Kraj

Znamy przyczyny katastrofy Odry. Wiemy, dlaczego będą kolejne

Żeby do kolejnej katastrofy ekologicznej nie dopuścić, nie wystarczy powołać specjalną policję. Nie pomoże utworzenie Parku Narodowego ani nazwanie rzeki osobą prawną, choć to krok w dobrą stronę.

Kiedy okazało się, że to toksyny pochodzące ze złotych alg spowodowały masową śmierć ryb w Odrze, rządzący zapomnieli o wyznaczonych wcześniej nagrodach za znalezienie sprawcy zatrucia i ochoczo zaczęli powtarzać opinię o „naturalnym charakterze” katastrofy. Premier ogłosił już nawet pod koniec sierpnia, że Odra się odradza. Za tym radosnym, choć niepodpartym żadnymi badaniami stwierdzeniem poszły następne, normalizujące całe wydarzenia i wyciszające sprawę. Jeszcze chwila, jeden, dwa skandale i nikt już nie będzie o Odrze pamiętał. A jeśli zapomnimy, przyjdą kolejne katastrofy.

Wszystko, co pływa w Odrze, dzisiaj ginie

Odpowiedzialny jest człowiek

Interdyscyplinarny zespół doradczy do spraw kryzysu klimatycznego przy PAN wydał raport analizujący katastrofę Odry. Naukowcy ustalili, że wynikła ona z kumulacji wielu czynników. Ludzkich, nie naturalnych. Odrę zabili ludzie, choć nie był to jednorazowy zamach. Do zabójstwa przyczyniły się oczywiście ścieki, ale do tego doszły zła organizacja zarządzania zasobami wodnymi i przepisy regulujące zrzuty, które nie uwzględniają niższego poziomu wód i wyższej temperatury. A w obliczu zmian klimatycznych nie można się z tym nie liczyć.

Zasolenie, zanieczyszczenia, regulacja, która spowalnia przepływ i pozwala na gromadzenie się nieczystości, w których szybko rozwijają się algi toksyczne dla rzecznej fauny, a także zabetonowane, pozbawione trzcin brzegi, które zatrzymałyby zanieczyszczenia – na te przyczyny wskazuje krótki, pięciostronicowy komunikat PAN.

Drugim źródłem informacji jest uchwała Polskiego Towarzystwa Hydrobiologicznego, która potwierdza wersję wydarzeń naukowców z PAN. Hydrobiolodzy piszą, że wbrew upartym twierdzeniom rządu katastrofa nie była zjawiskiem naturalnym „i nie wydarzyłaby się, gdyby nie wcześniej popełnione błędy w zakresie użytkowania i ochrony wód. Nie było to zdarzenie incydentalne, lecz ostrzeżenie, że dotychczasowe zarządzanie gospodarką wodną i szeroko pojęte zarządzanie środowiskiem wymagają pilnego unowocześnienia”.

Przyczyną katastrofy Odry jest działalność człowieka. Zespół PAN zaapelował o wzięcie pod uwagę wiedzy naukowców i o większą społeczną kontrolę nad gospodarką wodną, jasne zasady odpowiedzialności i renaturyzację rzeki, co jest jednoznaczne z zaniechaniem działań mających uczynić z niej drogę wodną.

Hydrobiolodzy postulują stworzenie systemu monitorującego i wprowadzenie skutecznych procedur reakcji na wykryte zagrożenia. Celem działań człowieka powinno być według nich zapewnienie wodom odporności na zaburzenia, możliwość regeneracji, czyli powstrzymanie się od „prac utrzymaniowych” i regulacji, ale i wdrożenie Krajowego Programu Renaturyzacji Wód Powierzchniowych, przygotowanego zresztą na zlecenie Wód Polskich w 2020 roku.

Jak chronić?

Postulaty przesłano do ministerstwa, ale czy zostaną wzięte pod uwagę? To zależy od politycznej woli. Nie jest to pierwszy tego typu raport, przekazany przez naukowców politykom.

Poza partią rządzącą kataklizm Odry wzbudził powszechne poruszenie. Odbył się żałobny marsz, posłanki zaprosiły na debatę w komisji sejmowej naukowców, aktywistów i wędkarzy, żeby zrozumieć, co się wydarzyło. Greenpeace proponuje objąć przynajmniej część Odry ochroną i apeluje do Premiera Morawieckiego o utworzenie Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry.

Zebrało się też Plemię Odry. „Jestem rzeką, a rzeka jest mną” – powtarzają znane osoby, które użyczyły swoich twarzy w kampanii na rzecz ustanowienia Odry osobą prawną. Natalia Przybysz, Maciej Stuhr, Maja Ostaszewska, Mela Koteluk, Katarzyna Nosowska, Michał Zygmunt i wiele innych apeluje, by przestać Odrę traktować jak zasób, który można wyzyskać, ale zobaczyć wartość jej samej: żywej istoty, domu innych żywych istot – ryb, roślin, płazów, mięczaków, ptaków i ssaków.

Na pomysł zwołania „plemienia” wpadł pisarz i praktyk szamanizmu Robert Rient.

− Ten pomysł żył we mnie od dawna, od spotkania z rzeką Whanganui, a kiedy stała się głośniejsza sprawa Odry, która już od dekad traktowana jest jak ściek, nie chciałem pozostawać bezradny. Pracuję z plemionami – słowo „plemię” jest dla mnie starsze i pojemniejsze od „grupa”. Odwołuje się do ludzi wolnych i współzależnych w tym samym czasie, zebranych wokół wspólnego dobra, żywej intencji. Napisałem apel, na który odpowiedziało kilkadziesiąt osób − opowiada nam aktywista.

Zależy mu, by podtrzymać zainteresowanie Odrą, w przyszłym roku plemię planuje zorganizować marsz od źródeł do ujścia rzeki. Chodzi nie tylko o gest symboliczny, ale i prawny. Plemię Odry chce doprowadzić do uznania Odry za osobę prawną, co można wesprzeć swoim podpisem.

Osobowość prawna nie wystarczy

Pisaliśmy już o pomyśle, zrealizowanym z powodzeniem w Kanadzie, gdzie rzeka Magpie otrzymała wiele praw, w tym prawo do przepływu, utrzymania bioróżnorodności oraz ma swoich prawnych przedstawicieli, którzy mogą podejmować prawne działania w imię jej interesów. Osobowość prawną po ponad stu latach batalii otrzymała rzeka Whanganui w Nowej Zelandii. Podobne rozwiązania udało się wdrożyć w Ekwadorze, Kolumbii, Stanach Zjednoczonych czy w Indiach.

Zasolenie, wody balastowe, wrzut zanieczyszczeń? Czy dowiemy się, co zabija Odrę?

Polscy inicjatorzy nadania praw Odrze argumentują, że ochroną objęte są spółki, firmy, spółdzielnie, kościoły, uczelnie i wszelkie zorganizowane podmioty stworzone przez ludzi. Tymczasem interesy rzeki chronione nie są, choć jest ona kluczowym elementem ekosystemu, zapewniającym życie w całym regionie.

− Ale osobowość prawna to jeszcze nie wszystko − przekonuje Maria Włoskowicz, prawniczka z Fundacji Frank Bold. − Osobowość prawna oznacza, że dana osoba będzie podmiotem praw i obowiązków, będzie funkcjonować w świecie prawnym jako odrębny byt. Może zawrzeć umowę, można na nią nałożyć obowiązek decyzją administracyjną, a także mogą być naruszone jej dobra osobiste − tłumaczy.

Niestety zmiana przepisów nie wystarczy. Nie wystarczy też powołanie specjalnej ekostraży.

− Potrzebne jest działanie dwustopniowe − mówi Włoskowicz. − Po pierwsze osobowość prawna, za którą idą konkretne uprawnienia i przepisy ochronne. Wtedy będziemy mieć sytuację taką jak w parku narodowym. Drugim stopniem jest zaś nadanie naturze czegoś na wzór deklaracji praw człowieka. To jest już bardzo przełomowe, bo odchodzi od antropocentrycznego myślenia o świecie, z jakim mamy do czynienia. W tej chwili człowiek jest w centrum, a resztę chronimy tak długo, jak to jest korzystne dla człowieka, albo wykorzystujemy tak długo, jak nie jest to dla niego niebezpieczne.

Po komisji w sprawie Odry: rząd wie, ale nie powie?

− Chcę zwrócić uwagę − mówi Włoskowicz − że ustanowienie parku narodowego to za mało. Wystarczy przecież decyzja polityczna i nawet bardzo cenny przyrodniczo teren można parkowi odebrać, tak jak niedawno odebrano część Łyśćca Świętokrzyskiemu Parkowi Narodowemu i oddano zakonowi oblatów. Mimo protestów naukowców, ekologów, aktywistów, społeczeństwa. To samo, jeśli chodzi o wycinkę Puszczy Białowieskiej i innych lasów. Koncept praw natury wywraca ten porządek, natura jest ważna dla siebie samej, a nie przez wzgląd na interes człowieka − podkreśla prawniczka.

Takie rozwiązania wciąż nie są powszechne, pojawiają się w miejscach, gdzie do głosu dochodzą rdzenne ludności, które inaczej niż cywilizacja zachodnia postrzegają się jako jeden z elementów natury i nie walczą z nią, ale współpracują.

Czemu służy żałoba po umarłej rzece? [rozmowa]

Mieliśmy kiedyś święte gaje

Pamiętacie, że mieliśmy kiedyś święte gaje? Nie? Trudno się dziwić: zostały wycięte, na początku podręcznika do historii Polski, w okolicach Mieszka I. Ale może warto wrócić do dawnych tradycji? Czcić żywe drzewa, żywe rzeki, w ogóle życie. A ponieważ nasza pamięć historyczna czasów przedchrześcijańskich została wyparta, można skorzystać z żywej pamięci innych kultur, które nie traktują natury jak wroga, nie tkwią w agresji binarnych zestawień, zwróconych przeciw sobie. Znamy ich wiele, a jednym z nich jest przeciwstawienie kultury naturze.

I to się właśnie dzieje. Choć do spektakularnych zatruć dochodziło już wcześniej, to śmierć Odry sprawiła, że powszechniej poczuliśmy, że nie tylko rzeka potrzebna jest nam, ale i my rzece.

− Odra miała, lecz utraciła osobowość prawną, w rozumieniu dawnego prawa zwyczajowego i magicznego. Bóstwo Odry nazywa się Viadrus, etymologia wskazuje na prasłowiańskie słowo wiadro − woda. W naszych ciałach, genach, pamięci jest tęsknota za światem, w którym rzeka uznawana jest za żywą istotę, jaką przecież jest − mówi Robert Rient. − Kryzys klimatyczny podpowiada, by wrócić do tradycji traktowania ziemi z szacunkiem. Wśród rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej, którzy idą zbierać rośliny, istnieje zwyczaj, by pierwszej spotkanej nie zrywać, spotkać się z nią, pokłonić i ruszyć dalej. U nas od dawna realizowane jest biblijne wezwanie, by czynić sobie ziemię poddaną.

− Ludzie czują potrzebę szacunku dla rzeki. Wróciłem właśnie z pleneru „Znikające krajobrazy”, gdzie miałem prelekcję o rzece jako osobie, i widzę, że do ludzi to trafia, zwłaszcza jak ktoś lubi wyjść do lasu, lubi swoje ciało. Potrzebujemy radykalnie zmienić patrzenie na naturę − opowiada aktywista. − Odra jest dla mnie częścią plemienia, myślę o niej jak o osobie, i teraz kiedy została nadużyta, pobita, zgwałcona, to rolą plemienia jest wesprzeć ją.

Ten nowy-stary język mówienia o naturze, o ludziach i ich roli, którym posługuje się plemię Odry, jest przyjazny, budujący.

− Po cennych doświadczeniach z Extinction Rebellion i innymi ruchami wiem, że wzbudzanie poczucia winy, złości, strachu to paliwo, które starcza na krótko. Gdy kocham, wtedy mam motywację, by chronić, angażować się, opiekować, rozpoznawać osobę w rzece. To nieprawda, że istnieje ja w jakiejś opozycji do natury. Ja to natura, chroniąc dziką naturę, chronię człowieka − tłumaczy Robert Rient.

Odra i nasza bezradność poznawcza

Namawiam więc do wsparcia inicjatywy plemienia Odry o uczynieniu Odry osobą prawną oraz pomysłu Greenpeace, czyli ustanowienia Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry. Namawiam do pójścia do lasu, parku, nad rzekę, do odnalezienia swojego plemienia, grupy sąsiadów, znajomych, albo nieznajomych, z którymi będziecie ten ulubiony las, rzekę czy bagno chronić. Chronić, wywierając skuteczny nacisk na demokratycznie wybieranych polityków, których domniemania i widzimisię okazują się teraz bardziej znaczące od lat pracy i badań naukowców. Wróćmy do korzeni, może jeszcze zdążymy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij