„W tej chwili należy wspierać rząd i podsuwać mu jak najwięcej rozwiązań, które pozwoliłyby zmniejszyć zasięg epidemii. Takie też jest stanowisko Roberta Biedronia i polityków oraz polityczek Lewicy, którzy wskazują w pierwszej kolejności na konieczność współpracy i osiągania porozumień ponad partyjnymi podziałami”, mówi Wojciech Konieczny, senator Lewicy, dyrektor Miejskiego Szpitala Zespolonego w Częstochowie.
Paulina Januszewska: Jak ocenia pan dotychczasowe działania polskiego rządu w kwestii walki z pandemią?
Wojciech Konieczny: Trudno jeszcze jednoznacznie stwierdzić, czy nasze władze sobie z tym poradziły, ponieważ kryzys i następstwa podjętych decyzji są dopiero przed nami. Uważam, że w tej chwili należy wspierać rząd i podsuwać mu jak najwięcej rozwiązań, które pozwoliłyby zmniejszyć zasięg epidemii. Takie też jest stanowisko Roberta Biedronia i polityków oraz polityczek Lewicy, którzy wskazują w pierwszej kolejności na konieczność współpracy i osiągania porozumień ponad partyjnymi podziałami. Nie oznacza to oczywiście, że nie powinniśmy odnotowywać ewentualnych porażek strony rządowej. Ważne, by na nie szybko reagować. Trzeba też pamiętać, że PiS rządzi już długo i stan przygotowania państwa do kryzysu leży, rzecz jasna, w jego rękach, a w przebiegu epidemii nie bez znaczenia pozostanie dotychczas prowadzona polityka. Nie jest to jednak czas na krytykę totalną, bo ta sprzyja napędzaniu społecznej paniki. Na rozliczanie rządu przyjdzie czas wtedy, gdy pokonamy ten kryzys.
Ale powody do paniki są – brakuje testów, personelu medycznego, sprzętu w szpitalach.
Owszem. I tutaj z pewnością można mieć duże zastrzeżenia co do zapewnień rządu, że przygotował się dobrze i na czas do walki z koronawirusem. Przede wszystkim pierwszy etap reakcji był bardzo powolny. Wprawdzie w ostatnich tygodniach nastąpiła widoczna mobilizacja, jednak wszystko wskazuje na to, że jeszcze na początku lutego w PiS nie przewidywano, że może dojść do nadzwyczajnej sytuacji. Już na komisji senackiej 3 lutego zgłaszaliśmy pytania i sugestie dotyczące epidemii, ale ze strony rządu padały raczej uspokajające stwierdzenia – na przykład te dotyczące pieniędzy. Stwierdzono, że mamy przecież rezerwę budżetową, więc żadnych powodów do obaw nie ma. Dziś wiemy, że nie była to prawda.
Rząd zdecydował się na specustawę.
Uchwalono ją dość nagle i w sposób nieprzemyślany. Wcześniej nic nie wskazywało na to, że rząd potrzebuje jakiegoś rewolucyjnego rozwiązania, by poradzić sobie z koronawirusem, po czym bez konsultacji uchwala zupełnie nowe przepisy. Ale mimo tego, że ma teraz narzędzia legislacyjne, niewiele się zmieniło, jeśli chodzi o sytuację w szpitalach i tempo dostarczania niezbędnego sprzętu medycznego na oddziały. To jest poważny zarzut, bo w efekcie mamy przede wszystkim duże opóźnienie w kwestii badań laboratoryjnych, co będzie bardzo silnie rzutować na przebieg epidemii.
Dlaczego?
Liczba wykonanych testów jest niewielka, bo zalecenia w przeprowadzających je laboratoriach nie zostały dostosowane do naszych realnych potrzeb i są bardzo zawężone. Kiedy testów jest za mało, trzeba je reglamentować, co znacząco spowalnia proces diagnozowania zarażonych i odsyłania zdrowych do domów. Dochodzi do absurdalnej sytuacji, w których okazuje się, że na oddziałach zakaźnych leżą zdrowi ludzie, oczekujący kilka dni czy tygodni na badania. A dopóki to nie nastąpi, są oni traktowani jako potencjalni nosiciele choroby, więc cały sprzęt, jednorazowe kombinezony, z których musi w tym czasie korzystać personel, zużywa się w hurtowych ilościach. Gdyby testy były powszechnie dostępne, większość osób mogłaby przebadać się samodzielnie i również samodzielnie – odizolować. Sądzę, że z takiej możliwości – nawet odpłatnie – skorzystałoby sporo ludzi. Dlatego uważam, że rząd powinien, po pierwsze, rozszerzyć wskazania do przeprowadzania badań, a także zwiększyć ich dostępność. No i skrócić czas kwarantann. Nie muszą trwać one aż 14 dni, skoro już po tygodniu wiadomo, czy jest się chorym, czy nie. To badanie jest miarodajne i może stać się zbawienne dla sytuacji pracowników służby zdrowia.
Tych jest jednak za mało.
Niestety epidemia sprawi, że słabość polskiej służby zdrowia wyjdzie na jaw. Nie mamy wystarczającej liczby lekarzy i pielęgniarek, ale i łóżek szpitalnych, których liczbę zmniejszono ostatnio ze względu na normy pielęgniarskie. Tu znów wychodzą efekty krótkowzroczności rządu. W związku z tym, że liczba chorób zakaźnych w ostatnich latach spadła, zmniejszono też liczbę oddziałów zajmujących się tymi schorzeniami. Oddziały zakaźne są niekorzystnie rozliczane w ramach NFZ, więc wielu szpitalom nie opłacało się ich utrzymywać. Dyrektorzy likwidowali kolejne łóżka, obniżali liczbę przyjęć, przez co oddziały zakaźne – jak wiele innych specjalistycznych Polsce – znajdują się w grupie deficytowej. Mimo że dysponujemy odpowiednimi, skutecznymi procedurami, a wiedza lekarzy jest na wysokim poziomie (mamy przecież świetnych i dobrze wyszkolonych epidemiologów, wirusologów, immunologów), to jednak przegrywamy w starciu z liczbami. Sytuacja kadrowa wygląda równie źle wśród specjalistów od chorób płuc, których zaangażowanie i pomoc w obliczu obecnego kryzysu okazują się bardzo potrzebne. W ciągu ostatnich dziesięciu lat liczba tych lekarzy spadła aż o jedną trzecią. Gdy dojdzie do tego, że epidemia koronawirusa dotknie pracowników służby zdrowia – sytuacja stanie się krytyczna, bo nie będzie komu leczyć pacjentów. Tego sprawdzianu polska służba zdrowia może po prostu nie przejść pomyślnie. Wystarczy spojrzeć na to, co dzieje się we Włoszech.
czytaj także
To znaczy?
Tamtejsza służba zdrowia jest lepiej wyposażona i przygotowana, a mimo to nie radzi sobie z epidemią. Przypadająca na sto tysięcy mieszkańców liczba lekarzy czy pielęgniarek we Włoszech jest znacznie większa niż w Polsce. Tak samo Niemcy czy Francja – mają lepszą i bogatszą opiekę medyczną. Tamtejsze szpitale nie borykają się z trudnościami, które są na porządku dziennym u nas, a i tak znajdują się w kryzysowej sytuacji. Najdramatyczniej jest oczywiście we Włoszech. Ale jeśli tam występują takie trudności, to nietrudno się domyślić, co może dziać się w Polsce. Dlatego tak ważne i pilnie potrzebne są pozaszpitalne działania rządowe, które mają szansę uratować polską medycynę w tym nierównym starciu z koronawirusem. W tej chwili należy skupić się więc na rozwiązywaniu problemów. I mimo wielu powodów do krytyki polskiego rządu w jednej kwestii PiS ma rację. Żaden system zdrowotny nie jest przygotowany na nadejście takiej pandemii. I owszem, nasz wypada słabiej niż w innych krajach UE, ale nie jesteśmy w sytuacji bez wyjścia. Poza tym w ciągu ostatnich dwóch tygodni widać intensyfikację działań rządu. Wprowadzenie obostrzeń, jak zamknięcie szkół, przedszkoli i wszystkich instytucji kulturalnych, jest dobrym posunięciem. Powinno to jednak iść jeszcze dalej i objąć kościoły, miejsca kultów i pielgrzymek.
czytaj także
Czy grozi nam ogłoszenie stanu wyjątkowego?
Rząd przyznał sobie duże uprawnienia specustawą, minister zdrowia ogłosił ustawę o epidemii, więc wykonanie takiego ruchu jest wysoce prawdopodobne. Szczerze mówiąc, w polskich warunkach wydaje się wręcz konieczne. O ile w innych krajach da się bez tego przeprowadzić akcję zatrzymania koronawirusa, o tyle w Polsce trzeba sobie zdać sprawę, że będzie trzeba prawdopodobnie wydawać ostrzejsze zarządzenia. Osobiście uważam, że jeśli mamy coś takiego zrobić, musi nastąpić to jak najszybciej. Rząd nie powinien czekać na moment, gdy liczba chorych wzrośnie do tysiąca czy więcej. Lepiej wprowadzić restrykcje wcześniej i wcześniej je zakończyć. Nie czekałbym z tym, bo stopniowanie napięcia nie służy ani zatrzymaniu choroby, ani tym bardziej przeciwdziałaniu panice wśród obywateli. Rząd na pewno dysponuje prognozami dotyczącymi rozwoju choroby, wie, ile będzie osób zarażonych i zgonów. Jeśli więc wychodzi z nich zły obraz, to stan wyjątkowy lub inny, który zawiesi pewne swobody i możliwości obywatelskie – staje się koniecznością. W obecnym stanie prawnym może się to jednak okazać trudne i bez przygotowania odpowiedniego zaplecza prawnego, w tym np. osłon dla przedsiębiorców, może zakończyć się rządzeniem dekretami. Jeśli jednak władze wezmą pod uwagę np. senackie poprawki legislacyjne do specustawy, sądzę, że stan wyjątkowy dojdzie do skutku w bardziej uregulowanym kształcie. Bez takiego rozwiązania może być ciężko walczyć z epidemią tylko tymi siłami, które mamy obecnie. Poza tym jest ono pośrednio skutkiem złych decyzji sprzed paru tygodni.
Co ma pan na myśli?
Iluzoryczną – i wcześniej, i teraz – kontrolę graniczną. Dotyczy to zarówno lotnisk, jak i granic lądowych, gdzie bada się jedynie autokary i pojazdy, w których znajduje się powyżej ośmiu osób. Dlaczego akurat osiem, a nie na przykład pięć? Nie ma na to epidemiologicznego uzasadnienia. Nie było dużego nastawienia na pandemię w Polsce. Zabrakło chociażby reakcji w czasie ferii zimowych, które Polacy spędzali na nartach we Włoszech. Można było zalecić rezygnację z wyjazdów, ale też zadbać o monitorowanie sytuacji w państwach sąsiedzkich. Co istotne, pierwszy pacjent w Polce z koronawirusem przyjechał z Niemiec. Obserwowano Chiny, Włochy, inne kraje, a Niemiec – nie. Myślę, że trzeba działać tak jak kraje, które dobrze sobie poradziły z koronawirusem – Tajwan czy Singapur. Oczywiście wprowadziły one dosyć drastyczne ograniczenia – dużo izolacji i kwarantann – ale zrobiły to od razu. Podobnie było z badaniami, które wykonywano w ogromnych ilościach. Podaję te przykłady, ponieważ tam epidemie zdarzają się częściej i to nauczyło rządy reagować szybko i poważnie, co dla nas, państwa nieposiadającego doświadczenia w takim zakresie, może być w dużym stopniu pouczające.
Byłoby dobrze, gdyby koronawirus przyniósł lewicowy zwrot polityczny
czytaj także
O tym, jak poradzić sobie ze skutkami epidemii, Lewica i Robert Biedroń mówią w zaproponowanym kilka dni temu pakiecie antykryzysowym. Czym różni się on od specustawy rządowej?
Nasze propozycje pakietowe idą oczywiście w parze z poprawkami senackimi zgłoszonymi do rządowej specustawy. Oba przypadki zakładają niewprowadzanie stanu wyjątkowego, tylko uchwalenie odpowiednich przepisów, które będą czymś, co nazwałbym quasi-stanem wyjątkowym. Jeśli chodzi o sam pakiet antykryzysowy – on częściowo naprawia specustawę, uzupełnia ją i odpowiada na potrzeby obywatelek i obywateli. Działa więc odwrotnie niż dokument rządowy. Głównym celem specustawy jest bowiem przyznanie większych uprawnień rządowi, co ma mu ułatwić zarządzanie kryzysem. Nasz pakiet z kolei skupia się na społeczeństwie – ma umożliwić ludziom przeżycie tego kryzysu na płaszczyźnie zdrowotnej i finansowej.
Koronawirus propagandy, czyli to państwa są niesolidarne, nie Unia Europejska
czytaj także
To konkretnie. Co państwo proponujecie?
Sto procent płatnego wynagrodzenia na chorobowym. Chcemy też, by tym zasiłkiem byli objęci pracownicy zatrudnieni na umowach zlecenia i umowach o dzieło. Ludzie, którzy pracują na takich umowach, w razie kwarantanny czy konieczności poddania się restrykcjom pozostaną bez środków do życia, dlatego musimy zapewnić im bezpieczeństwo, zwłaszcza że strach przed brakiem pieniędzy może niektórych zmusić nawet do ukrywania choroby. A nam chodzi o to, by obywatele się nie bali. Postulujemy ponadto, by zdjąć obowiązek płacenia za pracownika poddanego kwarantannie z pracodawcy i przenieść go na ZUS. Kolejny punkt to zasiłek wychowawczy dla rodziców wszystkich dzieci uczących się w szkole podstawowej. Na czas obowiązywania specustawy, która uwzględni nasze pomysły, proponujemy też wstrzymanie konieczności spłacania kredytów oraz składek do ZUS-u dla przedsiębiorców. To dotyczy również szpitali.
To znaczy?
Pamiętajmy, że szpitale to również przedsiębiorstwa, które w walce z koronawirusem trzeba traktować priorytetowo. Chcemy odciążyć finansowo zadłużone szpitale. W momencie, gdy dana placówka jest lub stanie się niewypłacalna, a takie ryzyko podejmuje każdy szpital przyjmujący zarażonych koronawirusem, najskuteczniejszą pomocą naszym zdaniem jest przejęcie przez budżet państwa spłat kredytów i pożyczek na czas obowiązywania specustawy. To jest pilna i skuteczna pomoc, która rozwiązuje problemy opłacania kadr i sprzętu. W kwestii dostarczania wyposażenia szpitalom chcemy jednak wprowadzić odgórne ustalenia, które usprawnią ten proces. Obecnie sprzęt wysyłany jest do szpitala dopiero wtedy, gdy na oddziale pojawi się zarażony pacjent i dyrektor wystosuje odpowiednie pisemne prośby. Rząd powinien obliczyć, ile jest osób potencjalnie zagrożonych na danym terenie chorobą, ile jest szpitali, ile miejsc. I ten sprzęt powinien być po prostu od razu wysłany. Jeżeli nie zostanie użyty, to szpital go potem przecież odeśle. To musi błyskawicznie następować, bo czas w dobie epidemii jest na wagę złota.
Morawski: Dla gospodarki to bardziej jak wojna niż trzęsienie ziemi
czytaj także
Co z personelem?
W pakiecie antykryzysowym zawarliśmy takie postulaty, jak podwyżki dla pracowników szpitala, ratowników, lekarzy i pielęgniarek oraz stworzenie funduszu na odszkodowania i pomoc dla personelu medycznego pracującego z pacjentami z koronawirusem na wypadek zakażenia. Warto też pomyśleć o dofinansowaniu tych szpitali, które przejmą obowiązki po placówkach zamienionych w pełni w zakaźne. Trzeba zwiększyć finansowanie tych szpitali o 50 proc. – powinny z miesiąca na miesiąc rosnąć ryczałty z NFZ-u. To, co proponowane jest teraz, czyli że będzie to liczone już po wszystkim, sprawdzane, ile dany szpital miał wolnych łóżek, ilu przyjął pacjentów i na tej podstawie coś wypłacać – to są rozwiązania, które można stosować w przypadku jednego szpitala, a nie całej sieci. Zamiast czekać tygodniami czy miesiącami, co dany szpital zgłosi i w jakie kłopoty popadnie, można go z góry przed tym ustrzec.
A jak zapobiec rosnącej panice w społeczeństwie?
Na pewno poprzez tłumaczenie, na czym polega ta choroba, jak się można zarazić i czego unikać, co jest w tej chwili największym obowiązkiem polityków. To, czego należy unikać, to bezpośrednie upolitycznianie tej sprawy. Sprowadzanie koronawirusa do gier politycznych, obojętnie, w którą stronę – czy to w kierunku propagandy sukcesu, w której rząd przekonuje, że jesteśmy świetnie przygotowani na pandemię i doskonale sobie z nią radzimy, czy to poprzez wyciąganie jakichś jednostkowych fatalnych przypadków i głoszenie czarnych scenariuszy – jest szkodliwe. Zarówno przesadny optymizm, jak i krytyka nie przynoszą w tym wypadku niczego dobrego. Nie negowałbym także reakcji społecznych, jak choćby wykupowanie jedzenia itd. Nie pochwalam tego, ale doskonale rozumiem. Pierwszy efekt epidemii jest zawsze taki sam – ludzie wpadają w panikę, czują strach i mają przeświadczenie, że każdy musi sobie radzić sam, bo państwo mu nie pomoże. Gdyby ludzie czuli opiekę państwa, to ta panika byłaby mniejsza, bo wiedzieliby, że system zadziała. Polakom brakuje zaufania do instytucji. Dlatego należy ich przekonywać, że mamy procedury, które zapewnią nam bezpieczeństwo. Społeczeństwo musi tylko się do nich zastosować. A politycy – bez względu na poglądy i przynależność partyjną – powinni zrobić wszystko, by tak się stało, a także przygotowywać obywateli i obywatelki na konieczne ograniczenia.
czytaj także
Jak przetrwać ten czas?
Nie powiem tutaj nic oryginalnego, ale uczulam: najważniejsze to zachować spokój. Zwracajmy uwagę na osoby starsze i cierpiące na różne schorzenia, a także te z obniżoną odpornością, które znajdują się w grupie największego ryzyka zarażenia. Starajmy się im pomóc: izolować, dostarczać jedzenie i leki, uspokajać. Stosujmy się do zaleceń WHO i rządu. Nie przemieszczajmy się niepotrzebnie, nie odwiedzajmy SOR-ów, przychodni (jeśli to nie jest konieczne), miejsc publicznych, unikajmy skupisk, odkażajmy się itp. Pamiętajmy, że autoizolacja jest jedną z najlepszych i groźnych broni w walce z tym wirusem, nie bagatelizujmy jej. Apeluję też do młodzieży i studentów: to jest czas zdecydowanego ograniczenia spotkań towarzyskich. Zostańcie w domu. Sami nie zachorujecie, ale możecie zarazić innych. Reszta to cierpliwość. Wszyscy liczą na to, że koronawirus okaże się wirusem sezonowym i w perspektywie miesiąca lub dwóch powinien zacząć się wygaszać. Leki i szczepionka to daleka przyszłość. W okresie najbliższych miesięcy tylko czas i spokój mogą nas więc uratować.
***
Wojciech Konieczny – senator Lewicy, dyrektor Miejskiego Szpitala Zespolonego w Częstochowie.