Kultura

Huczne otwarcie Jasnej 10, warszawskiej Świetlicy Krytyki Politycznej, jeszcze się odbędzie

Pandemicznym otwarciem działalności Świetlicy Krytyki Politycznej w Warszawie stał się Program Solidarnościowy. Okazał się bardzo potrzebny w sytuacji, kiedy ludzie kultury i sztuki z dnia na dzień stracili możliwości zarobkowania. Rozmowa z Wojtkiem Zrałkiem-Kossakowskim.

Paulina Siegień: Cofnijmy się w czasie. Jest początek marca 2020 roku, planujecie otwarcie Świetlicy Krytyki Politycznej w Warszawie. Nic nie zapowiada katastrofy, ale mija kilka dni i zaczyna się lockdown, epidemia, panika.

Wojtek Zrałek-Kossakowski: W okolicach marca chcieliśmy ruszyć z programem, który miał być zapowiedzią zbliżającego się – jak nam się wtedy wydawało – hucznego otwarcia Świetlicy Krytyki Politycznej. Miało ono nastąpić na początku maja, a według idealnego scenariusza – 1 maja 2020 roku. Planowaliśmy je z solidnym przytupem, po paru latach nieobecności w Warszawie centrum kultury Krytyki Politycznej chcieliśmy mocno zaznaczyć jego powrót. Miał być wielki comeback w doborowym gronie – bo Jasną 10 z Krytyką tworzą znakomite warszawskie organizacje: Fundacja Automatophone, Fundacja Kaleckiego, Kem, Strefa WolnoSłowa i Widok. Fundacja Kultury Wizualnej. Mieliśmy naprawdę rozbudowane plany i bardzo ciekawe pomysły na wydarzenia i imprezy. Wierzę, że wiele z nich jeszcze się wydarzy, więc nie będę tu teraz spoilerował. Ale przyszedł marzec tamtego roku i nastał chaos. Zastanawialiśmy się, co trzeba odwołać, co się może da zrobić latem, co przy mniejszej publiczności.

Chaos trwa i w międzyczasie stał się dla kultury naturalnym, acz niezdrowym środowiskiem. Tak naprawdę do tej pory nie do końca wiemy, co, jak i kiedy będzie można zrobić. W tej chwili większość naszych działań odbywa się w sieci, tylko latem udało nam się przez chwilę pobyć w naszej analogowej przestrzeni i zaprosić do niej ludzi.

Czy wśród planów, które upadły przez pandemię, jest coś, czego szczególnie ci żal? Jest już coś zupełnie straconego, do czego nie da się wrócić?

Sam moment wielkiego otwarcia jest na pewno taką straconą chwilą, której już nie powtórzymy. Bez żalu mogę jednak powiedzieć, że otwarciem działalności Świetlicy Krytyki Politycznej w Warszawie stał się Program Solidarnościowy. Wydaje mi się, że to był bardzo dobry krok i − jak się okazało − bardzo potrzebny projekt w sytuacji, kiedy ludzie kultury i sztuki z dnia na dzień stracili możliwości zarobkowania.

Czym jest Program Solidarnościowy i skąd się wziął pomysł na niego?

W ramach naszego regularnego programu mieliśmy zaplanowany podobny projekt, finansowany z miejskiego grantu. W tym grancie mieliśmy zapisane, że przeznaczymy po 40 tysięcy złotych, w formie rocznego stypendium, na trzy projekty, naprawdę pokaźne produkcje artystyczne z różnych dziedzin.

40 tysięcy na realizację dzieła artystycznego to jest spoko grant. Ale wydarzyło się to, co się wydarzyło, i sytuacja ludzi kultury zaczęła się stawać dramatyczna. Wtedy jeszcze nie było mowy o żadnych formach systemowego wsparcia – tych wszystkich tarczach, Kulturze w sieci itp. Wtedy po prostu wszystko się skończyło i nikt nie wiedział, co robić.

Rozumiem, że artystki i artyści po prostu stracili środki do życia. 

Pewnie wiesz o tym doskonale, ale zawsze warto to powtórzyć, że artyści w Polsce żyją od umowy do umowy, od dzieła do dzieła, od realizacji do realizacji i nawet krótkie, nieplanowane zatrzymanie tego cyklu, choćby tylko na miesiąc, potrafi spowodować spustoszenie w ich życiu. A wielomiesięczne zawieszenie, z jakim mamy teraz do czynienia, powoduje kataklizm. Dosyć szybko przyszła więc nam do głowy myśl, że byłoby nie fair przyznawać trzy wielkie granty po 40 tysięcy złotych tylko trójce twórców, ewentualnie grupom twórczym, ale jednak wciąż ograniczonej liczbie osób. Poza tym istniało ryzyko, że przeznaczymy pieniądze na projekty, których realizacja może być zupełnie niewykonalna, bo nie można na przykład zrobić planu zdjęciowego, nie można pójść do studia nagrań, zrobić riserczu, w ogóle tysiąca rzeczy, których wymaga produkcja dużego projektu artystycznego.

Teatr w czasie epidemii: między nadprodukcją, troską a wynagrodzeniem

Mieliśmy przyznane środki i pojawił się pomysł, by spróbować je rozdysponować inaczej – tak by z jednej strony otrzymało je więcej osób, ale z drugiej, żeby nie były to środki i wsparcie symboliczne. Tak właśnie powstał Program Solidarnościowy.

Można było tak szybko zmienić zasady finansowania?

Trzeba było uzgodnić z warszawskim Biurem Kultury nowe zapisy w grancie. Założenie było bardzo proste. Mamy 120 tysięcy złotych, które chcemy podzielić inaczej. Przyznam, że procedura przeprowadzania tych zmian trwała bardzo długo. Nie wynikało to z niczyjej złej woli, każda instytucja kultury w Warszawie, która otrzymywała samorządowe finansowanie, czy to filharmonia, czy teatry, czy NGOsy, bombardowała Biuro Kultury pytaniami i prośbami o zmianę harmonogramów i budżetów. Miasto zostało zalane tymi wnioskami jak lawiną, więc trwało to długo, ale w końcu dostaliśmy zgodę na zmiany w naszym grancie i mogliśmy ruszyć z Programem Solidarnościowym. Wypracowaliśmy z miastem kompromis, które polegał na tym, że przyznamy po 12 tysięcy złotych dziesiątce twórców lub grup twórczych.

Rozumiem, że mieli zrealizować projekty i stworzyć dzieła, które będą się nadawały do prezentacji w sieci?

Kiedy w końcu ogłosiliśmy Program Solidarnościowy, dosyć mocno rozkręciła się już Kultura w sieci i wiele innych działań sieciowych, co samo w sobie jest świetne i dobrze, że taki rodzaj wsparcia się pojawił. To było po prostu niezbędne dla tysięcy ludzi w Polsce. Ale wiązał się z tym i wciąż wiąże pewien problem, bo o ile wiele twórczyń i twórców jest w stanie dość łatwo wyprodukować coś do internetu, o tyle jednak nie wszyscy muszą to potrafić. Oczywiście, zawsze można postawić kamerkę i coś przed nią zrobić, ale nie każdy jest w stanie właśnie w ten sposób formatować swoje pomysły i swoje dzieła.

Jako odbiorczyni kultury po roku pandemii jestem już, delikatnie mówiąc, zmęczona konsumpcją treści online, moja możliwość przyswajania ich spadła, zniknęło zainteresowanie tym, co się dzieje w kulturze internetowej. A przecież na początku lockdownu wszyscy się na te treści rzucili, bo to było jak jakiś nieoczekiwany i drogi prezent. Nagle La Scala i Teatr Bolszoj są w twoim domu, na ekranie, na początku najczęściej za darmo. 

Właśnie, mówisz o takich instytucjach jak choćby La Scala, która ma budżet, możliwości techniczne, sprzęt, wiele lat doświadczenia i całą infrastrukturę pozwalającą zrobić rzeczy w internecie dobrze, bez straty dla wartości artystycznej. A reżyser lub reżyserka X może nie mieć takich możliwości, nie muszą ich zresztą mieć, bo nie tworzyli nigdy na potrzeby internetu. Dlatego na początku pandemii problemem była również jakość tych produkcji, które pojawiały się w sieci, bo naprawdę nie wystarczy tylko nagrać lub streamować tego, co zazwyczaj wcześniej odbywało się offline. To nie jest to samo.

Było i jest oczywiście mnóstwo dobrych, fascynujących online’owych wydarzeń i projektów, ale były i takie, na które patrzyło się ze smutkiem, bo twórcy i twórczynie zostali z dnia na dzień zmuszeni, by zrobić coś w internecie, który nie jest ich naturalnym środowiskiem.

Stawiszyński: Stół

Znasz takich, którzy powiedzieli, że nie będą tworzyć do internetu, bo takie mają zasady i koniec? Czy to jednak byłby nadmierny luksus odmówić w sytuacji pandemii?

Rozmawiałem z różnymi artystami i artystkami, którzy nie mogą, nie chcą lub nie potrafią się zgodzić na to, że mają z dnia na dzień zacząć tworzyć treści do internetu, skoro to nie był nigdy ich gatunek twórczości, ich medium. Wiesz, piekarz nie stanie się z dnia na dzień ogrodnikiem… używa innych narzędzi, ma inne doświadczenia itd.

Ale to nie jest prosta dyskusja i prosta decyzja. Były osoby, które mówiły, że absolutnie nie, że internet w ogóle nie wchodzi w grę, ale potem nie było z czego żyć i trzeba było się „ugiąć”, żeby przetrwać. Artystki i artyści po niespełna roku też są zmęczeni online’em. Z czasem pojawiły się inicjatywy, które starały się wyważyć online’owość i rezydencjalność.

Nasz Program Solidarnościowy od początku zakładał, że powstanie efekt, który należy zaprezentować, ale nie mówiliśmy twórcom, że proszę, tu są pieniądze, za dwa tygodnie proszę dostarczyć plik mp4 z jakimś dziełem, a my go wrzucimy na YouTube. Tu bardzo istotny był proces twórczy, a nie tylko projektowanie efektu, co do którego z góry panowało założenie, że musi się dać pokazać w sieci. Dlatego nazwaliśmy to systemem stypendialno-rezydencjalnym, bo to było w zasadzie dziesięć trzymiesięcznych stypendiów na działania twórcze.

Wszystkie się powiodły?

Tak! Powstało dziesięć kompletnie różnych prac różnych grup i różnych twórców. Udało się zrobić super rzeczy i patrząc dzisiaj na zrealizowane projekty, ogromnie się cieszę, że dzięki programowi artyści dostali przestrzeń twórczego oddechu, możliwość pracy, której owoce potem wspólnie omawialiśmy, zastanawialiśmy się, jak je zaprezentować w pandemicznych okolicznościach.

Gdzie można zobaczyć efekty tych projektów z Programu Solidarnościowego?

Na stronie świetlicy Jasna 10 jest zakładka Program Solidarnościowy, gdzie zorganizowaliśmy online’ową galerię dziesięciu wybitnych projektów. Część z nich znajdzie się w przyszłości także w przestrzeni analogowej.

Kiedy ogląda się te prace, widać, że ich tematyka dotyka wydarzeń ostatniego roku. Na przykład Zostań w domu Karoliny Gembary, która z rodziną uchodźców szukała mieszkania, przypominając, że własny, bezpieczny dom, czyli najważniejsze miejsce w niespokojnych czasach pandemii, to dla wielu ludzi luksus. Albo Poradnik Sojuszniczy Toni Leniarskiej i Lisy Suh, czyli lektura bardzo na czasie, kiedy na tle protestów coraz częściej wybuchają konflikty i dyskusje o tym, kto ma prawo reprezentować grupy dyskryminowane, kto w ogóle ma prawo do protestu. Powtarzają się wątki LGBTQ+ i jest reprezentacja artystów z Europy Wschodniej. To duch czasów, przypadek czy taki był klucz wyboru?

Muszę tu powtórzyć, że Jasna 10, czyli Świetlica Krytyki Politycznej, to nie jest wyłącznie projekt Krytyki. Od początku idea i plan były takie, że robimy to razem z innymi warszawskimi organizacjami pozarządowymi, które działają w różnych obszarach kultury. Jest tu Fundacja Automatophone od muzyki, teatralna Strefa WolnoSłowa, jest Fundacja Kaleckiego, która zajmuje się ekonomią, choreograficzno-artystyczno-queerowy Kolektyw Kem i Widok. Fundacja Kultury Wizualnej. Dzięki tej mozaice, którą razem tworzymy, w czasie obrad komisji konkursowej udało się zadbać o zróżnicowanie projektów, które w efekcie reprezentują rozmaite dziedziny sztuki, podejścia, płcie, tematyki.

W epidemii sztuka nie jest zbędna

Wybór projektów do realizacji był dla nas nie lada wyzwaniem, bo dostaliśmy ponad 200 zgłoszeń i one wszystkie były naprawdę świetne. Nie mówię tego, żeby było miło, a dlatego, że tak to wyglądało. Różnorodność projektów była naszym założeniem. To super, że w naszym programie mogą znaleźć się obok siebie na przykład wysokoartystyczny projekt Michała Libery i aktywistyczny Poradnik Sojuszniczy.

A komentarz do wydarzeń bieżących, których ślady można w tych pracach znaleźć?

Myślę, że gdybyśmy wybrali inne projekty, to i tak pojawiłby się w nich stempel rzeczywistości, bo jest ona tak dojmująca, że nie można jej ignorować. Kiedy tworzysz, bierzesz składniki z tego, co masz wokół. Kiedy masz przed sobą takiego słonia jak rzeczywistość minionych miesięcy, pandemia, wybory, strajk kobiet, to ten słoń znajdzie się w twojej pracy, nawet pośrednio. W ogłoszeniu napisaliśmy, że będziemy brali pod uwagę dwa kryteria, a właściwie trzy, ale to ostatnie było pozostawione po stronie twórczyń i twórców. Te dwa, za które myśmy w komisji przyznawali punkty, to kryterium artystyczne i kryterium społeczne.

A trzecie?

Długo zastanawialiśmy się, jak to zrobić, żeby te pieniądze trafiły do twórców, którzy ich rzeczywiście potrzebują. Prowadziłem rozmowy konsultacyjne z osobami ze środowisk twórczych. Niektóre sobie nieźle poradziły w pierwszych miesiącach pandemii, ponieważ po prostu miały więcej pieniędzy, i zbudowało mnie, kiedy mówiły, że się nie zgłoszą, bo są inni, którzy wsparcia potrzebują bardziej.

Uznaliśmy, że skoro ten program ma charakter solidarnościowy, to powinniśmy traktować się właśnie solidarnie, a to zakłada pewne zaufanie. Dlatego w informacji o programie i jego regulaminie wpisaliśmy prośbę, by nie zgłaszali się artystki i artyści, których sytuacja do tego nie zmusza. Nie prosiliśmy o żadne dowody trudnej sytuacji, o wyciągi z kont. Nie było formalnej weryfikacji, tylko nasza otwarta prośba. I ona zadziałała.

Wystartował nabór do drugiej edycji programu. Dostawaliście sygnały, że jest na nią zapotrzebowanie, że przez ten rok nie wszyscy się odnaleźli w nowych realiach?

Do ogłoszenia drugiej edycji programu, bliższej pierwotnym założeniom, jesteśmy zobowiązani umową z miastem, ale – rzecz jasna – robimy to z radością. Udało nam się zachować solidarnościowy charakter programu, ale też zwrócić uwagę na jeszcze jeden fundamentalny dla kultury aspekt. Dobrze oddaje to nazwa edycji: Program o Współpracy. Twórcza współpraca, wspólne tworzenie, twórcza wymiana są dla kultury bardzo ważne. W sposób oczywisty pandemia tego ducha współpracy przygasiła, więc postaramy się go ożywić.

Program o Współpracy skierowany jest nie do indywidualnych artystów, ale do grup twórczych składających się przynajmniej z trzech osób, którym przyznamy granty. Przynajmniej jeden z grantów chcemy przyznać debiutantom, to zawsze ważne – ale dziś szczególnie, co znów nie jest jakimś szczególnym odkryciem. Pandemia naprawdę utrudniła debiutantom wejście w i tak już niełatwe pole kultury. Więc nawet jeśli przyznamy mniej grantów, to jednak dla możliwie dużej liczby osób – czyli element solidarnościowy nadal jest w mocy, ale dodajemy do niego element współpracy w grupach i zwrócenia uwagi na nowych artystów. Spodziewamy się dzieł zróżnicowanych, wielodziedzinowych i wyrazistych społecznie.

Głusi to niepełnosprawni czy może mniejszość kulturowa?

Co z przyszłością? Czy planujecie na przykład spóźnione otwarcie Jasnej 10 w realu? Czy wolicie już nie robić planów?

Jak wspomniałem, trudno jest teraz zaplanować coś na pewno. Oczywiście chcemy wrócić na Jasną i zaprosić tam publiczność. Wszystkie organizacje, z których składa się Jasna, prowadzą już dziesiątki świetnych działań – jak tylko będzie to możliwe, realne i sensowne także w sensie epidemiologicznym, zagoszczą one w realu. Teraz wiele z nich rozwija się albo w ograniczonej formie warsztatowej, albo w sieci.

Przygotowując podsumowanie naszych działań dla miasta, odkryliśmy, że w roku 2020 zorganizowaliśmy prawie 200 wydarzeń, a i ten rok zapowiada się intensywnie. Widok przeprowadził i nadal będzie przeprowadzał serię super spotkań o kulturze wizualnej, Automatophone bada ludową historię Warszawy z perspektywy muzyki, Kem organizuje szkołę, Strefa WolnoSłowa prowadzi swój Instytut Otwarty, a Krytyka planuje działania w ramach nowego programu Generation Change i prowadzi serię mikrozamówień, czyli czegoś w rodzaju kroniki lat ZOZO i ZOZI, szybkich, internetowych dzieł artystów wszelkich możliwych dziedzin, opisujących rzeczywistość.

Snujemy też mnóstwo planów. One albo już zaczynają hulać, albo zaraz odpalą. Jak i gdzie, on- czy offline? Zobaczymy. Tego się chyba właśnie nauczyliśmy, że nasze plany mogą zostać brutalnie zweryfikowane przez rzeczywistość. Ale staramy się być gotowi, bo przestrzeń na Jasnej 10 czeka, jest naprawdę superpiękna i chcemy ją jak najszybciej zapełnić.

**
Wojtek Zrałek-Kossakowski
– artysta pogranicza teatru i muzyki. Twórca spektakli i słuchowisk pracujący w Polsce (m.in. warszawski Teatr Studio, gdański Teatr Wybrzeże, sosnowiecki Teatr Zagłębia) i w Niemczech (berliński Gorki Theater). Kurator Jasnej 10: warszawskiej Świetlicy Krytyki Politycznej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Siegień
Paulina Siegień
Dziennikarka i reporterka
Dziennikarka i reporterka związana z Trójmiastem, Podlasiem i Kaliningradem. Pisze o Rosji i innych sprawach, które uzna za istotne, regularnie współpracuje także z New Eastern Europe. Absolwentka Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego i filologii rosyjskiej na Uniwersytecie Gdańskim. Autorka książki „Miasto bajka. Wiele historii Kaliningradu” (2021), za którą otrzymała Nagrodę Conrada.
Zamknij