Film

Jak w 365 dni spieprzyć całą pracę na rzecz ofiar gwałtu? Poradnik Blanki Lipińskiej

Premiera filmu „365 dni”. Fot. Adrian Chmielewski / mat. promo.

Nikt nie szedł na ten film, by obejrzeć złożone charaktery i relacje między nimi czy niebanalną fabułę. Ten film miał być podniecający. I wszystko byłoby w porządku, gdyby – zgodnie z prawdą – sprzedawany był jako film o przemocy, a nie o miłości. Blanka Lipińska mówi, że gdy mężczyzna próbuje cię zabić, a następnie jednak tego nie robi, to już wiesz, że to miłość. Romantyzuje gwałt i ogłasza, że to nowy feminizm. Nie – to stara mizoginia.

Laura jest kobietą sukcesu. Ma wszystko, czego chce – jest młoda, odważna i pełna pomysłów. Nie boi się ryzykować – i to ryzyko w pracy jej się opłaca. Ma mężczyznę, który nieszczególnie zaspokaja ją życiowo i seksualnie. Ma też przyjaciółkę.

Jednym słowem: średnioklasowe marzenie. I straszna nuda.

Massimo to gangster, szef mafii, którą przejął po ojcu. Niedługo przed śmiercią ojca Massimo zobaczył Laurę. Od tego czasu ma na jej punkcie obsesję. W końcu ją porywa, więzi i oznajmia, że ma 365 dni, by go pokochać.

Nie ma gwałtu

Massimo nie gwałci Laury. Śledzi ją, stalkuje, bije, rzuca nią, popycha, więzi, szantażuje, odcina od rodziny i kontaktu ze znajomymi, pozbawia pracy i wcześniejszego życia, wrzuca do morza i prawie zabija – ale nie gwałci. Ciągle powtarza, że czeka na jej zgodę na seks. Męczy się potężnie, ponieważ dotychczas na zgodę nigdy nie czekał – ale robi to, bo ona jest wyjątkowa. Nie jak pierwsza lepsza stewardessa, którą po prostu sobie bierze. Albo pracownica seksualna.

Laura jest tworem wyobraźni Massima, więc nie chce jej splamić gwałtem. Żyjące kobiety można dowolnie gwałcić, ale twór wyobraźni mężczyzny jest święty. Robi więc wszystko, co potrafi, żeby ją do siebie przekonać.

To Laura decyduje, kiedy nastąpi ich pierwszy stosunek. Robi to tuż po tym, jak Massimo w złości wyrzuca ją z pokładu jachtu do wody. Dziewczyna zaczyna się topić. On wskakuje za nią. Gdy kobieta odzyskuje przytomność, widzi przed sobą Massima i z zachwytem mówi: „uratowałeś mnie”. Po czym uprawiają seks. W seksie nie jest wcale uległa – często przejmuje kontrolę. Ten seks nie ma nic wspólnego z BDSM – o ile 50 twarzy Greya było (średnio udaną) próbą ukazania BDSM, o tyle 365 dni przedstawia po prostu toksyczną, pełną przemocy, szantażu i manipulacji relację.

I mówi nam, że to romantyczna miłość – aż po grób. Gdy mężczyzna próbuje cię zabić, a następnie jednak tego nie robi, to już wiesz, że to miłość.

Massimo dwukrotnie prawie zabija bohaterkę – za pierwszym razem bez jej wiedzy podaje jej tabletki, by ją odurzyć, ale ona choruje na serce i zapada w śpiączkę. Za drugim Laura prawie umiera, gdy w złości Massimo wyrzuca ją za burtę. Chłopak ma prawdziwie włoski temperament.

Jest gwałt

Jest też słynna scena ze stewardessą. W książce to opis gwałtu. Massimo nie dostaje zgody i wymusza na kobiecie – swojej pracownicy – stosunek oralny. Do gwałtu wystarczyłby brak zgody kobiety – mężczyzna pyta dopiero po tym, jak już włożył penis w jej usta. Ale mamy oprócz tego stosunek zależności – stewardessa jest pracownicą mafioza. I sygnały sprzeciwu – pracownica próbuje się wyrywać i szarpać.

W filmie scena wygląda trochę inaczej: Massimo, wkurzony jakimiś biznesami, postanawia się wyżyć. Zasłania firany w prywatnym samolocie, po czym przygniata stewardessę i zaczyna ją całować. Ona patrzy na niego przerażona, a ten wymusza na niej stosunek oralny. Po wszystkim stewardessa ociera usta i uśmiecha się pod nosem.

Czy ten uśmiech sprawia, że gwałtu jednak nie było? Oczywiście, że nie. Gwałt jest obiektywny – nie jest uczuciem ani gwałciciela, ani zgwałconej. Gwałt jest faktem. Każdy stosunek bez zgody jest gwałtem – nawet jeśli zgwałcona ma w jego trakcie orgazm lub po wszystkim się uśmiecha.

Jak powinna wyglądać zgwałcona?

I tu ujawnia się pęknięcie, które pojawia się za każdym razem w dyskusji o filmie Lipińskiej. Pęknięcie między fikcją a rzeczywistością.

W rzeczywistości kobieta może się po gwałcie uśmiechać. To jedna z możliwych reakcji. Niektóre kobiety po gwałcie robią śniadanie gwałcicielowi, inne uprawiają z nim seks, a jeszcze inne – idą na imprezę, upijają się i tańczą. Reakcji po gwałcie jest mnóstwo – i każda jest OK. To gwałt jest zły, nie uśmiech po gwałcie.

Ale w społecznym rozumieniu kobieta po gwałcie powinna płakać. I koniecznie milczeć.

Oczekiwanie na tę reakcję zostało wytworzone mnóstwem filmów, książek i narracji serialowych. I ta fikcja stała się tak częsta i tak przezroczysta, że dla nas zaczęła stanowić rzeczywistość.

Jak powinna się zachowywać ofiara gwałtu, żeby jej uwierzono?

czytaj także

Powielana fikcja, ucierana w model zachowania, staje się modelem społecznie oczekiwanym. Co ta scena w obecnej rzeczywistości nam mówi? Mówi: możesz ją wziąć siłą, nie pytać o zgodę, wyruchać i sobie iść, a ona będzie zachwycona (zwłaszcza jeśli jest twoją pracownicą, a ty jesteś bogaty). I mówi: może cię wziąć siłą, nie pytać o zgodę, wyruchać i sobie iść, a ty masz być zachwycona (zwłaszcza jeśli jesteś jego pracownicą, a on jest przystojny i bogaty).

A jeśli nie jesteś zachwycona, to coś jest z tobą nie tak. Czujesz się winna, bo po gwałcie jest ci ciężko i smutno, a nie uśmiechasz się z zadowoleniem. Zaczynasz to sobie wyrzucać.

Syndrom sztokholmski

Reakcja Laury na przemoc jest inna. Laura w końcu zakochuje się w przemocowcu. I nie jest to jakaś rzadka reakcja. Syndrom sztokholmski został już opisany szeroko.

Problem w tym, że 365 dni to nie jest film o przemocy i reakcjach na nią. To film o romantycznej miłości, a inicjalna przemoc to po prostu podryw.

I to już jest niebezpieczne: wmawia, że przemoc w związku to norma, a gwałt to ostry seks.

Kogo można posuwać bez zgody?

Zwłaszcza jeśli w wywiadzie we „Wprost” autorka książki i filmu mówi, że jest feministką, stewardessa prowokowała mężczyznę, w głębi duszy tego chciała, a w ogóle to „dla jednych kobiet to jest gwałt, a dla innych dobry seks”. A gdy kolejny mężczyzna będzie się zastanawiał, czy pieprzyć kobietę bez zgody, to założy, że dla niej to gwałt czy dobry seks?

W „Projekcie Lady” nie ma miejsca dla Pippi Langstrumpf czy Lisbeth Salander

Jak w ogóle odróżniać kobiety, które można ruchać bez zgody, od tych, dla których to będzie gwałt? Przecież to, czym to dla nich jest, okazuje się po fakcie.

– Zgwałciłeś mnie.

– Ups, myślałem, że dla ciebie to będzie dobry seks.

– Masz rację, skąd miałeś wiedzieć, że nie lubię stosunku, na który nie wyraziłam zgody?

Fikcja staje się rzeczywistością.

Kutas wyrzeźbiony przez Boga

Jest taki dialog w filmie, spisuję z pamięci:

– Wyobraź sobie idealnego mężczyznę, który szaleje za tobą, chce tylko ciebie, inne się nie liczą, jeździ z tobą po świecie, kupuje ci ubrania, zabiera cię na eleganckie imprezy i ogólnie ma kasy jak lodu. I ma idealne, wyrzeźbione przez Boga ciało.

– A kutasa ma wyrzeźbionego przez Boga?

– Przez diabła.

No dobra, fajna bajeczka, a jaka jest prawda? Prawda jest taka, że mężczyzna śledzi, stalkuje, porywa, więzi i dwukrotnie niemal zabija kobietę.

„Dla jednej to będzie romantyczna miłość, dla innej tortury”, prawda?

Romantyczna przemoc

Gdy zdamy sobie sprawę z tego, jakie zasady panują w tym filmie, odkryjemy przerażającą prawdę o naszym świecie. Przemoc to tutaj romantyzm. Stalking – sygnał, że mu zależy i się stara. Gwałt – ostry seks. Porwanie – uwodzenie. Więzienie – „zapewnienie luksusowych warunków mieszkaniowych”. Przemocowy związek – wielka miłość. Odcięcie od rodziny – zaborcza miłość. Próba morderstwa – miłość aż do grobowej deski.

I nie możemy tego zbyć prostym „to tylko fikcja”. „To tylko jakiś dziwny, absurdalny świat filmu”. Bo to nie fikcja. To nasz świat. Gdy mówimy „on mnie śledzi”, słyszymy – ciesz się, zależy mu, nie odpuszcza. Gdy dziewczynka płacze, że kolega ciągnie ją za włosy, słyszy – to tylko „końskie zaloty”. I potem taki chłopiec wie, że ma dziewczynkę krzywdzić, bo w ten sposób pokazuje, że ją lubi. A dziewczynka wie, że jak on ją krzywdzi – to mu zależy. W takim świecie gwałt to przecież komplement – po którym możemy otrzeć usta i się uśmiechnąć.

Dekalog katolickiego żonobijcy

Ale najpierw podryw. Gdy kobieta przejmuje inicjatywę, jest łatwa. Gdy się nie daje staraniom mężczyzny – jest trudna. Więc wartościowa.

Jak reaguje Laura na miłość (czyt. przemoc, uwięzienie i szantaże) mężczyzny? Nie „daje” mu. Podchodzi blisko, ale ucieka, gdy on chce ją pocałować. Dotyka jego brzucha i kieruje rękę w dół, ale się odsuwa. On ostrzega ją: „nie pogrywaj sobie ze mną”, „nie prowokuj mnie”. W ten sposób ostrzega – jeśli cię zgwałcę, to będzie twoja wina. Uprzedzałem. A ona nie przestaje – w ten sposób z nim flirtuje. Tyle że flirt to powinna być gra, a tutaj to po prostu walka o przetrwanie.

Ktoś mógłby powiedzieć: ale to ona ma władzę w seksie. To on jej chce, a ona się zgadza albo nie. To ona decyduje. To taka władza jak ta, gdy aplikacja randkowa matchuje cię z każdym, bo jesteś młodą laską i właściwie każdy chciałby cię zaliczyć, ale wszystkie konwersacje zaczynają się od dickpica albo od „obciągniesz mi?”. Taka to super władza.

Zekranizować gwałt

I niestety, nie możemy tego zignorować – bo film jest już wszędzie. Przy okazji 365 dni gwałt zaistniał w mediach jako świetny, wymarzony seks.

Od wielu miesięcy codziennie wspieram osoby, które doświadczyły gwałtu. Rozmawiamy także o filmie Blanki Lipińskiej. Dziewczyny są przerażone, że film o gwałtach, stalkingu i nękaniu sprzedawany jest jako pikantna historia miłosna. Czują się, jakby dystrybutor, twórcy i producenci gwałcili je na nowo.

Może podsunę Blance Lipińskiej historię Katarzyny, którą zgwałcił przyjaciel? Albo Agnieszki, którą gwałcił kuzyn, a następnie latami gwałcił mąż? Albo historię dziewczyny, którą odurzył i zgwałcił współpracownik? Może Lipińska zechce zekranizować te historie jako ostre seksualne przygody kobiet w XXI wieku?

Kobieta jak karnet na siłowni

Laura jest kobietą sukcesu. Ale Massimo jest mężczyzną sukcesu – więc wygrywa. Relacje władzy między nimi są jasne – Laura jest z polskiej klasy średniej, a przez uwięzienie staje się członkinią włoskiej klasy wyższej. Mieszkanie w Warszawie zamienia na olbrzymi dom, jak pałac z horrorów. Polskie pierogi zamienia na włoskie sery, owoce i warzywa. A przeciętnego partnera z brzuszkiem na włoskiego macho z mięśniami godzinami rzeźbionymi na siłce. Massimo po prostu stać na bardziej luksusowe życie, wygląd i seks. Więc i na bardziej luksusową partnerkę.

Kobietę się tu kupuje jak karnet na siłowni.

Bajka dla dorosłych

Aktorzy są piękni, sceneria jest piękna, seks jest piękny, ale niepozbawiony realizmu – przy obciąganiu wyraźnie słychać mlaskanie i krztuszenie, a seks waginalny nie polega na delikatnym falowaniu, jak zwykle w polskich filmach, tylko jest szybki i frykcyjny. Twarz Massima podczas licznych orgazmów traci cały połysk i wdzięk, więc też dość realistycznie.

Seks, kłamstwa i Messenger – czego boją się ludzie młodsi ode mnie?

No dobra, a reszta to bajka. Taka dla dorosłych. Ale bez przesady – która z nas nie marzy sobie czasem, że znajdzie się ktoś bogaty, piękny i umięśniony, kto przez całe życie poszukiwał właśnie i dokładnie nas? Ile by to ułatwiło! Nie trzeba byłoby pracować ponad siły, umawiać się na nudne randki z seksistami, uprawiać nieudanego seksu, żeby wreszcie jakiś był udany. Wszystko jest gotowe – wielkie pieniądze, wielka miłość, wielkie orgazmy. I podróże, suknie, apartament.

Fantazje o gwałcie

I dobrym seksie. Z filmów można czerpać milion emocji, których nie będziemy mieć w codziennym życiu. Po co ludzie chodzą na horrory? Przecież nie po to, żeby po wyjściu z kina zostać pociętym na kawałki i zjedzonym przez smakosza ludzkiego mięsa. Czerpią z przerażających obrazów pewną przyjemność, może perwersyjną – ale czerpią ją właśnie dlatego, że to tylko obraz, fantazja. Siedzą bezpiecznie w pokoju pod kołderką albo w kinie obok przyjaciela i wiedzą, że ten horror ich nie dotyczy. Zaraz się skończy. Dawka adrenaliny i emocji bez realnego niebezpieczeństwa.

Podobnie z erotykami – kobiety nie chodzą do kina oglądać gwałtu, więzienia i dominacji z podtekstem erotycznym dlatego, że marzą, żeby ich doświadczyć. W fantazjach ekscytujące jest między innymi to, że nigdy się nie spełnią. Że to jest tylko dla nas i to my trzymamy kontrolę.

Gwałt jest tego przeciwieństwem – to całkowite odebranie kontroli.

Młynarska: Nadchodzi koniec epoki lubieżnego dziada [rozmowa]

Dlaczego osoby, które oglądają horrory, nie słyszą, że pewnie chcą zostać posiekane przez zgraję zombie, a kobiety, które oglądają rape play porn, słyszą, że pragną gwałtu?

Bo kobiety powinny żałować, że w ogóle mają seksualność. Bo kobiety mają się wstydzić, kiedy myślą o swojej seksualności. Inaczej mogłyby uznać, że ich seksualność jest OK, a ich zgoda się liczy. A to by obaliło ten świat.

Wiele kobiet fantazjuje o gwałcie. Wiele ogląda porno z odgrywanym gwałtem. Inne lubią BDSM. To nie oznacza, że marzą o gwałcie. Gdy oglądamy dramat o zdradzie, nie chcemy być zdradzeni, prawda? To fikcja. Może nas zaspokajać i pobudzać na różne sposoby – dawać do myślenia, wzruszać, powodować łzy albo śmiech, przywoływać wspomnienia, wywoływać strach. A także podniecać.

Radykalna feministka wyznaje, że film Blanki Lipińskiej ją podniecił!

Uwaga, czas na wyznanie.

Przyznam, że dla mnie 365 dni było momentami ekscytujące. Jasne, relacje między bohaterami były płaskie, a historia praktycznie nie istniała – film był raczej zbieraniną kabaretowo-pornosowych skeczy i scenek. Ale nie łudźmy się, nikt nie szedł na ten film, by obejrzeć złożone charaktery i relacje między nimi czy niebanalną fabułę. Ten film miał być podniecający. I dla mnie był. Trochę nudny, ale były „momenty”. Gdyby nie był sprzedawany jako romantyczna miłość, tylko fantazja o przemocy, którą jest, byłoby zupełnie OK. A dyskusja mogłaby dotyczyć kobiecej seksualności i tego, co nas kręci i dlaczego, a nie tego, czy gwałt to czasem nie ostry seks.

Kultura gwałtu

Nie cierpię tego pogardliwego tonu ekspertów od wszystkiego: „kobiety fantazjują o gwałcie, bo to uciskane, biedne, nieświadome istotki”. Kobiety fantazjują o gwałcie, bo nasza seksualność jest w chuj złożona. I tak, kobiety w Polsce są uciskane i na pewno fantazje o gwałcie są tego wyrazem – podobnie jak inne fantazje seksualne, nasze decyzje czy zachowania. Ale przestańcie rozliczać nas z fantazji i każdej najdrobniejszej myśli. Nie muszą być idealnie okrągłe i krystalicznie czyste.

Mamy różne emocje, uczucia i fantazje. Nasz mózg różnie reaguje na wydarzenia, różnie też radzi sobie z opresją, której doświadczamy. I nie mamy się czego wstydzić. Czy fantazjujesz o gwałcie, czy o seksie z nieznajomym, czy z partnerem koleżanki – to jest OK. Nie masz się czego wstydzić, gdy nikogo nie krzywdzisz. To są fantazje.

Czy fantazje o gwałcie wynikają z patriarchalnej kultury? Z pewnością! Podobnie jak inne fantazje – bo po prostu żyjemy w kulturze patriarchalnej. Nie znamy innej kultury, więc wszystko, co robimy, z niej wynika. I albo ją wspiera, albo zmienia, albo obala.

Zmieńmy kulturę, żeby nie normalizowała gwałtu, a nie oskarżajmy się nawzajem o fantazje seksualne!

O co chodzi w feministycznym seksie?

czytaj także

O co chodzi w feministycznym seksie?

Jennifer K. Armstrong, Heather W. Rudulp

Zawstydzanie kobiet za ich fantazje seksualne raczej nie zmieni kultury gwałtu, prawda?

Zwłaszcza że rodzaj fantazji i ulubionej pornografii niekoniecznie jest zbieżny z preferencjami seksualnymi. Znam heteroseksualne kobiety, które uwielbiają oglądać lesbijskie porno – choć przyznają, że w ogóle nie kręci ich seks z kobietami. I znam lesbijki, które lubią sceny hardkorowego heteroseksualnego BDSM z bardzo dominującym mężczyzną.

Kombinacji są miliony i nie ma w tym nic dziwnego. Nie ma matematycznego wzoru na ludzką seksualność. I całe szczęście.

Zamiast szejmować kobiety za ich fantazje, skupmy się lepiej na przemyśle pornograficznym i filmowym, i realnych gwałtach, które spotykają pracownice na planie i poza nim. O gwałtach w porno pisze się całkiem dużo, o gwałtach w kinematografii dowiadujemy się sporo z #MeToo. Skupmy się na mainstreamowym porno i tym, w jaki sposób w świecie bez edukacji seksualnej kształtuje naszą wizję seksu. Albo wizję seksu u dzieci, które mają do niego nieograniczony dostęp.

Całe kino śmierdzi rybą

Hejt na te bezdennie głupie, nieświadome kobiety oglądające 50 twarzy Greya czy 365 dni to większy seksizm niż same te filmy. Komu w ogóle służy obrażanie widzek tego filmu? Chcecie pokazać, że jesteście lepsi, bo nie chodzicie na takie kobiece (więc złe), erotyczne filmy? To samo było przy 50 twarzach Greya. Kobiety się podniecają? Tak same z siebie, bez penisa? Seksualność kobiet niesłużąca potrzebom mężczyzny? Ale oblecha! Śmierdzi rybą całe kino.

Weźcie się od nas odwalcie, OK? Nie chodzi wam o żadną jakość kina ani o walkę z patriarchalnymi wzorcami – po prostu chcecie się ponabijać z kobiet i ich seksualności. W całej tej sprawie sprowadzanie dyskusji do licytowania się, kto ma fajniejsze fantazje, jest jakimś wymyślnym żartem.

Wróbel: Zanim staniecie się kobietami

To nie kobiety powinny się wstydzić tego, co oglądają. W niektórych miejscowościach 365 dni to po prostu jedyny tak dostępny film. To producenci i dystrybutorzy powinni się wstydzić tego, jak to sprzedają. I twórczyni. Przedstawianie megaprzemocowego związku jako idealnej relacji jest szkodliwe. Podobnie jak wmawianie światu, że kobiety uwielbiają być stalkowane. I ogłaszanie, że to nowy feminizm. Nie, to stara mizoginia. Naprawdę chcecie, żeby wasze córki uważały, że porwanie i uwięzienie to romantyczna miłość, a gwałt to ostry seks? Chcecie dla nich takiej przyszłości? Chcecie wychować przyszłe ofiary i katów?

Liberalne media promują gwałt jako emancypację

Może lepiej zamiast szejmowania kobiet wkurzajcie się na świat, w którym 365 dni jest sprzedawane jako historia miłosna? W którym jest o tym filmie głośno w „Gazecie Wyborczej”, na Pudelku i ASZdzienniku, który jakoś pomija nagle gwałt, a skupia się na tym, że polscy mężczyźni są brzydsi niż włoski aktor? Media plotkarskie i liberalne znalazły piękne porozumienie w kwestii promocji tego filmu. Książkę wydała Agora, film promuje TVN. Dlaczego to was nie wkurza? Dlaczego nie wkurza was, że liberalne media krzyczą, że gwałt to ostry seks, a stalking to romantyczna miłość – i nazywają to emancypacją kobiet? Dlaczego nie wkurza was, że 365 dni można obejrzeć w dużych miastach co kilkanaście minut w każdym kinie, a w mniejszych bywa jedynym wyświetlanym filmem? Że plakaty tego filmu wiszą w liceum, do którego po reformie chodzą 14-latki? Edukacja seksualna jest zła i wychowa zboczeńców, ale promowanie filmu, w którym gwałt jest przedstawiany jak namiętny seks, jest spoko?

Za tym filmem stoi olbrzymia kasa – po to, by jego twórcy zarobili jeszcze więcej kasy. Wywiady, gale, reklamy – to po prostu produkt. Lipińska sprzedaje produkt – a najlepiej sprzedaje się seks, bogactwo i uprzedmiotowienie kobiet. Ale że liberalne media muszą udawać, że są po stronie #girlpower, bo taka teraz moda, to działają i przeciw seksizmowi. Oburzają się seksistowskim wywiadem z aktorką Anną Marią Sieklucką w „Vivie”. Zachwycają się reakcją Lipińskiej na ściance na seksistowski komentarz o dupach. I już. Liberalne media mogą ogłosić, że romantyzowanie gwałtu i nękania to feministyczna rewolucja seksualna. I zarabiać na tym grube miliony.

Kapitał nie pyta, czy promuje gwałt, czy lepszy świat – kapitał chce się mnożyć. I będzie to robił kosztem życia i zdrowia milionów ludzi. Czy to w przemyśle kinowym, czy w przemyśle pornograficznym. Czy to w każdym innym przemyśle.

Cały system kapitalizuje krzywdę kobiet, po czym kilku bogatych zgarnia na tym wielka kasę, szafując hasłami „seksu” czy „kontrowersji”, zamiast pisać wprost: TO JEST PRZEMOC. Zarówno ta pokazana na ekranie, jak i ta, którą stosują twórcy filmu. Przemoc seksualna i ekonomiczna.

Nie marzymy o gwałcie

Fantazje to nie marzenia. Wmawianie światu, że marzeniem kobiet jest bycie zgwałconą, to po prostu szkodliwe brednie. Albo że wszystkie kobiety lubią waniliowy seks i tylko takie fantazje są dla nich dozwolone, bo inaczej prowokują do gwałtu. Nagle się okazuje, że mamy do wyboru waniliowy, małżeński seks albo gwałt.

Lwa-Starowicza nikt nie pyta o to, jaką ma na sobie bieliznę

To żaden wybór. Nie chcemy takiego wyboru. Nie zabierzecie nam ciał, fantazji i myśli. Chcecie mieć kontrolę nad naszymi ciałami i myślami, chcecie je w pełni opanować. Walcie się. Będziemy myśleć i fantazjować, o czym chcemy. I nie będziemy dawać sobie wkręcać, że gwałt, który nam sprzedajecie, to taki po prostu seks, a kobiety uwielbiają, jak się nimi pomiata, są więzione i stalkowane w ramach podrywu. Chcemy robić to, co lubimy i na co wyrażamy zgodę.

I nie będziemy się tego wstydzić. Będziemy fantazjować o gwałcie, a marzyć o feministycznym świecie – i nic nam nie zrobicie. A jak zrobicie, to będziemy o tym krzyczeć, bo nienawidzimy przemocy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Maja Staśko
Maja Staśko
Dziennikarka, aktywistka
Dziennikarka, scenarzystka, aktywistka. Współautorka książek „Gwałt to przecież komplement. Czym jest kultura gwałtu?” oraz „Gwałt polski”. Na co dzień wspiera osoby po doświadczeniu przemocy. Obecnie pracuje nad książką o patoinfluencerach.
Zamknij