Film

O co chodzi w sporze o tantiemy z Netflixem?

Pytany przez brytyjską gazetę, czy sukces „Squid Game” uczynił go bogatą osobą, twórca produkcji, Hwang Dong-hyuk, wybuchnął śmiechem: „To nie jest tak, że Netflix wypłacił mi jakiś bonus. Dostałem tyle, ile od początku przewidywała umowa”.

Ze wszystkich globalnych platform VOD Netflix najbardziej konsekwentnie inwestuje w produkcję lokalnych treści. Dzięki zasięgom platformy niektóre z nich mają szanse dotrzeć do światowej publiczności, czy nawet stać się globalnym fenomenem popkulturowym, jak hiszpański Dom z papieru (2017–2021), koreańskie Squid Game (2021–) czy na znacznie mniejszą skalę polska Wielka woda (2022).

Pożegnanie z „Bella Ciao” [o serialu „Dom z papieru”]

Zasięgi nie zawsze przekładają się jednak na sukces finansowy twórców podobnych treści. Jak pisał brytyjski „The Guardian”, Squid Game miało przyciągnąć do platformy 4,4 miliona nowych subskrybentów, wartość produkcji dla serwisu szacuje się na mniej więcej 650 milionów dolarów. Wyprodukowanie pierwszego sezonu serii kosztowało tymczasem 15,5 miliona dolarów – ponad 40-krotnie mniej.

Pytany przez brytyjską gazetę, czy sukces Squid Game uczynił go bogatą osobą, twórca produkcji, Hwang Dong-hyuk, wybuchnął śmiechem: „To nie jest tak, że Netflix wypłacił mi jakiś bonus. Dostałem tyle, ile od początku przewidywała umowa”.

Biedne dzieci kapitalizmu patrzą na seriale

Także twórcy Wielkiej wody nie otrzymali żadnego dodatkowego, krajowego wynagrodzenia za to, że ich dzieło jesienią 2022 wywalczyło sobie miejsce w pierwszej dziesiątce najczęściej odtwarzanych treści na Netfliksie.

Pod koniec listopada zeszłego roku platforma ogłosiła pilotażowy program, w ramach którego twórcy zaangażowani w powstanie szczególnie popularnych produkcji tworzonych na potrzeby Netflixa w Polsce będą mogli liczyć na dodatkowe wynagrodzenie. Ma ono obejmować reżyserów, autorów scenariuszy, operatorów, kluczowych aktorów.

Zapowiedź wywołała mieszane odczucia w środowisku filmowym. Jan Holoubek, reżyser Wielkiej wody, powiedział Wirtualnym Mediom: „Bardzo się cieszę z nowej inicjatywy Netflixa. Czekam na to rozwiązanie, które wydaje się ciekawym i potrzebnym uzupełnieniem istniejącego systemu. Fakt, że twórcy i obsada będą mogli dostawać dodatkowe wynagrodzenie z tytułu liczby odtworzeń w streamingu, to duży krok w kierunku znormalizowania zasad dotyczących naszej pracy w przestrzeni internetu”.

Państwo przewiązane sznurkiem i sklejone gumą do żucia. „Wielka woda” to historia naszej przyszłości?

Bardziej sceptyczne są stowarzyszenia reprezentujące twórców: Gildia Scenarzystów, Reżyserów, a przede wszystkim Stowarzyszenie Filmowców Polskich. Prezes tej ostatniej organizacji, Jacek Bromski, nazwał nawet propozycje Netflixa „pułapką na polskich filmowców” i zarzucił platformie „próbę sabotażu dobrych rozwiązań systemowych”. Kto w tym sporze ma rację?

Prawo z innej epoki

By odpowiedzieć na te pytania, na początek trzeba powiedzieć kilka słów o tym, jak kwestie wynagradzania twórców utworów audiowizualnych za ich eksploatację w internecie reguluje polskie prawo. Cały problem polega bowiem na tym, że nie dostrzega ono internetu jako ważnego kanału dystrybucji treści objętych prawem autorskim.

– Polska ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych funkcjonuje w zupełnie innej rzeczywistości technologicznej. Już dawno powinna być wielokrotnie znowelizowana. Streamingi są dziś w Polsce z punktu widzenia prawa trochę szarą strefą – mówi Krytyce Politycznej dr Mikołaj Iwański, prorektor Akademii Sztuki w Szczecinie, ekspert zajmujący się ekonomią sztuki i przemysłów kreatywnych.

Art. 70 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, regulujący kwestie wynagrodzenia za korzystanie z utworów audiowizualnych, gwarantuje twórcom prawo do wynagrodzenia za odtwarzanie utworu w telewizji lub kinie, z tytułu wynajmu egzemplarza utworu lub jego publicznego odtwarzania oraz sporządzania kopii na własny użytek. O streamingu, który jest coraz powszechniejszym sposobem, w jaki obcujemy z filmami i serialami, nie wspomina ani słowem.

Co to oznacza w praktyce? To, że o tym, kto dostaje dodatkowe wynagrodzenia za to, że jego film albo serial gromadzi tłumy przed komputerami w Polsce, decyduje rodzaj umowy na konkretną produkcję i to, co konkretnie zostało w niej zapisane, jeśli chodzi o dodatkowe wynagrodzenie za sukces na rynku VOD. Jak łatwo zgadnąć, taka sytuacja sprzyja twórcom o silnej pozycji, mogącym sobie pozwolić na twarde negocjowanie warunków, nie sprzyja za to tym, którzy dopiero zaczynają karierę albo nie mieli dotąd na koncie dużego hitu.

Trudny rok, dziwnie dobry rok (seriale 2022)

Może też dochodzić do takich paradoksalnych sytuacji, że polscy twórcy dostaną tantiemy za wyświetlenie swoich produkcji na rynkach, które na serwisy VOD nakładają obowiązek płacenia tantiem, ale nie za odtworzenia na rynku polskim.

Kwestie te ujednolicić miała dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady Unii Europejskiej w sprawie prawa autorskiego i jednolitego rynku cyfrowego z kwietnia 2019 roku. Kraje członkowskie dostały 18 miesięcy na jej wdrożenie, kilka z nich ciągle tego nie zrobiło, choć minęły już prawie cztery lata. W tym gronie znajduje się także Polska.

Ministerstwo Kultury przekonuje jednak, że brak tantiem to nie wina zaniechań w związku z realizacją dyrektywy – ta ma, zdaniem resortu kultury, mówić tylko ogólnie o prawie twórców do proporcjonalnego wynagrodzenia, co jeszcze nie gwarantuje koniecznie niezbywalnego prawa do tantiem z serwisów VOD. Ministerstwo zapewnia przy tym, że pracuje nad nowelizacją ustawy o prawach autorskich, dostosowującą ją do współczesnych realiów.

Problem w szczegółach

Pilotażowy program Netflixa wychodzi więc poniekąd przed polskie rozwiązania prawne, platforma podejmuje zobowiązania wobec twórców, do których jak na razie nie zobowiązuje jej polskie prawo. Skąd w takim razie rezerwa takich organizacji jak SFP? Diabeł jak zawsze tkwi w szczegółach. Czytając list Bromskiego, można wskazać trzy główne obszary sporu Stowarzyszenia z platformą.

Po pierwsze, kwestia tego, jakim utworom ma przysługiwać dodatkowe wynagrodzenie za sukces w streamingu. Propozycja Netflixa zakłada, że mieliby być to tylko twórcy produkcji tworzonych specjalnie dla platformy. Tymczasem są też na niej dostępne polskie filmy i seriale tworzone, jeszcze zanim Netflix w ogóle wszedł do Polski, pokazywane wcześniej w kinach albo w telewizji liniowej. SFP chce, by także twórcy takich treści dostawali tantiemy z tytułu odtworzeń na platformach cyfrowych. Żądanie to wydaje się dość zdroworozsądkowe. Dziś prawo do wynagrodzenia za odtworzenie filmu w telewizji ma nie tylko autor produkcji stworzonej wyłącznie na potrzeby stacji, w której utwór jest nadawany.

Lewicowy Netflix, czyli jak niegodziwi producenci narzucają twórcom polityczną poprawność (i deprawują młodzież)

Druga kwestia to progi uprawniające do wynagrodzenia. Bromski powołuje się w swoim liście na przykład niemiecki, gdzie w ramach podobnego dobrowolnego porozumienia platformy z filmowcami do tantiem uprawnia wynik na poziomie co najmniej 10 milionów widzów na całym świecie, którzy obejrzeli nie mniej 90 proc. produkcji. Zwłaszcza w przypadku seriali jest to wysoko ustawiony próg.

Trzecim punktem niezgody jest to, kto ma właściwie pobierać opłaty od platformy i dystrybuować je wśród twórców. Zapowiedzi w polskich mediach wskazują, że Netflix chce płacić artystom wynagrodzenie „bezpośrednio”, co w praktyce oznacza – z pominięciem organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi i pokrewnymi. W Niemczech, na co zwraca uwagę prezes Bromski w swoim liście, Netflix miał zawrzeć porozumienie w sprawie wypłacania wynagrodzeń z niereprezentatywną dla środowiska filmowego organizacją.

Na ile kwestia udziału organizacji zbiorowego zarządzania prawami w pobieraniu opłat od Netflixa i innych podobnych platform jest w ogóle istotna? – Wbrew wszystkiemu, co mówi się o organizacjach zbiorowego zarządzania, one są trochę niedoceniane, a gwarantują pewne minimum społecznej kontroli – mówi dr Iwański.

Kto będzie wyznaczał zasady?

Kwestia społecznej kontroli nad zasadami wynagradzania twórców za odtworzenia w internecie wydaje się największym przedmiotem sporu między najbardziej popularną w Polsce platformą i środowiskami reprezentującymi artystów. Netflix, jak każdy inny wielki biznes, w naturalny sposób dąży do tego, by regulacje tego typu wyznaczać sobie samemu, licząc nie bez podstaw na to, że jeśli zrobi to dostatecznie wcześnie, to z racji swojej wielkości na polskim rynku wyznaczy standardy dla całej branży.

Ten się śmieje, kto się śmieje ze statku, czyli filmowa satyra na bogatych

Stowarzyszenia skupiające twórców filmowych opowiadają się z kolei za tym, by takie kwestie regulowała ustawa, ustanawiająca prawo do niezbywalnego wynagrodzenia dla twórców za odtworzenia w internecie. Teoretycznie jedno nie musi wykluczać drugiego, z tonu listu prezesa Bromskiego można odnieść jednak wrażenie, że SFP obawia się, że propozycja Netflixa ma służyć temu, by osłabić polityczną presję na nowelizację ustawy o prawie autorskim, wytwarzając przekonanie, że kwestie eksploracji utworów w sieci mogą uregulować dobrowolne porozumienia platform VOD z twórcami.

Na początku grudnia Polskę odwiedził zresztą CEO Netflixa Reed Hastings, który spotkał się z prezydentem i premierem. Środowisko filmowe obawia się, że mógł lobbować przeciw prawnym gwarancjom niezbywalnego wynagrodzenia za utwory odtwarzane w ramach VOD. Zdaniem Mikołaja Iwańskiego obawy mogą nie być pozbawione podstaw. – Za każdym razem, gdy wielki biznes wprowadza regulacje mające go ograniczyć, należy to czytać w kontekście powstrzymania regulacji rządowych czy unijnych – wyjaśnia.

Piąty sezon „The Crown”: Seasonus horribilis

Jakiekolwiek byłyby motywacje Netflixa, to nowelizacja przestarzałej ustawy o prawach autorskich jest potrzebna, obecne przepisy pochodzą gdzieś z ery VHS. Pytanie tylko, czy rządzącej partii starczy do tego politycznej woli, zwłaszcza w roku wyborczym.

Wątpliwości ma dr Iwański: – Gdy nie chodzi o ideologie, tylko duże pieniądze w skali globalnej, żaden minister kultury nie wyrywa się do sporu z gigantami cyfrowymi. Pamiętajmy, że gdy ostatnim razem rząd PiS rozważał wprowadzenie podatku cyfrowego, to do utrącenia pomysłu wystarczyła jedna wizyta Mike’a Pence’a w Polsce. Minister jest między młotem a kowadłem: z jednej strony ma gigantów cyfrowych, z drugiej polskie stowarzyszenia filmowców, które też potrafią skutecznie lobbować. Niezależnie od decyzji zawsze kogoś urazi. Może więc odwlekać tę sprawę, aż przyjdzie kolejny minister.

Państwo mecenasem kultury. Po co artystom opłata reprograficzna?

Jak podały Wirtualne Media, już po wizycie Hastingsa w Polsce do resortu kultury miało wpłynąć pismo z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, podpisane przez zajmującego się cyfryzacją Janusza Cieszyńskiego, sugerujące wykreślenie z nowelizacji ustawy przepisów o wynagrodzeniu za odtworzenia VOD. Portal informuje przy tym, że ciągle znajdują się one w projekcie ustawy. Nie wiadomo jednak, kiedy i w jakim ostatecznie kształcie przyjmie ją Rada Ministrów, nie mówiąc o zakończeniu procesu legislacyjnego.

Niezależnie od tego, kiedy sprawa trafi do Sejmu i kto będzie wtedy kierował MKiDN, sprawę wynagrodzeń za odtworzenia filmów i serialach w streamingu trzeba będzie w końcu załatwić. Można się spierać, jak dokładnie powinny wyglądać zasady przyznawania tantiem, o ich wysokość, progi, rolę organizacji zbiorowego zarządzenia prawami, ale pewne jest jedno: te kwestie powinny regulować przepisy przyjęte przez władzę mającą demokratyczną legitymację, a nie wewnętrzne korporacyjne regulacje.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij