Świat

Pornobiznes w internecie ma problem. Nareszcie

Z serwisu Pornhub zniknęła większość filmów. To wynik śledztwa „New York Timesa”, które wykazało, że spora część zgromadzonego tam materiału to nagrania nielegalnych aktów przemocy (w tym gwałtów) oraz pornografia dziecięca. Serwis okazał się nie mieć procedur, które pozwalałyby skutecznie z tym walczyć. Co więcej – zarabianie na takich treściach mogło być od początku wpisane w jego model biznesowy.

Ze śledztwa amerykańskiego dziennika wynika, że generujący co miesiąc 3,5 miliarda odsłon serwis pornograficzny latami monetyzował nagrania dziecięcej pornografii, podglądactwa, treści rasistowskich i mizoginicznych, a także niekonsensualnych i przemocowych aktów seksualnych, jak np. podduszanie kobiet w plastikowych workach.

Reportaż Nicholasa Kristofa The Children of Pornhub skupia się na losach nastolatek i nastolatków, którzy padli ofiarami przemocy seksualnej, a filmy z ich udziałem trafiły na Pornhuba. Serwis latami zarabiał na ich krzywdzie, nawet nie próbując sprawdzić, czy takie materiały nie pochodzą z przestępstwa.

Refugee porn: Seksualne fantazje o dziewczynach w hidżabach

Nagranie gwałtu zbiorowego na czternastolatce zniknęło dopiero wtedy, gdy sama dziewczyna podała się za prawniczkę i postraszyła administratorów sądem. Wcześniej próbowała doprowadzić do usunięcia filmu, stosując się do oficjalnej procedury opisanej na stronach Pornhuba. Ale nic nie wskórała.

Między innymi ta sprawa zainspirowała internetową petycję w sprawie zamknięcia serwisu. Domaga się tego ponad trzysta organizacji walczących z pedofilią i handlem ludźmi w niemal dwustu krajach. Występująca w ich imieniu autorka petycji, aktywistka Laila Mickelwait, argumentuje, że Pornhub nie tyle nie jest w stanie sprawdzić, jak wiele publikowanego na nim kontentu pochodzi z przestępstw, ile nie podejmuje żadnego wysiłku, żeby się tym zająć.

Serwis teoretycznie oferuje funkcję fingerprintingu, która pozwala oznaczyć film i w ten sposób usunąć go z zasobów serwisu, ale dziennikarze Samantha Cole i Emanuel Maiberg pokazali, że to raczej zasłona dymna: owszem, nie da się drugi raz wrzucić dokładnie tego samego filmu, ale wystarczy go przemontować i udostępnić z innego źródła, aby Pornhub potraktował go jak nowy materiał. Trudno uwierzyć, że to najlepsza technologia, jaką mogą zaoferować ofiarom przestępstw władze serwisu, który przed ujawnieniem afery wyceniany był nawet na 1,5 miliarda dolarów.

Po skandalu i tekście w „NYT” ze współpracy z serwisem pornograficznym wycofali się najwięksi wydawcy kart płatniczych i operatorzy finansowi.

W odpowiedzi na skandal Pornhub wprowadził nowe zasady. Usunięte z serwisu zostały miliony nagrań pochodzących z niezweryfikowanych kont. Zmiany te spowodowały, że liczba dostępnych w witrynie filmów zmalała z 13,5 miliona do nieco poniżej 3 milionów. Od teraz nowe treści będą mogli dodawać tylko posiadacze zweryfikowanych kont.

Nielegalne treści mają być raportowane do Narodowego Centrum na rzecz Zaginionych i Molestowanych Dzieci w Kanadzie, gdzie firma jest zarejestrowana. Zdaniem Pornhuba usunięto możliwość wyszukiwania wielu kategorii, np. „rape”, czyli „gwałt”. Kristof ustalił jednak, że po wpisaniu „r*pe” nadal wyświetla się lista ponad 1900 filmów. Na zakazanej liście nie znajdziemy też np. hasła „13yo” („trzynastoletni/a”), choć zwykle w tak otagowanych filmach ustylizowane na dzieci osoby pełnoletnie. Zdaniem reportera „NYT” jest to nadal sposób na przyciągnięcie odbiorców zainteresowanych treściami pedofilskimi.

Wszystko to pokazuje, że Pornhub do pewnego stopnia uległ naciskom, ale pozostawia otwartą furtkę dla tych użytkowników, którym nie podobają się nowe ograniczenia. I jakby na potwierdzenie tego szefowie Pornhuba wydali oświadczenie, z którego wynika, że to oni czują się ofiarami.

Seks w czasie pandemii? Może nam pomóc przetrwać izolację

Pornhub – prześladowany czy prześladowca?

Władze serwisu powołują się na dane niezależnej brytyjskiej organizacji Internet Watch Foundation, która walczy z pedofilią w sieci. Według niej przez trzy lata na Pornhubie pojawiło się tylko 118 materiałów o takim charakterze. Dla porównania na Facebooku czy Reddicie były ich miliony.

Skąd taki wynik? O nielegalnych treściach informują fundację sami internauci. „New York Times” przypuszcza, że ci, którzy wchodzą na zwykłe portale społecznościowe w poszukiwaniu „zwykłych” treści, raportują przypadki przemocy seksualnej znacznie częściej niż użytkownicy serwisu pornograficznego. Mimo to właściciele Pornhuba uważają oskarżenia za niesprawiedliwe i widzą w nich efekt działania przeciwników pornografii.

Majmurek: Godność pornografki

To o tyle nietrafiony argument, że nikt, kto przyczynił się do zmian w funkcjonowaniu serwisu, nie określa siebie w ten sposób. W dniu, gdy większość filmów zniknęła z zasobów Pornhuba, autorka petycji w sprawie delegalizacji serwisu Laila Mickelwait cieszyła się, że usunięto materiały powstałe w wyniku przestępstwa, takie jak ten opisany przez nią w jednym z tweetów.

– Wideo na Pornhubie: młoda kobieta na zapuszczonym balkonie w Chinach, rozebrana do naga. Film jest amatorski, zrealizowany bez jej zgody. Kilku mężczyzn bezwzględnie ją torturuje, topiąc w lodowatej wodzie. Przerażenie w jej oczach. Krzyczy i prosi, aby przestali. Kiedy zaczyna płakać, sikają jej na twarz.

Mickelwait przestrzega jednocześnie, że zdjęcie większości materiałów z Pornhuba nie oznacza wyrównania rachunków z właścicielami serwisu pornograficznego.

– Pornhub nie uniknie odpowiedzialności. Wciśnięcie guzika „usuń”, aby wyczyścić ze swojej witryny filmy z dowodami przestępstwa, nie zwalnia z odpowiedzialności za dekady krzywd, jakie serwis wyrządził niezliczonym ofiarom, których życiową traumę przekuwał w zyski – napisała aktywistka na Twitterze.

Choć krytycy Pornhuba oskarżani są o purytanizm, cytowani w tekście „New York Timesa” kobiety i mężczyźni, którzy byli molestowani jako nieletni, a filmy z ich udziałem nielegalnie trafiły na Pornhuba, nie deklarują się wcale jako przeciwnicy pornografii jako takiej. Domagają się za to zaprzestania krzywdzenia dzieci.

Ich zdaniem jakimś rozwiązaniem byłby powrót do czasów, gdy porno powstawało w profesjonalnych studiach, z udziałem dorosłych, oficjalnie zatrudnianych i opłacanych aktorek i aktorów.

Seksworkerka: Dlaczego chcę pełnej dekryminalizacji usług seksualnych

Z tym Pornhub i podobne do niego serwisy też mają problem. Oczywiście jego użytkownicy zarzekają się, że nie wchodzą tam, by oglądać treści nielegalne, pedofilię, gwałty czy tortury. Wielu wraca, by oglądać „prawdziwy seks”. Teraz użytkownicy serwisu w komentarzach skarżą się, że po ostatnich zmianach w serwisie zostały same „sztuczne gnioty”. Ale nawet jeśli ktoś rzeczywiście chce tylko popatrzeć na „prawdziwy seks”, to w niemoderowanym serwisie najprawdopodobniej i tak w końcu trafi na materiały, które znalazły się tam bez zgody występujących w nich osób, a więc w rezultacie przestępstwa.

Przykładem takich cieszących się popularnością pornomateriałów jest revenge porn, czyli „pornografia odwetowa”. To najczęściej filmiki, które nieświadome nastolatki nagrały dla swoich chłopaków (lub na odwrót, choć znacznie rzadziej), a ci bez ich zgody wrzucili je do internetu. Podobnie rzecz ma się z podglądactwem i wojeryzmem, kiedy materiały rejestrowane są potajemnie w saunach czy publicznych przebieralniach.

Wiele dziewczyn latami nie może uwolnić się od stalkerów, którzy bez końca udostępniają wideo z ich udziałem na kolejnych stronach, wysyłają je ich bliskim i przełożonym albo publikują ich dane w sieci. Wiele takich kobiet czuje się zaszczutych i zastraszonych, ma za sobą szereg prób samobójczych i lata terapii.

Czy poszukiwacze „normalnego seksu” na Pornhubie dopuszczają do siebie te niewygodne fakty? Trudno uwierzyć, że są na tyle naiwni, żeby uważać każde amatorskie porno z podduszaniem w worku foliowym za konsensualne, dobrowolnie nagrane i udostępnione milionom widzów.

Ci ludzie są po prostu beneficjentami kultury gwałtu. Powtarzany w komentarzach argument, że jeśli kobieta nie chce trafić na stronę porno, to nie powinna „grać” w takich filmach, to typowy victim blaming (obwinianie ofiary). A Pornhub takie myślenie wspiera, sądząc po tym, jak nieskutecznie walczył dotąd z nadużyciami, a wręcz zwodził swoje ofiary, zapewniając je o skuteczności fingerprintingu.

Moje ciało, mój wybór? Tak, dlatego pracuję na czacie erotycznym

Porno przyszłości

Czy problem dostępu do nielegalnej pornografii w sieci da się w ogóle rozwiązać? Pewnie nie, skoro stron z takimi treściami są miliony. Co więcej, te najbardziej ekstremalne materiały można stosunkowo łatwo znaleźć w darknecie.

Jednak Pornhub to dzisiaj też część mainstreamu. Zasłynął zabawnymi hasłami reklamowymi (np. to z początku pandemii: „Dotykanie samego siebie nadal jest dozwolone”). Wiele osób bez skrępowania przyznaje, że serwis ten odwiedza. Społeczny odbiór Pornhuba jest taki, że to cywilizowane porno dla normalnych ludzi, w przeciwieństwie do przerażających darkwebowych zakątków dla zwyroli. Tylko że to zwyczajnie nieprawda.

Żeby nielegalne materiały nie trafiały do sieci, najwięksi gracze na rynku musieliby zmienić swój podstawowy model działania i przestać przyjmować filmy od przypadkowych użytkowników. Oczywiście, kupowanie treści od profesjonalnych wytwórców kosztowałoby więcej. No i nie byłby to już „prawdziwy seks”.

Ale użytkowników Pornhuba nie kręci tylko prawda. W tym i innych serwisach porno są już sekcje poświęcone rzekomym filmom z udziałem celebrytów, które powstały dzięki sztucznej inteligencji i technologii deep fake. Dzięki niej twarze znanych aktorek i modelek zostały doklejone do ciał osób występujących w filmie pornograficznym. Sądząc po milionach wyświetleń, w tym przypadku użytkownikom wcale nie przeszkadza, że to fejki.

Fejkowe porno, prawdziwe problemy

Rozwiązania mogłyby zaproponować same władze serwisów, ale najpierw musiałoby im autentycznie zależeć na transparentności. Argument, że dziś krzywdzą ludzi, zdaje się do nich nie przemawiać.

Inną moc miałyby pewnie pieniądze, gdyby ofiary ich beztroski zaczęły ich skutecznie pozywać na konkretne kwoty. Trudno jednak spodziewać się tego po nastolatkach, które nie mają własnych dochodów, a i pewnie wolałyby nie wtajemniczać rodziców w sprawę nielegalnego filmu porno z własnym udziałem.

A to właśnie bezsilności młodych osób, czasem wręcz dzieci, władze Pornhuba i jemu podobnych zawdzięczają swoje zyski. Śledztwo „New York Timesa”, skandal, zapowiedzi kolejnych pozwów oraz ograniczenia w dostępie do treści na Pornhubie to sygnał dla branży, że czas bezkarności w pornobiznesie się kończy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Karolina Wasielewska
Karolina Wasielewska
Autorka książki „Cyfrodziewczyny”
Autorka tech-feministycznego bloga Girls Gone Tech.pl i reportażu o pionierkach polskiej informatyki „Cyfrodziewczyny”, który ukazał się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij