Świat

Wojna o OnlyFans: Za wszystko inne (niż porno) zapłacisz kartą MasterCard

Pracowników seksualnych na świecie są miliony, a dużych platform i systemów płatności tylko kilkanaście. Do tego w większości z siedzibami w Ameryce. Konserwatywni politycy i lobbyści wiedzą, że jeśli zniechęcą do pornografii banki i serwisy społecznościowe, to odbiorą sex workerom możliwość bezpiecznego zarobku – nie tylko w USA, ale na całym świecie.

Świat internetowych sex workerów wywrócił się do góry nogami, gdy OnlyFans, jedna z największych platform dla twórców treści erotycznych i pornograficznych, zapowiedziała, że przestanie akceptować materiały pokazujące seks lub masturbację. Po gradzie krytyki i kilku dniach chaosu firma wstrzymała decyzję, ale nad jej przyszłością wiszą ciemne chmury. OnlyFans to bowiem najnowsze pole walki w trwającej od lat wojnie o miejsce w sieci dla pornografii i pracy seksualnej.

Brytyjski przedsiębiorca Tim Stokely założył OnlyFans w 2016 roku z misją, by artyści i twórcy wszelkich gatunków mogli monetyzować treści i budować autentyczne więzi z fanami. Teoretycznie nigdy nie była to strona porno. Twórcy mogą publikować zdjęcia i filmy dowolnej treści i ustalić cenę miesięcznego abonamentu za dostęp do nich. Ale zgoda na pornografię, zero reklam, prosta obsługa, dodatkowe możliwości zarabiania na napiwkach i prywatnych wiadomościach, akceptowanie płatności kartami kredytowymi i przejrzysty podział zarobków (80 proc. dla twórców, 20 proc. dla platformy) szybko przyciągnęły uwagę początkujących i doświadczonych sex workerów, w większości kobiet.

Moje ciało, mój wybór? Tak, dlatego pracuję na czacie erotycznym

Każdy mógł udostępniać swoje zdjęcia i filmiki, zaś odbiorcy dostali bezpośredni kontakt z twórcami i możliwość łatwej subskrypcji – bez konieczności korzystania z kryptowalut czy innych szemranych form płatności. Już po roku OnlyFans świętowało pierwszy milion zarejestrowanych użytkowników. Prawdziwy boom nastąpił jednak dopiero w czasie pandemii COVID-19.

Gdy lockdowny na całym świecie zamknęły nocne kluby i uniemożliwiły spotkania z klientami, z dnia na dzień tysiące pracowników seksualnych straciły źródło utrzymania. Załamanie rynku pracy sprawiło, że także osoby, które wcześniej nie miały styczności z pornobiznesem, zaczęły rozglądać się za dodatkowymi sposobami na zarobek. OnlyFans okazało się dla nich kołem ratunkowym.

Twórcy treści pornograficznych uczynili z OnlyFans branżowego hegemona. Przed wybuchem pandemii serwis miał 7,5 miliona użytkowników. Dziś jest ich 150 milionów, w tym 1,5 miliona twórców, głównie sex workerów, którzy zarobili łącznie ponad 5 miliardów dolarów.

Dlaczego OnlyFans zdecydował się zabić tę kurę znoszącą złote jaja? Oficjalnym powodem były naciski ze strony platform obsługujących płatności. W oświadczeniu firmy czytamy: „Od 1 października 2021 OnlyFans zakazuje publikowania treści pokazujących czynności seksualne. […] Zmiany mają na celu dostosowanie się do wymogów banków i firm obsługujących płatności”.

Po ogłoszeniu tej decyzji OnlyFans w mgnieniu oka stało się czarnym charakterem internetu. Sex workerzy w mediach społecznościowych i wywiadach opowiadali o tym, że to oni zbudowali popularność serwisu i przyciągnęli miliony użytkowników. To ich praca stworzyła całą wartość platformy, która nagle postanowiła zostawić ich z niczym. Światowe media bacznie przyglądały się sprawie. Po paru dniach OnlyFans ugięło się pod ich presją. W opublikowanym na Twitterze oświadczeniu firma poinformowała, że wstrzymuje się z zakazem publikowania w serwisie pornografii.

Na jak długo? Tego nie wiadomo. Ale wśród twórców internetowej pornografii próżno szukać optymistów. Zamieszanie z OnlyFans to dla nich nie pierwszyzna. Pracownicy seksualni i twórcy pornografii od lat muszą walczyć o swój kawałek internetu. W tej walce splatają się debata nad tym, kto powinien moderować treści w sieci, chciwość przedsiębiorców i stara prawda, że zawsze, gdy kobiety używają seksualności do osiągania ekonomicznej emancypacji, gdzieś na świecie jakiś konserwatywny think tank zastanawia się, jak uprzykrzyć im życie.

Zdecyduje pieniądz

Pod koniec ubiegłego roku serwis „New York Times” opublikował artykuł o Pornhubie, największej na świecie stronie porno. Autor Nicholas Kristof oskarżał serwis o bycie siedliskiem nielegalnych treści, w tym także pokazujących napastowanie i seks z udziałem nieletnich. Postulował, by banki i firmy zajmujące się przetwarzaniem płatności odmówiły dalszej współpracy z pornograficznym gigantem. Tekst odbił się tak szerokim echem, że na odpowiedź pornoserwisu nie trzeba było długo czekać.

Pornobiznes w internecie ma problem. Nareszcie

Pornhub wprowadził wymóg potwierdzenia tożsamości dla twórców publikujących treści. Dodatkowo ze strony zostały usunięte wszystkie filmiki niezweryfikowanych autorów. Było już jednak za późno. Visa i MasterCard zablokowały płatności, tym samym odcinając (także tych legalnie publikujących) twórców od źródeł dochodu.

Pornhub już od dawna miał wątpliwą reputację. Na stronę regularnie trafiały pirackie oraz krzywdzące treści, a sex workerzy narzekali na zbyt długie procedury zgłaszania nielegalnych filmów do usunięcia. Ale gra toczyła się – i nadal toczy – o znacznie więcej niż pojedynczą stronę porno.

Gdy Visa i MasterCard odcięły Pornhub, Electronic Frontier Foundation, amerykańska fundacja zajmująca się wolnością słowa w internecie, mocno skrytykowała finansowych gigantów. EFF zwracała uwagę na to, że firmy zajmujące się obsługą transakcji de facto decydują o tym, na czym można zarabiać w sieci, choć nie mają ani kompetencji, ani mandatu do moderowania treści. Nie dotyczy to zresztą tylko pornografii. W 2010 PayPal zablokował konto WikiLeaks.

Refugee porn: Seksualne fantazje o dziewczynach w hidżabach

Na alarm bili też sami pracownicy seksualni, najbardziej dotknięci sytuacją. Modelka porno Avalon Fey mówiła w rozmowie z Vice: „Pornhub to ogromna firma z potężnymi zasobami. Jeśli im można w ten sposób zrobić krzywdę, to jaka jest nadzieja dla mniejszych platform?”.

Od skandalu z Pornhubem nie minął rok, kiedy OnlyFans ogłosiło, że przez naciski firm obsługujących płatności także chce zrezygnować z pornografii.

Firmy, których zadaniem jest przenieść pieniądze z jednego konta na drugie, funkcjonują jako samozwańczy arbitrzy wolności słowa. PayPal, Venmo, Stripe, Square, CashApp i Apple Pay mają w regulaminach zakazy płacenia za jakiekolwiek usługi seksualne, nawet te legalne. Przez to, jak niechętnie patrzą na pornografię, w ciągu ostatnich kilku lat zakaz publikowania czy wspierania treści dla dorosłych wprowadziły Patreon i Tumblr. Teraz pętle zaciskają się na szyjach Pornhuba i OnlyFans. Mary Moody, modelka porno i aktywistka działająca w stowarzyszeniu Adult Industry Laborers & Artists, nazywa tę sytuację katastrofą dla praw pracownika.

Seks w czasie pandemii? Może nam pomóc przetrwać izolację

Kiedy wycinasz wielki kawał rynku pornograficznego, jak ma to miejsce z Pornhubem czy OnlyFans, twórcy nagle tracą kontakt z odbiorcami, tracą możliwość sprzedaży i promowania swoich treści. Najbardziej uprzywilejowani sobie poradzą, ale zmarginalizowani pracownicy wylądują na ulicy, tłumaczyła dla The Verge.

Kryzys z OnlyFans udało się tymczasowo zażegnać, ale ofensywa przeciwko internetowej pornografii przybiera na sile. Za działaniami banków i platform internetowych stoją bowiem naciski konserwatywnych polityków i aktywistów.

Krucjata

Gdy OnlyFans ogłosiło pierwotną decyzję o rezygnacji z treści pornograficznych, spekulowano o tym, że motywacje firmy nie dotyczą wyłącznie kłopotów z bankami. Główny udziałowiec, Leonid Radvinsky, ma udziały potencjalnie warte kilkaset milionów dolarów i chciałby je spieniężyć, więc od jakiegoś czasu szuka inwestora. Każda inna firma z takimi wynikami i tak szybkim wzrostem miałaby pod drzwiami wianuszek chętnych z czekami w zębach. Ale fundusze inwestycyjne stronią od pornobiznesu, więc póki OnlyFans żyje z pornografii, póty grube miliony w udziałach pozostają wirtualne.

Można więc sobie wyobrazić, że to chciwość kierowała właścicielami, kiedy próbowali odciąć się od pracowników seksualnych. Radvinsky i spółka mają jednak jeszcze jeden problem poza bankami i inwestorami patrzącymi na nich z ukosa. Być może najpoważniejszy ze wszystkich. Jest nim krucjata amerykańskich ultrakonserwatystów, którzy pod pretekstem chronienia ofiar przemocy seksualnej starają się unicestwić branżę porno.

Na początku sierpnia republikańska kongresmenka Ann Wagner wystosowała list do Departamentu Sprawiedliwości, domagając się dochodzenia w sprawie OnlyFans. Wagner oskarża firmę o bycie czołową platformą do handlu pornograficznymi materiałami z udziałem nieletnich. Choć nie przedstawiła dowodów, pod listem podpisała się setka innych przedstawicieli Kongresu. Nie wiadomo jeszcze, czy prokurator generalny Merrick Garland przychyli się do jej sugestii, ale Wagner ma już doświadczenie w rzucaniu pracownikom seksualnym kłód pod nogi.

To ona jest autorką ustawy FOSTA, która weszła w życie w Stanach Zjednoczonych w 2018 roku. Zapisy FOSTA stanowią, że platformy internetowe mogą być pociągnięte do odpowiedzialności za treści zamieszczane przez użytkowników. Oficjalnie miało to wymusić na stronach internetowych lepszą moderację i przeciwdziałać handlowi ludźmi oraz pornografii dziecięcej. Już wtedy jednak sex workerzy ostrzegali, że FOSTA wypchnie ich z internetu na ulicę, a w żaden sposób nie pomoże ofiarom przemocy seksualnej.

Staśko: Bronię „dziewczyn z Dubaju” przed Dodą (i kapitalizmem)

Aktywiści na rzecz praw człowieka wtórowali tym przewidywaniom. Po trzech latach wiemy, że mieli rację. Nawet własne analizy amerykańskiego rządu nie zostawiają na FOSTA suchej nitki. Od wejścia ustawy w życie na jej podstawie wydano tylko jeden wyrok skazujący za handel ludźmi. Pogorszyła się natomiast sytuacja tysięcy pracowników seksualnych. Zostali zepchnięci głębiej pod ziemię, a wiele stron zablokowało możliwość publikacji ogłoszeń o charakterze seksualnym w obawie przed pozwami. A w pandemii serwisy takie jak Pornhub czy OnlyFans dla wielu osób były opcją na bezpieczne kontynuowanie pracy w trybie online.

We wspomnianym wcześniej artykule z „New York Timesa” jako jedno ze źródeł był podany Traffickinghub.com. Serwis ten prowadzi Exodus Cry – organizacja chrześcijańskich fundamentalistów, opowiadających się za całkowitą delegalizacją pornografii i jakichkolwiek form pracy seksualnej. Exodus Cry oraz powiązane z nimi skrajnie prawicowe organizacje głośno wspierały FOSTA. Walkę z przemocą seksualną i pedofilią wykorzystują, by legitymizować się jako poważne think tanki. Zdobyte w ten sposób wpływy przekuwają w lobbowanie nie tylko przeciwko sex workerom, ale też prawom LGBT, dostępowi do aborcji czy edukacji seksualnej.

Między młotem a kowadłem

Nie znaczy to oczywiście, że problemy handlu ludźmi czy przemocy wobec dzieci nie istnieją w branży porno. Istnieją – i pracownicy seksualni są w pierwszym szeregu faktycznej walki o zmiany na lepsze. Ale by zobaczyć hipokryzję osób takich jak Ann Wagner i przedstawiciele Exodus Cry, musimy zrozumieć skalę zjawiska. W tym roku na OnlyFans odnotowano 80 materiałów pokazujących seksualne wykorzystanie nieletnich. W zeszłym roku na Pornhubie takich treści znalazło się 13 tysięcy. Wedle tego samego raportu na Facebooku w 2020 roku zgłoszono 20 milionów tego typu materiałów. Na Facebooku jest dosłownie setki tysięcy razy więcej dziecięcej pornografii niż na OnlyFans, ale politycy i fundamentalistyczne think tanki walczą tylko z tymi drugimi.

Tak wygląda ich wsparcie dla ofiar przemocy. Amerykański Kongres nadal przepycha FOSTA, serwisy internetowe rezygnują z publikowania reklam o charakterze seksualnym, sex workerzy lądują na bruku. Exodus Cry manipuluje informacjami o skali wykorzystywania nieletnich na stronach z porno, MasterCard i Visa blokują transakcje, sex workerzy lądują na bruku. Ann Wagner nawołuje do dochodzenia w sprawie pornografii dziecięcej na OnlyFans, banki odcinają się od OnlyFans, sex workerzy lądują na bruku. Koło się zamyka.

Pracowników seksualnych na świecie są miliony, a dużych platform i systemów płatności tylko kilkanaście. Do tego w większości z siedzibami w Ameryce. Konserwatywni politycy i lobbyści wiedzą, że jeśli zniechęcą do pornografii banki i serwisy społecznościowe, to odbiorą sex workerom możliwość bezpiecznego zarobku – nie tylko w USA, ale na całym świecie. Dążą do tego, używając ofiar przemocy seksualnej jako żywych tarcz. Pornografia jest wypychana coraz głębiej do internetowego podziemia. Cierpią na tym jej twórcy.

Seksworkerka: Dlaczego chcę pełnej dekryminalizacji usług seksualnych

W przypadku OnlyFans na razie udało się oddalić wyrok. Ale temat powróci i pracownicy seksualni jak zwykle znajdą się między młotem fundamentalistów a kowadłem platform, których jedna decyzja może pozbawić ich środków do życia. A gdzieś w tle majaczą jeszcze chciwi twórcy serwisów pornograficznych, za nic mający dobrobyt ludzi, na których twórczości zarabiają.

O przemyśle porno trudno mówić spójnie, bo pociągnięcie jednego wątku natychmiast odsłania splątane kwestie moralnej paniki, wolności słowa, praw kobiet i mniejszości seksualnych, pracy i wyzysku w kapitalizmie oraz technologii. A także tego, kto sprawuje kontrolę. Ale musimy mówić o nim więcej i bardziej otwarcie, bo tworzą go miliony pracowników i pracowniczek, którym tak jak wszystkim innym należą się godne warunki i bezpieczeństwo pracy. Ale póki narrację kontrolują skrajni konserwatyści, nie mają oni co na to liczyć.

**
Wojtek Borowicz
 – pracuje z technologią i głównie o niej pisze (publikował między innymi w The Next Web i „UX Magazine”). Absolwent kulturoznawstwa na UJ.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij