Sztuki wizualne, Weekend

Nie mieliśmy kolonii, a mimo to powielaliśmy kolonialny dyskurs [rozmowa]

Wystawa „Wybielanie”

Wystawa „Wybielanie” w Muzeum Etnograficznym w Warszawie nie jest wystawą o Polsce jako kolonizatorze Afryki czy innych regionów. Nie to jest jej stawką, a pokazanie tego, jak mimo braku doświadczenia kolonialnego, polskie muzea i polski dyskurs reprodukują pewne klisze kolonialne – opowiadają Magdalena Wróblewska i Witek Orski, kuratorzy wystawy „Wybielanie”.

Jakub Majmurek: Co jest główną stawką wystawy Wybielanie? Rozliczenie z przeszłością Muzeum Etnograficznego w Warszawie?

Magdalena Wróblewska: Dla mnie kluczowe było przyjrzenie się przeszłości muzeum, pokazanie uwikłań tej instytucji, jej początków w latach 80. XIX wieku w globalny system kolonialny. „Globalny” nie znaczy oczywiście „wszędzie taki sam”. Dlatego istotne było dla nas podkreślenie różnic między muzeum znajdującym się w Warszawie, w XIX wieku znajdującej się w granicach Imperium Rosyjskiego, a muzeami działającymi w stolicach zachodnich kolonialnych imperiów. Z drugiej strony, różne kolonialne klisze i wzorce myślenia były bezkrytycznie powielane przez Polaków – i to też chcieliśmy pokazać.

Witek Orski: Dla mnie szczególnie istotny jest współczesny kontekst. Zaczynając pracę przy tym projekcie – podobnie jak wcześniej pracując na kolekcji afrykańskiej w Muzeum Narodowym w Szczecinie – zadawałem sobie jedno pytanie: jaka jest funkcja podobnej ekspozycji dzisiaj, w 2025 roku w nowoczesnym państwie z Europy Wschodniej czy Środkowo-Wschodniej? Jak podobne kolekcje kształtują nasz stosunek do Globalnego Południa, w tym wypadku głównie do Afryki – ale podobne pytania można by zadać w odniesieniu do zbiorów pochodzących np. z Azji Południowo-Wschodniej.

Wystawa jest dość krótka, znajdziemy na niej bardzo niewiele obiektów. To świadomy wybór czy też w kolekcji muzeum nie udało się znaleźć więcej zbiorów „odpowiadających” na stawiane przez państwa pytania?

M.W.: Obiektów w kolekcji, które mogłyby trafić na wystawę, jest dużo więcej, magazyny są ich pełne. Kolekcja Leopolda Janikowskiego, zebrana w trakcie „pierwszej polskiej wyprawy do Afryki” w latach 1882–86, co prawda została zniszczona lub zaginęła w trakcie II wojny światowej – to jeden ze śladów naszego kolonialnego losu, bo tak bywa interpretowana okupacja niemiecka – ale sama kolekcja Wacława Korabiewicza, zebrana w Tanganice (dzisiejszej Tanzanii) w latach 50. XX wieku, to ponad tysiąc sześćset obiektów.

Gdybyśmy pokazali wszystko, nic nie zmieniłoby się w wymowie wystawy, inne obiekty nie wprowadziłyby nowych argumentów, tylko potwierdziły te, które już postawiliśmy, skupiając się na trzech wybranych z kolekcji Korabiewicza. Dobór obiektów podyktowany był problemami, na przykład proweniencji, czyli ich pochodzenia, sposobów nabywania. Zależało nam na tym, by wystawa była czymś w rodzaju eseju wizualnego, jak nazwał to Witek, stąd skondensowana forma, która pozwoliła wybrzmieć szerszym problemom, a nie tylko koncentrować się na mikrohistoriach obiektów…

W.O.: Albo karmić oczy widzów górą artefaktów przywiezionych z Afryki. Minimalna, ale koncepcyjnie dopracowana wystawa o wiele lepiej pozwala naświetlić interesujące nas problemy.

Wystawa wychodzi od „pierwszej polskiej wyprawy do Afryki”, która bada tereny dzisiejszego Kamerunu w latach 80. XIX wieku, gdy rusza „wyścig o Afrykę”, w którym biorą udział kluczowe europejskie imperia kolonialne. Czy można jednak wpisywać polską wyprawę w ten kontekst, biorąc pod uwagę, że organizują ją przedstawiciele narodu, który w tamtym czasie nie tylko nie uczestniczy w kolonialnym wyścigu, ale nie posiada nawet własnego państwa?

M.W.: My pracujemy właśnie na tej różnicy. Wyprawa Janikowskiego różni się tym od wypraw belgijskich, brytyjskich czy francuskich, że nie towarzyszą jej wojska imperium kolonialnego. Polscy badacze Afryki nie mają wsparcia aparatu swojego państwa i takich możliwości finansowych, jak ich koledzy z zachodnich imperiów kolonialnych. Dlatego też kolekcja warszawskiego muzeum wygląda inaczej niż kolekcje muzeów etnograficznych w Paryżu, Tervuren czy Berlinie. A jednocześnie, co szalenie ciekawe, okulary, przez jakie rodząca się polska etnografia patrzy w ostatnich dekadach XIX wieku na Afrykę, są bardzo podobne do tych, jakie przykładają badacze z imperiów kolonialnych.

W.O.: To jest tu dla mnie najciekawsze: pęd do zniewolenia, jaki naród zniewolony – Polacy z XIX wieku – wykazują w zetknięciu z Afryką. Do tego dochodzi jeszcze kwestia naszych kompleksów, poczucia gorszości wobec zachodniej Europy, które próbujemy rozwiązać, ustawiając się w pozycji dominującej wobec Afryki. To jest wątek, który mam wrażenie pozostaje ciągle aktualny dziś, w 2025 roku, w naszym stosunku zarówno do Zachodu jak i Globalnego Południa.

Na ile to pragnienie było powszechne w polskim społeczeństwie XIX wieku? Czy nie marzyło ono jednak raczej o odrodzeniu swojego państwa niż o dominacji w Afryce? Trudno chyba bronić tezy, że nasze wyobrażenia kolonialne, nawet jeśli powielały te powstające w Londynie czy Paryżu, były tak istotne dla polskiej tożsamości jak wzmacnianie imperium czy „misja cywilizacyjna w Afryce” były dla Wielkiej Brytanii czy Francji.

W.O.: Skala jest oczywiście zupełnie inna i bynajmniej tego nie negujemy. Nie stawiamy tezy, że Polska w takim samym stopniu uwikłana była w kolonializm co zachodnie, imperialne mocarstwa. Ale jednocześnie społeczeństwo zaczytywało się w książce W pustyni i w puszczy, a wcześniej, w wydanych w 1890 roku w Listach z Afryki Sienkiewicza – Sienkiewicz był zresztą jednym ze sponsorów wystawy Janikowskiego. W warstwach wykształconych temat afrykański budził wielkie zainteresowanie.

Staś i Nel – nasi mali rasiści

M.W.: Na pewno kluczową różnicą jest to, że nie mieliśmy całych grup społecznych zaangażowanych w ten system wprost, na przykład przez zarządzanie koloniami. Ale jednocześnie pod koniec XIX wieku w Polsce zakorzeniają się różne kolonialne stereotypy, wizerunki mieszkańców różnych krajów Afryki, ich zwyczajów i praktyk. Niektóre przetrwały do dziś. Muzeum Etnograficzne w Warszawie brało udział w ich kształtowaniu, poczynając od pierwszej wystawy kolekcji afrykańskiej przy warszawskim zoo w 1888 roku, przez działalność w ramach Muzeum Kultur Ludowych w Młocinach, po prezentację kolekcji na wystawie stałej w obecnym gmachu.

Janikowski podczas podróży do Kamerunu z meteorologa przeistoczył się w etnografa-amatora. Prowadził rzekomo badania ludu Bubi, choć nie miał do tego narzędzi i kompetencji. Nie był wyjątkiem w swoim czasie, dlatego udało mu się opublikować tekst w „Bulletin De La Société De Géographie” w 1886 roku. Pierwsi etnografowie zdobywali doświadczenie w czasie takich wypraw. Potem polscy etnografowie kształceni są w Niemczech i Wielkiej Brytanii. Stamtąd też przejmują różne kolonialne wzorce i paradygmaty, kształtujące nasze postrzeganie Afryki.

Czy jednak istotniejszym kontekstem dla początków polskiej etnografii nie jest Syberia i badania ludów kolonizowanych przez Imperium Rosyjskie? Często przyjmujące sympatyzujące z ich sytuacją spojrzenie – np. w przypadku Bronisława Piłsudskiego.

M.W.: To jest oczywiście ważny wątek i także zajmujemy się nim w muzeum. Wystawą Wybielanie chcieliśmy jednak pokazać inne początki polskiej etnografii, często pomijane, idące w poprzek jej założycielskich mitów.

Co w działalności Muzeum Etnograficznego w Warszawie i sposobie prezentacji Afryki w jego kolekcji zmienia rok 1918 i odrodzenie polskiej państwowości? Ten moment stanowi kolejny po wyprawie Janikowskiego kluczowy moment narracji wystawy.

W.O.: Staramy się go umieścić w możliwie globalnym kontekście, nieograniczającym się do Europy. Dlatego na wystawie znalazł się wiersz z 1919 roku Claude’a McKaya, afro- czy ściślej mówiąc jamajsko-amerykańskiego poety. Podmiot liryczny zastanawia się w nim, jak to się dzieje, że te same kolonialne mocarstwa, które decydują się przyznać niepodległość państwom Europy Środkowej i Wschodniej – jak Polska czy Czechosłowacja – jednocześnie odmawiają prawa do samostanowienia mieszkańcom swoich zamorskich kolonii, w części których pojawiają się już ruchy narodowowyzwoleńcze.

Chcemy zadać pytanie, czym różniły się dążenia niepodległościowe Polaków od tych Afrykanów, czemu te pierwsze przyniosły Polakom własne państwo w 1918 roku, a w Afryce musiało jeszcze upłynąć kilkadziesiąt lat, by zaczął się proces dekolonizacji.

Czy europejskie muzea zwrócą zrabowane artefakty?

M.W.: Zaznaczyliśmy zmianę, jaką odzyskanie niepodległości przynosi Muzeum Etnograficznemu. Bo odrodzenie państwa stwarzało okazję, by przemyśleć, jak ma być prezentowana jego kolekcja. Centralnym i głównym elementem ekspozycji stają się zabytki etnografii polskiej.

A jednocześnie wspomniany Leopold Janikowski jest długoletnim dyrektorem administracyjnym muzeum i ważną postacią Ligii Morskiej i Kolonialnej, organizacji domagającej się kolonii dla Polski. Jego kolekcja z Kamerunu jest stale pokazywana, w wydawnictwie Ligi wychodzą jego wspomnienia z wyprawy, po 50 latach.

Jednocześnie w temacie „kolonializm a II RP” czołowym problemem nie jest chyba działalność Ligii, ale proces wewnętrznej kolonizacji Kresów, w którym też pewnie swój udział mogła mieć etnografia.

W.O.: W dyskusjach wokół Wybielania stale wraca pewne nieporozumienie: to naprawdę nie jest wystawa o Polsce jako kolonizatorze Afryki czy innych regionów. Nie to jest jej stawką, a pokazanie tego, jak mimo braku doświadczenia kolonialnego, polskie muzea i polski dyskurs reprodukują pewne klisze kolonialne, co widać w tym, jak prezentowane są w nich zbiory z Afryki i innych obszarów Globalnego Południa.

Temat tego, jak prezentacja zbiorów z Europy Wschodniej łączyć się mogła z polityką II RP na Polesiu czy Wołyniu, jest oczywiście bardzo ciekawy, ale wymagałby zupełnie osobnej wystawy.

M.W.: Nie mieliśmy kolonii, a mimo to powielaliśmy kolonialny dyskurs. Ta świadomość pozwala nam dostrzec, jak w projekcie kolonialnym wykorzystywane czy nadużywane były autorytety nauki, medium fotografii, instytucji muzeum.

Niedawno w Muzeum Etnograficznym odbyła się dyskusja, podczas której Ewa Klekot powiedziała ważną rzecz na temat źródeł etnografii. Tak u nas, jak i na Zachodzie, jest to nauka, która u podstaw ma „egzotyzowanie innego”.

Pana pytanie jest o tyle ważne, że przyłożenie tej soczewki, którą my przykładamy do kolekcji afrykańskiej Muzeum Etnograficznego, do innych jego zbiorów, też mogłoby odsłonić bardzo ciekawe praktyki.

PRL zmienia podejście muzeum do kolekcji afrykańskiej i sposobu przedstawiania Afryki?

M.W.: To bardzo ciekawy i ważny dla naszej narracji na wystawie okres. Z jednej strony zmienia się wtedy rama polityczna i kontekst, w jakim do Afryki i innych państw Globalnego Południa wyjeżdżają pracownicy i współpracownicy muzeum. Ale z drugiej, jak widzimy w licznych tekstach, choćby w książkach wspomnianego Korabiewicza, oni wyjeżdżają z powojennej Polski z przedwojennymi wyobrażeniami na temat Afryki.

Wiele podróży ma na celu „uzupełnienie strat wojennych” – czyli odwiedzane miejsca traktowane są jako repozytorium zasobów. Gdy czytamy, co Korabiewicz pisał o obiektach pozyskanych w ówczesnej brytyjskiej Tanganice, to widzimy przemoc symboliczną, w jaką uwikłane było jego spojrzenie. Nie tylko symboliczną, Korabiewicz współpracował też z brytyjskim Muzeum Jerzego V, był więc poniekąd przedstawicielem kolonizatora. Z opisów, jakie zostawił, wynika, że osoby, które przekazywały mu swoje osobiste przedmioty – np. kobiecą biżuterię – nie zawsze miały możliwość podjęcia swobodnej decyzji, by to zrobić.

W.O.: Przełomowy dla relacji Polski z Afryką jest nie rok 1945 i powstanie PRL, tylko rok 1960 i dekolonizacja Afryki. W 1969 roku wychodzi Gdyby cała Afryka Kapuścińskiego, swoista kronika dekolonizacji widziana oczami polskiego korespondenta. Do niepodległych państw afrykańskich zaczynają wyjeżdżać polscy specjaliści na kontrakty. Oni często mają już inne, mniej kolonialne spojrzenie. Ze swoich podróży przywożą wiele obiektów, np. wykonanych przez współczesnych afrykańskich rzemieślników.

Polska i Kapuściński towarzyszyli niepodległej Ghanie od samego początku [rozmowa]

Te różnice widać też w fotografiach, jakie zgromadzone są w muzeum. Korabiewicz w latach 50. jeździ jeszcze do kraju skolonizowanego i w swoim spojrzeniu na jego rzeczywistość powiela kolonialne wzorce. Zupełnie inaczej wyglądają już zdjęcia z lat 70. – ich bohaterowie zaczynają być już np. podpisywani imieniem i nazwiskiem. Krzysztof Breza robi wtedy serię świetnych zdjęć przedstawiających problem nędzy w Kongo oraz cykl fotografii – pokazujemy je na wystawie – przedstawiających kobiety z Afryki Wschodniej, które dzięki dekolonizacji mogą ponownie nosić tradycyjne fryzury. Równolegle w Nigerii podobny projekt robi J.D. 'Okhai Ojeikere.

Wybielanie jest pierwszą wystawą próbującą mierzyć się z tym trudnym dziedzictwem Muzeum Etnograficznego?

M.W.: Prowadzono tu badania dotyczące pochodzenia obiektów i one czasami ujawniały wątpliwe etycznie okoliczności, w jakich zostały pozyskane. Więc na pewno nie było tak, że zespół muzeum nie miał wcześniej wiedzy na ten temat.

Była też wystawa planszowa Inscenizowana inność. Pokazy etnograficzne w Europie Środkowej i Wschodniej, 1850–1939, zrealizowana przez badaczy z Instytutu Antropologii i Etnologii PAN, prof. Dagnosława Demskiego i dr Dominikę Czarnecką. Mierzyła się z takimi praktykami jak tzw. pokazy ludów (niem. Völkerschauen), czyli „ludzkie zoo”, organizowanymi między innymi w warszawskim ogrodzie zoologicznym. Przeszła bez większego echa, a była ważnym głosem, bo dotyczyła Europy Środkowo-Wschodniej, krajów, które nie miały kolonii.

Świadomość problemów, jakie stawiamy w Wybielaniu, narastała, zwłaszcza przy okazji wystawy Afrykańskie wyprawy, azjatyckie drogi. O niej chciała rozmawiać społeczność, przedstawiciele diaspory afrykańskiej w Warszawie. Zorganizowałam z nimi spotkanie w grudniu 2023, podczas którego zwrócili nam uwagę na stereotypowe przedstawienia społeczności w Kenii, na nieadekwatne i stereotypizujące tytuły gablot, na przykład zbiór masek afrykańskich podpisany jako „Siły drzemiące w buszu”. Na użycie słowa m***yn, wprawdzie w tekście źródłowym, ale bez komentarza wyjaśniającego, dlaczego jest uznawane za obraźliwe i nie powinno być używane. Wybielanie na pewno wyrasta z tych doświadczeń, ale jest pierwszym autokrytycznym głosem dotyczącym muzeum.

Murzyni – rasa niewolników

czytaj także

Murzyni – rasa niewolników

Agnieszka Kościańska, Michał Petryk

On ma być punktem wyjścia do przebudowy Muzeum Etnograficznego i zmiany prezentacji kolekcji afrykańskiej?

M.W.: Jednym z jej elementów. Ten proces zaczął się od wspomnianych rozmów z przedstawicielami afrykańskiej diaspory o wystawie Afrykańskie wyprawy, azjatyckie drogi. Zamknięcie jej i całkowita zmiana nie są możliwe ze względu na charakter finansowania. Postanowiliśmy więc stopniowo wprowadzać w jej przestrzeń interwencje. Uznaliśmy, że ta wystawa jest może okazją, by zmierzyć się z problemami, zamiast je ukrywać.

Ja wcześniej prowadziłam w muzeum badania afrykańskiej kolekcji, Witek wykonywał jej fotografie. Gdy zaczęłam pracować w muzeum, uznałam, że można zrobić dobry użytek z tych kwerend i prac. Zdecydowaliśmy się nie tylko wprowadzać interwencje do stałej wystawy, ale też przedstawić wyraźny głos – autotematyczny i krytyczny wobec historii muzeum. Kolejnym ważnym kontrapunktem jest prezentowana obecnie w muzeum wystawa Afrotopie przygotowana przez Witka wspólnie z Amy Muhoro i Malaiką Nabilą, prezentująca współczesną Afrykę Subsaharyjską oczami mieszkających tam artystek i artystów.

Czy jednak Wybielanie nie jest po prostu próbą przeniesienia w polski kontekst krytycznych praktyk wypracowanych w zupełnie innych warunkach, w muzeach działających w prawdziwych mocarstwach kolonialnych, mierzących się z zupełnie inną historią?

M.W.: Jak mówiłam: my jednak bardzo wyraźnie podkreślamy historyczne różnice między Polską a zachodnimi imperiami kolonialnymi. Polska uczestniczy w globalnym kolonializmie na innych zasadach niż państwa zachodnie, bo jednocześnie jest przedmiotem kolonizacji i sama próbuje realizować swe kolonialne ambicje. Chcemy pokazać, że nie musieliśmy mieć w XIX wieku kolonii, ani nawet własnego państwa, by mieć dziś w stolicy kolonialne muzeum.

W.O.: To nie my dokonaliśmy przeszczepienia, my się przyglądamy temu, w jaki sposób w końcówce XIX wieku do Polski został przeszczepiony pewien sposób patrzenia na Afrykę. Co wcale nie było konieczne. Dla mnie fascynująca jest alternatywna historia, w której budujemy inną narrację o Afryce, nie stawiamy się obok Wielkiej Brytanii, Francji, Belgii, tylko po stronie kolonizowanych narodów, doświadczających zniewolenia i przemocy.

Więc to naprawdę nie jest tak, że my próbujemy mechanicznie przenieść do Polski post- czy antykolonialny dyskurs z Londynu i Paryża. Interesuje nas nasz lokalny kontekst, nasze własne „wybielanie”.

Właśnie, co właściwie znaczy ten tytuł?

W.O.: Proces, za sprawą którego narody, takie jak polski – zamieszkujące wschodnią część Europy, postrzegane przez Zachód jako nie do końca przynależne do „cywilizowanego świata” – próbują „wybielić się”, potwierdzić swoją przynależność do „cywilizacji białego człowieka” przyjmując zachodni, kolonialny sposób patrzenia na Afrykę. Często nawet bardziej kolonialny i egzotyzujący afrykańskiego innego niż ten imperiów kolonialnych.

Podobne procesy możemy obserwować także współcześnie. Niedawno wyszła świetna książka Ivana Kalmara White But Not Quite. Ona analizuje falę ksenofobii, jaka przelewa się przez Europę Środkową i Wschodnią w reakcji na kryzys uchodźczy sprzed 10 lat i wiąże ją z tym, jak ten region traktowany był po upadku komunizmu, jak ciągle musiał udowadniać, że naprawdę należy do „cywilizowanej Europy”.

W Polsce w ostatniej kampanii wyborczej, w 2023 roku, ciągle wracał temat bliskości i odległości kulturowej. Powtarzano zarzut wobec poprzedniego rządu, że wpuścił do Polski szeroką grupę „odległych nam kulturowo migrantów”. Przy czym jako „odległych nam kulturowo” wskazywano na ogół migrantów „z Afryki i krajów muzułmańskich”. Warto zastanowić się, co konstruuje kulturową bliskość i odległość, jaką rolę w tym odgrywają etnografia i muzea.

Te odniesienie do współczesnych napięć politycznych pojawiają się w końcówce wystawy, zwłaszcza w pana fotografiach. Czemu te nawiązania mają służyć?

W.O.: To są dwie prace. Pierwsza przedstawia Amy Muhoro oglądającą fotografię Korabiewicza ze zbiorów Muzeum Etnograficznego. To zdjęcie stawia pytanie o to, kto jest dziś publicznością muzeum. Do kogo kieruje ono swoje wystawy, swój program? Warszawa jest coraz bardziej wielokulturowym miastem. Mieszkający tu Afrykańczycy albo Afropolacy mogą przyjść i zobaczyć wystawę w weekend, czasem ze swoimi dziećmi i zderzyć się z bardzo silnie rasowo nacechowanymi przedstawieniami, np. na wystawie stałej. Co chcemy z tym zrobić?

Ząb Lumumby [o „Afryka to nie państwo” Dipo Faloyina]

Druga fotografia przedstawia krzyże z Etiopii, dumnie prezentowane w muzeum. W tle widzimy mężczyznę, który pochodzi z podobnego regionu, ma na szyi taki sam krzyż i kilkakrotnie doświadczył pushbacku na granicy polsko-białoruskiej. W tym przypadku pytam o zasadniczą różnicę w postawach, jakie przyjmujemy wobec materialnego dziedzictwa kultur Afryki oraz wobec ludzi pochodzących z owych kultur.

M.W.: My nie mówimy, że Polska ma problem z kolonializmem, bo to nie o to chodzi. Ale powiedziałbym, że ma problem z rasizmem, którego uczymy się między innymi w dziewiętnastowiecznych instytucjach egzotyzujących innego. Więc nie wzywamy, by Polska przepraszała za kolonializm, czy towarzyszący mu w przeszłości rasizm. Nie odpowiadamy za przeszłość, ale szczerze pytamy o nią na wystawie, ponieważ stawką jest naszą odpowiedzialność za przyszłość.

**

Magdalena Wróblewska – historyczka sztuki i muzeolożka, adiunktka na Wydziale Artes Liberales Uniwersytetu Warszawskiego. Dyrektorka Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie. Kuratorka wystawy Wybielanie.

Witek Orski – fotograf, artysta. Kurator wystawy Wybielanie.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij