Świat, Weekend

Dlaczego nie będę oglądał mundialu i wy też nie powinniście

FIFA to organizacja zgniła i do szpiku kości przeżarta korupcją. Dla kogoś, kto interesuje się piłką nożną, mundial w Katarze to żadna niespodzianka, bo chciwość i cynizm stały się w futbolu tak powszechne, że przeszliśmy nad nimi do porządku dziennego.

Kibicuję od 2002 roku. Poza snem i pracą niczemu nie poświęcam tyle czasu co piłce nożnej. Z oglądania meczów, skrótów i klipów oraz przeglądania statystyk i śledzenia internetowych dyskusji zebrałoby się pewnie pół etatu. Obudzony w środku nocy mogę wyrecytować ostatnich trzydziestu zwycięzców Ligi Mistrzów, przypomnieć króla strzelców Euro 2004 i wyjaśnić, na czym polega gra „fałszywej dziewiątki”.

Właśnie teraz powinienem zacierać ręce, bo już za dwa tygodnie startuje mundial, moje największe święto. Ale nie zacieram i nie świętuję, bo tegorocznych mistrzostw świata w Katarze oglądał nie będę. Ani meczu otwarcia, ani spotkań Polaków, ani wielkiego finału. Was zachęcam do tego samego.

Odpowiedź na pytanie „dlaczego” to argumenty o Katarze, które pewnie słyszeliście już setki razy, ale to od nich wypada zacząć.

Po trupach do mundialu

Kiedy w 2010 roku FIFA przyznała Katarowi prawa do organizacji mundialu 2022, w tym niewielkim pustynnym księstwie nie było jeszcze infrastruktury, która mogłaby udźwignąć imprezę o takiej skali, ani siły roboczej, by wybudować ją na czas. Katar musiał sprowadzić rzeszę ludzi do pracy nad długą listą projektów – od stadionów po autostrady i hotele. Dzisiaj niemal 90 proc. z 2,8 mln mieszkańców Kataru to imigranci. Przyjechali do pracy, najczęściej z Azji Południowej lub Afryki, a na miejscu zostali niewolnikami.

Robotnicy regularnie pracowali po kilkanaście godzin dziennie w pustynnym upale, mieszkali w spartańskich warunkach z ograniczonym dostępem do wody i żywności i nawet gdyby chcieli, to nie mogli wydostać się z Kataru. To za sprawą systemu kafala, obowiązującego w niektórych państwach Zatoki Perskiej, który pozwala pracodawcom zarekwirować paszport przyjezdnego pracownika. Taki pracownik staje się de facto własnością sponsora swojej wizy.

Mecz Polska–Rosja: Tu nie trzeba bojkotować. Tu trzeba rozpieprzyć UEFA i założyć własną. Unijną

System kafala był w ostatnich latach w Katarze stopniowo luzowany w ramach reform wdrażanych pod naciskiem międzynarodowych organizacji humanitarnych i pracowniczych, które ujawniały kolejne skandale. Reformy jednak na niewiele się zdały. Zeszłoroczne śledztwo „Guardiana” wykazało, że w ciągu 10 lat od ogłoszenia Kataru gospodarzem mistrzostw świata zmarło tam ponad 6500 pracowników.

To oznacza średnio ponad zgon dziennie. A to i tak mocno niedoszacowana liczba, bo opiera się na rządowych źródłach, dotyczących tylko imigrantów z Indii, Pakistanu, Nepalu i Bangladeszu. Co więcej, w 69 proc. przypadków przyczyny zgonu nie były zbadane i w oficjalnych danych figurują jako „przyczyny naturalne”. Raport Amnesty International również zwraca uwagę na tysiące niedostatecznie udokumentowanych zgonów wśród robotników.

Święto piłki w kraju homofobii

Niewolnicza praca to jednak tylko wierzchołek góry lodowej, na którą składają się lokalne uwarunkowania prawne umożliwiające łamanie praw człowieka w Katarze. Tego lata kilkaset osób zostało aresztowanych, gdy wyszły na ulice w Dosze, by protestować w związku z zaległym pensjami. Ponadto w księstwie nielegalny jest homoseksualizm – nawet pod groźbą więzienia – a katarski rząd ani się ze swoją homofobią nie kryje, ani nie oferuje przyjezdnym kibicom żadnych gwarancji bezpieczeństwa.

Kolejną kwestią są prawa kobiet. Choć w ostatnich latach udało się poczynić pewien postęp, to kobiety w Katarze wciąż pozostają obywatelkami drugiej kategorii. Bez zgody męskiego opiekuna nie mogą wyjść za mąż, podróżować, wykonywać niektórych zawodów, a nawet uzyskać dostępu do dokumentów własnych dzieci.

Może chociaż wolność słowa? Opozycja polityczna? Prawo do zrzeszania się? Zapomnijcie. Katar to folwark emira i jego krewnych, a ogromna większość mieszkańców to imigranci pozbawieni nawet podstawowych praw.

FIFA, czyli Himalaje cynizmu

O łamaniu praw człowieka w Katarze można pisać bez końca. Robią to zresztą aktywiści organizacji pozarządowych oraz dziennikarze z całego świata. Skoro więc to powszechna wiedza, to czemu FIFA przyznała takiemu krajowi jak Katar prawo organizacji jednego z największych sportowych wydarzeń?

Na to pytanie najlepiej odpowiedzieć historyjką sprzed lat. W 2015 roku amerykański Departament Sprawiedliwości postawił zarzuty korupcyjne dziewięciu wysoko ustawionym oficjelom FIFA, dotyczące także procesu przyznania Katarowi prawa do organizacji MŚ 2022 i Rosji MŚ 2018. Ogromny skandal na pierwszych stronach gazet. Tymczasem zaledwie dwa dni później odbyły się wybory na prezesa FIFA i delegaci zdecydowali, że ówczesny szef, Sepp Blatter, powinien zostać na kolejną kadencję. Dopiero narastająca presja ze strony mediów i sponsorów sprawiła, że Blatter w niesławie ustąpił ze stanowiska (a w zeszłym roku wreszcie sam usłyszał zarzuty kryminalne).

Co jest nie tak z wielkim sportem i dlaczego wszystko?

Otóż FIFA to organizacja zgniła i do szpiku kości przeżarta korupcją. Dla kogoś, kto interesuje się piłką nożną, mundial w Katarze to żadna niespodzianka, bo chciwość i cynizm stały się w futbolu tak powszechne, że przeszliśmy nad nimi do porządku dziennego. Niestety nie dotyczy to tylko FIFA, ale całego środowiska. Od przyznania Katarowi prawa do MŚ minęło 12 lat i w tym czasie nikt nie zrobił nic, by tę decyzję poważnie zakwestionować.

Do tegorocznego mundialu zakwalifikowały się 32 reprezentacje. Żadna nie odmówiła udziału. Kilka krajowych związków piłki nożnej (m.in. niemiecki i norweski) rozważało bojkot, ale ostatecznie nikt się na niego nie zdecydował. Także żaden z zawodników nie zapowiedział rezygnacji z wyjazdu. Kapitan Anglików Harry Kane zamierza grać w tęczowej opasce w ramach wsparcia dla społeczności LGBT i to właściwie tyle.

Decydenci FIFA podczas spotkania w sprawie mistrzostw w 2026 roku. Fot. Edwin J. Torres/flickr.com

Media także szykują się do relacjonowania nadchodzącego mundialu tak jak do każdych kolejnych mistrzostw. Będzie studio meczowe, analizy, komentarz na żywo prosto ze stadionów ubabranych krwią niewolników. Gary Neville, były piłkarz, a obecnie komentator, na czas turnieju dołączy do zespołu beIN, telewizji należącej do emira Kataru. W odpowiedzi na krytykę stwierdził, że jest szczerze przejęty losem pracowników, ale w Arabii Saudyjskiej jest jeszcze gorzej, a on sam przeznaczył dużo pieniędzy na cele charytatywne.

Jego dawny kolega z Manchesteru United, David Beckham, 12 lat temu ocenił przyznanie Katarowi mundialu jako obrzydliwe. Najwyraźniej zmienił zdanie, bo ostatnio został ambasadorem mistrzostw świata. Za tę niewątpliwie ciężką pracę otrzyma 10 milionów funtów.

Czarni piłkarze zagrają dla Rosji? „Przez rasizm nigdy nie zostaną zaakceptowani”

Problemu ze wspieraniem mundialu w Katarze nie mają też sponsorzy. Kiedy kilka lat temu skandal korupcyjny w FIFA nie schodził z czołówek, korporacyjni partnerzy organizacji publicznie naciskali na Seppa Blattera, domagając się jego ustąpienia ze stanowiska prezesa. Tysiące martwych pracowników i prześladowania mniejszości seksualnych już ich tak nie bolą. Głównymi sponsorami mundialu są Adidas, Coca-Cola, Hyundai i Visa. Podczas transmisji meczów będzie można zobaczyć ich wesołe spoty reklamowe, a stadiony będą oblepione banerami. Gwiazdy, celebryci i politycy będą klaskać i uśmiechać się do kamer.

Ja się z tego wypisuję.

Nie oglądaj, nie klikaj

Pamiętam smutną minę Jerzego Engela, kiedy 20 lat temu dostawaliśmy w papę od Portugalii na turnieju w Korei i Japonii. Pamiętam złorzeczenie Howardowi Webbowi, kiedy podyktował karnego w doliczonym czasie meczu z Austrią na Euro 2008. Pamiętam, jak nadzieje na dobry występ na Euro w roli gospodarzy w 2012 wyparowały już w pierwszym meczu, wraz z czerwoną kartką dla Szczęsnego.

Chciałbym znowu ściskać kciuki za Biało-Czerwonych, mimo że wspomnienia z ich turniejowych popisów są raczej traumatyczne. Chciałbym oglądać mistrzostwa świata, bo to moje święto. Ale nie mogę. Wstyd mi, że nasza reprezentacja w ogóle pojedzie do Kataru. Nie ma takiej liczby bramek, które mógłby zdobyć Lewandowski, żeby zmazać tę hańbę. Choćby nawet Polacy mieli wrócić z pucharem, to po stokroć większym zwycięstwem byłoby zostać w domu.

Tuż przed mistrzostwami świata w Brazylii w 2014 brytyjski satyryk John Oliver nagrał materiał, w którym ostro krytykował FIFA, między innymi za oddanie mundialu 2022 w ręce Kataru. Na koniec dochodzi do ponurego wniosku: „Wciąż jestem podekscytowany mistrzostwami świata, choć trudno usprawiedliwić, jak mogę czerpać tyle radości dzięki organizacji, która powoduje tyle cierpienia. […] Piłka nożna to religia, a FIFA to jej Kościół”.

Oliver oczywiście ma rację. Piłka nożna to religia. To pasja i radość, to krzyczenie przed telewizorem i picie piwa z przyjaciółmi w pubie, to kciuki zbielałe od zaciskania w oczekiwaniu na werdykt VAR-u. To najlepsza rozrywka na świecie. Ale gdzieś musi istnieć granica. Nie może w nieskończoność być tak, że od lat rozmawiamy o korupcji w FIFA i łamaniu praw człowieka w Katarze, żeby potem na jednym wdechu przejść do emocjonowania się tym, czy Polska wyjdzie z grupy. To chory taniec na grobach tysięcy ludzi. Pies trącał taką religię.

Skończyło się odrzutowcowanie

Miałem naiwną nadzieję, że ktoś z możnych świata piłki powie, że przekroczyliśmy tę granicę, bo święto futbolu nie może być budowane rękami niewolników. Że Kylian Mbappe, Luka Modrić albo Leo Messi odmówią gry w Katarze. Że PZPN zbojkotuje turniej i odda mecze walkowerem. Że studio Sky Sports zamiast skrótów spotkań będzie pokazywało warunki, w jakich mieszkali robotnicy budujący stadiony i autostrady.

Niestety, maksimum tego, na co ich stać, to tęczowa opaska. W takim razie niech bawią się sami. Nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Nawet jako widz nie zamierzam brać udziału w imprezie okupionej krwią i cierpieniem tysięcy ludzi, przypudrowanej setkami milionów dolarów od korporacyjnych sponsorów.

A skoro ja nie będę oglądał, to równie dobrze możecie ponieoglądać ze mną. Nie klikać, nie lajkować, nie komentować. Nie mam złudzeń i wiem, że nie zmienimy w ten sposób świata. Co najwyżej wokół mundialu będzie o promil ciszej – ale to i tak lepsze niż choćby i sto bramek Lewego.

** 

Wojtek Borowicz – pracuje z technologią i głównie o niej pisze. Absolwent kulturoznawstwa na UJ. Na co dzień mieszka w Irlandii.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij