Kraj

Służby na granicy mszczą się na aktywistach za brak sukcesów

Aktywistki obnażają przemoc, którą służby stosują na polsko-białoruskiej granicy wobec niewinnych osób. Służby chcą więc je zastraszyć i ukarać. Jednak, jak pokazuje wyrok sądu z 28 marca, to aktywistki mają rację. Rozmawiamy z prof. Witoldem Klausem ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej.

22 marca Straż Graniczna zatrzymała do kontroli dwa samochody. Oprócz obywateli Polski i jednego Włocha jechał nimi Irakijczyk z czwórką dzieci i Egipcjanin. W trzecim samochodzie, któremu udało się zawrócić i odjechać, jechała żona Irakijczyka z pozostałą trójką dzieci. Członkom Grupy Granica, którzy przewozili migrantów, postawiono zarzut organizacji nielegalnego przekroczenia granicy i zażądano dla nich tymczasowego aresztu, na co jednak sąd się nie zgodził.

Ten sam zarzut 25 marca usłyszała aktywistka Punktu Interwencji Kryzysowej prowadzonego przez Klub Inteligencji Katolickiej. Została zatrzymana na noc na posterunku policji, dokonano przeszukania w jej rodzinnym domu, skuto ją kajdankami. Prokuratura i wobec niej wnioskowała o trzymiesięczny areszt, jednak sąd i tym razem nie zgodził się i nakazał jej natychmiastowe zwolnienie.

W ostatnich tygodniach znów pojawiło się więcej osób próbujących wydostać się z Białorusi przez puszczę. Mimo postępów w budowie przygranicznego muru i przedłużenia do 30 czerwca obowiązywania strefy zamkniętej, również dla dziennikarzy i organizacji humanitarnych, Grupa Granica codziennie odbiera dziesiątki próśb o ratunek. Wywózki do Białorusi kończą się dla uchodźców tragicznie, ci, których ratują aktywiści opowiadają o gwałtach, pobiciach, pogryzieniach, torturach, okaleczeniach. Niektórzy z wypychanych na Białoruś wolą się powiesić niż znów dostać się w ręce służb białoruskich. Wciąż jest też bardzo zimno i pomoc aktywistów na granicy decyduje o przeżyciu uchodźców. Polska strona nie chce nic o tym wiedzieć, powtarza zaklęcia, że migranci przyjeżdżają z Turcji, a Turcja uznawana jest za bezpieczną.

O działaniach Straży Granicznej na Podlasiu rozmawiamy z profesorem Witoldem Klausem ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej.

***
Katarzyna Przyborska: Straż graniczna zaostrza swoje działania wobec aktywistów. Postawiono im zarzuty zorganizowania nielegalnego przekroczenia granicy. O co tu chodzi?

Witold Klaus: Zarzuty z Kodeksu karnego stawiane były aktywistom już wcześniej, znamy kilka takich spraw, choć one w różnym stopniu są medialnie udostępniane. Ale napięcie rzeczywiście rośnie i nowością jest to, że straż graniczna wymyśliła, a prokuratura poparła wniosek o tymczasowy areszt. Zarzuty postawiono jednak nieprawidłowo, bo przewożenie ludzi na terenie Polski w ogóle nie jest przestępstwem, a na pewno nie jest organizowaniem nielegalnego przemytu osób. Te osoby uchodźcze były przewożone samochodem na terytorium Polski, ale w żadnym razie nie można mówić o zorganizowanym przerzucie osób przez granicę.

Zostali zatrzymani na terenie strefy czy poza nią?

To nie ma żadnego znaczenia. Strefa jest całkowicie nielegalna i nie ma żadnego wpływu na to, jak będzie oceniane postępowanie osób, które tam działają. Za wejście do strefy można otrzymać co najwyżej mandat i to też można w sądzie podważyć.

Straż graniczna przekonuje, że aktywiści czekali na migrantów i zabrali ich z granicy.

Żeby to było przestępstwo, aktywiści musieliby w jakiś sposób uczestniczyć w procesie przekraczania granicy. Umówienie się po drugiej stronie granicy to za mało. Aktywiści musieliby poprowadzić te osoby, wskazać im szlaki, dostarczyć sprzęt, cały proces musiałby być zorganizowany. Ale nawet hipotetycznie zakładając, że takie przestępstwo zostałoby popełnione, to nie było żadnych podstaw do tymczasowego aresztowania, bo nie było tu ani ryzyka ucieczki, ani mataczenia, czyli działania na szkodę postępowania karnego. Te osoby nie były też wcześniej karane.

Służby chciały zastraszyć aktywistów, urządziły wjazd na chatę. Trafili na katolików

A jednak taki pomysł się pojawił. Chodzi o zastraszenie?

Tak, ale nie tylko. Chodzi też o ukaranie, ale w nieformalny sposób. Służby nie były w stanie ukarać aktywistów formalnie, mogą jedynie postarać się zamknąć kogoś na 24 godziny, skuć kajdankami, przeczołgać psychicznie, postraszyć możliwością więzienia. Moim zdaniem już to jest rodzaj kary, która wynika z wściekłości służb na to, co osoby aktywistyczne robią wbrew ich oczekiwaniom, że obnażają tę przemoc, którą służby stosują na polsko-białoruskiej granicy wobec niewinnych osób.

Czyli służby rozstawiły taką planszę − strefę, w której wprowadzają własne, pozaprawne zasady gry. Aktywiści psują im tę grę, upubliczniając ich postępki i blokując działania. Służby mają tego dość i chcą wywrzeć na nich jakąś bezpośrednią presję?

Powiedziałbym nawet, że chcą się zemścić. Uprzykrzyć życie, dotknąć je. Zastraszenie zarówno osób aktywistycznych, jak i innych, które potencjalnie mogłyby chcieć ratować ludzi ginących w lasach, jest ogromnie istotne. Widać więc szereg różnych prób i przypadki agresji wynikającej z nieudolności tych służb. Oni, jak pani powiedziała, ustawili tę całą grę, zmilitaryzowali strefę, wprowadzili szereg różnych przepisów i praktyk, które pozwalają im tam jakoś działać.

Na niemal każdym skrzyżowaniu zatrzymują i sprawdzają samochód i kolor skóry pasażerów.

I mimo tych wszystkich środków to nie działa, bo cały czas jest duża grupa aktywistów i aktywistek, którzy niosą pomoc. Mimo istnienia strefy i zakazu wjazdu mediów wiadomości o tym, co się dzieje i kto jest zmuszany siłą do opuszczenia Polski, trafiają do opinii publicznej. Wielu osobom udaje się też przejść przez granicę, a potem uciec dalej, do Niemiec. Służbom zatem brakuje sukcesów. Proszę sobie wyobrazić, jaka musi być wściekłość tych osób, które to wszystko wymyśliły i zorganizowały, i cały czas ktoś im przeszkadza.

Dwie granice, dwie Polski

W dodatku 28 marca sąd w Hajnówce stwierdził, że sedno tej gry, czyli wywózki, są nielegalne.

Ten wyrok sądu dotyka bardzo wielu kwestii. Obnaża działania służb i obdziera je z pozorów legalności, pokazując kolejne warstwy sprawy. Przede wszystkim już samo zatrzymanie ludzi w lesie przez służby zostało uznane za nielegalne pozbawienie wolności w świetle prawa polskiego. A jeśli działanie takie okazuje się nielegalne, to muszą pojawić się konsekwencje w postaci odszkodowania dla osób zatrzymanych, które jest co prawda niewysokie, ale kolejną konsekwencją jest pociągnięcie do odpowiedzialności funkcjonariuszy, którzy ewidentnie naruszyli przepisy.

Czyli straż graniczna lub inne służby mogą tych ludzi zatrzymać czy nie?

Istotne jest, jaki jest cel tego zatrzymania. Jeśli służby podejrzewały popełnienie przestępstwa, uprawnia je to do zatrzymania pod warunkiem, że dalszym krokiem jest postawienie zarzutów, wszczęcie postępowania. Jeżeli zaś nie ma tych dalszych kroków, to znaczy, że cel był inny. Tak było w przypadku zatrzymanych Afgańczyków, w których sprawie sąd w Hajnówce ogłosił wyrok. Zatrzymanie po to, żeby kogoś wywieźć do lasu i zmusić go do nielegalnego przekroczenia granicy w stronę Białorusi, to cel uznany przez sąd za nielegalny.

Ale przecież wywózki zostały zalegalizowane.

Sąd w tym wyroku powiedział kolejną bardzo ważną rzecz, a mianowicie, że rząd nie może sobie rozporządzeniem zmieniać przepisów wyższego rzędu. To, że minister spraw wewnętrznych próbował legalizować wywózki poprzez wydanie rozporządzenia z 20 sierpnia 2021 roku, nie zmienia prawnej oceny działań funkcjonariuszy. To jest superważne, bo pokazuje, że nie można się zasłaniać przepisami, o których wszyscy wiemy, że są niezgodne z prawem. One nie chronią ani osób, które dokonują wywózek, ani ich przełożonych.

„Dobry” uchodźca jest biały, ubogi, wdzięczny za pomoc i chętny do pracy. „Źli” uchodźcy to cała reszta

Czy funkcjonariusz, który dostaje rozkaz, może sobie pomyśleć: no nie wiem, wcześniej było jakoś inaczej. Powinien sprawdzić? Przecież jest rozkaz, jest hierarchia.

Służby powinny doskonale wiedzieć, jakie są przepisy dotyczące postępowań azylowych i że rozporządzenie nie zwalnia ich z odpowiedzialności za wykonywanie przepisów ustawowych. Nie stosujmy podwójnych standardów. Kiedy zrobi coś cudzoziemiec czy cudzoziemka, to mówimy, że nieznajomość prawa szkodzi − trudno, nie wiedzieli, ale popełnili czyn zabroniony i będą pociągnięci do odpowiedzialności. Dlaczego mielibyśmy stosować inne standardy wobec funkcjonariuszy, którzy są w służbie od lat i do których obowiązków należy znajomość przepisów?

Rzecznik Praw Obywatelskich podejmuje podobną do tej z Hajnówki sprawę, umorzoną na wniosek cudzoziemców, którzy próbowali złożyć wniosek o ochronę międzynarodową i zostało im to uniemożliwione. RPO też podkreśla, że straż graniczna działała na podstawie tak zwanego rozporządzenia granicznego, które określa jako wadliwe.

Działalność biura RPO, jeśli chodzi o granicę białoruską, to jest coś niebywałego i zasługuje na najwyższe uznanie. Bez obecności pracowników biura wielu osób nie udałoby się uratować.

Podjęcie tej sprawy jest kolejnym krokiem w całej serii działań rzecznika, który niedawno zajął się choćby kwestią mandatu za wjazd do strefy. Sąd Najwyższy uznał w styczniu, że rząd nie miał prawa w ten sposób określać ograniczeń w strefie stanu wyjątkowego, a wtedy jeszcze strefa była wprowadzona w zgodzie z konstytucją. Mandat został uchylony.

Działania rzecznika mają na celu obnażenie nielegalnych praktyk, do których rząd się posuwa, nawet jeśli próbuje je legalizować wprowadzeniem jakichś przepisów. Niestety nie mamy Trybunału Konstytucyjnego, który mógłby te przepisy wyeliminować, ale mamy sądy powszechne i Sąd Najwyższy, które mogą, choć niestety tylko w indywidualnych sprawach, pokazywać, że rząd i parlament nie mogą wprowadzić dowolnych przepisów, robić, co im się żywnie podoba. Bo nie tak działa państwo prawa.

Mur na granicy dewastuje przyrodę i demokrację

Służby po tym wyroku zaczną rozumieć, że konsekwencje mogą spaść i na nie?

Mam nadzieję, że się przestraszą, że zobaczą, że ich działania są nielegalne, więc będą mogli być indywidualnie pociągnięci do odpowiedzialności − na pewno dyscyplinarnej, a często także i karnej. Nie za tej władzy oczywiście, ale za następnej. Liczę na to, bo mamy do czynienia z konkretnymi osobami, wiemy, kto brał udział w tych działaniach i kto nimi kierował. W związku z tym bardzo łatwe jest postawienie zarzutów, na przykład funkcjonariuszowi, który kierował wywózką Afgańczyków, których sprawa została właśnie wygrana.

Czy te wyroki sądów będą miały wpływ na kolejne postępowania?

Ten wyrok jest też istotnym elementem w sprawie, która z wniosku tych samych Afgańczyków toczy się przeciwko Polsce przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu. Kontrowersyjne przepisy zostały ocenione jednoznacznie negatywnie przez polski sąd, więc Trybunał będzie miał większą łatwość i śmiałość, by uznać zarówno rozporządzenie, jak i same praktyki wywózek za nielegalne.

**
Witold Klaus jest drem hab. nauk prawnych, profesorem w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk, Członkiem Zarządu Stowarzyszenia Interwencji Prawnej, kryminologiem i badaczem migracji, członkiem Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij