Mechanizm chronienia męskiego ego od XIX w. pozostaje ten sam

To, co dokonało się w naszych czasach, a zaczęło się już w XIX w., to rozdzielenie kapitału ekonomicznego i kulturowego. Ten drugi nie akumuluje się przez własną pracę, tylko jest wynoszony ze środowiska, w którym obracamy się od dziecka – mówi Alicja Urbanik-Kopeć.
Alicja Urbanik-Kopeć Fot. Jakub Szafrański

Coraz częściej i głośniej mówi się o tym, iż pięcie się po drabinie awansu społecznego nie powinno być jedyną drogą do dobrego życia. Nie każdy może, chce i powinien wziąć przysłowiowy kredyt i założyć firmę czy zostać programistą.

Martyna Słowik: Współcześnie małżeństwo chcemy postrzegać jako decyzję romantyczną, związaną z uczuciami, emocjami czy psychiką, a nie jako transakcję, dzięki której możemy zyskać majątkowo. Czy to znaczy, że transakcyjność związków zniknęła?

Alicja Urbanik-Kopeć: Wiele razy podczas wywiadów spotkałam się z opiniami, że w kwestii małżeństw i związków XIX wiek był cyniczny, a dzisiaj tak to nie wygląda. To nieprawda. Transakcyjność związków, podobnie jak klasy społeczne, wcale nie zniknęła. Być może mniej się o niej mówi i jest to bardziej subtelne, ale nadal obecne. „Umawiasz się z dziewczyną, która robi paznokcie? Przecież jesteś prawnikiem pracującym w renomowanej korporacji!”, „Chcesz jechać na nurkowanie do egzotycznych krajów, a twój partner nie był za granicą?”. To wszystko są przecież podziały klasowe. Rozpoznajemy, że związek fryzjerki z prawnikiem z korporacji to mezalians, podobnie jak związek menedżerki w dużej firmie z robotnikiem budowlanym. Słowo „mezalians” ma bardzo negatywny wydźwięk, bo w taki sposób używano go w XIX wieku, sugerując, że jedna strona nie jest warta drugiej, bo pochodzi z innej klasy społecznej. Dziś wiemy, że to nieprawda. Zapominamy natomiast, że zaznaczenie różnicy nie oznacza wartościowania. Uważamy to za nietakt i udajemy, że tej różnicy nie ma, co prowadzi do zawiedzionych oczekiwań i frustracji w relacjach.

„Biegasz jak dziewczyna”. Jak zniechęciliśmy grzeczne dziewczynki do sportu

Gdy pisałam o Janie Blochu i jego córkach, które wychodziły za arystokratów, to przypomniałam sobie, że Dominika Kulczyk przez 12 lat była żoną księcia Jana Lubomirskiego-Lanckorońskiego. Nie twierdzę, że to małżeństwo transakcyjne, jednak ten element, że z jednej strony było nazwisko, a z drugiej – ogromne pieniądze z biznesu, na pewno w jakiejś mierze pozostawał istotny. Zresztą transakcyjność to nie jest jednoznacznie cyniczny i negatywny proces. Chodzi po prostu o to, że obie strony w społeczeństwie kapitalistycznym, patriarchalnym i klasowym przynoszą do związku jakieś korzyści i jakieś wymagania. One się ze sobą łączą. I nawet jeśli nie omawiamy tego wprost, to nad wieloma rzeczami związanymi z aspektami finansowymi małżeństwa wciąż się przecież zastanawiamy. Wie to każdy, kto kiedyś liczył swoją zdolność kredytową.

Wykonywane zawody i zarobki uzyskiwane z pracy wciąż w dużej mierze determinują miejsce na drabinie społecznej. Zajęcia takie jak opieka nad dziećmi, osobami starszymi, sprzątanie itd. nie tylko mają niski prestiż, ale są też niskopłatne. Statystyki pokazują, że większość osób, które je wykonują, to kobiety. Jak dzisiaj przynależność do poszczególnych klas społecznych wpływa na relacje damsko-męskie i sytuację kobiet?

Na pewno mobilność klasowa kobiet jest większa niż dawniej i większa niż współczesnych mężczyzn. Kobiety, zwłaszcza te ze wsi i miasteczek, pragną awansu i go dokonują – są często ambitniejsze niż młodzi mężczyźni z mniejszych ośrodków. Standardem jest już to, że wyjeżdżają do większych miast, starają się zdobyć wykształcenie, dostać dobrą pracę i zrobić karierę. Za mąż wychodzą później i mają mniej dzieci. Na uczelniach wyższych od lat studiuje więcej kobiet niż mężczyzn. Choć tutaj niestety widać też inną prawidłowość: więcej kobiet studiuje do poziomu studiów magisterskich, więcej jest też doktorantek. Na kolejnych etapach zdobywania stopni naukowych więcej jest już mężczyzn, oni też dominują wśród zatrudnionych na uczelni, ponieważ kobiety tracą miejsce w pracy intelektualnej przygniecione obowiązkami rodzicielskimi.

W tabloidach zawsze najmocniej obrywają kobiety. Tak samo dzisiaj, jak i 150 lat temu

Patriarchat i społeczeństwo klasowe są ze sobą mocno związane, kapitalizm także wspomaga patriarchat. Tak jak w XIX wieku, tak i dziś kobiety wykonują zawody usługowo-opiekuńcze, słabo płatne i często lekceważone. Służące domowe, opiekunki, nauczycielki, guwernantki, praczki – w XIX wieku te zawody były nisko płatne ze względu na to, że społeczeństwo negatywnie różnicowało kobiety ze wszystkich klas społecznych. Uznawało je za słabsze, mniej inteligentne, mniej zaradne i mniej stabilne. Zawody, które wykonywały, musiały jakoś tę różnicę uwidaczniać – przez niskie wynagrodzenia. W rzeczywistości praca na służbie była jednak ciężką fizyczną harówką, wymagającą odpowiedniego zestawu umiejętności, który nie jest dostępny instynktownie. Nie istniały wtedy pralki, zmywarki i lodówki, nie było centralnego ogrzewania, a piece były na węgiel lub drewno i trzeba było umieć je obsługiwać. Dzisiaj do opinii publicznej przebijają się postulaty wyceniania niewidocznej pracy kobiet i odpowiedniego docenienia zawodów opiekuńczych, lecz zwykle to chwilowe zrywy, nie idzie za tym żadne działanie państwa.

Patriarchat wciąż utrudnia kobietom dokonanie awansu klasowego?

Awans klasowy już sam w sobie nie jest łatwy. Klasy społeczne charakteryzują się naturalną inercją, która próbuje utrzymać status quo. Osobom z wyższych warstw jest przecież lepiej, gdy należy do nich jak najmniej osób i mogą korzystać z pracy oraz zasobów klas niższych. Niekoniecznie dzieje się to świadomie.

Kobiety, które aktywnie dążą do awansu społecznego, walczą na dwóch frontach. Z jednej strony właśnie z podziałami klasowymi i trudnościami piętrzącymi się na drodze do awansu, a z drugiej – z patriarchatem, który mówi im, że nadają się do mniej wykwalifikowanych i płatnych zawodów, np. opiekuńczych. To nie przypadek, że nauczycielki, pielęgniarki czy pracownice sklepów wielkopowierzchniowych zarabiają tak mało. Jasne, możemy powiedzieć, że kobiety mają dzisiaj otwarty rynek pracy i również mogą podejmować zajęcia bardziej wykwalifikowane. Jednak często jest to tylko ułuda wolności – dane pokazują, że na wyższych stanowiskach też płaci im się mniej niż mężczyznom. W Unii Europejskiej średnio o 12,7 proc., w Polsce średnio o 4,5 proc. Ponadto nawet w krajach o dużym pakiecie socjalnym to kobiety na rynku pracy ponoszą ogromne koszty tego, że mają dzieci. Od momentu gdy rodzą pierwsze dziecko, ich przychody zaczynają spadać – idą na urlop macierzyński, a po nim często znikają na dłużej z rynku pracy. Prywatna niania i żłobek wymagają sporych nakładów finansowych, więc wiele kobiet nie wraca do zawodu, tylko zajmuje się dzieckiem, bo nie stać ich na zapłacenie za opiekę. Nawet gdy wracają do pracy, muszą łączyć role i to w przeważającej mierze na nich spoczywa społeczna odpowiedzialność za dziecko. Od nich oczekuje się, że gdy jest chore, zwolnią się z pracy, zaopiekują się nim, odrobią z nim lekcje.

Oczywistą drogą do zapewnienia sobie sukcesu życiowego w tej sytuacji kulturowo-ekonomicznej jest wybranie partnera, na którego – jak to się dzisiaj określa – „można liczyć”, który „jest odpowiedzialny”. Czyli takiego, jaki finansowo, emocjonalnie i społecznie wesprze nas w sytuacji, gdy na rynku pracy będziemy towarem drugiej kategorii.

Sporo pisze pani o systemie posagowym w XIX w. i jego ogromnej roli w zawieraniu małżeństw. To kobieta musiała wnieść do małżeństwa posag, który po ślubie przechodził na własność męża. Nierzadko para przez jakiś czas żyła właśnie z tego majątku. W dzisiejszych czasach również są pary, w których kobieta utrzymuje rodzinę. Bywa, że mówi się już o tym otwarcie, jednak często nadal funkcjonuje mechanizm ochrony dumy mężczyzny i zachowywania idealnego – zgodnego z kulturowymi stereotypami płci – obrazu rodziny na zewnątrz.

Mimo że kultura patriarchalna wprowadziła do społeczeństwa mechanizmy powodujące, że to kobiety są na niższym poziomie finansowym, to odwrotne przypadki też się zdarzały i w XIX wieku były nawet częste. O tym jednak głośno się nie mówiło z powodu norm kulturowych, wedle których mężczyzna jest bogatszy, starszy, zaradniejszy, ma większe wpływy, a kobieta jest bezbronną istotą, którą należy się opiekować. Ta koncepcja w dalszym ciągu trzyma się mocno. Często niestety kobiety te normy internalizują i same pielęgnują w partnerach poczucie wyższości. Przewaga w związku – ekonomiczna, zawodowa – na korzyść mężczyzn jest postrzegana jako neutralna, a ta na korzyść kobiet – jako coś negatywnego. Mechanizm chronienia męskiego ego od XIX wieku pozostaje ten sam.

Ikonowicz: Polityka bez klas i bez klasy

Co by pani powiedziała osobom, które dzisiaj wypierają istnienie klas społecznych czy im zaprzeczają?

Na pewno nie jestem właściwą osobą, by dawać jakiekolwiek rady, gdyż sama pochodzę z warszawskiej klasy średniej – to uprzywilejowane miejsce w społeczeństwie. Nie musiałam w życiu dokonywać awansu klasowego, co jest ogromnym darem, niebędącym ani moją zasługą, ani winą.

Uważam jednak, że jako społeczeństwo zaprzeczamy dzisiaj istnieniu klas społecznych i dzieje się to na naszą zgubę. Podziały klasowe nie są dobrym sposobem na organizację społeczeństwa, ale zaprzeczanie ich istnieniu nie ma sensu. Jeśli zdajemy sobie sprawę z podziałów, wiemy, gdzie one przebiegają i na jakich zasadach funkcjonują, to możemy z nimi walczyć i się wobec nich określać. Wybierać polityków, którzy reprezentować będą potrzeby klasy społecznej, do której należymy (a prawdopodobnie nie jest to arystokracja), wspierać organizacje walczące z wykluczeniem, wspomagające rozwój i edukację dzieci ze środowisk zagrożonych marginalizacją. Możemy trenować naszą wrażliwość społeczną i widzieć działanie przywileju.

To, co dokonało się w naszych czasach, a zaczęło się już w XIX wieku, to rozdzielenie kapitału ekonomicznego i kulturowego. Ten drugi nie akumuluje się przez własną pracę, tylko jest wynoszony ze środowiska, w którym obracamy się od dziecka. Kapitał kulturowy staje się obecnie mniej istotny, można też prościej go „nadrobić”, ze względu na łatwiejszy niż kiedyś dostęp do edukacji, podróży, nauki języków obcych. Mimo iż wszelkie prognozy wskazują, że w najbliższych latach przepaść między najbogatszymi a najbiedniejszymi na świecie będzie się nadal pogłębiać, uważam, że dzisiaj dokonanie awansu klasowego w Polsce jest łatwiejsze, a przynajmniej mamy na niego większe szanse niż w XIX wieku – choćby z powodu kulejącej, lecz dalej powszechnej, darmowej edukacji. Nie jest to ogromne pocieszenie i postęp jest zbyt wolny, ale pozostaje faktem.

Klasie średniej trzeba zaglądać do portfela

Innym plusem, który widzę w obecnej sytuacji, jest to, że coraz częściej i głośniej mówi się o tym, iż pięcie się po drabinie awansu społecznego nie powinno być jedyną drogą do dobrego życia. Nie każdy może, chce i powinien wziąć przysłowiowy kredyt i założyć firmę czy zostać programistą. Coraz więcej jest przymiarek do tego, by tworzyć społeczeństwa socjalno-opiekuńcze, w których w niższych klasach społecznych żyje się godnie i nie trzeba całego swojego czasu i energii życiowej poświęcać tylko na to, by przeskoczyć szczebelek wyżej, bo dobry standard życia nie jest już warunkowany klasowo.

*

Cały wywiad pt. Wciąż czujemy, czym jest mezalians ukazał się w najnowszym numerze „Miesięcznika Znak”, poświęconym klasom społecznym. Dziękujemy redakcji za zgodę na przedruk.

**

Alicja Urbanik-Kopeć – doktora kulturoznawstwa, pracuje w Instytucie Historii Nauki PAN. Autorka książek, m.in. Chodzić i uśmiechać się wolno każdemu. Praca seksualna w XIX wieku na ziemiach polskich (2021), Matrymonium. O małżeństwie nieromantycznym (2022).

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Martyna Słowik
Martyna Słowik
Dziennikarka i reporterka
Martyna Słowik – dziennikarka i reporterka, publikuje m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Wysokich Obcasach”, „Tygodniku Powszechnym”. Laureatka stypendium dziennikarskiego im. Leopolda Ungera, finalistka konkursu dziennikarskiego Dziennikarze Małopolski 2019 (kategoria publicystyka), stypendystka Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Pisze o kryzysie klimatycznym, kobietach i kulturze.
Zamknij