Świat

Test Elona Muska

Właśnie gdy Elon Musk postanowił kupić Twittera, UE porozumiała się w sprawie regulowania nie tylko treści w mediach społecznościowych, ale i algorytmów, które nagłaśniają niektóre wpisy, a wyciszają inne. Czy Twitter pod wodzą Muska zda unijny egzamin?

LONDYN – Elon Musk kupuje platformę Twitter za 44 miliardy dolarów, zaś komentatorzy próbują dociec, co dla Twittera będzie oznaczało „absolutystyczne podejście do swobody wypowiedzi”, jakie wyznaje najbogatszy człowiek świata. Być może będzie to twardy orzech do zgryzienia i dla samego Muska.

Jako że Unia Europejska i Wielka Brytania niedługo wprowadzą przepisy mające na celu poprawę bezpieczeństwa i zwiększenie poziomu odpowiedzialności w mediach społecznościowych, wydaje się, że Musk wybrał zły moment na ograniczanie moderacji treści na Twitterze. Tak naprawdę, pomimo że urzędnicy grożą mu palcem, Musk, jeśli zechce, w imię swobody wypowiedzi będzie w stanie znieść ograniczenia dotyczące treści rozpowszechnianych na tej platformie. Być może jednak zmieni zdanie, kiedy okaże się, że owa swoboda już niedługo będzie wiązała się też z większą odpowiedzialnością.

Elon Musk chce przejąć Twittera. Czy zrobi z niego raj dla prawicowych trolli?

Obecnie Twitter zabrania rozpowszechniania szerokiego spektrum zgodnych z prawem, ale budzących zastrzeżenia treści, w tym postów, w których ktoś wyraża nadzieję, że komuś innemu stanie się coś złego, bądź które zawierają „nadmiernie” brutalne obrazy, jak również treści „zakłócających doświadczenie innych osób”. Oczywiście, Twitter blokował także kontrowersyjnych użytkowników o dużej sile przebicia, takich jak były amerykański prezydent Donald Trump. Musk chce to zmienić, tak aby na Twitterze niedopuszczalne były wyłącznie treści sprzeczne z prawem.

Ustawodawcy w Wielkiej Brytanii i UE nie przyznają tego otwarcie, ale opracowane przez nich przepisy dotyczące bezpieczeństwa w sieci pozwolą Muskowi znieść zakazy publikowania nałożone przez Twitter na niektórych użytkowników oraz poluzować zasady dotyczące treści, które obejmować będą tylko treści sprzeczne z prawem. Opracowując te przepisy, niektórzy ustawodawcy dążyli do uregulowania sposobu, w jaki platformy traktują tzw. treści legalne, choć nieobyczajne. Wobec ogromnego oporu ze strony społeczeństwa obywatelskiego ustawodawcy jednak uznali, że cenzurowanie treści, które nie są sprzeczne z prawem, byłoby zbyt daleko posuniętym środkiem.

„Policja? Proszę przyjechać na Facebooka”, czyli politycy kontra social media

Unijne przepisy regulujące usługi cyfrowe będą wymagały, aby duże platformy, takie jak Twitter, dokonywały oceny ryzyka – na przykład spowodowania dyskryminacji bądź podważenia demokracji – związanego z opublikowaniem zgodnych z prawem, ale budzących zastrzeżenia treści. Platformy jednak będą miały swobodę w decydowaniu, w jaki sposób temu ryzyku zaradzić. Zakaz rozpowszechniania danych treści nie będzie ich jedyną opcją.

Ani UE, ani Wielka Brytania nie będą zatem mogły zgłaszać skarg, jeśli Twitter umożliwi publikowanie na swojej platformie kontrowersyjnych materiałów – pod warunkiem że wprowadzi inne środki zaradcze. Mogą to być środki bardziej nastawione na ochronę swobody wypowiedzi, na przykład polegające na pytaniu użytkowników, czy na pewno chcą opublikować bądź przekazać dalej budzące zastrzeżenia treści.

Jednak nawet jeśli przepisy regulujące kwestię bezpieczeństwa w sieci nie zmuszą Muska do zarzucenia jego planów, na pewno na plany te wpłyną zachęty biznesowe. Musk co prawda kupuje Twittera podobno nie dlatego, że postrzega tę platformę jako maszynkę do zarabiania pieniędzy, ale dlatego, że podoba mu się jako usługa. Na szali kładzie jednak 21 miliardów własnych aktywów, jednocześnie oferując jedną trzecią swoich udziałów w Tesli jako zabezpieczenie transakcji, więc na pewno nie chodzi mu o świadczenie tej usługi dla dobra publicznego.

Ograniczenie moderacji treści do całkowitego minimum zapewne nie pomoże też Muskowi w odwróceniu spadkowej tendencji biznesowej Twittera, który ledwo sobie radzi. Ogłoszeniodawcy źle znoszą ryzyko nadwerężenia własnego wizerunku publicznego, pojawiającego się wraz z wyświetlaniem ich reklam obok kontrowersyjnych treści. Jeśli Twitter stanie się zbyt toksyczny, mogą opuścić tę platformę, co zagroziłoby utratą znakomitej części jej przychodów.

Musk być może jednak odejdzie od modelu biznesowego opartego na wpływach z reklam i przekształci Twitter w usługę abonamentową. Poluzowanie zasad moderowania treści sprawi, że i ta opcja stanie się trudniejsza. Część użytkowników odstręczy wrażenie, że Musk zaprzęga tę platformę do wojen kulturowych, w które tak mocno angażują się najzagorzalsi jej użytkownicy. Niewielu użytkowników – nawet libertarian – będzie chciało przedzierać się przez gąszcz dezinformacji, zjadliwych memów, eskalacji werbalnej przemocy i podłej jakości treści tylko po to, aby znaleźć wśród nich coś wartościowego.

Elon Musk to kolejne zagrożenie, a nie nadzieja dla wolności słowa

Jeśli Musk przestanie blokować użytkowników i usuwać pewne zgodne z prawem treści, będzie musiał zastosować inne narzędzia, aby korzystanie z Twittera było w ogóle możliwe. To zaś oznacza jeszcze większe poleganie na algorytmach, które mają uwydatniać treści wysokiej jakości i utrudniać znalezienie materiałów problematycznych.

Być jak Elon Musk. Mesjasz czy patoinfluencer kapitalizmu?

Ostatnio Musk sugerował, że według niego dopuszczenie publikacji wszelkich zgodnych z prawem treści zmniejszy jego odpowiedzialność za ich publikowanie. Na Twitterze zamieścił wiadomość „Jeśli ludzie będą chcieli mniejszej swobody wypowiedzi, poproszą rząd, aby wprowadził odpowiednie przepisy”.

Rządy jednak spychają tę odpowiedzialność z powrotem na platformy. Ustanawiane przez nie przepisy zmuszą platformy do większej przejrzystości – nie tylko w kwestii tego, jakie treści są przez nich blokowane, ale także jak ich algorytmy promują bądź ukrywają pewne treści.

Ustawodawcy, naukowcy i społeczeństwa będą zatem mogli zajrzeć pod maskę i zobaczyć, jak działają duże platformy – a także uważnie śledzić, czy przypadkiem nie faworyzują jednej ze stron debaty politycznej. Musk uważa, że algorytmy, na których opiera się Twitter, powinny działać za zasadzie open source i że takie rozwiązanie wzmocniłoby tego rodzaju kontrolę. Grubo się jednak myli, jeśli sądzi, że opowiedzenie się za swobodą wypowiedzi sprawi, że Twitter stanie się „neutralny politycznie”, a użytkowników nie będzie interesowało, jak jego algorytmy wpływają na debatę publiczną.

Gardłować za swobodą wypowiedzi jest łatwo. Jednak obecny zarząd Twittera zdaje sobie sprawę z tego, że prowadzenie platformy mediów społecznościowych stanowi w rzeczywistości trudniejsze wyzwanie. Przepisy wprowadzone przez UE i Wielką Brytanię umożliwią Muskowi poluzowanie moderacji treści na jego platformie, dając jednocześnie opinii publicznej możliwość sprawowania o wiele ściślejszego nadzoru nad podejmowanymi przez niego decyzjami strategicznymi i operacyjnymi. Początkowo Musk może mieć większą swobodę prawną. Ale od odpowiedzialności się nie wywinie.

**
Zach Meyers jest badaczem pracującym w ośrodku Centre for European Reform.

Copyright: Project Syndicate, 2022. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij