W Polsce już nikt nie chce uczyć w szkole

Zamiast pytać, jak zapełnić ponad 20 tysięcy szkolnych wakatów, zapytajmy inaczej: jakim cudem ktoś jeszcze chce pracować w polskiej szkole?
Manifestacja Związku Nauczycielstwa Polskiego w Warszawie. Fot. Jakub Szafrański

Nauczyciel to ktoś biedny i sponiewierany, ale przecież pracuje z powołania i pasji – uważamy to chyba za rzecz zastaną, odwieczną i niezmienną. Ale do czasu, bo świat, w którym nikt nie chce być nauczycielką, nie daje żadnej iskierki nadziei.

Partie polityczne piszą programy wyborcze, a my piszemy niezbędnik gospodarczy na czas po wyborach. W tym cyklu przyglądamy się politykom publicznym, rozwiązaniom, dzięki którym państwo jest sprawiedliwe, nowoczesne, cywilizowane. Wyjaśniamy, jakie podatki, regulacje rynku pracy, ochrony zdrowia czy finansowania kultury są nam potrzebne dziś.

**

Sprawdziłam wczoraj, co porabia moja nauczycielka matematyki z podstawówki, która w 1994 roku odeszła z naszej krakowskiej szkoły i znalazła pracę na giełdzie. Dla mnie jako dziewczynki był to wtedy dramat: odchodziła moja ulubiona nauczycielka, która umiała mnie – jak się za kilka lat okaże, humanistce – wytłumaczyć każde możliwe równanie i ułamki.

Znalazłam: dziś jest uznaną finansistką. Większość ludzi pewnie powie, że wybrała doskonale. Już 30 lat temu było zupełnie jasne, że przed panią Małgosią (i innymi nauczycielami) otwierały się wtedy wielkie szanse. Za to my, jej uczennice i uczniowie, przeżywaliśmy to bardzo intensywnie. Wydawało nam się, że już nigdy nie spotka nas nic gorszego. A potem, no cóż, jakoś nigdy później matematyka mi nie szła.

Czy da się uratować zdewastowaną oświatę publiczną? Nie wiem, alebym spróbował

W nowym roku szkolnym, który rozpoczyna się nie pierwszego, ale czwartego września, inne liczby również wprawiają w zdumienie: 20, a może nawet 25 tysięcy nauczycielskich wakatów w całej Polsce, najwięcej w historii rodzimej edukacji. Słownie, uwaga: może brakować nawet dwudziestu pięciu tysięcy osób chętnych do pracy w szkole.

W niektórych województwach liczba nieobsadzonych etatów dochodzi do 5 proc., a większość tych dziur powstała dopiero po zakończeniu roku szkolnego. Wyliczać problemy kadrowe można bez końca, ale wrażenie robi na przykład informacja, że w ubiegłym roku szkolnym aż 45 tysięcy osób pracowało w szkołach mimo osiągnięcia wieku emerytalnego.

Manifestacja Związku Nauczycielstwa Polskiego w Warszawie. Fot. Jakub Szafrański

Co to oznacza w praktyce? Bałagan, o którym dziennikarzom łatwo alarmować w trzydziestosekundowym komentarzu radiowym, ale który w szkole ogromnie trudno ogarnąć. Dziury w planie lekcji, zastępstwa i zmiany, brak realizacji podstawy programowej, lekcje do wieczora i spadek jakości nauczania – czyli, ogólnie rzecz biorąc, chaos, który fundujemy nastolatkom, jakby świat, w którym wzrastają, nie był i tak wystarczająco trudny. Ich stan psychiczny stale się pogarsza, a fakt, że kilka tysięcy tych wakatów to opieka psychologiczno-pedagogiczna, tej sytuacji nie poprawia. Rząd próbuje rozwiązać problem w ten sposób, że dopuszcza do pracy z młodzieżą osoby bez kwalifikacji do zawodu.

Spięcie: Ucieczka z publicznej szkoły

czytaj także

Spięcie: Ucieczka z publicznej szkoły

Ala Budzyńska, Misza Tomaszewski

Nauczyciele masowo odchodzą z zawodu już od kilku lat, zjawisko narasta. Pierwsza fala zniechęcenia przyszła z deformą Zalewskiej. Następna, najpoważniejsza, po zlekceważonym przez władze w najpodlejszym ze stylów strajku w 2019 roku, kolejne wraz z pandemią, którą nauczyciele musieli ogarniać na własną rękę. Płace już kilka lat temu były alarmująco za niskie, teraz paski z nauczycielskich pensji funkcjonują w kategoriach żartu. Do tego doszła inflacja, zmiany programowe ministra Czarnka, wojna za progiem i kryzys klimatyczny.

Manifestacja Związku Nauczycielstwa Polskiego w Warszawie. Fot. Jakub Szafrański

Wysokość nauczycielskiej pensji nieustannie spada w odniesieniu do wartości minimalnego wynagrodzenia, chociaż minister zapewnia, że finansowo jest to niezwykle lukratywne zajęcie, a dwadzieścia kilka tysięcy wakatów nazywa „normalnym ruchem kadrowym”. Skala manipulacji, do jakich posuwają się władze, przekroczyła już poziom groteski, ale wciąż mnie zastanawia, dlaczego uparcie, nawet w opozycyjnych mediach, wynagrodzenia nauczycieli są porównywane z płacą minimalną, a nie ze średnią. Czy z jakiegoś powodu nie chcemy się dołować? Czy po prostu sytuacja z lat 90. – czyli zdegradowanie prestiżu tego zawodu – uważamy za rzecz zastaną, odwieczną i niezmienną?

Jak być nauczycielem i przeżyć? ASZdziennik proponuje zamieszkanie w kantorku wuefistów (unikniemy płacenia czynszu) albo organizowanie lekcji gotowania (można się przy okazji najeść). Nie mam pretensji do śmieszkowego portalu, ale mnie te żarty nie bawią. Moja pierwsza pensja, którą dostałam na konto w 2006 roku, faktycznie nie wystarczała nawet na miesięczne wyżywienie.

Jak radzą sobie inni? Można zakładać, że niektórzy mają po prostu pensje mężów lub żon, inni dodatkowe źródła dochodu. System w ogóle nie przewiduje takiej sytuacji, że ktoś może chcieć pracować w tym zawodzie, będąc singielką i mieszkając w stolicy – jak choćby ja sama kilka lat temu. Teraz mam nawet na jedzenie na wynos, ale tak się składa, że od dobrych kilku lat pracuję już poza systemem publicznej edukacji.

Zamiast wciąż pytać, skąd wziąć ponad 20 tysięcy osób albo dlaczego nauczyciele odchodzą, może czas zadać sobie inne: jakim cudem ktoś jeszcze w tych warunkach chce w ogóle to robić? Przy coraz ciaśniejszym splocie wielu okoliczności: przeroście podstawy programowej i biurokracji, niezrozumiałymi zmianami w egzaminach maturalnych czy jedynie słuszną propagandą władzy, nauczyciel nie ma już jak oddychać. Brak pieniędzy na czynsz i jedzenie staje się tylko jednym z wielu powodów odejścia.

Sporo osób wciąż ma to coś, co według rządzących powinno po prostu zastępować detale takie jak trzy posiłki dziennie: pasję, zamiłowanie do tej strasznej roboty i porywy sympatii do młodego pokolenia. Ale w 2023 roku już nawet aktywistki, społeczniczki i wolontariuszki wiedzą, że te składniki charakteru też wymagają regeneracji, zasilania i opieki. Że nie da się pracować tylko dla idei, a entuzjazm jest substancją odnawialną (określenie zaczerpnięte z książki Aktywna nadzieja Joanny Macy i Chrisa Johnstone’a). A ona nie może się odnawiać w warunkach, które serwuje się polskim nauczycielom.

Manifestacja Związku Nauczycielstwa Polskiego w Warszawie. Fot. Jakub Szafrański

Jest ktoś, kto ma na to wpływ: rodzice, a w domyśle – wyborcy. Czy naprawdę chcecie, żeby wasze dzieci przez dobrych kilka godzin pozostawały pod opieką osób, które nie mają nawet możliwości rozwijać się, kształcić, twórczo realizować program, a czasem nawet odpocząć, bo całą energię przeznaczają na przetrwanie? Czy naprawdę pogłębiająca się przepaść między jakością szkół publicznych i niepublicznych wam odpowiada?

Dzień Nauczyciela: goździk, bombonierka i pod kuratorium

Nie wierzę, że wszystkich was stać na szkoły prywatne. Przecież to wy piszecie w kółko o skostnieniu szkoły, o zapaści, pruskim systemie. Tego wszystkiego nie da się zmienić, jeśli w szkole będą pracowały duchy, nieistniejące byty, domniemane i potencjalne. Tego nie da się zmienić bez radykalnej zmiany statusu ekonomicznego tego zawodu i zreformowania jego ścieżki kształcenia.

Manifestacja Związku Nauczycielstwa Polskiego w Warszawie. Fot. Jakub Szafrański

Uratowanie publicznej edukacji wciąż jest możliwe. To leży w zakresie decyzyjności i woli polityków, a społeczeństwo po prostu ma obowiązek się o to upominać i tego żądać. Nauczyciele, o czym możemy się przekonać, patrząc na statystyki wakatów, już nie mają siły na tę walkę, bo walczyli naprawdę za długo. To wy, rodzice, i wy, wyborcy, powinniście wziąć odpowiedzialność za to, czy za następne kilka lat w ogóle będziemy jeszcze rozmawiać o edukacji publicznej w czasie teraźniejszym.

Świat, w którym nikt nie chce być nauczycielką, nie jest światem, który daje choćby jedną iskierkę nadziei na przyszłość.

**
fundacja-rozy-luksemburgMateriał powstał dzięki wsparciu Fundacji im. Róży Luksemburg.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Justyna Drath
Justyna Drath
Nauczycielka
Absolwentka polonistyki i filmoznawstwa na UJ. Nauczycielka, działaczka społeczna, członkini ZNP i uczestniczka Kongresu Ruchów Miejskich. Była członkinią partii Razem. Broniła Krakowa przed likwidacją szkół i Młodzieżowych Domów Kultury. Współtworzyła kampanię referendalną komitetu Kraków Przeciw Igrzyskom. Organizowała działania na rzecz demokracji lokalnej, kierowała klubem Krytyki Politycznej, pomagała w organizacji Manify.
Zamknij