Świat

Dlaczego globalne Południe nie odcięło się od Rosji

W konsekwencji inwazji na Ukrainę Rosja miała być globalnym pariasem. Tak się jednak nie stało. Pojawiają się pytania: dlaczego elity państw globalnego Południa nie potępiają masowo Rosji, dalej współpracują z nią nawet w dziedzinach, które nie są konieczne dla ich rozwoju, i z reguły inaczej interpretują przyczyny wojny i zachodnią politykę sankcji? I najważniejsze: jak to zmienić?

Lato to wymarzony czas zawodów sportowych. Jak doniosła chińska agencja Xinhua, już w dniach 13–27 sierpnia w 12 państwach świata 275 drużyn z 37 krajów wystartuje w 36 konkurencjach. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie chodziło o Igrzyska Sportów Wojennych, cykliczną imprezę, której głównym organizatorem od 2015 roku jest Rosja. Zawodnicy konkurować będą w dyscyplinach dla cywilów tak nieoczywistych, jak biatlon czołgowy, mistrzostwa w prowadzeniu ognia artyleryjskiego czy „czyste niebo”. To ostatnie dla oddziałów przeciwlotniczych. Aplikację podobnych zdolności obserwujemy od ponad pięciu miesięcy w Ukrainie.

Lista uczestników jest na razie dość trudno dostępna. Jeszcze w kwietniu wedle agencji TASS drużyn zgłoszonych było tylko 280 z 31 państw. W ciągu trwającej wojny we wschodniej Ukrainie przybyło więc kolejnych chętnych. W tym roku po raz pierwszy w zawodach wezmą podobno udział żołnierze z Nigru i Rwandy, a być może także z Arabii Saudyjskiej. Jeśli spojrzeć na listę zawodników z lat ubiegłych, już po rosyjskiej agresji w 2014 roku, to znajdziemy tam reprezentantów większości państw Azji i części Afryki.

Zachód kontra Antyzachód. Szczyt BRICS pokazał swoją siłę

Udział w takich zawodach oczywiście o niczym nie przesądza. We mgle wojennej propagandy trudno zresztą z całą pewnością stwierdzić, jaki faktyczny zakres będą miały wspomniane wyżej zawody. Jednak Igrzyska Sportów Wojennych są symptomem szerszego zjawiska normalizacji relacji z Rosją państw globalnego Południa.

Parias na salonach?

Polityka państw niezachodnich kontrastuje głównie z anglosaską retoryką, gdzie Rosja jest określana mianem „międzynarodowego pariasa”, czyli na powrót – podobnie jak przez pewną część XX-wiecznej historii – państwa izolowanego na arenie międzynarodowej i wykluczonego z międzynarodowego obiegu naukowego, gospodarczego i technologicznego. Dla większości mieszkańców Europy Środkowej miło brzmią analizy znanych politologów, jak Alexander Stubb czy Ian Bremmer, którzy mówią o całkowitej izolacji Rosji i jej spadku do drugiej światowej ligi.

Moskwie daleko jednak na międzynarodowych salonach do statusu globalnego pariasa. Jej reprezentanci uczestniczyli ostatnio w formatach BRICS, czyli Brazylii, Rosji, Indii, Chin i RPA, czy G20, największych gospodarek globu. Brak wspólnego zdjęcia uczestników ze względu na obecność Siergieja Ławrowa na lipcowym spotkaniu tego ostatniego formatu w Dżakarcie nie przeszkodził rosyjskiemu ministrowi w odbyciu tam licznych rozmów bilateralnych. Podobnie Władimir Putin w Teheranie został podjęty przez tureckiego prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana oraz przywódców irańskich. Obecnie minister Ławrow objeżdża kraje Afryki Północnej, zależne od dostaw zboża z Rosji i Ukrainy, przekonując do rosyjskiej interpretacji wydarzeń z lutego tego roku. Przyjmowany jest tam jako ceniony partner.

Wojna w Ukrainie doprowadzi do głodu

Nie oznacza to oczywiście, że Rosja jest równie silna na arenie międzynarodowej, jak była przed 24 lutego. Jej pozycja i prestiż znacznie osłabły. W Teheranie prezydent Putin doczekał się symbolicznych upokorzeń, poczynając od specyficznego ustawienia krzeseł podczas spotkania z ajatollahem Alim Chameneim – sugerującego wyższość irańskiego przywódcy – po widowiskowe spóźnienie tureckiego prezydenta, który kazał mu na siebie czekać w świetle kamer. Pokazał Rosjaninowi w ten sposób jego nowe miejsce.

Jeśli potwierdzą się doniesienia o transportach irańskich dronów bojowych do Rosji, będzie to oczywiście niepokojące dla obrońców Ukrainy. Ale także ambarasujące dla Rosji. Do tej pory Moskwa była zbrojownią państw niezachodnich, zapewniając wielu z nich sprzęt wojskowy. Teraz role się odwracają. Rosja przynajmniej w części musi polegać w tym wymiarze na innych.

Miejsce Rosji przy stole

Widoczny upadek prestiżu Rosji nie oznacza jej całkowitej izolacji. Jeszcze w kwietniu pewną konsternację wywołała estymacja The Economist Intelligence Unit, wedle której zdecydowanie politykę Moskwy popierają władze państw zamieszkanych przez 4 proc. populacji Ziemi, a kraje zbliżające się do pozycji Zachodu lub potępiające Moskwę – ponad jedna trzecia. Olbrzymia większość ludzi – trzy piąte populacji globu – mieszka zaś w państwach, które skłaniają się ku Rosji podczas konfliktu w Ukrainie lub zachowują neutralność, utrzymując lub rozbudowując współpracę z Kremlem.

Dlatego trzeba sobie postawić pytanie, czemu dla znacznej części państw świata współpraca z Rosją jest akceptowalna? Z Rosją, czyli obecnie z państwem, które łamie zasady Karty ONZ, mającej chronić słabszych aktorów na globalnej scenie? Z Rosją, która dopuszcza się z pewnością zbrodni wojennych, a być może również ludobójstwa? Rosją, której polityka wpycha w gospodarcze tarapaty, a często również w głód, setki milionów ludzi na świecie?

Pierwszą odpowiedź można zawrzeć w haśle: „Gospodarka, głupcze!”. Rządy wielu państw mogą nawet nie zgadzać się z rosyjską polityką w Ukrainie, potępiać agresję w nieoficjalnych rozmowach czy wyrażać współczucie dla ukraińskiego cierpienia i podziw dla męstwa obrończyń i obrońców naszego wschodniego sąsiada. Nie przeszkadza im to równocześnie korzystać z okazji handlowych. Chiny i Indie gwałtownie zwiększyły zakupy przecenionej rosyjskiej ropy. Dla tego ostatniego państwa – pilnie starającego się o zachowanie neutralności politycznej w konflikcie – Rosja w ciągu ostatniego półrocza przeistoczyła się z marginalnego dostawcy w najważniejsze źródło surowca, a jej import zbliżył się po raz pierwszy do poziomu 1 mln baryłek dziennie. Indonezyjski eksport do Rosji osiągnął zaś historyczne rekordy. W dotkliwym kryzysie, jaki nawiedził Sri Lankę, dostawy z Rosji dawały nadzieję na złagodzenie katastrofalnych niedoborów paliw. Dla globalnego Południa Rosja pozostaje także ważną dostawczynią innych surowców energetycznych, nawozów sztucznych, zbóż czy broni. Inne państwa, jak Indie, starają się – z dużym sukcesem – swoje poparcie dla każdej ze stron konfliktu wokół Ukrainy każdorazowo przekuć na kapitał polityczny czy ekonomiczny. Jak ujął to Boris Johnson, „każdy chce być najlepszym przyjacielem Indii”.

Ameryka – błogosławieństwo i przekleństwo Ukrainy

Jednak miejsce reprezentantów Rosji przy stole nie wynika wyłącznie z interesów gospodarczych. Dla wielu aktorów międzynarodowych obecna polityka Moskwy może być nawet nieakceptowalna, ale Federacja Rosyjska jako taka pozostaje w ich percepcji politycznie niezbędna. I to w wykluczających się pozornie rolach. Dla Chin – jako najbliższy partner polityczny w ich konkurencji z USA. Dla Indii – jako równowaga geopolityczna dla rosnącego w siłę Państwa Środka.

Stosunek do Rosji i wojny w Ukrainie jest też pochodną zarówno historycznych doświadczeń państw globalnego Południa, jak i dzisiejszej ich polityki. Warto pamiętać, że Związek Radziecki wspierał – realizując przy tym oczywiście własne interesy – ruchy dekolonizacyjne i emancypacyjne w Azji, Afryce i Ameryce Południowej. Oferował przy tym atrakcyjną ideologię komunistyczną, która łączyła w sobie hasła równościowe i silny resentyment wobec kapitalistycznego Zachodu. Ten ostatni nie był i nie jest postrzegany na globalnym Południu wyłącznie jako źródło demokracji i praw człowieka, lecz przynajmniej w równym stopniu jako kolonizator i źródło wyzysku. Co więcej, poza dawną rosyjską strefą wpływów na Moskwie nie ciąży imperialne odium. W Dhace, Kinszasie czy Hawanie Rosja jest w dalszym ciągu często postrzegana jako siła, która oferuje przeciwwagę dla zachodniej dominacji. I jest w tym wiarygodna.

W tym sensie ukraińska retoryka o obronie Europy i Zachodu jest jednocześnie pomocna i przeciwskuteczna. Ułatwia z pewnością pozyskiwanie niezbędnego wsparcia dla sił zbrojnych i gospodarki. Z drugiej jednak strony takie ustawianie konfliktu – Zachód pod wodzą USA kontra Rosja – powoduje, że Ukraina staje się na dobre i na złe forpocztą świata zdominowanego przez USA. Doskonale wpasowuje się w istniejące ramy poznawcze. Rosja może z większą nadzieją na posłuch twierdzić, że to ona w Ukrainie przed Zachodem się broni. Pekin dzielnie sekunduje Moskwie we wskazywaniu jako praprzyczyny konfliktu ekspansji NATO i hegemonicznej polityki USA.

Antyzachodnie resentymenty i kolonialne praktyki

Obecnie Rosja nie przedstawia w większości wypadków ani atrakcyjnego modelu rządów, ani spójnej ideologii. Jednak potrafi sprawnie podsycać stare antyzachodnie resentymenty. Minister Ławrow w czasie obecnej podróży po Afryce przekonuje, że to nie rosyjska agresja w Ukrainie jest powodem wzrostu cen surowców energetycznych i żywności, ale zachodnie sankcje. Wedle niego nie chodzi w ich aplikacji o obronę zasad porządku międzynarodowego, bo te Zachód – wedle tej narracji – zawsze określa w ten sposób, by osiągnąć korzyści dla siebie. Z agresora Rosja staje się ofiarą zachodnich intryg.

Rosja: państwo przednowoczesne

Zadziwiające jest przy tym, jak sprawnie Moskwa potrafi łączyć antykolonialną narrację z praktykami, których nie powstydziliby się zachodni Europejczycy w czasie największego rozkwitu kolonializmu. Przykładem mogą być tu najemnicy z Grupy Wagnera, której biura są w około dwudziestu państwach Afryki. Jak twierdzi Federica Saini Fasanotti w analizie dla think tanku Brookings, tylko w ostatnich pięciu latach rosyjscy najemnicy służyli rządom Sudanu, Republiki Środkowoafrykańskiej, Libii, Mozambiku i Mali w – brutalnym, dodajmy – rozwiązywaniu problemów wewnętrznych. Prawie za każdym razem swoistą opłatą za ich pomoc były kontrakty gospodarcze, zwykle w sektorze wydobywczym.

Zwykła wojna i polityka wobec nie-Zachodu

Neutralność – czy może raczej obojętność – znacznej części państw i społeczeństw globu będzie prawdopodobnie rosła, jeśli uda się wprowadzić w życie porozumienie o eksporcie zboża z Ukrainy, a sam konflikt będzie w dużej mierze ograniczony geograficznie.

W Polsce widzimy z bliska dramat naszych sąsiadów. Im dalej jednak od europejskiego kontekstu ukraińskiej tragedii, tym konflikt ten staje się mniej dominujący w doświadczeniu codziennym, przypominając wojny w Iraku, Afganistanie, Libii, Jemenie czy Syrii, które zajmują głównie inne państwa tamtych regionów. Za wywołanie wspomnianych konfliktów zresztą w wielu miejscach świata obwiniane są Stany Zjednoczone i inne państwa Zachodu.

W perspektywie globalnej dominujące postawy neutralności w konflikcie, a nawet zrozumienia dla Rosji z dzisiejszej perspektywy wydają się cechą stałą sytuacji międzynarodowej. Co więc robić, kiedy coraz istotniejsi w świecie aktorzy polityczni z Azji i Afryki w najważniejszej dla Polski kwestii międzynarodowej działają i myślą inaczej, niżbyśmy chcieli?

Po pierwsze, warto zaakceptować tę rzeczywistość. Potępianie, obrażanie lub próba zawstydzania poszczególnych państw i ich liderów jest najgorszą możliwą odpowiedzią, całkowicie przeciwskuteczną, jeśli liczymy na stopniową zmianę polityki. Znacznie lepiej naszą energię spożytkować, by tę niezachodnią rzeczywistość bardziej szczegółowo opisać. Potrzeba analizy, które państwo, z jakich powodów i jak zdecydowanie wspiera Rosję i jej działania lub pogłębia współpracę z Moskwą.

Ciężkie czasy dla amerykańskiego triumfalizmu

Drugim krokiem powinno być stworzenie mechanizmów politycznego, gospodarczego i wojskowego uniezależniania poszczególnych państw od Moskwy. Droga do tego wiedzie na przykład poprzez tworzenie alternatyw w zakresie dostaw wojskowych czy serwisowania poradzieckiego sprzętu lub wsparcia najbardziej potrzebujących krajów nierosyjskimi dostawami surowców energetycznych. Jest to oczywiście zadanie nie dla pojedynczego państwa, ale dla całej koalicji obecnie wspierającej Ukrainę i nakładającej sankcje na Rosję za jej agresywną politykę.

Środków ku temu nie powinno zabraknąć. Jak pokazuje cytowane wyżej zestawienie EIU, w kategoriach siły gospodarczej proukraińska koalicja wspólnie wytwarza ponad 70 proc. światowego PKB. Skupienie (malejącego) potencjału rosyjskiego państwa w Ukrainie tworzy korzystne warunki dla takich działań.

Obecnie najpilniejszym zadaniem jest ograniczenie ryzyka głodu na świecie poprzez dobrze dofinansowaną i skoordynowaną akcję pomocy humanitarnej. Jak wiadomo przynajmniej od czasu publikacji Hunger and Public Action A. Sena i J. Drèze, głód nie jest stanem natury, lecz wyborem politycznym. W czasach nowoczesnych żywności na świecie wystarcza potencjalnie dla każdego człowieka. O jej sprawiedliwszą dystrybucję niedawno apelował Wojciech Wilk z Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej.

Warto jednak zadać sobie pytanie o widoczność tej pomocy w państwach beneficjentach. Dla przykładu, w Azji Południowej Unia Europejska, Wielka Brytania, USA, Japonia, Australia i Nowa Zelandia dostarczają lwią część pomocy humanitarnej i rozwojowej. Jednak to często niewielkie rosyjskie gesty czy zaangażowanie są wśród elit bardziej zauważalne.

Podobnie wysiłek należy włożyć w komunikowanie – najlepiej wspólnie z zaprzyjaźnionymi instytucjami z krajów globalnego Południa – związku rosyjskiej agresji na Ukrainę z innymi wyzwaniami globalnymi. Wojna – o czym pisał ostatnio indyjski politolog Manoj Joshi – jest czynnikiem potęgującym istniejące wyzwania, od inflacji, wzrostu cen żywności i nośników energii, po zarządzanie pandemią i zapobieganie proliferacji broni masowego rażenia. Ten wysiłek jest szczególnie istotny, ponieważ w miarę upływu czasu związek narastających kryzysów z wojną będzie w globalnej percepcji coraz mniej oczywisty. Dialog powinien także obejmować nagłaśnianie coraz lepiej udokumentowanych rosyjskich zbrodni wojennych.

Kto dziś wierzy w siłę NATO? Pozytywny niedosyt po madryckim szczycie

Nasz sposób komunikacji ze światem pozazachodnim wymaga przemyślenia także pod innym względem. Uświadomienie sobie odmienności ram poznawczych, w których opisywana jest inwazja na Ukrainę – jako rosyjska reakcja na „ekspansję” USA i NATO – powinno nas skłonić do zmiany sposobu opisu konfliktu. Im więcej czasu mija od przemówienia prezydenta Joe Bidena w Warszawie, tym bardziej staje się jasne, że figura „wolnego świata” walczącego z autorytaryzmem jest w rozmowach z reprezentantami świata niezachodniego przeciwskuteczna. Demokracje, jak Indonezja czy Indie, nie chcą wchodzić w tak zdefiniowane podziały. Tym bardziej – silnie obecna w polskiej przestrzeni publicznej – figura „obrony Zachodu” przed „azjatyckim barbarzyństwem” nikogo poza Europą Środkową nie przekona.

Znacznie skuteczniejszym sposobem opowiadania o wojnie jest skupienie się na imperialnym wymiarze konfliktu, co dość konsekwentnie stara się przekazywać na przykład czeski minister spraw zagranicznych Jan Lipavský. Rosja jako państwo – byłe imperium, które przemocą stara się odbudować swoją strefę wpływów kosztem sąsiadów i mniejszych krajów, to wizja niepokojąca także w świecie pozaeuropejskim. Wielu sąsiadów Chin czy Iranu może mieć obawy, że sukces Rosji wyzwoli rewizjonistyczne demony w Teheranie czy Pekinie, rozsadzając ład międzynarodowy, na którym opiera się niezależność mniejszych państw.

 O czym świadczy huk wystrzału

W tym roku Igrzyska Sportów Wojennych odbędą się zapewne bez przeszkód. Rosja – być może wraz z Chinami – będzie dbać o to, by podkreślić uczestnictwo żołnierzy z wielu stron świata, a tym samym brak izolacji na scenie międzynarodowej.

Zanim spłoniemy, czeka nas era deglobalizacji

Jeśli chcemy, by liczba i status uczestników biorących udział w imprezach organizowanych przez Federację Rosyjską w kolejnych latach się obniżały, a sama współpraca z nią była coraz mniej atrakcyjna, warto w pierwszym rzędzie zrozumieć motywacje stojące za niezachodnimi reakcjami na konflikt w Ukrainie. Wtedy będzie możliwe choćby częściowe zastąpienie Rosji przez Unię Europejską w roli „niezbędnego partnera”, zmniejszając na arenie międzynarodowej atrakcyjność obecnego reżimu w Moskwie. Za tym w parze powinna iść konsekwentna i wiarygodna komunikacja strategiczna. Dopóki się to nie stanie, wystrzały biathlonu czołgowego będą nam przypominać, że Rosja nie jest pariasem na międzynarodowych salonach.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Krzysztof Marcin Zalewski
Krzysztof Marcin Zalewski
Analityk i publicysta
Analityk ds. Indii i energetyki. obecnie przewodniczący Rady Fundacji Instytut im. Michała Boyma oraz redaktor „Tygodnia w Azji” (wydawanego wspólnie z portalem wnp.pl). Pisze o polityce zagranicznej i transformacjach ery cyfrowej w Indiach i Australii. Poprzednio pracownik Agencji Praw Podstawowych Unii Europejskiej w Wiedniu, Biura Spraw Zagranicznych Kancelarii Prezydenta RP, Kancelarii Sejmu RP oraz Ośrodka Studiów Wschodnich w Warszawie.
Zamknij