Świat

„Bóg, broń i chwała” czy inflacja i ceny paliwa? O co toczą się wybory w USA

Po stronie republikanów stają do wyborów ludzie, którzy poparli próbę zamachu stanu Trumpa, i zwolennicy surowego zakazu aborcji. Jednak w tych wyborach chodzi bardziej o rekordową inflację i rosnące koszty utrzymania.

8 listopada Amerykanie ruszą do urn na wybory połówkowe. Do wzięcia jest kontrola nad Kongresem – Izba Reprezentantów i Senat są obecnie kontrolowane przez demokratów niewielkim marginesem. Rozstrzygnie się też kilka wyścigów gubernatorskich. W czasie, gdy Sąd Najwyższy deleguje coraz więcej kwestii na poziom stanowy, konsekwencje tych wyborów mieć sięgać daleko, bo czerwone i niebieskie stany zmierzają w przeciwnych kierunkach w zakresie polityki dotyczącej aborcji, praw wyborczych czy posiadania broni.

Wybór gubernatora może się jednak odbić nie tylko w rodzimym stanie. Przyjrzyjmy się na przykład niejakiej Kari Lake – republikańskiej kandydatce na gubernatorkę Arizony.

Stany Podzielonej Ameryki

Przez ponad dwie dekady Lake była prezenterką telewizji Fox 10 Phoenix. Według osób z jej środowiska wyrażała poglądy umiarkowanie liberalne. W 2008 roku zarejestrowała się jako demokratka i wsparła finansowo kampanię Obamy. Ku republikanom zwróciła się cztery lata później. Od tej pory dzieliła się w mediach społecznościowych teoriami spiskowymi o oszustwach wyborczych, a podczas pandemii bagatelizowała wirusa. Doszła do wniosku, że media, w których pracuje, są skorumpowane, sieją panikę i nie dopuszczają do głosu alternatywnych punktów widzenia.

Odeszła z FOX, zyskując opinię osoby niezwykle pryncypialnej. Zachęcana do włączenia się do polityki, w zeszłym roku ogłosiła swój start w wyborach na gubernatora Arizony. W kampanii postawiła na toporny przekaz: „Ze szkół wyrzucili Boga i wpuścili drag queens. Zastąpili flagę tęczą. Chcą rozbroić Amerykanów i uzbroić naszych wrogów. Wróćmy do rzeczy podstawowych: broń, Bóg i chwała!” – grzmiała na Twitterze.

Trump, który ma słabość do rozpoznawalnych twarzy i któremu spodobały się ataki na media, udzielił jej poparcia. Lake się odwzajemniła deklaracją, że jako gubernatorka nie zatwierdziłaby wyników wyborów w Arizonie w 2020 roku. Potem poszło z górki: Lake stwierdziła, że nie ma nic przeciwko, by nazywano ją Trumpem w spódnicy, i zaczęła rozpowszechniać kłamstwa, jakoby wybory zostały Trumpowi „ukradzione”, nazywając Bidena bezprawnie wybranym przywódcą. „Jest tak samo prezydentem, jak OJ jest niewinny” – skonstatowała. Wypowiadane aksamitnym głosem złośliwości uczyniły ją niezwykle popularną i w sondażach; dziś idzie łeb w łeb z demokratyczną kandydatką na gubernatora Katie Hobbs.

Jeśli zostanie wybrana, Lake będzie nadzorowała najbliższe wybory prezydenckie w Arizonie, jednym z kluczowych „wahliwych” stanów (swing states), które często decydują o ostatecznym wyniku.

Gubernatorce stanu trudno byłoby jednak samodzielnie odrzucić wynik wyborów; do tego potrzebuje przychylnego sekretarza stanu i legislatury. Jest to możliwy scenariusz. Mark Finchem, kandydat republikanów na sekretarza stanu Arizony, również podważa zwycięstwo Bidena. Obecnie wyprzedza w sondażach demokratę Adriana Fontesa. O stanowisko prokuratora generalnego Arizony ubiega się także popierany przez Trumpa Abraham Hamadeh. Zwycięstwo tej trójki otworzyłoby drogę do skutecznego zanegowania wyników wyborów prezydenckich w Arizonie, co może mieć decydujący wpływ na wybór przyszłego przywódcy USA.

Po przegranej w 2020 roku Donald Trump usiłował zainstalować fałszywych elektorów w siedmiu kluczowych stanach i w ten sposób zapewnić sobie zwycięstwo. Trump i jego adwokaci rozmawiali z około 300 republikańskimi ustawodawcami stanowymi, starając się przekonać ich do zastąpienia prawowitych elektorów Bidena fałszywymi elektorami Trumpa. Głosy tych elektorów miały być przedłożone wiceprezydentowi w nadziei, że ten ogłosi zwycięstwo Trumpa. Plan opierał się na fałszywej teorii prawnej opracowanej przez adwokata Trumpa, który twierdził, że wiceprezydent ma konstytucyjne prawo wymienić oficjalnych elektorów na alternatywnych podczas procesu certyfikacji.

Arizona to przykład, ale nie wyjątek. 60 procent Amerykanów będzie miało na karcie wyborczej kandydata podważającego wyniki wyborów.

Trumpowi nie udał się zamach stanu, ponieważ wielu republikanów na kluczowych stanowiskach sprzeciwiło się łamaniu prawa. Jeżeli ich stanowiska zostaną obsadzone przez nową generację republikańskich sługusów Trumpa, niewiele będzie go w stanie powstrzymać.

Szturm na Kapitol i „wielkie kłamstwo”

„Jak zauważyli nasi ojcowie założyciele, demokracja jest krucha. Święte zobowiązanie pokojowego przekazania władzy było honorowane przez każdego amerykańskiego prezydenta. Z wyjątkiem jednego. Rankiem 6 stycznia prezydent Donald Trump wezwał agresywny tłum do marszu na Kapitol. Zamierzał pozostać prezydentem Stanów Zjednoczonych, mimo że wiedział, iż przegrał wybory”.

W spocie stworzonym przez Republican Accountability Project, organizację powołaną do zwalczania „wielkiego kłamstwa”, czyli rozpowszechnionej przez Trumpa teorii spiskowej, jakoby wybory zostały sfałszowane, do wyborców zwraca się córka byłego wiceprezydenta, senatorka Liz Cheney.

Cheney była do niedawna czołową przedstawicielką republikańskiego establishmentu. Popełniła jednak brzemienny dla jej kariery w partii błąd, gdy odmówiła podpisania się pod wymysłami Trumpa o skradzionych wyborach i zagłosowała za jego impeachmentem. W odwecie została nazwana zdrajczynią i stała się w partii wyrzutkiem. W prawyborach do Kongresu przegrała z namaszczoną przez Trumpa Harriet Hageman.

Republikanie ją wykopali, bo zamiast lojalności wobec Trumpa wybrała fakty i konstytucję

6 stycznia 2021 roku tysiące zwolenników ustępującego prezydenta Trumpa w proteście przeciwko wynikom wyborów wtargnęło do Kapitolu, gdy obie izby Kongresu prowadziły obrady prowadzące do zatwierdzenia zwycięstwa Bidena. Uczestnicy szturmu dopuszczali się aktów wandalizmu i rabunku, a po kilku godzinach zostali usunięci przez siły policyjne. Z powodu ataku konieczne było przerwanie obrad izb Kongresu i ewakuacja kongresmenów. W zamieszkach zginęło siedem osób, w tym trzech funkcjonariuszy policji. Atak doprowadził do wszczęcia procedury impeachmentu wobec Trumpa, a przez FBI został uznany za akt krajowego terroryzmu.

Przez ponad rok specjalna komisja śledcza Izby Reprezentantów badała tamte wydarzenia, przesłuchując świadków i analizując materiał dowodowy. Jej ustalenia są wstrząsające.

Trump już w lipcu 2020 roku planował ogłosić zwycięstwo bez względu na wynik. Już po wyborach zdawał sobie sprawę, że ich wynik jest dla niego niekorzystny. „Możesz uwierzyć, że przegrałem z tym pieprzonym typem?” – skomentował Trump, oglądając doniesienia z wieczoru wyborczego.

Trump i powiązane z nim organizacje wyciągali od swoich zwolenników pieniądze na walkę z rzekomym oszustwem wyborczym. W mailach do wyborców prosili o datki na specjalny „fundusz obrony wyborów” i tym sposobem zebrali 250 milionów dolarów. Okazało się, że fundusz nigdy nie istniał, a pieniądze rozeszły się po wspierających Trumpa organizacjach.

A mogli zabić. Nowe fakty o szturmie na Kapitol

Sporą sensację wywołało przesłuchanie Cassidy Hutchinson, asystentki Marka Meadowsa, szefa sztabu administracji Trumpa. W swoich zeznania Hutchinson przytaczała sytuacje obrazujące nieobliczalne zachowanie Trumpa.

Kiedy w grudniu 2020 roku prokurator generalny William Barr poinformował Trumpa, że nie znaleziono żadnych dowodów na oszustwo wyborcze, ten z wściekłością rzucił talerzem o ścianę gabinetu owalnego, pozostawiając na niej plamy z ketchupu.

6 stycznia Trump zwołał wiec swoich zwolenników w parku niedaleko Białego Domu. Kiedy dowiedział się, że sporo ludzi nie może wejść na teren zgromadzenia, gdyż mają przy sobie broń, nakazał rozmontowanie wykrywaczy metali na bramkach. „Mnie nie zrobią krzywdy” – powiedział.

Później za wszelką cenę chciał dołączyć do tłumu szturmującego Kapitol. Usiłował wyrwać kierownicę własnemu ochroniarzowi, który nie zgodził się jechać na miejsce zamieszek. Tymczasem tłum stawiał szubienicę i skandował „powiesić Mike’a Pence’a!”. „Może i na to zasłużył” – miał skomentować Trump.

Komisja wezwała Trumpa do złożenia zeznań, lecz ten prawie na pewno się przed nią nie stawi. Żeby pociągnąć Trumpa do odpowiedzialności, Izba musiałaby zagłosować za uznaniem go za winnego obrazy Kongresu. Następnie decyzja o wniesieniu oskarżenia należałaby do prokuratora generalnego Merricka B. Garlanda. Za niestawienie się na przesłuchanie i obrazę Kongresu został już skazany na cztery miesiące więzienia doradca Trumpa Steve Bannon.

Jeśli teraz republikanie zdobędą kontrolę nad Izbą Reprezentantów, niemal z pewnością zlikwidują komisję i wycofają wezwanie Trumpa do stawienia się w Kongresie.

Kevin McCarthy, prawdopodobny nowy spiker kontrolowanej przez republikanów Izby, zagroził już, że Izba przeprowadzi dochodzenie w sprawie prokuratora generalnego Merricka Garlanda w związku z sierpniowym nalotem FBI na rezydencję Trumpa w Mar-a-Lago. Jest więc szansa, że jedyną konsekwencją próby zamachu stanu, który usiłował przeprowadzić Trump, będzie fakt, że tym razem się nie udało.

Amerykanie zgodnie czują niepokojącą doniosłość niedawnych wydarzeń. Sondaż Quinnipiac University wykazał, że 69 procent demokratów i 69 proc. republikanów twierdzi, że demokracja jest zagrożona, przy czym każda ze stron bezwzględnie widzi niebezpieczeństwo w poczynaniach tej drugiej. Mimo to kampania wyborcza obu partii nie skupia się w dużym stopniu na tak fundamentalnej kwestii jak obrona demokracji – obywateli zdecydowanie bardziej interesują problemy życia codziennego.

Aborcja

Gabinet lekarski. Do zatroskanej pary zwraca się mężczyzna w białym kitlu. „Wasze dziecko ma uszkodzony mózg – oznajmia ponuro. – Pewne jego części się nie wykształciły. Córka będzie żyła zaledwie kilka godzin po urodzeniu. W tym czasie dozna licznych napadów drgawek, a w końcu udusi się własnymi płynami ustrojowymi. Będzie cierpiała. Musimy zdecydować, czy przerwać ciążę. Chciałbym pani pomóc, ale jest tylko jedna osoba, która może podjąć tę decyzję – tłumaczy z powagą lekarz. – …a ta osoba to Greg!” – wykrzykuje energicznie, wskazując na portret gubernatora Teksasu Grega Abbotta.

W zeszłym roku urzędujący republikański gubernator Abbott podpisał ustawę zakazującą aborcji po szóstym tygodniu ciąży. Po odwróceniu wyroku w sprawie Roe vs. Wade ustawa weszła w życie. W wyborach zmierzy się z Beto O’Rourke, ale wygrana demokraty w Teksasie jest w zasadzie niemożliwa.

Ochrona prawa do aborcji jest głównym tematem kampanii wyborczej demokratów. Obalenie wyroku Roe vs. Wade i w konsekwencji zaostrzenie prawa aborcyjnego w wielu stanach zaowocowało wzmożonym zainteresowaniem obywateli wyborami i poprawą dość dramatycznych dla demokratów prognoz. Nic dziwnego, że partia w tym właśnie upatruje szansę na korzystny wynik: na spoty dotyczące aborcji wydała ponad 40 procent budżetu reklamowego, a Joe Biden ogłosił, że jeżeli demokraci utrzymują kontrolę nad Kongresem, ochrona prawa do aborcji zostanie skodyfikowana na poziomie federalnym.

Co z tym Kansas? I z prawem do aborcji w całych Stanach?

Republikanie, co zrozumiałe w obliczu społecznych nastrojów, nie afiszują się ze swoim antyaborcyjnym sukcesem. Niektórzy kandydaci usunęli ze swoich profili radykalne antykobiece treści, inni wymijająco napomykali o prawie stanów do własnych regulacji. Przyciśnięty w debacie wyborczej kandydat na senatora w Pensylwanii, telewizyjny lekarz-celebryta Mehmet Oz usiłował zadowolić szeroki elektorat: „Nie chcę, żeby rząd federalny mieszał się do tych decyzji” – oświadczył stanowczo. „Decyzja należy do kobiety, lekarza… i do lokalnych polityków” – dorzucił naprędce.

Naiwnością byłoby jednak liczyć na wyborczy cud napędzany gniewem na radykalizm republikanów. Amerykanie borykają się z rekordową inflacją, wysokimi cenami paliwa i rosnącymi czynszami – i to te kwestie są dla większości wyborców najistotniejsze. Stanowią też główny wyborczy oręż republikanów. W spotach wyborczych zarzucają oni Bidenowi nieudolność i rujnowanie gospodarki nadmiernymi wydatkami, takimi jak covidowy pakiet stymulujący czy Inflation Reduction Act – przełomowa ustawa, która zakłada zainwestowanie ok. 370 mld dolarów w zieloną transformację energetyczną.

Ustawa przewiduje również rozszerzenie opieki zdrowotnej, w tym zwiększenie dopłat do ubezpieczeń dla osób o niskich i średnich dochodach oraz obniżkę cen leków. Aby pokryć te wydatki, wprowadzono między innymi 15-procentowy podatek od największych korporacji i zwiększono fundusze na urząd skarbowy, żeby skuteczniej ściągać należności.

Republikanie zmieniają się w partię amerykańskiej klasy pracującej

Republikanie nie pozostawiają na ustawie suchej nitki, twierdząc, że doprowadzi ona do wzrostu cen energii, a co za tym idzie: do drożyzny we wszystkich obszarach. Korporacje również będą przerzucać koszt nowego podatku na konsumentów, a skarbówka jedynie uprzykrzy życie zwykłym obywatelom. Według szacunków ponadpartyjnego Kongresowego Biura Budżetu ustawa – wbrew swojej nazwie – nie wpłynie na zmniejszenie inflacji.

Przestępczość

„W Luizjanie wzrasta liczba przestępstw z użyciem przemocy. Liberalni liderzy obwiniają o to policję. Ja winię przestępców. Głosowałem przeciwko wcześniejszemu zwalnianiu brutalnych przestępców i sprzeciwiam się obcinaniu funduszy na policję. Jeśli nienawidzisz policjantów tylko dlatego, że są policjantami, następnym razem, gdy wpadniesz w kłopoty… zadzwoń do ćpuna!”.

Wypowiadane z dumą i uroczym południowym akcentem przez senatora Johna Kennedy’ego stanowcze „zadzwoń do ćpuna!” zapewniło reklamie wysokie miejsce wśród najzabawniejszych spotów tej kampanii. Przy okazji symbolizuje niezbyt zniuansowaną wyborczą narrację republikanów obwiniającą politykę przeciwników o wzrost przestępczości.

Hasło „defund the police”, rozpowszechnione w czasie protestów po śmierci Georga Floyda odbija się demokratom czkawką. Slogan był apelem o przekierowanie części funduszy na policję na niepolicyjne formy poprawienia bezpieczeństwa publicznego, takie jak programy dla młodzieży, centra kryzysowe, mieszkalnictwo i opieka zdrowotna.

Jednak agresywne zachowanie części protestujących wobec policji i wysiłki republikanów skutecznie przekuły hasło w symbol pobłażliwości demokratów wobec kryminalistów i niechęci do stróżów prawa. Politycy demokratów ustawicznie odcinają się od sloganu, a administracja Bidena przedstawia miliardy dolarów wydatków na wzmocnienie bezpieczeństwa, zwiększenie liczby patroli, dodatki dla funkcjonariuszy i sprzęt policyjny.

Z danych wynika, że chociaż ogólne wskaźniki przestępczości pozostają na stałym poziomie, to podczas pandemii znacznie wzrosła liczba morderstw, co w zrozumiały sposób silnie oddziałuje na zbiorową wyobraźnię społeczeństwa karmionego szukającymi sensacji mediami. W sieci krążą filmiki z ludźmi plądrującymi sklepy w liberalnej Kalifornii – to jakoby skutek wprowadzenia w 2014 r. prawa, na mocy którego kradzież towaru o wartości niższej niż 950 dolarów kwalifikowana jest jako wykroczenie, nie przestępstwo. Miało to na celu zmniejszenie przeludnienia więzień i wyjście naprzeciw ludziom, którym powinęła się noga, a którym odsiadka jedynie złamałaby życie.

Zlikwidować policję, więzienia i granice. Od czegoś trzeba zacząć

Telewizja Fox wyemitowała materiał o prowizorycznych bazarach w San Francisco, na których sprzedaje się kradzione leki czy środki czystości. Niektóre sieci sklepów pozamykały swoje placówki, a część skróciła godziny pracy, nie mogąc poradzić sobie z plagą rozbojów.

Przyczyny takiego stanu rzeczy są złożone, chociażby długofalowe skutki pandemii, która pogorszyła społeczną i ekonomiczną sytuację wielu obywateli. Mimo to w wyborczych spotach jest jednoznacznie przedstawiany jako efekt lewicowej pobłażliwości dla przestępców.

Tylko pięć mandatów dzieli republikanów od większości w Izbie Reprezentantów. W Senacie większość demokratów jest jeszcze bardziej niepewna – przynajmniej na papierze. Republikanie muszą zdobyć tylko jedno miejsce, by odzyskać kontrolę nad Senatem na co najmniej dwa najbliższe lata. Przejęcie jednej z izb Kongresu pozwoliłoby im blokować inicjatywy Bidena.

Ponura historia upadku Partii Republikańskiej

Nadchodzące wybory są nie tylko niezwykle istotne dla kierunku rozwoju Stanów Zjednoczonych. Ogromna polaryzacja i obecność tak wielu kandydatów podważających proces demokratyczny sprawia, że nad krajem wisi groźba niepokojów społecznych i chaosu.

Sondaże przewidują rekordową frekwencję.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Magdalena Bazylewicz
Magdalena Bazylewicz
Filolożka angielska
Magdalena Bazylewicz – filolożka angielska, obecnie doktorantka literaturoznawstwa na uniwersytecie SWPS zgłębia amerykańską powieść zaangażowaną społecznie. Baczna obserwatorka amerykańskiej rzeczywistości.
Zamknij