Świat

Na kryzys – niskie podatki i wojna kulturowa. Czy Truss porządzi dłużej niż Johnson?

Na czele brytyjskiego rządu stanęła umiarkowanie kompetentna premierka, przed którą góra problemów, a jeden z nich będzie szczególnie dotkliwy. Można już zacząć przyjmować zakłady, czy Liz Truss wytrwa na stanowisku dłużej niż jej poprzednik.

Zjednoczone Królestwo ma nową premierkę. W poniedziałek 5 września ogłoszono wyniki wyborów na liderkę Partii Konserwatywnej, tym samym kończąc blisko dwumiesięczną kampanię wyborczą i jednocześnie trzyipółroczną kadencję Borisa Johnsona na tym stanowisku.

Liz Truss (Liz to zdrobnienie od Elizabeth, jej drugiego imienia), która otrzymała już od królowej rządową nominację, to trzecia w historii kobieta premierka Wielkiej Brytanii i czwarta osoba na tym stanowisku od 2016 roku. A także trzecia z rzędu, która wprowadza się na Downing Street 10 nie po wygranych wyborach powszechnych, ale po wewnątrzpartyjnym kryzysie i rezygnacji poprzednika lub poprzedniczki. Wygląda na to, że z defenestracji własnych premierów torysi zrobili sobie hobby.

Liz Truss premierką Wielkiej Brytanii. Habemus primam ministram!

Przyszłość Truss na tym stanowisku również nie rysuje się w różowych barwach. Nowa premierka Zjednoczonego Królestwa ma przed sobą stos wyzwań niewidziany prawdopodobnie od czasów powojennej odbudowy kraju przez Clementa Attlee. Nic jednak nie wskazuje, by jej nadchodzący rząd miał do zaproponowania jakiekolwiek długofalowe rozwiązania.

Podobnie zresztą nie miał ich rząd Borisa Johnsona. Ostatni miesiąc jego rządów był czasem piętrzenia się problemów, w zasadzie bez żadnej reakcji ustępującego premiera, który spędził ten czas głównie na wakacjach. Jego gabinet, w którym na najważniejszych stanowiskach zasiadają ludzie nominowani tuż przed ogłoszeniem rezygnacji premiera lub tuż po nim, zachowywał się tak, jak gdyby bał się cokolwiek zrobić.

Jedynym autentycznie czynnym ministrem był pozostawiony na stanowisku ministra obrony Ben Wallace, skupiony na pomaganiu ukraińskiej armii – na przykład przez trenowanie ukraińskich żołnierzy na brytyjskich poligonach. Wygląda więc na to, że Johnson postanowił zostawić wszystkie problemy swojej następczyni.

Wielka Brytania: 0,2 proc. wyborców decyduje, kto przejmie bajzel po Johnsonie

W wewnątrzpartyjnej kampanii wyborczej Truss obiecała wszystkiemu zaradzić, choć w wielu miejscach unikała podawania szczegółów. Główny problem, jaki stoi przed krajem, to wymykające się spod kontroli ceny energii, które mogą zwiastować podniesienie rachunków za prąd i gaz o ponad 80 proc., chociaż poprzednie podwyżki cen miały miejsce w kwietniu – o 54 proc., a jeszcze wcześniej, w październiku ubiegłego roku – o 12 proc. Podwyżki te nie rozkładają się jednak równomiernie: cena gazu ma wzrosnąć o 90, a prądu o 70 proc.

Gaz jest najpopularniejszym sposobem ogrzewania brytyjskich domów i źródłem ciepła do podgrzewania wody i gotowania. Domy w Wielkiej Brytanii są stosunkowo stare i fatalnie izolowane. Wciąż ponad 10 proc. z nich ma pojedyncze szyby w oknach, ściany i poddasza zaizolowane ma około odpowiednio 50 i 40 proc. domów. Tych izolacji praktycznie nie przybywa, gdyż rząd Davida Camerona w ramach polityki oszczędności obciął dopłaty, a tempo prac nad izolacjami spadło o 90 proc.

Według badań firmy Tado, produkującej systemy zarządzania ogrzewaniem, brytyjskie domy wychładzają się najszybciej w Europie, tracąc w 5 godzin około 3 st. Celsjusza. Na dodatek biedniejsze gospodarstwa żyją w gorzej izolowanych domach, więc ich rachunki wzrosną bardziej. O tym problemie, de facto narastającym od dekady, rząd przez ostatnie miesiące nawet się nie zająknął – aż do zeszłego tygodnia, gdy Boris Johnson zaapelował do firm energetycznych, by działały w interesie narodowym i nie zdzierały ze swoich klientów ostatniej koszuli.

Ceny energii to niejedyne zmartwienie Brytyjczyków, bo inflacja dla zwykłych konsumentów wyniosła w lipcu 8,8 proc. Jeszcze na początku sierpnia Truss odżegnywała się od wszelkich pomysłów rządowej pomocy dla osób zmagających się z galopującymi kosztami życia, twierdząc, że nie wierzy w rozdawnictwo.

W ciągu tygodnia od nominacji Truss obiecała jednak zaproponować rozwiązania, które przyniosą ulgę konsumentom, nie podała jednak szczegółów. Wiadomo jedynie, że wciąż jest zwolenniczką obniżania podatków, zwłaszcza dla firm i najbogatszych, co według niej ma napędzić gospodarkę.

W kwestii energii uważa, że podstawą niskich cen jest zapewnienie jak największej podaży – długofalowo zaproponowała rozwój wydobycia gazu łupkowego i odwierty na szelfie kontynentalnym. Jej jedynym konkretnym pomysłem na teraz jest obniżka składki na ubezpieczenie społeczne, na którym górny decyl podatników ma zyskać blisko 2000 funtów rocznie, a najniższy decyl 7 (słownie: siedem) funtów w skali roku. W wywiadzie udzielonym Laurze Kuenssberg z BBC w ostatnią niedzielę stwierdziła, że ulgi, na których najbardziej zyskują właśnie najbogatsi, są jak najbardziej fair:

Jednocześnie opozycja od Labour po liberałów i SNP domaga się ustawowego zamrożenia cen energii dla konsumentów i dodatkowego wsparcia dla wszystkich potrzebujących. Przy czym fatalna prezentacja Truss w kampanii, odbierana jako jej skrajna niekompetencja, już odbija się na wizerunku Wielkiej Brytanii, zwłaszcza na międzynarodowych rynkach finansowych. Funt spada najmocniej od czasu referendum brexitowego, a koszty obsługi brytyjskiego długu rosną w szybkim tempie.

Tymczasem Truss, która w kampanii pozostawała ministrą spraw zagranicznych, zdążyła obrazić prezydenta Francji Emmanuela Macrona, kiedy zapytana, czy Macron jest przyjacielem Francji, czy wrogiem, odpowiedziała „the jury is out”, co można przetłumaczyć jako: to się dopiero okaże. Macron skwitował to zaś stwierdzeniem, że Brytania jest dla Francji krajem przyjacielskim, czasem dzięki, a czasem pomimo swoich liderów.

Truss idzie twardym kursem również wobec UE, wciąż popierając ustawę o zawieszeniu artykułu umowy z Unią, zwanego popularnie protokołem północnoirlandzkim, który gwarantuje Irlandii Północnej miejsce w unii celnej. Ustawą tą obecnie zajmuje się Izba Lordów, czyli wyższa izba brytyjskiego parlamentu. UE ostrzegła Truss, że dopóki ustawa jest procedowana w parlamencie, nie ma mowy o rozmowach na temat uaktualniania umów pomiędzy Unią a Brytanią.

UE wykonała już pierwsze ruchy w tym sporze, zaskarżając decyzję brytyjskiego rządu o jednostronnym zaniechaniu zamiaru wprowadzania kontroli celnej na granicach, co z kolei było spowodowane tragicznymi w skutkach zastojami w transporcie, zwłaszcza w imporcie żywności. O ile początkowo Unia była gotowa przystać na przedłużanie celnego „okresu przejściowego” w nieskończoność, o tyle po tym, jak ustawa o statusie Irlandii Północnej przeszła przez Izbę Gmin, Komisja Europejska zapowiedziała wdrożenie procedury ostrzegawczej.

Twardogłowi zwolennicy brexitu, którzy są prawdopodobnie najważniejszą grupą poparcia dla Truss w jej klubie parlamentarnym, liczą, że zaognianie stosunków z UE będzie się nasilać. Celowe pogarszanie relacji z największym partnerem handlowym Królestwa w dobie problemów z zaopatrzeniem w energię i żywność może się jednak brytyjskiemu rządowi poważnie odbić w notowaniach.

Tysiąc udręk Borisa Johnsona

Z „drobniejszych” problemów Truss ma przed sobą spowodowaną przez katastrofę klimatyczną suszę, która nie ustępuje mimo nadchodzącej jesieni. Zapewne w obliczu wyschniętej, niewchłaniającej wody gleby nadchodzące jesienne deszcze (z roku na rok coraz częstsze i gwałtowniejsze, również ze względu na klimat) mogą spowodować co najmniej lokalne podtopienia. Jednocześnie niewydolna kanalizacja, w wielu miastach pochodząca jeszcze z XIX wieku, która zbiera nadmiar deszczówki do tych samych kolektorów co ścieki, już regularnie się przepełnia, co powoduje zrzucanie ścieków do morza. Z tego powodu regularnie zamykane są plaże w Anglii, gdzie sprywatyzowane firmy dostarczające wodę i odbierające ścieki nie mają interesu w inwestowaniu w przebudowę systemu.

Jaki skład rządu zaproponuje Truss na taki kryzys? Z ustaleń dziennikarzy wynika, że główne role obejmą w nim albo politycy dotąd raczej drugo- i trzecioligowi, albo najwierniejsi radykałowie czasów Johnsona:

Taki skład rządu, z Suellą Braverman na czele Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (jako prokuratorka generalna twierdziła, że rząd może łamać prawo i jest to w porządku) czy Kemi Badenoch na czele Ministerstwa Edukacji lub Kultury, oznacza, że jedyną pewną strategią rządu Truss będzie podgrzewanie wojen kulturowych. Tym bardziej że typowani na najwyższe stanowiska Jacob Rees-Mogg, James Cleverly, Therese Coffey, Anne-Marie Trevelyan, czy właśnie Badenoch i Braverman stanowią niewątpliwie zwarty szereg reakcyjnych ortodoksów, ale na pewno nie są intelektualnym zapleczem Partii Konserwatywnej.

Wyraźnie widać za to w tym składzie wpływy Tufton Street, czyli ulicy, przy której mieści się w Londynie sieć skrajnie prawicowych think tanków o niejasnych źródłach finansowania, które nad wyraz chętnie organizują posłom suto opłacane tournée po Ameryce z wystąpieniami i wykładami. Jasnymi punktami tych spekulacji są Ben Wallace jako pozostający na stanowisku minister obrony i Tom Tugendhat jako minister bezpieczeństwa (to nowa funkcja i nie jest jasne, czym miałby się zajmować). Obaj, podobnie jak Liz Truss, są zwolennikami jak najmocniejszego wsparcia Ukrainy, Putin nie będzie mógł więc liczyć na zmianę kursu. Będzie musiał się zadowolić konfliktem na linii Londyn–Bruksela i ekonomicznym rujnowaniem Królestwa.

Boris odchodzi, karta jokera się zgrała

Największym problemem przyprawiającym nowy rząd o ból głowy nie będzie jednak ani kryzys energetyczny i rosnące rachunki dla wszystkich mieszkańców i biznesów, ani walcząca o przetrwanie państwowa ochrona zdrowia. Nie będzie nim też fala strajków w różnych sektorach (m.in. transport, szkolnictwo wyższe, adwokaci), która wciąż przechodzi przez Wyspy. Nie będzie nim nawet rosnące poparcie dla opozycji, objawiające się okazjonalnym odbijaniem przez laburzystów i liberałów różnych samorządów. A może to, że w badaniach opinii publicznej im więcej wyborcy słuchają Truss, tym mniej im się ona podoba, a dodanie jej nazwiska do pytania o preferencje mocno obniża notowania całej partii? Też nie.

Największą bolączką nowego rządu na samym starcie będzie brak poparcia własnego klubu parlamentarnego. Należy pamiętać, że Truss weszła do finałowej dwójki rzutem na taśmę w ostatniej rundzie, de facto z trzeciego miejsca (za Rishim Sunakiem i Penny Mordaunt), mając poparcie o 24 głosy niższe niż Sunak i tylko o 8 wyższe niż Mordaunt. Sądząc po wynikach pierwszych głosowań, Truss ma za sobą w najlepszym razie raptem 30 proc. własnych posłów. Osiągnęła wynik dużo poniżej oczekiwań: niektóre sondaże dawały jej blisko 70 proc. partyjnych głosów, a otrzymała raptem 57 proc., przy 45 proc. dla Sunaka.

Spadła też frekwencja, która wyniosła 82 proc. – co nie zaskakuje, gdyż zauważalna część partyjnego aktywu nie była zachwycona żadną z zaproponowanych kandydatur. Dla przypomnienia Johnson w 2019 roku wchodził w fazę otwartego głosowania z poparciem ponad połowy swoich ówczesnych posłów i wgrał ponad dwie trzecie głosów partyjnych działaczy przy prawie 90-procentowej frekwencji.

Wielka Brytania dryfuje donikąd

czytaj także

Patrząc na krążący w mediach skład gabinetu, wypełniony po brzegi dawnymi lojalistami Johnsona i zatwardziałymi brexitowcami, można podejrzewać, że Truss będzie chciała kontynuować kurs poprzedniego rządu nie tylko na papierze, ale i w działaniach. Biorąc pod uwagę jej niepewną pozycję wśród posłanek i posłów własnej partii, rosnącą niepopularność brexitu i partii konserwatywnej, a także bezceremonialny sposób, w jaki pozbyto się Johnsona, może się to okazać niezbyt rozsądną i dalekowzroczną strategią. Można już zacząć przyjmować zakłady, czy ten rząd przetrwa kolejne 18 miesięcy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jacek Olender
Jacek Olender
Filozof, komentator Krytyki Politycznej
Rocznik 1987. Studiował konserwację dzieł sztuki oraz filozofię. W tej pierwszej dziedzinie zrobił doktorat w Londynie i obecnie jest pracownikiem naukowym na Wyspach. Pisze o nauce i polityce. Były członek partii Razem.
Zamknij