Sztuki wizualne

W epidemii sztuka nie jest zbędna

Artyści w czasch pandemii rozmowa

Jak w związku z epidemią koronawirusa wygląda sytuacja artystów, czego się obawiają i czy rząd oraz samorządy mają sensowne propozycje pomocy tej grupie zawodowej? Z Katarzyną Górną i Mikołajem Iwańskim rozmawia Jakub Majmurek.

Jakub Majmurek: Zbliża się wielki kryzys gospodarczy, który uderzy we wszystkich. Artyści wizualni są grupą, która szczególnie dostanie po głowie? Boją się o swoją przyszłość?

Katarzyna Górna: Już przed epidemią sytuacja socjalno-bytowa artystów była trudna. Nie mieli przecież etatów, ich dochody były bardzo nieregularne, często znajdowali się poza systemem ubezpieczenia zdrowotnego i społecznego. Są więc przyzwyczajeni – poza wąską elitą – do tego, że jest ciężko. Teraz będzie jeszcze gorzej, bo po prostu artyści stracą wiele źródeł dochodów: nie będzie wystaw, festiwali itd. Cała masa projektów została odwołana.

Mikołaj Iwański: Oczywiście to nie dotyczy tylko środowiska artystów wizualnych, z którym my jesteśmy związani: muzycy, utrzymujący się głównie z koncertów, tracą podstawowe źródła dochodów. Pisarzom odpadają spotkania autorskie – co dla wielu z nich stanowiło istotną część budżetu. Warto też pamiętać, że kultura jest w Polsce niemal całkowicie zależna od sektora publicznego. A to ten sektor szczególnie oberwie w sytuacji kryzysu, a wraz z nim kultura, sztuka i ich pracownicy.

Książki budują społeczność. Wydawnictwa i księgarnie kameralne w dobie pandemii

W sytuacji kryzysu sektor publiczny nie będzie źródłem stabilności?

M.I.: Już teraz widzimy, że rząd zapowiada daleko idące cięcia wydatków i zwolnienia. Stabilne finansowanie zachowają policja, CBA i inne służby, wojsko. Niekoniecznie ochrona zdrowia, na pewno nie kultura. Artyści zawsze mieli najmniejszą siłę przebicia w walce o podział środków publicznych. Politycy gotowi byli wydawać pieniądze raczej na F-35 niż na wsparcie kultury.

30 marca wasza organizacja, Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej, zarzuciła rządowi, że w swoich planach antykryzysowych nie uwzględnia kultury. Skarżycie się, że artyści zostali potraktowania jak Baumanowscy „zbędni ludzie”. Od tego czasu premier Gliński przedstawił propozycje wsparcia dla artystów. Czy wychodzą one naprzeciw oczekiwaniom pracowników sztuki?

K.G.: Nie, są niewystarczające. Podstawowa propozycja resortu Glińskiego to 20 milionów na program „Kultura w sieci”. W czasie naboru z powodu liczby wniosków system się zablokował, co oczywiście, jak usłyszeliśmy, zaskoczyło MKiDN – jak zima drogowców. Z powodu zainteresowania zwiększono też pulę środków do 80 milionów – 20 milionów dla indywidualnych twórców, 60 milionów dla organizacji.

To chyba dobrze, że zwiększono?

Nawet po zwiększeniu tych środków nadal jest to zdecydowanie za mało, jeśli weźmiemy pod uwagę liczbę pracowników sztuki w Polsce. Ile osób dostanie te stypendia? Po podwyżce niewiele ponad tysiąc, na prawdopodobną liczbę 60 tysięcy twórców w Polsce.

Jednak ważniejsze jest to, że ten program od początku jest źle skonstruowany. Ma formę konkursu, a nie bezwarunkowego wsparcia dla artystów, którzy tracą dochody. Zmusza się twórczynie i twórców, w tej trudnej sytuacji, do rywalizacji. Projekty oczywiście muszą zostać napisane tak, by dało się je wpasować w wyznaczone przez ministerstwo kryteria. To nie ma żadnego sensu – wymaga się od artystów, by porzucili swoją dotychczasową pracę i zaczęli nową aktywność, sprofilowaną pod kątem „kultury w sieci” – choć przecież nie każdy artysta i artystka tworzą z myślą o sieci, to nie jest medium dla każdego. A na pewno nie jest to sposób, by pomóc najbardziej potrzebującym. Wreszcie, nie bardzo wiadomo, kto będzie rozstrzygał te konkursy, ani na podstawie jakich kryteriów. A zanim stypendia zostaną przyznane i artystom wpłynie kasa na konto, będzie czerwiec. Z czego mają żyć do tej pory, gdy odwołano wszelkie wydarzenia i wyschły źródła dochodów?

M.I.: Tradycyjnie też program powstał bez żadnych konsultacji z artystami i reprezentującymi ich organizacjami. Choć od dawna formułowały one rozwiązania, po które teraz można by sięgnąć. Tymczasem w kontekście nieuchronnie zbliżającego się wielkiego kryzysu świata sztuki nie widać, by rządzących w ogóle obchodziło, co do powiedzenia mają najbardziej zainteresowani. Niestety podobnie wygląda to ze strony opozycji – nikt z tamtej strony nie próbował się do nas odezwać i zapytać, jak politycy mogliby pomóc w tej sytuacji.

Katarzyna Górna: Marsz cywilizacji ku zagładzie jest niesamowity. Mnie to fascynuje

Czego w takim razie oczekiwalibyście od rządu?

K.G.: Po pierwsze, uruchomienia programu, na mocy którego wszyscy twórcy, którzy utracili dochody, otrzymaliby bezzwrotne stypendia na okres trzech miesięcy albo więcej. Od razu, bez rozpatrywania wniosków nie wiadomo jak długo. Za pracę, którą artyści obecnie wykonują, a nie projekty szyte pod ministerialne konkursy. W wysokości co najmniej 80 procent płacy minimalnej. Na razie MKiDN wypłaca jednorazowe zapomogi w wysokości 1800 złotych. Do dzisiaj – 6 tygodni po ogłoszeniu narodowej izolacji – otrzymało je 430 osób. Ta kwota jest niepoważna – jak długo ktoś, kto utracił dochody, za to przeżyje?

Po drugie, choć artyści tracą dochody, to nie zmniejszają im się koszty – za mieszkanie, pracownie artystyczne, pomieszczenia twórcze. Uważamy, że obecnie przynajmniej w wypadku pracowni należałoby zapewnić wakacje czynszowe. Ostatnia kwestia to ubezpieczenie zdrowotne. Konieczne jest dziś zapewnienie wszystkim artystom – z których wielu żyje z nieoskładkowanych umów o dzieło – pełnego dostępu do opieki zdrowotnej.

Artystko, chcesz być ubezpieczona?

Ministerstwo Kultury pracowało jakiś czas temu nad projektem ustawy o statusie artysty, która miała załatwić sprawę ubezpieczenia artystów. Liczycie, że teraz uda się ją szybko przyjąć?

K.G.: Ministerstwo nad tym pracowało, ale to wszystko, co można na ten temat powiedzieć. Ustawa jest potrzebna w dłuższej perspektywie, ale teraz konieczne jest jak najszybsze załatwienie kwestii dostępu artystów do opieki medycznej.

Co z zakupami dzieł artystów? W ramach pomocy państwo nie powinno uruchomić specjalnych środków na ten cel?

M.I.: Na pewno sensowniejsze niż ogłaszanie nowego konkursu na „kulturę w sieci” byłoby wykupienie od artystów praw autorskich do takich dzieł jak wideo w zamian za umieszczenie ich w domenie publicznej. Taki interwencyjny skup praw do utworów. W przypadku artystów wizualnych szczególnie istotne będą w tym roku zakupy kolekcji przez publiczne instytucje sztuki. Ważne, by były one odpowiednio sfinansowane. Warto też zadbać o to, by jak najwięcej dzieł było kupowanych bezpośrednio od artystów, tak żeby środki faktycznie trafiały do nich.

Skąd na to wszystko brać pieniądze?

M.I.: Wiele wydarzeń, na które Ministerstwo Kultury i takie instytucje jak na przykład Instytut Adama Mickiewicza miały zabezpieczone środki, z oczywistych przyczyn nie będzie mogło się odbyć. Część środków więc się zwalnia. Powinny one w pierwszej kolejności pójść do tych artystów, którzy zostali zaproszeni do udziału w odwołanych z powodu epidemii projektach.

Kultura jest w Polsce niemal całkowicie zależna od sektora publicznego. A to ten sektor szczególnie oberwie w sytuacji kryzysu – wraz z nim kultura, sztuka i ich pracownicy.

Spore środki, mówi się o minimum 300 mln złotych rocznie, można by też zapewnić, zmieniając zasady naliczania opłaty reprograficznej – podatku od nośników i urządzeń do kopiowania. Polska ma jeden z bardziej anachronicznych systemów pobierania opłaty reprograficznej w Unii Europejskiej. Pobieramy opłaty od nośników, które dominowały na przełomie wieków – np. od kaset VHS i czystych płyt CD. Z opłaty wyjęta jest praktycznie cała współczesna elektronika. W dodatku skromne środki z obecnie pobieranej opłaty, czyli ok. 30 mln złotych, idą do organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi, nie bezpośrednio do artystów. To właśnie te organizacje, razem z producentami i dystrybutorami elektroniki, blokują wszelkie sensowne zmiany. Jedni mają apetyt na całą kwotę, drudzy nie chcą płacić w ogóle i jest klincz.

Naszym celem jest doprowadzeni do sytuacji, kiedy wpływy z tej opłaty będą rozdysponowywane wśród artystów, pokrywając m.in. koszty ich ubezpieczeń społecznych, i będzie to równoległy kanał dystrybucji w stosunku do mocno niewydolnego systemu repartycji (przekazywania tantiem). Tu, zaskakująco, muszę pochwalić premiera Glińskiego – on przynajmniej dostrzega problem i próbował coś z tym robić. Mogę tylko powiedzieć: „panie premierze, więcej odwagi” – czas kryzysu daje okazję, by wreszcie sensownie załatwić tę kwestię.

Michał Zygmunt: Wróćmy do polskości, ale na własnych zasadach

Obserwujecie, jak inne kraje europejskie radzą sobie z problemem utraty dochodów przez artystów? Macie jakieś pozytywne przykłady, które podalibyście polskiemu rządowi?

M.I.: Mamy jeden, ale wymowny: Niemcy. Tam rząd federalny od razu wypłacił zapomogę w wysokości 5 tysięcy euro wszystkim freelancerom – dziennikarzom, artystom itp., którzy utracili dochody. Bez zbędnej biurokracji, konkursów, wielostopniowej weryfikacji. Państwo niemieckie zakłada, że sytuacja jest wyjątkowa, trzeba ratować, co się da, a potem najwyżej będziemy sprawdzać, czy ktoś nie jechał na gapę i nie sięgnął po nieprzysługujące mu środki. Do tego jeszcze w niektórych miejscach dochodzi pomoc od władz krajów związkowych. Oczywiście Polska nie jest tak bogata jak Niemcy i trudno oczekiwać, by wsparcie było podobnej wielkości. Ale chodzi o mechanizm.

K.G.: Może warto skorzystać z tego rozwiązania, bo niedługo miną dwa miesiące, a pomoc i to całkowicie niewystarczającą, w wysokości 1800 złotych, do dzisiaj otrzymało, powtórzmy to raz jeszcze, 430 osób. W tej sytuacji chyba najbardziej oczekiwaną decyzją rządu, na którą czekają twórcy, będzie ta dotycząca otwarcia granic – bo ewidentnie z większym szacunkiem dla swojej pracy artyści spotykają się za granicą.

Chcecie posłuchać o jakiejś działającej tarczy antykryzysowej? Oto ona

Mówimy tu o pomocy rządowej. Co z samorządami? Czy lokalni włodarze mają świadomość zbliżającego się kryzysu i wolę pomocy artystom?

K.G.: Bardzo ogólne propozycje pomocy kulturze pojawiły się w Krakowie, Gdańsku, Szczecinie. Na razie na tyle ogólne, że trudno powiedzieć coś więcej, niedługo minie drugi miesiąc, a my ciągle czekamy na konkrety. Mamy też zapowiadany projekt warszawski, ale jest z nim dokładnie taki sam problem jak z programem Glińskiego. Znów nie jest to wsparcie dla tracących dochody artystów, ale nowy konkurs na „kulturę w sieci”. W puli jest milion złotych. Biorąc pod uwagę, że wiele artystek i artystów w Polsce mieszka właśnie w stolicy, to śmieszna suma. Albo środki z konkursu dostanie niewiele osób, albo większa grupa dostanie środki, które na nic nie starczają.

Z dobrym odbiorem spotkały się propozycje dla kultury prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka. Jak je oceniacie?

M.I.: To krok w bardzo dobrą stronę i wskazówka dla innych prezydentów, co należy robić. Miasto przekazało na razie – skromne, ale zawsze – środki na zakup prac bezpośrednio od artystów oraz, co najważniejsze, obniżyło stawki czynszu za pracownie o 99 procent. Naprawdę nie wiem, czemu podobnych rozwiązań nie można zastosować w Warszawie, Poznaniu, Krakowie czy Gdańsku. W skali budżetu miasta czynsze z pracowni to niewidoczne sumy, a zwolnienie z tych opłat to trudna do przecenienia pomoc.

Babizna i lęk przed końcem świata

Jak ten kryzys wpłynie na polski rynek sztuki? Zmniejszy liczbę zakupów? Jak ważną częścią dochodów artystów były zakupy kolekcjonerów?

M.I.: Kilka lat temu dość dokładnie badałem polski rynek sztuki i nie sądzę, by od tego czasu dużo się zmieniło. On w Polsce jest bardzo niewielki. Nie ma licznych kolekcjonerów. Polska wyższa klasa średnia raczej płaci raty leasingu za swój drogi samochód albo spłaca wielki dom pod miastem, niż kolekcjonuje sztukę współczesną. Środki od polskich kolekcjonerów trafiały do niewielkiego grona artystów. Zagraniczne targi sztuki, na których dokonywana była większość sprzedaży polskich galerii, są zawieszone, a kanał internetowy sprzedaży sztuki nigdy nie był szczególnie istotny. Nietrudno zgadnąć, że teraz będzie pod tym względem jeszcze gorzej. Tym większa rola publicznych kolekcji i prowadzących je instytucji.

Jak one zachowują się w kryzysie? W wielu publicznych instytucjach sztuki kuratorki i inni pracownicy byli zatrudnieni na podstawie umów cywilnoprawnych. Co się teraz z nimi dzieje?

M.I.: Wszystko zależy od konkretnej instytucji, trzeba by analizować osobno każdy przypadek. Z jednej strony można wskazać na przykład Galerię Arsenał w Poznaniu, która zapowiedziała, że utrzyma zatrudnienie także pracowników na umowach cywilnoprawnych. Na drugim biegunie możemy umieścić bytomską Kronikę. Samorządowcy z Bytomia postanowili wykorzystać kryzys, by nie przedłużać umów pracownikom zatrudnionym w Kronice na umowach cywilnoprawnych. W budżecie miasta to są groszowe oszczędności, można więc zastanawiać się, czy nie chodziło o rozprawę z instytucją w przeszłości wchodzącą w konflikty z samorządem. Jako OFSW nagłaśniamy tę sytuację. Niech samorządowcy mają świadomość, że jeśli będą w podobny sposób przerzucać koszty kryzysu na pracowników, spotka się to z reakcją opinii publicznej.

Praca w warszawskiej kulturze staje się luksusem

Jak będzie wyglądał krajobraz polskiego świata sztuki po pandemii i kryzysie?

M.I.: Na pewno trwanie dużych instytucji publicznych nie jest zagrożone. Choć nawet one będą miały problemy. Wiele planowanych wcześniej wystaw się nie odbędzie, nie bardzo wiadomo, jak planować kolejne. W ciężkiej sytuacji znajdą się małe, niezależne instytucje. One już wcześniej i tak funkcjonowały na granicy finansowej płynności. Gdy w pełni uderzy kryzys gospodarczy, wiele z nich po prostu nie przetrwa. Tak więc ekosystem polskiego świata sztuki wyjdzie z obecnych wydarzeń mocno przerzedzony.

Pytanie, jak to wpłynie na sektor niezależny, na samofinansujące się, nienastawione na zysk instytucje, działające mniej lub bardziej non-budgetowo, takie jak na przykład Galeria Szara czy Galeria Wschodnia. Może to będzie szansa na ich rozwój. Kibicując im, warto jednak pamiętać, że kultura nie jest w stanie tak funkcjonować na dłuższą metę, potrzebuje systematycznego publicznego wsparcia.

Kurz: „Dobra zmiana” dowartościowała kulturę – ale tylko jako „kulturę narodową”

No właśnie, jak byście odpowiedzieli na argument „wszystkim jest ciężko, dlaczego państwo specjalnie ma pomagać właśnie artystom”? Kultura to przecież luksus.

K.G.: Tu nie chodzi o szczególne pomaganie artystom. Pomoc należy się nam nawet nie dlatego, że jesteśmy artystami, ale dlatego, że jesteśmy ludźmi, mamy rodziny na utrzymaniu, prowadzimy, wbrew częstej opinii, normalne życie – jemy, wynajmujemy mieszkania, pracujemy, tyle że twórczo. Jako ludzie straciliśmy dochody, nie mamy na czynsz, nie mamy ubezpieczenia zdrowotnego. Państwo nie powinno zostawić bez pomocy całej grupy zawodowej, pomagając innym, na przykład właścicielom salonów piercingu, kosmetycznych itp.

M.I.: Wykształcenie artysty należy do najdroższych, może kosztować państwo więcej niż wykształcenie lekarza. Państwo, które tyle inwestuje w wykształcenie artystów, a następnie zostawia ich samym sobie w sytuacji, gdy nie są w stanie wykonywać swojego zawodu, jest nieracjonalne.

Do tego właśnie w sytuacji przymusowego zamknięcia szczególnie potrzebujemy kultury. Kultura to nie luksus, to dobro potrzebne do życia. Jak bez kultury przetrwalibyśmy te tygodnie w przymusowym zamknięciu? To bardzo pragmatyczna kwestia, bo to, jak zapamiętamy okres epidemii, zależy w dużej mierze od narracji powstających na polu sztuki, które za jakiś czas nadadzą formę naszej pamięci. Poza rozrywką, z której wszyscy korzystamy, potrzebujemy też zwierciadła, w którym co jakiś czas możemy się przejrzeć z dystansu. To jest chyba odpowiedź na pytanie, do czego właściwie potrzebujemy sztuki i kultury. Dlatego jako społeczeństwo bardziej niż nowych zabawek dla wojskowych potrzebujemy zarówno Netflixa, jak i dobrych galerii, teatrów czy literatury.

**
Katarzyna Górna – artystka wizualna, używa różnych mediów (fotografia, wideo, instalacje). W latach 1989–1994 studiowała na Wydziale Rzeźby warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych w pracowni prof. Grzegorza Kowalskiego. Autorka prac z kanonu polskiej sztuki krytycznej i feministycznej. Jedna z inicjatorek Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej i współautorka Czarnej Księgi Polskich Artystów. W ostatnich latach jej prace były prezentowane m.in. w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, Muzeum MAXXI w Rzymie, Galerii Mystetskyi Arsenal w Kijowie, Galerii Studio i Biennale Warszawa. W 2019 roku otrzymała stopień doktory sztuk pięknych. Mieszka i pracuje w Warszawie.

Mikołaj Iwański – doktor nauk ekonomicznych, absolwent filozofii Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Kierownik Zakładu Historii i Teorii Sztuki, Wydział Malarstwa i Nowych Mediów na Akademii Sztuki w Szczecinie.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij