Eksperci Greenpeace przebadali próbki wody zrzucanej do Odry i Wisły z dziewięciu położonych na Górnym Śląsku kopalń węgla kamiennego oraz wody powyżej i poniżej zrzutów. Wyniki zaprezentowano wczoraj, 2 marca, na konferencji prasowej w Warszawie. Można panikować.
W sierpniu 2022 na naszych oczach umarła druga co do wielkości polska rzeka – Odra. Zginęły miliony ryb. Rzeka nadal jest w tak złym stanie, że nie nadaje się nawet do zarybiania. Ten sam los może czekać Wisłę.
Żeby zbadać przyczyny katastrofy, eksperci Greenpeace przebadali próbki wody zrzucanej do obu rzek z dziewięciu położonych na Górnym Śląsku kopalń węgla kamiennego oraz wody obu rzek – powyżej i poniżej zrzutów – a także ich dopływów. Wyniki zaprezentowano wczoraj, 2 marca, na konferencji prasowej w Warszawie. Można panikować.
Czemu służy żałoba po umarłej rzece? [rozmowa z psycholożką Magdaleną Budziszewską]
czytaj także
Tak zwany wstępny raport ds. sytuacji na Odrze, który powstał na zamówienie ministra klimatu i środowiska, obwieszczał, że przyczyny katastrofy były naturalne – spowodowała ją „złota alga”. Od tamtej pory po stronie rządowej na temat rzeki zapadła przedwyborcza cisza. Zastanawiam się, jak to możliwe, że w tej sprawie nie zadano najważniejszego pytania: skąd wzięła się Prymnesium parvum, która zabiła życie na długości kilkuset kilometrów rzeki?
Gdyby je zadano, trzeba by było znaleźć winnych. Bo „złote algi” nie spadły z kosmosu ani nie wykluły się w Odrze w wyniku niepokalanego poczęcia. Pojawiły się, ponieważ – jak wszystkie gatunki inwazyjne – zostały tam przywleczone przez człowieka. Czekały na dogodne warunki – wysoką temperaturę oraz ekstremalnie słoną wodę. Kiedy tylko je dostały na przełomie lipca i sierpnia 2022 roku, skorzystały z okazji. Wybuchły swoim życiem, powodując katastrofalną w skutkach zmianę ekosystemu w drugiej co do wielkości rzece Polski.
Znamy przyczyny katastrofy Odry. Wiemy, dlaczego będą kolejne
czytaj także
Masowe wymieranie. Tak właśnie wygląda dostosowanie się przyrody do zmiany klimatu powodowanej przez homo sapiens i kapitalizm, o czym pisałem niedawno na łamach Krytyki. Przebudowa ekosystemów oznacza na przykład masową śmierć. Na początku istot nie-ludzkich – ryb, małż, bobrów. Później być może przyjdzie pora także na ludzi.
Zgodnie z przewidywaniami badania ekspertów Greenpeace potwierdziły, że trzeba zakręcić kopalniom kurek z ekstremalnie słoną wodą, którą korzystając z prawnego chaosu w zakresie dopuszczalnych poziomów zanieczyszczenia wody w Polsce, zupełnie bezkarnie zrzucają do rzek.
Wyniki raportu zaprezentowali jego współautorzy: dr hab. Leszek Pazderski, prof. UMK w Toruniu, ekspert Greenpeace ds. polityki ekologicznej, i Anna Meres, koordynatorka kampanii klimat i energia w Greenpeace, a także Marta Gregorczyk, ekspertka Greenpeace ds. relacji z mediami, oraz dr Konrad Skotnicki, popularyzator nauki, tiktoker.
czytaj także
Raport Greenpeace wyjaśnia, że eksploatacja pokładów węgla kamiennego wiąże się z odpompowywaniem ogromnych ilości wód kopalnianych, zawierających znaczne ilości soli chlorkowych i siarczanowych – z reguły tym większych, im głębiej jest prowadzona eksploatacja. Dzieje się tak, ponieważ do wyrobisk górniczych stale napływają wody podziemne, które muszą być na bieżąco usuwane.
Wody te są więc odpompowywane na powierzchnię i kierowane do pobliskich naturalnych lub sztucznych rowów odwadniających. Następnie spływają do potoków i rzek. Na Górnym Śląsku, który jest w Polsce największym obszarem eksploatacji węgla kamiennego, substancje zanieczyszczające zawarte w wodach kopalnianych trafiają do Wisły i Odry.
Podstawową wiedzą szkolną jest, że flora i fauna ekosystemów rzecznych w Polsce ma charakter słodkowodny. Wzrost zasolenia wpływa więc bardzo negatywnie na ekosystemy rzeczne. Stąd wydaje się, że zrzut tego typu ścieków powinien być odpowiednio regulowany, aby zapobiegać potencjalnej katastrofie.
Posłuchaj podcastu:
Problem w tym, że nie wiemy nawet, jakie ilości i jakiej jakości ścieki kopalniane trafiają do rzek, bo większość kopalń na Górnym Śląsku działa bez ocen oddziaływania na środowisko.
Pierwotne zezwolenia na wydobycie, których udzielano w latach 90., przyznawane były przed wprowadzeniem ustawy o ochronie środowiska (OOŚ). W ostatnich latach koncesje wygasały i aby mogły być przedłużone, wymagały ocen oddziaływania na środowisko. By tego uniknąć, Sejm w ramach nowelizacji Prawa Geologicznego i Górniczego zmienił ustawę OOŚ tak, by jednokrotne przedłużenie koncesji na wydobycie węgla kamiennego mogło nastąpić bez takich ocen. Na tej podstawie w kolejnych latach minister środowiska przedłużył 16 koncesji górniczych. W przypadku żadnej z nich nie przeprowadzono oceny oddziaływania na środowisko.
Jak wygląda chaos prawny, który umożliwia działanie kopalń oraz nieograniczone zrzuty zasolonej wody do polskich rzek?
Po pierwsze, istnieją dopuszczalne limity stężeń substancji szczególnie szkodliwych dla środowiska wodnego, które określa Rozporządzenie Ministra Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej z dnia 12 lipca 2019 roku (tzn. Rozporządzenie w sprawie ścieków). Określa ono m.in. najwyższe dopuszczalne wartości stężeń substancji zanieczyszczających w ściekach przemysłowych. W przypadku chlorków i siarczanów limit stężeń w ściekach wynosi 1500 mg/l.
Niestety, rozporządzenie wprowadza także wyjątki, które w praktyce umożliwiają zrzut ścieków o zupełnie dowolnych stężeniach chlorków i siarczanów. Jak czytamy w raporcie, pierwszy pozwala na zrzut ścieków o stężeniu przekraczającym normę, jeśli po ich wymieszaniu z wodą w rzece zawartość w niej chlorków i siarczanów nie przekroczy 1000 mg/l. Drugi zaś pozwala w wyniku zrzutu ścieków na przekroczenie w wodzie rzecznej także tego limitu, „o ile nie spowoduje to szkód w środowisku wodnym i nie utrudni korzystania z wód przez innych użytkowników”. Praktycznie wszystkie spółki górnicze wykorzystują tę sytuację. „Są to limity, których nie spotyka się w przypadku innych rodzajów ścieków przemysłowych” – dodają autorzy.
Po drugie, jakość wód powierzchniowych jest prawnie regulowana przez Rozporządzenie Ministra Infrastruktury z dnia 25 czerwca 2021 roku (tzn. Rozporządzenie w sprawie wód). Określa ono m.in. system klasyfikacji wód powierzchniowych na podstawie ich stanu lub potencjału ekologicznego. Do końca 2021 roku traktowało ono chlorki i siarczany jako jedne ze wskaźników jakości wód. W przypadku, gdy stężenie jednego z tych jonów (lub obu) przekraczało wartość graniczną dla klasy II, rzeka była określana jako pozaklasowa, co oznacza, że jej stan ekologiczny lub potencjał ekologiczny był poniżej dobrego.
czytaj także
Ponieważ stężenia graniczne chlorków i siarczanów w wyniku zastosowania wyjątków były prawie zawsze przekraczane, wody rzeczne z założenia musiały być pozaklasowe. Tym samym rozporządzenie ws. ścieków pozwalało na zrzut do rzek soli w ilościach, które niejako z definicji nie pozwalały rzekom osiągnąć dobrego stanu ekologicznego lub potencjału ekologicznego – co było celem rozporządzenia w sprawie wód oraz wspólnej polityki środowiskowej krajów członkowskich UE.
Tę sprzeczność wyeliminowano w prosty sposób – od 1 stycznia 2022 roku chlorki i siarczany przestały być wskaźnikami jakości wód. Nie obowiązują już dla nich żadne wartości graniczne i nie prowadzi się ich monitoringu. Poprawa jakości wód została na papierze osiągnięta, a jedynym wskaźnikiem zasolenia stała się przewodność elektrolityczna właściwa. Ta wielkość fizyczna jest wprawdzie zależna m.in. od stężeń chlorków i siarczanów – ale także wszystkich innych jonów. Dlatego nie sposób określić dokładnej zawartości chlorków i siarczanów w wodzie rzecznej na podstawie pomiarów przewodności elektrolitycznej właściwej, prowadzonych np. w ramach monitoringu GIOŚ.
czytaj także
Z kolei rozporządzenie w sprawie ścieków w ogóle nie wspomina o przewodności elektrolitycznej właściwej, przez co parametr ten nie pojawia się w pozwoleniach wodnoprawnych, np. dla kopalń węgla kamiennego. W pozwoleniach tych występują jedynie stężenia chlorków i siarczanów w ściekach zrzucanych do rzek. Brzmi absurdalnie, ale… witajcie w polskiej rzeczywistości.
Po trzecie, jako członka UE obowiązuje nas Ramowa Dyrektywa Wodna. Zobowiązuje ona kraje członkowskie, w tym Polskę, do osiągnięcia celu, jakim jest m.in. dobry stan ekologiczny lub potencjał ekologiczny rzek. Cel ten miał być osiągnięty do 2015 roku, ale został przedłużony do 2027 roku. Wydane dla kopalń koncesje wykraczają poza ten horyzont czasowy.
Wreszcie – dopiero w lutym 2023 minister infrastruktury rozpoczął uchwalenie aktualizacji Planów Gospodarowania Wodami. Pierwotnie miało to nastąpić ponad rok temu. Przez cały 2022 rok nie można było stwierdzić, do jakiego typu należy dany odcinek cieku i jakie są dla niego dopuszczalne wartości graniczne większości zanieczyszczeń, w tym parametrów zasolenia.
czytaj także
Chaos sprawił, że przez wiele miesięcy nie obowiązywały żadne normy jakości wód. Tak stworzono warunki dla katastrofy Odry.
Do przygotowania zaprezentowanego w czwartek raportu naukowcy zmierzyli podstawowy parametr zasolenia, tj. przewodność elektrolityczną właściwą w 20 st. C, w wodach odpompowanych z kopalń (zanim te trafiły do rzek). Następnie przekazali próbki do akredytowanego laboratorium, które oznaczało zawartość chlorków i siarczanów. Analogiczne pomiary przewodności właściwej wykonano dla rzek, do których kopalnie odprowadzają wody.
Wyniki jeżą włosy na głowie. Wody odpompowywanie z kopalń i zrzucane do rzek w dorzeczu Odry i Wisły to po prostu stężone solanki.
Naukowcy Greenpeace przebadali Odrę praktycznie od jej źródeł w Czechach. Na całym czeskim odcinku (ok. 100 km) rzeka spełnia pod względem zasolenia polskie wymogi klasy I. W Polsce, na wysokości Górnego Śląska, wpadają do niej silnie zasolone wody Bierawki i Kłodnicy. W rezultacie w rejonie Kędzierzyna-Koźla (80 km od granicy czesko-polskiej) wody Odry są już pozaklasowe.
W przypadku Wisły obraz jest jeszcze bardziej drastyczny. Na pograniczu Podbeskidzia i Górnego Śląska Wisła spełnia wymogi klasy I. Pierwszą porcję solanki otrzymuje z KWK Silesia w Czechowicach-Dziedzicach, a kolejne z Gostyni (niosącej ścieki m.in. z KWK Wesoła i KWK Piast-Ziemowit Ruch Piast) oraz Potoku Goławieckiego (ścieki z KWK Piast-Ziemowit Ruch Ziemowit).
W wyniku tych zrzutów Wisła, która przepłynęła przez Górny Śląsk, jest aż 25 razy bardziej zasolona niż poniżej Zbiornika Goczałkowickiego – przekracza wymogi klasy II aż siedmiokrotnie. Tym samym czysta, górska rzeka, jaką jest mająca swoje źródło w Beskidach Wisła, na zaledwie około 40-kilometrowym odcinku swojego biegu zostaje przekształcona w ciek, którego zasolenie jest porównywalne z niejednym ściekiem przemysłowym.
Aby zobrazować, co tak naprawdę znajduje się w wodach zrzucanych z kopalni, w czasie konferencji przeprowadzono eksperyment. Dr Konrad Skotnicki (@doktor_z_tiktoka) obrazowo odparował litr wody pokopalnianej. Z owego litra otrzymano trzy fiolki pełne kryształków soli. Czy to dużo? Dla porównania – z litra wody z Bałtyku otrzymano po odparowaniu jedną taką fiolkę.
Można było także spróbować ekstremalnie zasolonej wody – jednak dla bezpieczeństwa rozpuszczono w litrze wody zwykłą sól kuchenną w identycznej ilości. Wypicie próbki wody ze zrzutów pokopalnianych groziłby poważnymi konsekwencjami zdrowotnymi. Butelka-próbka wypełniona była czarną zawiesiną, a smak przygotowanej solanki powodował odruch wymiotny. Jeśli kiedykolwiek zdarzyło się wam nabrać w usta wody z Bałtyku, to ta zrzucana z kopalń jest kilkakrotnie bardziej słona.
Greenpeace w podsumowaniu raportu wzywa Ministerstwo Klimatu i Środowiska do podjęcia pilnych działań mających na celu ograniczenie negatywnego wpływu kopalń na środowisko. Aby to osiągnąć, kopalnie muszą natychmiast przeprowadzić oceny oddziaływania na środowisko oraz uzyskać decyzje środowiskowe. Muszą być też zobowiązane do wprowadzenia nowoczesnych metod odsalania wód odprowadzanych do rzek. Powinny zostać przeprowadzone pilne kontrole wydanych pozwoleń wodnoprawnych oraz ograniczenie dopuszczalnych limitów stężeń chlorków i siarczanów w ściekach pokopalnianych.
Zakończyć musi się również chaos prawny – tak aby możliwe było osiągnięcie celów środowiskowych dla rzek, wyznaczonych w unijnej Ramowej Dyrektywie Wodnej. Wreszcie: należy pilnie utworzyć Park Narodowy Doliny Dolnej Odry, aby odbudować i chronić ten cenny ekosystem rzeczny. Aktywiści i eksperci postulują, aby zgodnie z deklaracją premiera Morawieckiego wypłacona została nagroda w wysokości miliona złotych za wskazanie winnych katastrofy na Odrze.
„Kwota w całości byłaby przekazana na utworzenie wspomnianego Parku Narodowego” – zadeklarowała Anna Meres, koordynatorka kampanii klimat i energia w Greenpeace.
Istnieje bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że katastrofa na Odrze wydarzy się ponownie. Pytanie, czy w ogóle ją dostrzeżemy. Wszak w tej rzece nie ma już co umierać. Czy aby władze się ocknęły, musi się wydarzyć także katastrofa na Wiśle, matce polskich rzek i jednym z symboli naszego kraju?
Po katastrofie na Odrze: obojętność zmienia nas w zmeliorowaną łąkę
czytaj także
Osobiście bardziej niż wizja kolejnej katastrofy przeraża mnie fakt, że o kluczowych kwestiach dotyczących dwóch największych polskich rzek, które zaspokajają wraz z dopływami 70 proc. krajowego zapotrzebowania na wodę, nie dowiadujemy się od organów państwowych. W rządzie i organach teoretycznie zajmujących się ochroną środowiska (GIOŚ, RDOŚ, WIOŚ) czy też tych, które podobno zajmują się wyjaśnianiem przyczyn katastrofy, jak Instytut Ochrony Środowiska (w którym dyrektorskie stanowisko piastuje były prezes Wód Polskich w momencie katastrofy, Przemysław Daca), w tej sprawie nadal panuje cisza.