserwatywnej, została uznana za umiarkowany sukces, bo po prostu nie spowodowała kolejnej gospodarczej katastrofy.

Na kryzys – niskie podatki i wojna kulturowa. Czy Truss porządzi dłużej niż Johnson?

W czasie całego tego pożaru po stronie rządowej odbyła się doroczna konferencja programowa Partii Pracy, która z powodu zamieszania przeszła niemal niezauważona, co nawet niektórzy zwolennicy Truss próbowali sprzedać jako sukces. Niemniej powolna odbudowa wizerunku Partii Pracy jako organizacji odpowiedzialnej i gotowej do rządzenia przynosi efekty. Co prawda na tle tego, w jakim stanie znajduje się rząd, zapewne nie jest to trudne, jednak i tak obecne wyniki sondażowe są imponujące. Aktualnie laburzyści prowadzą w sondażach 52 do 24 proc., a w szczególnie kluczowych okręgach tzw. Czerwonego Muru na północy Anglii nawet 61 do 23 proc.

Dlatego też zwolennicy Johnsona wciąż niemogący pogodzić się z jego odejściem, którzy za Nadine Dorries mówią, że Truss nie ma mandatu do tak radykalnych reform i musi ogłosić nowe wybory, powinni się dwa razy zastanowić, czy wiedzą, czego tak naprawdę sobie życzą.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jacek Olender
Jacek Olender
Filozof, komentator Krytyki Politycznej
Rocznik 1987. Studiował konserwację dzieł sztuki oraz filozofię. W tej pierwszej dziedzinie zrobił doktorat w Londynie i obecnie jest pracownikiem naukowym na Wyspach. Pisze o nauce i polityce. Były członek partii Razem.
Zamknij