Świat

Nas, Syryjczyków, zbrodnie Rosji nie zaskoczyły

Z syryjsko-brytyjskim dziennikarzem Robinem Yassin-Kassabem rozmawiamy o związkach między wojnami w Syrii i w Ukrainie.

Bohumir Krampera, A2larm.cz: Jakie myśli przychodziły panu do głowy, kiedy Rosja najechała na Ukrainę?

Robin Yassin-Kassab: Dla Syryjczyków i osób związanych z Syrią sytuacja na Ukrainie jest bardzo traumatyczna. Przywołuje wspomnienia z czasów, gdy Rosja zaangażowała się w wojnę w Syrii.

Wielu ludzi było zszokowanych widząc, jak Rosja morduje ukraińskich cywilów, bombarduje szpitale, szkoły i inne cele cywilne. My, Syryjczycy, zaskoczeni nie byliśmy. To jest metoda Rosji. We wszystkich wojnach ranni są cywile, ale w przypadku Rosji są oni często głównym celem.

W Syrii strategia Rosji polegała na wyniszczeniu cywilnych fundamentów rewolucji, usunięciu ludzi, na których mogłaby kiedyś stanąć demokracja – tych, którzy byliby zdolni organizować się na zasadach demokratycznych. W Syrii Rosja niszczyła szpitale i inne cele cywilne, piekarnie, szkoły, całe dzielnice mieszkalne. Bombardowali je wielokrotnie, aż do anihilacji.

Miliony ludzi zostało wygnańcami. Zdesperowani uchodźcy próbowali przedostać się do krajów sąsiednich, do Europy, gdzie zostali potem znów wykorzystani przez Rosję – tym razem jako broń przeciwko Europie.

Mówi pan o demokratycznej opozycji w Syrii. Ale wielu ludzi za Zachodzie w jej kontekście mówi o arabskich dżihadystach i terrorystach, boi się ich. Teraz Rosja próbuje zrobić coś podobnego, powtarzając dezinformację o rzekomych nazistach w Ukrainie.

W momencie, gdy wojska rosyjskie pojawiły się w Syrii, w kraju faktycznie działały grupy dżihadystyczne. Istniała jednak różnica między ugrupowaniami islamskimi, których celem było obalenie Baszara al-Asada i ustanowienie potem w Syrii porządku islamskiego, a międzynarodowymi grupami dżihadystycznymi, jak Al-Kaida i Państwo Islamskie, które wykorzystały chaos w kraju. Ci ostatni przybyli z zagranicy i wykorzystali wojenną próżnię.

Syryjscy dżihadyści powstali więc w wyniku wojny Asada przeciwko Syryjczykom. Gdy w 2011 roku rozpoczęła się rewolucja, nie było ich w kraju prawie wcale. Wtedy miliony nieuzbrojonych ludzi protestowało i narażała życie w demonstracjach w obronie praw człowieka, demokracji, zakończenia korupcji i rządów prawa. Mówimy o wszystkich narodowościach i warstwach religijnych syryjskiego społeczeństwa.

Dlaczego Zachód nie chce przyznać, że putinowska Rosja jest faszystowska?

Aby w pełni zrozumieć rewolucję w Syrii, musimy uzmysłowić sobie, w jaki sposób reżim Asada tchnął nowe życie w islamską i dżihadystyczną opozycję.

Reżim Assada aresztował dziesiątki tysięcy często młodych, świeckich i demokratycznie nastawionych ludzi, a jednocześnie z więzień wypuścił około 1500 islamistów i dżihadystów. Wśród tych osób byli np. Zahran Alloush (dowódca Jaysh al-Islam) i Hasan Abboud, który założył grupę Ahrar al-Sham. Wypuszczanie z więzień islamistów i dżihadystów w tym samym czasie, gdy demokraci i świeccy byli aresztowani i mordowani, było celową taktyką reżimu Asada.

Oskarżana o sympatyzowanie z terrorystami i islamistami syryjska rewolucja nigdy nie doczekała się porównywalnego z Ukrainą poparcia ze strony zachodnich polityków, intelektualistek czy aktywistów. Dlaczego Zachód uwierzył w taką opowieść o syryjskiej rewolucji?

Myślę, że winna był mieszanina ignorancji, rasizmu i islamofobii, ale rozczarowało nas także wielu polityków opozycyjnych na Zachodzie, do czego zaraz wrócę.

Ludzie myślą, że wiedzą sporo o Syrii i Bliskim Wschodzie, ale w rzeczywistości niemal nic nie wiedzą. Biorą wiedzę, którą mają, powiedzmy, z Iraku czy Palestyny, i aplikują do Syrii. Bo dla nich to jeden „świat arabski”, to „muzułmanie”. To jest tak samo absurdalne, jak myślenie, że można wziąć wiedzę o polityce Szkocji i ją przyłożyć do Białorusi czy Teksasu. A to wręcz groteskowe uproszczenie.

W odróżnieniu od Ukrainy nie panowało też przekonanie, że należałoby zapytać samych Syryjczyków o ich doświadczenia i opinie.

To miał pan na myśli mówiąc o rozczarowaniu opozycją polityczną na Zachodzie?

Głośno krytykowałem lewicę, a niektórzy uważali, że to dlatego, że jestem prawicowcem. Otóż na pewno nim nie jestem. Ale demokracja to dla mnie rzecz fundamentalna. Powinniśmy szukać sposobów na jej wzmocnienie, pogłębienie i radykalizację. I nie uważam, że powinniśmy obrzucać błotem liberalną demokrację lub ludzi, którzy walczą o jej namiastkę u siebie, samemu żyjąc w reżimach dyktatorskich.

Demokracja jest zagrożona i powinniśmy robić wszystko, aby jej bronić. A lewica według mnie z biegiem czasu straciła wiarę w ludzi i rewolucję o wolność i prawa, a zaczęła postrzegać świat przez pryzmat swoistej geopolitycznej „gry interesów”. Mamy tu więc bardzo uproszczony, dwubiegunowy obraz świata, w którym z jednej strony są potęgi jak Stany Zjednoczone, a z drugiej państwa takie jak Rosja, Iran, Indie czy Brazylia. Niektórzy na lewicy zdają się nam wmawiać, że musimy wspierać kogokolwiek przeciwko Stanom Zjednoczonym, aby osiągnąć pewien rodzaj równowagi geopolitycznej. Że musimy wspierać „antyimperialistyczny” Iran przeciwko „imperialistycznym” mocarstwom jak Stany Zjednoczone czy Izrael.

Rosja chciałaby należeć do europejskiego klubu wielkich potęg

czytaj także

Rosja chciałaby należeć do europejskiego klubu wielkich potęg

Danijela Čanji, Aliaksei Kazharski, Patrycja Pichnicka-Trivedi

Ten dwubiegunowy światopogląd jest niedorzeczny i nie pomaga ani samym mieszkańcom mocarstw, ani ludziom w Rosji czy Iranie. I wcale nie rozwiązuje problemu imperializmu, bo ignoruje fakt, że Iran może być jednocześnie ofiarą zachodniego imperializmu i samemu być imperialistą w Syrii, Iraku, Libanie czy Jemenie. Pomija to, że niemal wszystkie państwa dążą do rozszerzenia swoich wpływów na sąsiadów lub na państwa słabsze.

W mediach społecznościowych przetoczyła się niedawno debata o tym, czy większym sojusznikiem Putinowskiej Rosji jest w takim razie lewica, czy prawica. Czy ma pan na to odpowiedź?

Niemal wszyscy mają coś na sumieniu: lewica, prawica i centryści. Ale wskazując winnych nie zapominajmy, że to Rosja właśnie jest czymś w rodzaju kwatery głównej skrajnej prawicy: duginizmu, współczesnego faszyzmu, chrześcijańskiego radykalizmu.

Czy w tym kontekście nie jest trochę śmieszne, że marginalny ukraiński pułk Azow jest tak często wymieniany jednych tchem z walczącą Ukrainą? Przecież skrajna prawica na całym świecie od lat otrzymuje pieniądze z Rosji. Całkiem jawnie.

Tak, Rosja dosłownie karmi globalną skrajną prawicę. Wszyscy od Orbana przez Steve’a Bannona i Tuckera Carlsona po otwarcie neonazistowskie grupy otrzymują bezpośrednie wsparcie z Rosji. Rosja nie robi z tego żadnej tajemnicy. Absurdem jest rozwodzenie się nad Azowem i ignorowanie faszyzmu płynącego z Moskwy. Chciałbym wrócić tu do lewicy.

No właśnie, bo często wydaje się, że jednak jest pan bardziej krytyczny w stosunku do niej.

Bo jeśli Syryjczycy w 2011 roku w ogóle oczekiwali wsparcia na Zachodzie, to na pewno nie od prawicy, ale od lewicy właśnie. Nacjonalistyczna czy liberalna kapitalistyczna prawica nawet nie udaje, że ma interes we wspieraniu ruchów postępowych czy rewolucyjnych. Jest im z natury przeciwna, bo albo nie odpowiadają one jej interesom finansowym, albo zaburzają obowiązującą hierarchię.

Co lewica może powiedzieć o wojnie w Ukrainie?

czytaj także

Ale oczekiwaliśmy wsparcia od liberałów i od lewicy. Oczekiwaliśmy, że poprą oni zorganizowaną od dołu rewolucję przeciwko reżimowi, której celem była demokracja i bardziej sprawiedliwy system w państwie. Braliśmy niemal za pewnik, że ludzie tacy jak Chomsky, brytyjska Partia Pracy czy lewe skrzydło amerykańskich Demokratów będą nas wspierać. Być może była to nasza naiwność, bo stało się dokładnie odwrotnie.

Czy ten problem dziwnego udzielania poparcia na lewicy to trend długoterminowy, czy też coś, co pojawiło się w związku z wydarzeniami w Syrii?

Oczywiście ten problem jest starszy niż syryjska rewolucja. Cała masa lewicowców poparła Miloševića w Jugosławii, bo myśleli w kategoriach starcia mocarstw. USA walczy po jednej stronie, więc my musimy wspierać tę drugą. Nijak się to miało do faktu, że w byłej Jugosławii dochodziło do ludobójstwa muzułmanów.

Sam Chomsky zaprzeczał ludobójstwu w Kambodży pod rządami Czerwonych Khmerów. Uważam, że od Chomsky’ego już w latach 70. należało żądać, by publicznie przyznał, że mylił się w sprawie Kambodży. Lewica już wtedy powinna była wyraźnie odrzucić dezinformację i próby negowania ludobójstwa. Gdybyśmy to zrobili, być może świadomiej wspieralibyśmy dziś demokratyczne tendencje arabskiej wiosny i odrzucili tych, którzy godzą się na postrzeganie świata jako starcia imperiów.

Świat nie jest przyzwyczajony do wojen, które toczą się w demokratycznych państwach

Wielu lewicowców do dziś zajmuje romantyczne stanowiska wobec zbrodni autorytarnych z przeszłości. Mamy ludzi, którzy dumnie paradują po kampusach, mówiąc „Jestem maoistą”, „Jestem leninistą” czy „Jestem trockistą”, bo uważają, że to fajne. Powinniśmy przeprowadzić poważną dyskusję na ten temat. Mao był odpowiedzialny za wymordowanie dziesiątek milionów ludzi. Ignorowanie tego, ponieważ podoba nam się część jego ideologii, jest naprawdę przerażającą formą rasizmu i olewaniem cierpień lokalnej ludności.

Dziś odgrywa się na naszych oczach historia faszystowskiej wersji rosyjskiego autorytaryzmu. Jeśli lewica chce mieć znaczenie, musi zdać sobie z tego sprawę, zbudować szeroki konsensus w sprawie antyautorytaryzmu i forsować tezę, że demokracja nie może być luksusem dla wybranych, ale musi być chroniona, pogłębiana i rozszerzona na wszystkich chętnych.

Jednym z lewicowców o kontrowersyjnych poglądach w sprawie Syrii i Ukrainy jest były brytyjski lider Partii Pracy Jeremy Corbyn. Jak go postrzegasz?

W 2014 roku Corbyn użył w związku z zajęciem Krymu szeregu argumentów, które dziś w niemal bliźniaczej formie wybrzmiewają z Kremla. W 2018 roku, kiedy agenci FSB otruli Skripala, a brytyjska policja podała dowody na odpowiedzialność Rosjan, Corbyn stwierdził, że nie jest to takie oczywiste.

Emily Thornberry, która była ekspertką od spraw zagranicznych w gabinecie cieni Corbyna, poruszyła w brytyjskim parlamencie sprawę Białych Hełmów (ochotniczej formacji obrony cywilnej w Syrii, będącej celem kremlowskiej dezinformacji – przyp. red.). Zażądała, by żadne pieniądze z Wielkiej Brytanii nie trafiały do Białych Hełmów, ponieważ – jak powtarzała za Kremlem – ich ludzie są bezpośrednio powiązani z Al-Kaidą. Emily Thornberry jest nadal w kierownictwie Partii Pracy pod rządami Keira Starmera. Dziś twierdzi, że jest antyputinowska, a przecież jeszcze kilka miesięcy temu szerzyła rosyjską propagandę na temat Syrii w brytyjskim parlamencie.

Kulturze rosyjskiej należy się dużo większa kara niż bojkot

Corbyn jest zaś jednym z liderów Koalicji Stop The War, organizacji, która automatycznie organizowała demonstracje antywojenne, jak tylko Zachód zbombardował jakiś magazyn broni Asada. Nigdy jednak z równą pasją nie potępiali przemocy, jakiej w Syrii dopuszczają się al-Asad, Iran czy Rosjanie.

Teraz wysuwają oni tezę, nie tak rzadką zresztą na zachodniej lewicy, że to Ukraina w zasadzie sprowokowała Rosję, grożąc jej wejściem do NATO. W praktyce wygląda to tak, że Corbyn i jemu podobno potępiają rosyjską agresję, żeby zaraz jednym tchem dodać, że znacznie poważniejszym problemem jest dalsza ekspansja NATO.

Całkiem abstrakcyjnie mogę się nawet zgodzić z poglądem, że nie powinniśmy popierać żadnych sojuszy wojskowych składających się z państw i że powinniśmy starać się stworzyć świat, w którym takie sojusze nie istnieją. Ale rzeczywistość jest taka, jaka jest – kraje, które w przeszłości były kolonizowane przez Rosję, nie chcą być przez nią dalej kolonizowane. I dlatego próbują dostać się na przykład do NATO.

Gdyby Ukraina dostała możliwość przystąpienia do NATO, jej miasta prawdopodobnie nie byłyby dziś w gruzach pod rosyjskim ostrzałem. Ale NATO odmówiło, bo nie chciało zdenerwować Rosji. Dlatego dziś widzimy zmianę w Finlandii i Szwecji, które w odpowiedzi na rosyjską agresję chcą wejść do jego struktur. Zanim zajmiemy się NATO, musimy zająć się rosyjskim imperializmem.

Naprawdę cieszę się, że Corbyn nie jest teraz u władzy w Wielkiej Brytanii. Kiedy Corbyn został zapytany o jeden z ataków chemicznych Asada w Doumie, powiedział coś w stylu: „Wiesz, musimy być bardzo ostrożni i obserwować, co Saudyjczycy robią z brytyjską bronią”. Co on właściwie miał na myśli? Że ataku chemicznego w Syrii dokonali Saudyjczycy? Czy chciał pośrednio powiedzieć, że to, co Saudyjczycy robią w Jemenie, jest gorsze od tego, co Asad robi w Syrii, i dlatego nie powinniśmy mówić o zbrodniach w Syrii?

Rosja: państwo przednowoczesne

Dokładnie tak samo działa rosyjska propaganda i dezinformacja. Wygłaszane są różne półprawdy. Jedne są potem podnoszone przez prawicę, inne przez lewicę. Stwarza to stan zamętu, w którym nikt nie jest pewien, co tak naprawdę się dzieje. Nagle pojawia się tyle możliwości, że nie sposób mieć jednoznacznej opinii i oceny. Ludzie nie są w stanie zajmować stanowisk ani podejmować żadnych działań. To strasznie niebezpieczny rodzaj polityki, na pewno nie lewicowy.

I nikomu nie pomaga. Nie pomaga uciśnionym i biednym, nie pomaga Palestyńczykom, nie pomaga Syryjczykom, nie pomaga Ukraińcom. To tylko czyni lewicę mniej istotną, ale bardziej niebezpieczną.

Jest pan Syryjczykiem, aktywistą i dziennikarzem, ma pan stały kontakt z opozycją i demokratycznie myślącymi ludźmi w Syrii. Jak postrzegają oni wojnę w Ukrainie?

Większość z nich jest Ukrainą zainteresowana. Czują, że mają tego samego wroga.

Ale w tej chwili demokratyczna rewolucja syryjska została stłamszona. Nie oznacza to, że została pokonana na zawsze, może wrócić w innej formie, ale została zniweczona i winna temu jest Rosja. Jest też część społeczeństwa, która popiera reżim Asada, a zatem popiera Rosję, ponieważ jego reżim żyje tylko dzięki Rosji. Syryjski reżim nie miałby żadnej władzy, gdyby nie rosyjski imperializm, który go karmi. Niektórzy Syryjczycy idą dziś również walczyć u boku Rosji przeciw Ukrainie. To samo zresztą dzieje się w Libii. To jak scena wycięta z XIX wieku, klasyczny podręcznik imperializmu. To samo zrobili Francuzi, gdy w latach 20. pacyfikowali powstanie w Syrii i wezwali na pomoc wojska z Senegalu i Maroka. To samo w przypadku Brytyjczyków. Typowe imperialistyczne zachowanie.

Syryjska opozycja, która – jak głęboko wierzę – nadal stanowi większość mieszkańców mojego kraju, zdaje sobie z tego sprawę i postrzega Rosję jako imperialistycznego wroga. Gdyby nie rosyjskie bombardowania, Asad już dawno przegrałby wojnę. Dlatego Syryjczycy są po stronie Ukrainy.

Widzimy demonstracje poparcia dla Ukrainy w Idlibie, demonstrantów machających ukraińskimi flagami lub malujących murale wyrażające sprzeciw wobec wojny Rosji na Ukrainie. Są nawet Syryjczycy, którzy chcieliby się przyłączyć do walk z Rosją i po stronie Ukrainy. To tak samo, jak w przypadku Czeczenów. Z jednej strony zdrajca narodu czeczeńskiego Kadyrow, a drugiej batalion Szejka Mansura walczący po stronie Ukrainy przeciwko Rosji o wyzwolenie Czeczenii.

Wspomniał pan o syryjskim mieście Idlib. Na Zachodzie często bardzo upraszczająco postrzega się je jako ognisko terroryzmu, gdzie niemal nikt nie ma nic przeciwko islamskiemu fanatyzmowi religijnemu.

Naprawdę nie wiem, czy Zachód będzie zdolny uaktualnić poglądy. To naprawdę nie jest prosta walka między dżihadystami a świeckim rządem. Staram się ciągle wyjaśniać to, że sytuacja w Syrii jest o wiele bardziej złożona niż wynikałoby to z lektury zachodnich mediów.

Istnieje też ważny związek między przyzwoleniem na rosyjskie zbrodnie w Syrii a arogancją, z jaką Rosja pomaszerowała potem na Ukrainę i zaczęła bombardować jej miasta. Europejskie mocarstwa pozwoliły Rosji wcześniej na codzienne, bezkarne bombardowanie szpitali czy szkół w Syrii. Budowały kolejny rosyjski rurociąg z gazem w czasie, gdy tysiące syryjskich uchodźców starało się w Europie o azyl z powodu rosyjskich bomb spadających na ich głowy.

Ponieważ my w Europie tak łatwo łyknęliśmy rosyjską dezinformację na temat Syrii, Rosja uwierzyła, że może jej się to udać również z „denazyfikacją” Ukrainy. Rosyjskim propagandystom trudniej szerzyć tę niedorzeczną dezinformację tylko dlatego, że Ukraińcy są Europejczykami, chrześcijanami i są biali.

Jeśli chodzi o Idlib i Syrię, to wielu mieszkańców po prostu się poddało. Wojna kosztowała już ich zbyt wiele i skupili się na przetrwaniu. Nie tylko w Idlib, ale także na innych terytoriach kontrolowanych przez Asada. Ludzie są bardzo biedni, nie ma działającej gospodarki, Syria jest dziś państwem żyjącym ze sprzedaży narkotyków takich jak captagon i jest w dużej mierze kontrolowana przez watażków powiązanych z Asadem, Rosją, Iranem lub innymi sitwami kontrolującymi kraj. Zwykli ludzie są wyczerpani i zajmują się albo znalezieniem jedzenia, albo pieniędzy, albo opału na zimę.

No i oczywiście jest problem z Turcją. Większość sił walczących po stronie rewolucji przeciwko Asadowi jest obecnie pod turecką kontrolą i nie może działać niezależnie od niej. Ludzie z opozycji są w różnych obozach dla uchodźców lub w Europie. To jest naprawdę bardzo trudna sytuacja. Wreszcie, nie możemy zapominać, że rosyjski imperializm opanowuje nie tylko Syrię, ale także Libię, kraje Sahelu, Republikę Środkowoafrykańską.

Dlaczego globalne Południe nie odcięło się od Rosji

Co łączy rosyjskie zaangażowanie w Syrii i w Afryce?

Rosja de facto kontrolowała przepływy uchodźców z Syrii i używała ich jako broni przeciwko Europie. Kraje Sahelu są zaś głęboko dotknięte skutkami kryzysu klimatycznego, szerzy się tam terroryzm i przemoc. Jest bardzo prawdopodobne, że z powodu upadku tamtejszych państw, suszy i jej konsekwencji, w następnej dekadzie będziemy świadkami znacznie większych fal ludzi uciekających do Europy w poszukiwaniu bezpieczeństwa.

Rosja poprzez swoją obecność może kontrolować te fale, a tym samym wpływać na politykę w Europie i dalej sponsorować prawicowe partie antyimigracyjne, proputinowskie i antyeuropejskie.

Jak lek na zaburzenia koncentracji został najpopularniejszym narkotykiem Syrii

Dlatego też klęska militarna Rosji na Ukrainie i jej upadek byłyby dobrą wiadomością nie tylko dla mieszkańców Europy, ale także Bliskiego Wschodu i Sahelu. Rozszerzyłaby ona obszar wolnego świata nie tylko tam, ale i w samej Rosji. Bardzo liczę na porażkę Rosji i mam nadzieję, że będzie ona miażdżąca.

Coś w rodzaju dekolonizacji Rosji?

Tak, dokładnie. Chodzi o dekolonizację. Pewnie zgodzimy się, że Ameryka nie powinna dyktować mówić Kubie czy Wenezueli, co te kraje mają robić. Równocześnie musimy więc uszanować fakt, że Ukraina, demokratyczne państwo, może samodzielnie decydować o kierunku gospodarczym czy sojuszach wojskowych. To absolutnie imperialistyczne żądanie, aby Ukraina decydowała zgodnie z tym, co myśli jej wielki sąsiad, który zresztą w przeszłości ją kolonizował. Tak jak Francja czy Wielka Brytania przeszły przez proces dekolonizacji własnych kultur, nie zawsze z sukcesem, tak samo musi dziś zrobić Rosja.

Wojna w Ukrainie: czy lewica ma pomysł na bezpieczeństwo międzynarodowe?

Ten ogromny kraj, który rozciąga się od Japonii do granicy z Finlandią, nie jest jednym państwem. To jest imperium. Powinniśmy kibicować wszystkim krajom w Azji Środkowej, aby stały się bardziej niezależne i bardziej demokratyczne. Podobnie państwa na Kaukazie. Im bardziej niezależne i demokratyczne będą, tym lepszym i bezpieczniejszym miejscem będzie nasz świat.

Dlatego liczę na klęskę Rosji, czekam na jej upadek podobny do nazistowskich Niemiec pod koniec II wojny światowej. Nie mówię, że chcę widzieć zniszczone rosyjskie miasta i miliony Rosjan bez domów, ale mam nadzieję, że Rosja jako państwo i jako imperium zostanie zniszczona. Tylko w ten sposób mieszkańcy Rosji i państw z nią związanych będą mogli żyć swobodniej i lepiej, w oparciu o prawa człowieka i godność dla wszystkich.

To może być również szansa dla Zachodu na ściślejsze przestrzeganie praw i godności człowieka na świecie. Może być to lekcja i dla nas. Długo akceptowaliśmy dezinformację, akceptowaliśmy mordowanie ludzi bronią chemiczną przez rosyjskie służby, zaakceptowaliśmy aneksję Krymu. Zachód sam był sprawcą kłamliwych wojen, jak ta w Iraku. To może być okazja, by odpokutować te błędy i nigdy ich więcej nie powtórzyć. 

Nadal mam na to nadzieję, ale po tym, co się stało w Syrii, jestem nieco bardziej cyniczny i pesymistyczny. Nie jestem pewien, czy ludzie kiedykolwiek się czegoś nauczą. Jednocześnie w ostatnich miesiącach widzieliśmy, jak radykalnie i szybko zmieniły się wydarzenia w Europie i w USA.

Oczywiście mam świadomość, że wzrost cen będzie miał wpływ na całe społeczeństwo i przyniesie nam jeszcze wiele problemów. Jesteśmy jednak w stanie wojny i uważam, że utrata trzech lub czterech procent PKB w Niemczech, ze wszystkimi negatywnymi skutkami, jest wciąż lepszym rozwiązaniem niż wojna totalna. A to właśnie tam się znajdziemy, jeśli nie powstrzymamy teraz Putina.

Dlaczego pana zdaniem globalne Południe nie jest zbytnio zainteresowane tym, co dzieje się na Ukrainie i dlaczego pozycja Rosji w wielu krajach Południa jest całkiem dobra?

Atak na Ukrainę to ewidentny przykład imperializmu stosowanego przez jedno z najbardziej destrukcyjnych imperiów w historii. W tym kontekście warto wspomnieć, że jest to to samo imperium, które zniszczyło społeczności muzułmańskie w Azji Środkowej i które zadało brutalną przemoc społecznościom muzułmańskim w Afganistanie, Czeczenii i Syrii.

Dlatego tak przygnębiające jest to, że wiele afrykańskich państw muzułmańskich nie potrafi okazać solidarności z Ukrainą, a zamiast tego sympatyzuje z Rosją. Ale trzeba powiedzieć, że przede wszystkim słyszymy w tym kontekście to, co mówią rządy i elity i tych państw, a nie, co myślą ludzie. Wiele reżimów ma swoje powody, by nie denerwować Rosji. Rosja dostarcza im broń, a w niektórych państwach afrykańskich grupy Wagnera walczą po stronie rządów centralnych przeciwko rebeliantom lub dżihadystom.

Co jest ważniejsze: zbrodnie w Buczy czy ceny paliwa? Tak Rosja stara się ramować debatę na Zachodzie

Ale do pewnego stopnia społeczeństwo Globalnego Południa jest automatycznie podejrzliwe wobec Zachodu, pamiętając własne doświadczenia kolonialne czy niedawne ekscesy, takie jak katastrofalna okupacja Iraku. Dlatego często wolą wierzyć rosyjskiej propagandzie o niebezpiecznej ekspansji NATO.

Zachód płaci cenę za swoje przeszłe zbrodnie i dlatego powinien tym uważniej ważyć swoją przyszłą politykę i zachowanie. Na Zachodzie należy to traktować przede wszystkim jako ostrzeżenie, bo wchodzimy w erę, w której Zachód jest już tylko jednym z wielu ośrodków władzy na świecie. Jeśli Zachód chce zyskać poparcie i zrozumienie reszty świata, musi wykazać chęć współpracy i przestrzegania prawa międzynarodowego. Musimy walczyć z uproszczonym spojrzeniem na świat, które ostatecznie prowadzi zdesperowanych ludzi do wspierania jednego imperializmu przeciwko drugiemu. Każdy imperializm musi zostać odrzucony.

**

Robin Yassin-Kassab jest syryjsko-brytyjskim dziennikarzem i pisarzem. Urodził się w Londynie w 1969 roku. Mieszkał i pracował w Wielkiej Brytanii, Francji, Pakistanie, Turcji, Syrii, Maroku, Arabii Saudyjskiej i Omanie. Jest autorem powieści Droga z Damaszku i współautorem wpływowej książki Burning Country: Syrians in Revolution and War, która w 2017 roku znalazła się na shortliście nominaowanych do prestiżowej Folio Prize. Był jednym z wydawców Critical Muslim.

Tekst ukazał się na stronie czeskiego magazynu społeczno-politycznego A2larm.cz, przełożył Sławek Blich. Skróty od redakcji.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij