Kraj

Zostań w domu – chyba że jesteś pracownikiem

„Kilka dni temu dostaliśmy płyn do dezynfekcji, pół litra na około 30 osób”. „Dostaliśmy trzy opcje: przejście na 1/4 etatu, urlop bezpłatny albo wypowiedzenie”. „Kierowcy dmuchają, chuchają, kaszlą na nas, podpisują dokumenty, które podaję im gołą ręką”. „Poza płynem do dezynfekcji rąk nie mamy nic. Zarząd siedzi w domu”. O pracy w dobie pandemii pisze Maja Staśko.

Trwa pandemia, rząd wzywa do pozostawania w domu. Influencerzy publikują swoje zdjęcia z hasztagiem #zostańwdomu. Tymczasem tysiące pracowników rusza codziennie do pracy. Nie mają wyjścia. Pracownicy fabryk, firm produkcyjnych i magazynów są często obciążeni jeszcze większą pracą. Ich szefowie pracują zdalnie. Dostaję setki wiadomości na ten temat. Oto i one.

Pracuję w sieciówce, pracuję w bibliotece…

„Jestem listonoszką. Trzy tygodnie temu dostaliśmy zalecenia: kaszleć w przedramię/łokieć i myć często ręce. Kilka dni temu dostaliśmy płyn do dezynfekcji, pół litra na ok. 30 osób. Tę butelkę trzeba chwycić, otworzyć i przechylić… Dziennie dotykam ok. 1200 skrzynek na listy, dostarczam również paczki i polecone, przy których potrzebuję podpisu od odbiorców palcem na skanerze. Zauważyłam, że przechodnie zaczynają mnie omijać, chodzą po trawnikach, żeby czasem nie przejść za blisko mnie”.

„Pracuję w największej sieci drogerii w Polsce. Dostaliśmy informację, że nie możemy pracować na kasie w rękawiczkach ochronnych, bo będziemy siać panikę”.

Zawisza: Koszty kryzysu nie mogą być przerzucone na barki pracowników i pracownic

„Pracuję w ogromnej firmie produkcyjnej. Kilka tysięcy ludzi, często całe rodziny ze wszystkich okolicznych wsi i dwóch miast. Pracownicy biurowi dostali pozwolenie na home office, ale produkcja pracuje normalnie po 8 lub 12 godzin – bo wciąż proponowane są nadgodziny. Spędzamy przerwy na wspólnych stołówkach, siedząc ramię w ramię. W toaletach brak ręczników papierowych, tylko dmuchawy, nigdzie nie ma żeli antybakteryjnych. W zeszłym tygodniu sprzątaczki dostały chusteczki antybakteryjne – jedna paczka na dwie osoby! Miały być mierzone temperatury na bramkach wejściowych, skończyło się na gadaniu. Autobusy pracownicze zatłoczone. Kilka osób z gorączką w zeszłym tygodniu po kryjomu zostało odesłanych do domu. Dziennie przez firmę przewija się przynajmniej setka kierowców, z różnych stron Polski, często podróżują też za granicę. Korzystają z tych samych toalet co my”.

„Kelnerzy, barmani – fala zwolnień. Szefowie nie mogą oficjalnie zwalniać przez koronawirusa, więc jako uzasadnienie podają redukcję etatów ze względu na spadek utargów. A tym, których nie zwolnili, zabierają płatne urlopy wakacyjne. Na odchodne usłyszałem: »Liczymy, że wszystko się unormuje w sierpniu albo we wrześniu. Jesteśmy w kontakcie«”.

„Infolinia to dramat. W firmie, w której potwierdzono, że jeden z pracowników jest chory, nadal działa infolinia – gigantyczny open space i prawie 200 ludzi! Nie ograniczono godzin ani operacji, a pracownicy w czasie telekonferencji zostali poinformowani, że najważniejsza jest… ciągłość obsługi i sprzedaż. Kierownictwo siedzi w domu, kilkadziesiąt osób objęto kwarantanną, ale nikt nie wie kogo, bo jakby się rozniosło, kto miał kontakt z zarażonym, to by była panika. Home office dla każdego poza infolinią. I tylko co chwila telefon z góry z pytaniem: »No, jak się czujecie?«”.

„Dzisiaj w przedsiębiorstwie spedycyjnym o globalnym zasięgu kurierzy dostali po jednej parze rękawiczek i jednej maseczce – z przykazaniem, żeby je oszczędzali. Firma nie potrafi nawet zablokować płatności za pobraniem”.

„Bibliotekarki i panie z obsługi mają przychodzić do pracy, mimo że dla czytelniczek i czytelników filie są zamknięte”.

„Mój mąż pracuje w Sopocie na budowie. Stawiają ekskluzywne budynki mieszkalne. Pracuje ich tam ze 100 osób, czasem może więcej. Nikt im nie wydał żadnych zaleceń, nie mają środków ochronnych, maseczek, a o zamknięciu budowy albo wolnych dniach nie ma mowy. Argumenty dużej, poważnej firmy są takie, że panowie pracują na powietrzu. A to, że większość z nich dociera do pracy transportem publicznym, że razem w jednej szatni jedzą, piją, ubierają się – nie ma znaczenia”.

Morawski: Dla gospodarki to bardziej jak wojna niż trzęsienie ziemi

„Pracuję w małej sieciówce z kosmetykami. Od firmy nie mamy żadnej informacji, jak postępować w pracy w zaistniałej sytuacji. Brak środków do dezynfekcji. Same z siebie w pracy wprowadziłyśmy system, że do sklepu mogą wejść maksymalnie dwie osoby. Nie ma testerów, przynoszę z domu rękawice (które niestety już się kończą) i spirytus do dezynfekcji. Przez ten tydzień przeżyłyśmy piekło, nalot ludzi. Jestem w grupie podwyższonego ryzyka, a głównym problemem firmy jest teraz to, jak załatwić żele antybakteryjne na sprzedaż, żeby jak najwięcej zarobić na pandemii”.

„Pracuję w restauracji sieci z fastfoodami. Nasz lokal mieści się w galerii handlowej, a zgodnie z zaleceniami wszystkie galerie są zamknięte. Dostaliśmy informację, że obowiązuje nas »przestój« (60% wynagrodzenia). Dostaliśmy informację, że to, czego nie uda nam się wypracować w marcu, będziemy odrabiać w kwietniu. Ciekawe, jak mają odrobić osoby na pełnym etacie, które i tak pracują z nadgodzinami. Wszyscy myśleliśmy, że jeśli mamy umowę o pracę, jesteśmy bezpieczni. Cóż”.

Koronawirus nie obali kapitalizmu, tylko dojedzie biednych

„Pracuję w sieciówce obuwniczej. Większość zespołu pracuje na umowach-zleceniach. Prawdopodobnie będziemy przychodzić do pustej galerii, żeby realizować zamówienia elektroniczne lub robić odsyłki posezonowe. Niby dobrze, bo odrobimy godziny, ale wciąż trzeba wyjść z domu i narażać zdrowie”.

„Rozporządzenie mówi, że zamykają wszystko oprócz sklepów spożywczych i aptek. Ale jak my − pracownice sklepów spożywczych i aptek − mamy się chronić przed setkami klientów dziennie?”.

Pracuję w magazynie, pracuję w banku…

„W sądzie apelacyjnym sędziowie i asystenci pracują zdalnie, a urzędasy muszą się stawiać do roboty”.

„Pracuję na stanowisku referent w magazynie. Mam styczność średnio z ok. 50 kierowcami dziennie. Wracają z Niemiec, Włoch, Holandii – bez odbycia jakiejkolwiek kwarantanny. Dmuchają, chuchają, kaszlą na nas, podpisują dokumenty, które podaję im gołą ręką, mam ich na odległość metra. Poza płynem do dezynfekcji rąk nie mamy nic. Zarząd siedzi w domu. Nie jest to branża spożywcza, więc ze spokojem moglibyśmy ograniczyć proces wysyłkowy”.

„Moja mama pracuje w zakładzie odzieżowym, w którym szyje się ubrania dla m.in. Hugo Bossa. Większość tych ubrań szytych jest w Chinach, ale tamtejsze zakłady zostały czasowo zamknięte, więc tutaj pracy jest dużo więcej niż zazwyczaj. Właścicielka zakładu zarobi dużo więcej pieniędzy, ale pracownice, oprócz stałych smutnie niskich miesięcznych pensji, nie dostaną żadnej premii ani dodatku”.

„Wielkie polskie przedsiębiorstwo odzieżowe. Jedyna zmiana w pracy to fakt, że wszyscy rano, setki osób, stoją metr od siebie rano przed budynkiem. Po kolei wchodzą do budynku na pomiar temperatury”.

„Przedsiębiorstwo jeszcze do zeszłego tygodnia przyjmowało modelki, które podróżowały po całym świecie, po czym wylądowały u nas na sesjach. Teoretycznie każdy z nas powinien zostać objęty kwarantanną. Zamiast tego czytamy informacje o tym, żeby nie siać paniki, bo na święta przyniesiemy zwolnienia, a nie wypłaty”.

„Pracuję w największym banku w Polsce jako kasjer-doradca. Do piątku nie dotarły do nas żele antybakteryjne. Nie ma żadnych szyb ochronnych, po prostu siedzimy po jednej stronie biurka, klient po drugiej. Klientów od środy jest więcej niż zwykle, osoby chore, takie, które wróciły z zagranicy. Z tzw. regionu przyszedł mail o dopinaniu kwartalnego planu sprzedaży. Czyli nie dość, że siedzimy na pierwszej linii frontu, mamy jeszcze proponować klientom kredyty. Nasza dyrektorka mówi, że panikujemy i przesadzamy. Jasne, ona siedzi sobie w swoim gabinecie. Oczywiście kierownictwo może pracować zdalnie. Jestem wkurzona, bo dzisiaj będę cały dzień w pracy i nie wiem, czy ktoś w najmniejszym stopniu o mnie zadba…”.

Koronawirus i przedsiębiorcy: jak trwoga, to do państwa

„Mój dziadek pracuje w ochronie. Jest po operacji serca, ale i tak musi pracować”.

„Pracuję w firmie produkcyjnej. O żadnym urlopie nie ma mowy. Osoby, które mogą iść na opiekuńcze, są naciskane z góry, aby tego nie robiły. W firmie pracuje ok. 1000 osób. Kierownik, po zwróceniu uwagi o zachowaniu metra odległości, zaśmiał się i powiedział, że przepisy są po to, żeby je łamać. Mieszkam z dwójką seniorów i jestem przerażona”.

„Pracuję w hotelu w recepcji. Gości nie ma prawie wcale. Pokojowa, kucharz i recepcja. Reszta siedzi w domu. Ale planów zamknięcia obiektu nie ma”.

„Operator komórkowy ogłosił, że wszyscy pracownicy galerii muszą przyjść do pracy. Informacja była poufna, szła jednie podczas rozmów telefonicznych, tak aby nie pozostał ślad – bo najważniejsza jest realizacja planów sprzedażowych. Po południu na swojej stronie podali, ze pracownicy posiadają środki dezynfekujące i że wszystkie punkty będą czynne”.

„Pracownicy sieci supermarketów dekoracyjnych mają zakaz dojazdu do pracy komunikacją miejską, ale firma nie zapewniła im alternatywy dojazdu. Administracja siedzi w domach”.

Konieczny: Wprowadzenie stanu wyjątkowego jest wysoce prawdopodobne, a w polskich warunkach wydaje się wręcz konieczne

„W dużej sieci sklepów z meblami we Wrocławiu wprowadzili »dodatkowe zabezpieczenia« polegające na tym, że jeden z pracowników podaje wszystkim innym sztućce na kantynie. Sztućce nie są dokładnie odkażane, bo czyści je niedomywająca zmywarka”.

Mój szef uważa…

„Szef z zagranicy uważa, że to nie pandemia czy epidemia, a mistyfikacja. I że my, Polacy, przesadzamy. Musieliśmy zebrać wszystkich managerów i niemal przyprzeć go do muru, żeby łaskawie zgodził się na home office, ale jedynie dla ok. 50% osób na dział. Część działów w ogóle nie ma takiej możliwości”.

„Pracuję w piekarni/cukierni. Rozumiem, że mój punkt nie powinien być zamknięty, bo utrata dostępu do świeżego pieczywa może skończyć się paniką, ale szef, żeby zwiększyć obroty, podniósł właśnie cenę chleba i każe robić degustacje”.

Koronawirus obala mity indywidualizmu

„Jestem kierownikiem jednego z wolno stojących sklepów należących do sieci dyskontów. Zarząd firmy nie dostarczył nam ani rękawiczek, ani płynów do dezynfekcji. Jedyne, na co się zdobyli, to opakowanie najtańszego mydła antybakteryjnego na duży sklep i informacje dla klienta o preferowanej płatności kartą”.

„Oprócz tego, że pracuję w edukacji (więc na szczęście jesteśmy zamknięci), dorabiam w odzieżówce. Ponoć zamkniętej od soboty… Dostaliśmy wiadomość, że od dziś do najbliższego piątku będą zorganizowane dyżury po 3–4 osoby – przyjmowanie i rozpakowywanie paczek. Jak dojedziemy do pracy? To już się nie liczy. Możemy liczyć tylko na mydło i chusteczki z płynem antybakteryjnym”.

„Moja mama pracuje w hipermarkecie. Ich pomysł, jak zatrzymać pracowników? Na koniec miesiąca każdy, kto nie pójdzie na zwolnienie, dostanie 1000 zł premii. A zabezpieczeń dla kasjerek praktycznie żadnych. Zamiast proponować takie głupie rozwiązanie, przeznaczyliby te pieniądze na ochronę zdrowia pracowników”.

Koronawirus: epidemia paniki vs. epidemia ignorancji

„Urząd marszałkowski. Pracownicy mają przychodzić do pracy. Na home office poszło dwóch dyrektorów i kierownik – ze swoimi laptopami”.

„Nasz szef w kancelarii prawnej nie kupił żadnych środków dezynfekujących, bo już nigdzie nie mógł ich dostać. Klientów mamy przyjmować normalnie – w końcu kiedy inne kancelarie się pozamykają − przyjdą do nas. Pracodawca chwali się swoją wybitną konstrukcją psychiczną, która pozwala przechodzić przez kryzysy i osiągać więcej. Siedzi w swoim gabinecie z włączonym wysokiej klasy oczyszczaczem powietrza. A my panikujemy, jesteśmy słabi psychicznie i nie osiągniemy w życiu niczego, skoro boimy się zwykłej grypy”.

„Pracuję w ogromnej korporacji produkującej meble. Na hali jest ponad 450 osób, na jednej zmianie pracujemy jeden obok drugiego. Stołówka tak samo. Nie da się uniknąć kontaktów i zachować odległości. Przez portiernię przechodzi 4 tys. osób dziennie”.

„Sieć przedszkoli na Śląsku i w Krakowie. Właściciel zlecił prace, które spokojnie można wykonać zdalnie – ale wymaga od pracowników pobytu w placówkach. Zasugerował bezpłatne urlopy dla pracowników. Kadra kierownicza nie pracuje”.

„We wrocławskiej restauracji dostaliśmy trzy opcje: przejście na 1/4 etatu, urlop bezpłatny albo wypowiedzenie. Większość z nas siedzi w tym momencie na L4, bo nie wiemy, czy dostaniemy w ogóle jakiekolwiek wynagrodzenie. Każą nam podpisać aneks z wyborem jednej z trzech opcji z datą 01.03”.

„Pracuję w Niemczech, w najbardziej zarażonym landzie, w fabryce produkującej makarony i wędliny. Zwiększyli nam produkcję o wszystkie weekendy do końca kwietnia. Te produkty trafią do polskich sklepów”.

„Mój mąż pracuje w prywatnej firmie zajmującej się handlem detalicznym. Wczoraj złożył nieformalny wniosek do pracodawcy, tj. sms-a z pytaniem, czy w obecnej sytuacji jest możliwość pracy zdalnej. Pracodawca odpisał − cytuję − „Bez jaj”. Polecił wszystkim pracownikom, aby dzisiaj stawili się w siedzibie firmy. Zero dezynfekcji miejsca pracy, zabezpieczenia pracowników, zmian w zakresie higieny czy chociażby w zachowywaniu odległości między sobą. Mąż dostał polecenie wykonywania służbowych telefonów (z prywatnego telefonu, nie stacjonarnego). Telefony mógłby wykonywać z domu. Większość właścicieli sklepów, jeśli nie wszyscy w tym momencie nie kupują nic, od razu odmawiają składanym ofertom”.

„Moja mama sprząta w szkole. Chodzi do pracy. Ogrzewanie wyłączone, zimno. Ale musi swoje odsiedzieć”.

„Największa polska sieć sprzedaży książek. Pracownicy mają normalnie przychodzić, układać towar, robić zwroty. A firma w mediach społecznościowych chętnie promuje akcję #zostańwdomu”.

Pozwól mi zostać w domu

13 marca Mateusz Morawiecki ogłosił tymczasowe zawieszenie działania sklepów w galeriach handlowych. Otwarte miały pozostać tylko sklepy spożywcze i apteki. Rząd z łatwością powtarza „zostań w domu”. Ale nie kwapi się, by dofinansować ochronę zdrowia, zmniejszyć czynsze, zwiększyć liczbę mieszkań socjalnych czy podnieść wynagrodzenia. Łatwo też dziękować lekarzom, pielęgniarkom, pracownicom administracji i pracownikom technicznym szpitali. Ale to, co robią, to praca – i należą im się za nią nie podziękowania, tylko wyższe wynagrodzenie.

Koronawirus w Polsce, czyli cztery praktyczne testy państwa teoretycznego

Zdrowie i bezpieczeństwo pracowników jest na ostatnim miejscu wśród priorytetów tego systemu. Wielkie firmy razem z politykami chętnie przerzucają odpowiedzialność na jednostki, pracowników i klientów – a sami tej odpowiedzialności nie biorą. Wołają „zostań w domu” i zagłuszają okrzyki skierowane do nich: „pozwól mi zostać w domu”.

#zmieńmysystem

Ale pracownicy się nie poddają. Organizują się, nagłaśniają, wywierają nacisk.

Pracownicy Poczty Polskiej domagają się zamknięcia wszystkich urzędów pocztowych oraz tzw. WER-ów (Węzłów Ekspedycyjno-Rozdzielczych) na okres dwóch tygodni, z zachowaniem prawa do 100% wynagrodzenia za ten okres. Pracownicy zakładów Volkswagena w Poznaniu z Inicjatywy Pracowniczej żądają, by wstrzymać produkcję z zachowaniem 100% wynagrodzenia, uruchomić fundusz wsparcia pracowników na opiekę medyczną podczas pandemii, oraz do końca pandemii nie kończyć umów z pracownikami tymczasowymi, aby nie tracili opieki zdrowotnej w czasie, gdy najbardziej jej potrzebują.

Pracownicy magazynów Amazona także domagają się działań. W petycji skierowanej do Jeffa Bezosa piszą: „W ostatnich dniach zaobserwowaliśmy zwiększenie ilości zamówień w magazynach Amazon, natomiast rąk do pracy jest wciąż tyle samo. Mimo większego obciążenia pracowników Amazon utrzymuje normy produkcyjne oraz ich wzrost, jakby nic się nie zmieniło. Na dodatek, wielu pracowników zatrudnionych w amerykańskich magazynach zostało zaszokowanych wiadomością, że firma nielegalnie odmawia im płatnego chorobowego.

Jako pracownicy Amazon jesteśmy zaniepokojeni obecnym brakiem procedur ochronnych w zakładach. Ograniczone zmiany w organizacji pracy to za mało, potrzebna jest wszechstronna strategia, mająca na celu zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim pracownikom firmy oraz reszcie społeczeństwa. Jej elementem musi być zamknięcie magazynów w przypadku rosnącej ilości zachorowań do czasu zakończenia pandemii oraz zwiększenie ilości płatnego urlopu, przyznawanego w momencie utrzymywania produkcji w zakładach. Wprowadzanie fikcyjnych środków ochronnych i udawanie, że jesteśmy bezpieczni, nas nie obroni”.

Gdy zwycięzca bierze wszystko, wszyscy tracą

czytaj także

Może obok #zostańwdomu czas na #odmówmypracy? Albo #zmieńmysystem? #Konieczkapitalizmem?

Gospodarka i państwo po koronawirusie. Instrukcja obsługi

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Maja Staśko
Maja Staśko
Dziennikarka, aktywistka
Dziennikarka, scenarzystka, aktywistka. Współautorka książek „Gwałt to przecież komplement. Czym jest kultura gwałtu?” oraz „Gwałt polski”. Na co dzień wspiera osoby po doświadczeniu przemocy. Obecnie pracuje nad książką o patoinfluencerach.
Zamknij