Świat

Zachód kontra Antyzachód. Szczyt BRICS pokazał swoją siłę

Dzięki współpracy z globalnym Południem Rosja może uniknąć gospodarczej zapaści, a Chiny umocnić się na arenie międzynarodowej. Czy Zachód ma coś do zaoferowania tej części świata, którą dotąd głównie eksploatował z surowców lub taniej siły roboczej?

Liderzy państw Zachodu lubią operować na okrągłych liczbach. Podczas zakończonego dopiero szczytu G7 nie mogło zabraknąć jakiejś okrągłej i wpadającej w ucho kwoty. Mowa o 600 miliardach dolarów, które do 2027 roku najbogatsze kraje świata zamierzają zainwestować w państwach rozwijających się za pośrednictwem tworzonego właśnie „Partnerstwa na rzecz globalnej infrastruktury”.

Oczywiście czas ogłoszenia nowego instrumentu finansowego nie jest przypadkowy. W ten sposób Zachód zamierza stanąć w szranki ze Wschodem w walce o przyciągnięcie globalnego Południa – trochę zapomnianego i bardzo niedocenianego – dla którego wojna w Ukrainie nie jest tragiczną katastrofą, jak dla nas, lecz awanturą toczoną gdzieś daleko między białymi ludźmi. Nie pierwszą i nie ostatnią.

Ale stawka jest wysoka. Dzięki kooperacji z Południem Rosja może uniknąć gospodarczej zapaści, a Chiny umocnić się na pozycji międzynarodowej. Starcie to nie będzie dla Zachodu proste. Południe wymyka się tradycyjnemu podziałowi na zachodnie demokracje i wschodnie autokracje. Wśród państw Południa znajdziemy przecież także niemało formalnych demokracji: chociażby Indie, Argentynę czy RPA. Niestety – nie palą się one do izolowania Rosji.

Płynie ropa, płynie

Ledwie kilka dni przed szczytem G7 – znów termin zapewne nieprzypadkowy – odbył się wirtualny szczyt liderów państw grupy BRICS – czyli Brazylii, Rosji, Indii, Chin i RPA. Panowie połączyli się na zaproszenie Xi Jinpinga, który między innymi wyraził oburzenie na sankcje gospodarcze wymierzone w Rosję.

„Upolitycznienie globalnej ekonomii, przekształcanie jej w broń i nakładanie sankcji, wykorzystując swoją wiodącą pozycję w światowym systemie finansowym, zaszkodzi interesom wszystkich, także tych, którzy je nakładają” – miał stwierdzić chiński przywódca podczas spotkania. Co prawda Xi nie wymienił Stanów Zjednoczonych wprost – zupełnie jak papież Franciszek Rosji – jednak wszyscy wiedzą, o co chodzi.

Papież modli się o Rosję. Kreml lepiej by tego nie wymyślił

Masowe sankcje, z mrożeniem prywatnych aktywów i rezerw walutowych włącznie, musiały zasmucić nie tylko rosyjskie elity władzy i biznesu, ale też wielu innych autokratów – także tych współpracujących z Zachodem. Na przykład Saudów czy innych bliskowschodnich baronów siedzących na ropie. Sankcje wymierzone w Rosję – o niespotykanej wcześniej skali – mogą być przecież precedensem na przyszłość. Przetarły szlaki i teraz już mniej więcej wiadomo, w jaki sposób pozbawić elity wrogich krajów znacznej części majątku.

Rosja i Chiny próbują grać na tych obawach, nieustannie wskazując, że Zachód sprzeniewierzył się swoim naczelnym zasadom, takim jak wolny rynek czy własność prywatna. Oczywiście w tym przypadku rzekoma hipokryzja Zachodu jest całkowicie wymyślona. Państwa wspólnoty euroatlantyckiej regularnie rekwirują majątki przestępców i ingerują w rynek dla osiągnięcia różnych celów – społecznych, bezpieczeństwa czy ostatnio także klimatycznych. Żadna z tych zasad nigdy nie była traktowana absolutnie. Zmieniło się to, że dziś wielu kleptokratów, dotychczas czujących się na Zachodzie względnie bezpiecznie, po wprowadzeniu masowych sankcji na Rosję może czuć się zaniepokojonych.

Ważniejsza w tym jest jednak sfera czysto gospodarcza. Podczas szczytu Putin pochwalił się, że w pierwszym kwartale tego roku wymiana handlowa z państwami BRICS zwiększyła się o ponad jedną trzecią i osiągnęła poziom 45 miliardów dolarów. W 2021 roku wymiana handlowa Rosji z UE wyniosła 258 mld euro, czyli 65 mld euro na kwartał.

Grupa BRICS potencjalnie może więc zapewnić Rosji pewną poduszkę bezpieczeństwa. Tym bardziej że państwa te chętnie przyjmą rosyjskie surowce energetyczne, a w szczególności ropę. W Indiach import rosyjskiej ropy w maju wyniósł 800 tys. baryłek dziennie, a w czerwcu może przebić milion i będzie odpowiadać za jedną piątą importu ropy do Indii.

W jednej z rafinerii w stanie Gudżarat rosyjska ropa w maju odpowiadała już za ponad jedną czwartą surowca, jeszcze w kwietniu tego roku tylko za jedną dwudziestą. Miesięczny import rosyjskiej ropy do Indii wzrósł o 563 proc. (licząc rok do roku). W sumie nic dziwnego, Indie zapewniły sobie solidny rabat wysokości 30 dolarów na baryłce.

Prezydent Xi Chin Jinping na szczycie BRICS, 2022 rok. Fot. youtube.com

Salary cap na ropę?

Rosja nie zamierza jednak ograniczać swej współpracy z BRICS wyłącznie do eksportu surowców. Putin zaproponował również kooperację w zakresie wymiany informacji w sektorze finansowym (czyli alternatywa wobec zachodniego SWIFT), a nawet stworzenie nowej waluty rezerwowej opartej na koszyku walut państw należących do grupy. Rosja chciałaby również, by jej system płatności MIR (alternatywa wobec VISA/Mastercard) rozszerzył się na inne kraje chętne do jego przyjęcia.

Tych może przybywać, gdyż grupa zdaje się atrakcyjna dla państw w wielu różnych rejonach świata. Oficjalnie wniosek o akcesję do grupy złożył Iran, a zainteresowana może być również Argentyna. Państwa grupy BRICS same starają się przyciągać w swoją orbitę kraje Południa, w czym brylują oczywiści Chiny. Wartość bezpośrednich inwestycji zagranicznych Chin w Afryce od 2008 roku skoczyła z kilku do niecałych 44 miliardów dolarów w 2020 roku. Dzięki temu Chiny stały się czwartym co do wielkości inwestorem w Afryce, wyprzedzając m.in. Stany Zjednoczone.

Do sankcji na Rosję nie przyłączyły się właściwie żadne państwa nienależące do szeroko pojętego Zachodu. Nie licząc może Wysp Bahama. Przykładowo wśród państw Azji do sankcji dołączyły tylko Korea Południowa, Japonia i Tajwan, czyli kraje, co do których można było mieć stuprocentową pewność, bo mentalnie i strukturalnie należą do Zachodu.

Większa część świata, ogólnie rzecz biorąc, uznaje winę Rosji – czego dowodzą przegrane przez nią głosowania w ONZ – jednak ogranicza się do apeli o pokój. Globalne Południe nie zamierza stawać jednoznacznie po żadnej ze stron, wybierając coraz trudniejsze lawirowanie między Zachodem i Wschodem. Daje to Kremlowi ogromne możliwości osłabiania skutków sankcji.

Zachód wydaje się doceniać zagrożenie, jakim jest przyciągnięcie w chińską strefę wpływów państw rozwijających się. USA rozmawiają z Indiami na temat wprowadzenia limitu cenowego na rosyjską ropę. Trudno jeszcze powiedzieć, jak by ten limit miał dokładnie wyglądać, jednak jego celem będzie ograniczenie zysków Kremla z eksportu surowców. Poza tym prowadzone są rozmowy czysto polityczne. Właśnie dlatego na szczyt G7 do Elmau zaproszono także Argentynę, Indie, Indonezję RPA i Senegal. W tym celu przeznaczona będzie także ta góra pieniędzy z „Partnerstwa na rzecz globalnej infrastruktury”. Pytanie tylko, na jakich zasadach te środki będą kierowane. Państwa Południa mają już niemiłe wspomnienia z otrzymywania zachodnich pożyczek, które przy okazji wymuszały liberalne reformy gospodarcze, na których korzystały głównie zagraniczne koncerny.

Ziarno zamiast bomb

Państwa Zachodu mogą się jednak wykazać na co najmniej dwóch polach. Pierwszym jest oczywiście kryzys żywnościowy. Uderzy on przede wszystkim w państwa globalnego Południa. Na Zachodzie również będzie odczuwalny – zresztą już jest – lecz objawi się on niemal wyłącznie z postaci rosnących cen. Raczej nie ma ryzyka, że powstaną niedobory głównych produktów spożywczych.

Za to w Azji i Afryce ryzyko głodu zajrzy w oczy milionom ludzi. Według nowego raportu PIE Kryzys podażowy na rynku żywnościowym jako efekt inwazji na Ukrainę wśród 20 państw najbardziej narażonych na utratę bezpieczeństwa żywnościowego w związku z wojną znalazły się tylko trzy kraje Europy – Armenia, Gruzja i Azerbejdżan. Wszystkie głównie ze względu na wysoką zależność od importu pszenicy z Rosji. Poza nimi dominują kraje Afryki – w tym ważne też politycznie Egipt i Senegal – oraz Azji (m.in. Mongolia i Pakistan). Ameryka Łacińska wydaje się stosunkowo bezpieczna, w dwudziestce znalazła się tylko Nikaragua.

Skutki wojny dla eksportu ukraińskich surowców rolnych są ogromne. Ukraina jest czołowym światowym eksporterem zbóż i nasion oleistych, tymczasem w okresie marzec–maj 2022 wyeksportowała łącznie tylko 3 mln ton. Większość w kwietniu i maju, bo w marcu eksport właściwie nie istniał. W maju 2022 r. Ukraina wyeksportowała 20 razy mniej pszenicy niż w analogicznym okresie ubiegłego roku.

Unia Europejska przyjęła ogólną strategię walki z kryzysem żywnościowym. Chce umożliwić Ukrainie eksport surowców rolnych dzięki utworzeniu „korytarzy solidarnościowych”. W okresie marzec–maj 2022 przez Polskę transportowano 30 proc. ukraińskiego eksportu. Ponad jedna trzecia była eksportowana przez Rumunię. USA ogłosiły budowę silosów zbożowych przy granicach z Ukrainą, w tym między innymi w Polsce, które umożliwią sprawniejszy przeładunek. UE zniosła też na rok cło na ukraińskie towary, poza tym sama Europa ma zwiększyć produkcję rolną, którą będzie można częściowo wypełnić lukę po eksporcie znad Dniepru.

Problemem jest oczywiście infrastruktura. Według PIE na eksport czeka 25 mln ton ukraińskiego zboża. Polskie terminale portowe mogłyby załadować 700 tys. ton zboża miesięcznie. Jeszcze węższe gardło znajduje się na granicy polsko-ukraińskiej, gdzie trzeba dokonać przeładunku ze względu na inną szerokość torów. Między innymi z tego powodu w kwietniu polskim przewoźnikom cargo udało się przetransportować tylko 600 tys. ton zboża.

Likwidacja tych wszystkich wąskich gardeł jest sporym wyzwaniem. Jeśli Europie udałoby się przełamać blokadę Ukrainy i dostarczyć państwom Afryki i Azji surowce rolne – znad Dniepru lub z samej UE – to być może niektóre państwa globalnego Południa doszłyby do wniosku, że Zachód może im jednak zaoferować coś więcej niż tylko eksploatację ich zasobów naturalnych i żerowanie na taniej pracy.

Przy okazji trzeba też kontynuować intensywną kampanię informacyjną, która uświadomi mieszkańców ubogich krajów, że to Rosja jest winna kryzysowi żywnościowemu, a nie Ukraina albo Europa.

Miliardy dolarów nie wystarczą

Drugim polem do wykazania się Zachodu jest oddłużenie krajów Południa. Według danych Oxfam 73 najbardziej zadłużone państwa spośród najbiedniejszych na globie w 2020 roku co miesiąc spłacały prawie 3 mld dolarów długu, czyli dwukrotnie więcej, niż Uganda, Malawi i Zambia wydają na opiekę zdrowotną rocznie. Prawie połowę były dłużne międzynarodowym instytucjom finansowym, takim jak Bank Światowy.

Ogromne problemy ze spłatą zadłużenia zagranicznego mają też państwa o średnich dochodach – tradycyjnie Argentyna, ale też Ekwador czy Liban. Dług publiczny tego ostatniego sięga 170 proc. PKB, a jego sytuację pogarszają ekstremalnie niskie rezerwy walutowe.

Liban po eksplozji: od Szwajcarii Bliskiego Wschodu do bankruta w szponach Hezbollahu

Obsługa zadłużenia zagranicznego wymusza na państwach Południa pozwolenie na rabunkową eksploatację zasobów, by zdobyć twardą walutę na obsługę zadłużenia. Oddłużenie państw globalnego Południa ma tę przewagę nad nowymi dotacjami z Zachodu, że automatycznie uwolniłoby im miliony dolarów miesięcznie, które mogłyby przeznaczyć chociażby na ochronę zdrowia.

W ostatnich latach syte kraje Zachodu, zajęte głównie sobą, mogły zapomnieć o istnieniu państw globalnego Południa. Przy okazji wojny w Ukrainie nadeszło więc niemiłe zaskoczenie, że większość świata ma inną optykę na stosunki międzynarodowe, nie przyłączyła się do izolowania Rosji, a czasem nawet jeszcze na tym korzysta.

Potęga ekonomiczna Zachodu jest wciąż zdecydowanie większa niż Chin i Rosji, a nawet całej grupy BRICS, której główną przewagą jest liczba ludności. Do przyciągnięcia Południa nie wystarczą jednak same miliardy dolarów, jeśli podejście Europejczyków czy Amerykanów pozostanie naznaczone ekonomicznym wyzyskiem i cywilizacyjnym lekceważeniem.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij