Wieczorkiewicz: „Zginęli cywile, w tym kobiety i dzieci”. Czas skończyć z tą zbitką słowną

Przekonanie, że „kobieta jest czymś pośrednim między mężczyzną a dzieckiem”, przez wieki podtrzymywało męską dominację i w dużym stopniu pokutuje do dzisiaj.
Patrycja Wieczorkiewicz

Męskie „mięso armatnie” to coś, co w patriarchalnej kulturze jest wliczone w koszty. Mężczyźni mają ginąć od kul, kobiety płodzić kolejnych obywateli, którzy będą ginąć od kul, i córki, które będą płodzić... i tak w kółko.

Wsadzanie kobiet do jednego wora z dziećmi jest cholernie upupiające w stosunku do tych pierwszych. Wzmacnia stereotyp, zgodnie z którym kobiecość to słabość i nieporadność (co jest przeszkodą w osiągnięciu przez kobiety równości na wielu innych polach, zwłaszcza politycznym), jak również że podczas konfliktów zbrojnych życie mężczyzn, również cywili, jest jakby mniej ważne.

Jednocześnie męskie „mięso armatnie” to coś, co w patriarchalnej kulturze jest wliczone w koszty. Mężczyźni mają ginąć od kul, kobiety płodzić kolejnych obywateli, którzy będą ginąć od kul, i córki, które będą płodzić… i tak w kółko.

Wojna i gender: niewidzialne kobiety kontra hipermęskość

„Gazeta Wyborcza” pisała niedawno, że być może śmierć „kobiet i dzieci” w Gazie oburzy zachodnich decydentów (dotąd zginęło tam mniej więcej tyle samo kobiet i mężczyzn, po 30 proc.). Zbitka słowna powtarza się w kolejnych artykułach na temat wojny między Izraelem i Hamasem. Tak samo było (wciąż jest) w przypadku napaści Rosji na Ukrainę.

Kiedy rozmawiałam z irańskimi aktywistkami o tym, dlaczego w konsekwencji protestów po zamordowaniu Mashy Amini wieszani są sami mężczyźni, odpowiadały, że gdyby to były kobiety, Iran ryzykowałby więcej w relacjach z Zachodem. Kolejni irańscy obywatele giną na szubienicach (a raczej dźwigach, co jest szczególnie okrutną formą egzekucji, stawiającą na przedłużenie cierpienia), ale media znudziły się tematem.

I nie, nie twierdzę, że powinien tu być parytet – tylko że przemoc i śmierć powinny budzić taki sam sprzeciw bez względu na płeć ofiar.

Wojna a równouprawnienie. Pięć kwestii, o których dyskutują ukraińskie feministki

Bohaterowie i ofiary

Nie jestem jedyną feministką, która kręci nosem, czytając o „kobietach i dzieciach”. Na szkodliwość tej frazy (jako jednej z „najbardziej problematycznych” w kontekście narracji o wojnie) zwraca uwagę m.in. Zillah Eisenstein, wykładowczyni uniwersytecka i autorka książki Patriarchat kapitalistyczny i argumenty na rzecz feminizmu socjalistycznego. Eisenstein wskazuje, że amerykańskie interwencje w Wietnamie, Iraku czy Afganistanie były uzasadniane koniecznością ochrony „kobiet i dzieci”.

W ten sam sposób Barack Obama i sekretarz stanu USA John Kerry argumentowali na rzecz wkroczenia do Syrii, podkreślając, że prawdopodobne użycie broni chemicznej przez syryjskie siły rządowe skutkuje śmiercią kobiet i dzieci. „Jeśli stosowanie broni chemicznej jest nieludzkie, to jest ono nieludzkie dla każdego ludzkiego ciała, bez względu na płeć” – pisze Eisenstein. Dodaje, że „nacjonalistyczna i mizoginistyczna narracja oddziela kobiety od mężczyzn jako inne, gorsze i wymagające szczególnej ochrony”.

Wcześniej Cynthia Enloe, amerykańska teoretyczka feministyczna, ukuła jednowyrazowy termin kobietyidzieci, nazywając go „okrzykiem poparcia dla zaangażowania USA w Iraku”. W książce Globalizacja i militarystyczność pisała: „Ta maskulinizacja obrońcy i nieunikniona feminizacja chronionych ma daleko idące konsekwencje. W każdym patriarchalnym społeczeństwie obrońcy uważani są za bardziej obytych, a zatem za naturalnych kontrolerów tych, których mają chronić, nie tylko dlatego, że są od nich silniejsi, ale także dlatego, że (rzekomo) są mądrzejsi i bardziej racjonalni”.

Odwołując się do sformułowania kobietyidzieci, brytyjska feministka Hannah Ross pisze, tym razem w kontekście wojny w Ukrainie: „Mężczyzn przedstawia się jako bohaterów, którzy ratują wszystkich. To presja, z którą nawet najsilniejsi z nas mieliby trudności. Czy są oni mniej przerażeni niż kobiety? Absolutnie nie – wojna jest przerażająca, bez względu na płeć. Dlaczego więc mężczyźni powinni być zmuszani do walki, często wbrew woli, w imię promowania toksycznego, archaicznego wzorca męskości?”.

Wojna doświadcza wszystkich, ale inaczej

Nie jest dobrym argumentem stwierdzenie, że przecież to mężczyźni wywołują wojny, a kobiety na nich giną. Wojny wywołuje garstka mężczyzn, a giną wszyscy, przy czym z takiej Ukrainy kobiety mogą wyjechać, mężczyźni nie.

Nie ma wątpliwości, że wojna nie doświadcza kobiet i mężczyzn w taki sam sposób. Kobiety znacznie częściej są gwałcone, mężczyźni rozrywani przez bomby i pociski na pierwszej linii frontu. Tortury zadawane są wszystkim w podobnym stopniu. Z kolei straumatyzowani mężczyźni, którzy po walkach na froncie wracają do swoich domów, są bardziej skłonni do stosowania przemocy domowej, w wyniku której cierpią kobiety. Licytowanie się, która z płci cierpi bardziej, uważam za obrzydliwe.

Po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie media zachwycały się odważnymi żołnierkami, które stanowiły początkowo ok. 17 proc. tamtejszej armii (po zaciągnięciu do niej kolejnych dziesiątek tysięcy mężczyzn udział kobiet spadł). Wymaga podkreślenia, że wstąpiły do armii z własnej woli, tak jak cywilki z własnej woli zostały w kraju bądź go opuściły. Mężczyźni takiego wyboru nie mieli.

W opublikowanym niedawno na łamach Krytyki Politycznej artykule Kaja Puto przywołała stanowiska ukraińskich feministek, Oksany Potapowej i Iryny Deduszewej, autorek referatu Pięć tez o feminizmie i militaryzmie, które zauważają, że „antymilitaryzm to postawa wykształcona przez zachodnie społeczeństwo (i zaadaptowana przez zachodni feminizm) – w intencji szczytna, ale kompletnie ślepa na sytuację krajów kolonizowanych”.

Kobietyidzieci a sytuacja w Gazie

Indyjska feministka Devrupa Rakshit zwraca uwagę na posługiwanie się terminem „kobiety i dzieci” w kontekście izraelsko-palestyńskim. W artykule opublikowanym na portalu TheSwaddle.com skupia się na tym, że retoryka związana z płcią pomija złożoność indywidualnych doświadczeń w trakcie konfliktów, oblężeń i przemocy, co sprawia, że jest daleka od podejścia feministycznego opartego na perspektywie intersekcjonalnej.

Zauważa, że kobietyidzieci to zbitka używana zarówno przez izraelskie media oraz władze celem usprawiedliwienia ataku na Gazę (w końcu Hamas morduje również kobiety i dzieci), jak i podkreślenia barbarzyńskich działań Izraela przez stronę palestyńską.

Kobiety w mundurach mają dość

„To nie tylko osłabia rolę kobiet w kształtowaniu pokoju, rozwiązywaniu konfliktów i zapewnianiu bezpieczeństwa – służy również jako narzędzie retoryczne dla agresorów, mające uzasadnić sam konflikt i agresję. W dodatku zaciera konkretne i odrębne rodzaje przemocy i krzywd, jakie ponoszą kobiety i dzieci jako odrębne grupy” – pisze Rakshit.

Przytacza słowa akademiczki Patricii Vieiry z artykułu opublikowanego w 2012 roku przez Al Jazeerę: „Kobiety są wrzucane do jednej grupy z dziećmi, ponieważ faktycznie są traktowane jak dzieci… Ich ewakuacja z teatrów zniszczenia i wojny idzie w parze z pozbawieniem ich politycznej sprawczości”.

Wojna jako „męska rzecz”

Putina, Hamas czy Netanjahu wyniosły do władzy osoby wszystkich płci i osoby wszystkich płci wspierają (lub nie) działania wojenne, przy czym to głównie mężczyźni dopuszczają się bezpośredniej przemocy (ale nie tylko, co warte jest podkreślenia zwłaszcza w kontekście izraelskiej armii – w jednej trzeciej składa się ona z kobiet, stanowią one też połowę oficerów). Poparcie dla angażowania się państw w konflikty zbrojne w większości przypadków jest mniejsze wśród kobiet, ale nie pozwala to zrzucić całej odpowiedzialności na mężczyzn. Nie powinno też dziwić – wojna od zawsze uznawana jest za „męską rzecz”.

Należy przy tym zwracać uwagę na fakt, że wciąż to mężczyźni są socjalizowani do przemocy, która na co dzień jest tolerowana, a w obliczu wojny pożądana. Tego wymaga utrzymanie patriarchalnego systemu, którego wojna jest ostateczną emanacją. Podkreślanie, że podczas konfliktów zbrojnych giną „kobiety i dzieci”, nie sprzyja jego obaleniu.

Platerówki: przemilczana historia żołnierek z armii Berlinga

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Patrycja Wieczorkiewicz
Patrycja Wieczorkiewicz
redaktorka prowadząca KrytykaPolityczna.pl
Dziennikarka, feministka, redaktorka prowadząca w KrytykaPolityczna.pl. Absolwentka dziennikarstwa na Collegium Civitas i Polskiej Szkoły Reportażu. Współautorka książek „Gwałt polski” (z Mają Staśko) oraz „Przegryw. Mężczyźni w pułapce gniewu i samotności” (z Aleksandrą Herzyk).
Zamknij