Świat, Weekend

Do zachodniej lewicy: Nie trzeba kochać NATO, ale Rosja nie jest słabszą, zagrożoną stroną

Rosja od dekad próbuje się przedstawiać jako ofiara otoczona przez wrogie siły, które mają zagrażać jej bezpieczeństwu. Fakty temu przeczą. To Rosja, z silną armią, potężnym arsenałem głowic nuklearnych i imperialnymi ambicjami, próbuje narzucić swoją wolę państwom ościennym – i temu lewica musi się przeciwstawić.

W niedawno opublikowanym na łamach „Berliner Zeitung” artykule niemiecki dyplomata Michael von der Schulenburg twierdzi, że skierowanie przez Rosję ponad 100 tysięcy żołnierzy na granicę z Ukrainą było bezpośrednią reakcją na ogłoszenie przez NATO, że Ukraina mogłaby kiedyś zostać członkiem Paktu Północnoatlantyckiego. Ta opinia powiela głosy zachodniej lewicy w Berlinie, Paryżu czy Madrycie, która od początku działań wojennych w Ukrainie spoglądała na sytuację raczej z punktu widzenia Moskwy.

Jako koronny argument na usprawiedliwienie rosyjskich działań militarnych wysuwana jest obawa Rosji o własne bezpieczeństwo. Krytyczne spojrzenie przesuwa się z Putina na NATO, które, oskarżane o „ekspansję” czy „agresję”, miałoby rzekomo naruszać równowagę sił w Europie i ingerować w rosyjską „strefę wpływów”.

To nie konflikt, to wojna Putina. Jak mówić i pisać o ataku na Ukrainę?

Mimo naszego sceptycznego stosunku do NATO i polityki USA widzimy w takim toku myślenia pułapkę. Podążając nim, łatwo przeoczyć prawdziwe powody, które stoją za działaniami Moskwy: nieuprawnione poczucie zwierzchności nad Ukrainą i dążenia imperialistyczne. Stoimy na stanowisku, że w polityce zagranicznej powinniśmy kierować się antyimperializmem i troską o podmiotowość obywateli. Zauważenie imperializmu rosyjskiego nie stoi w sprzeczności z krytyką USA, a raczej pozwala nam wyjść poza zimnowojenne, a nawet kolonialne sposoby patrzenia na geopolitykę.

Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia

Jednym z celów Partii Razem jest wzmocnienie perspektywy środkowo-wschodnioeuropejskiej na europejskiej lewicy. Uderzyło nas, że ta perspektywa rzadko pojawia się w wypowiedziach lewicowych polityków Niemiec, Francji, czy Hiszpanii w kontekście obronności Europy, również na flance wschodniej. Chcemy, oferując nasz punkt widzenia – ze środka regionu pozostającego w trudnym sąsiedztwie z Rosją – wprowadzić więcej niuansów do zachodniego spojrzenia, między innymi na konflikt, a teraz już na wojnę Rosji z Ukrainą. Ich zaakceptowanie przez naszych partnerów i przyjaciół na Zachodzie pozwoliłoby uniknąć zgubnych uproszczeń, które prowadzą do naiwnego wspierania strony rosyjskiej.

Nie możemy sobie na nie pozwolić. Nie w momencie, w którym Rosja dąży do unicestwienia państwowości i suwerenności Ukrainy oraz podmiotowości Ukraińców. Okupacja Krymu od 2014 roku, rozniecenie konfliktu separatystycznego w Donbasie i czynny w nim udział czy rozmieszczenie ponad 100 tys. żołnierzy wokół granic Ukrainy, a wreszcie otwarta zbrojna napaść rozpoczęta 24 lutego – to kontynuacja rosyjskiej strategii zakładającej podporządkowanie polityczne i wojskowe byłych republik radzieckich na zachodniej granicy Rosji. Sprzeciwiamy się porządkowi, w którym silniejszy próbuje przemocą narzucić swoją wolę słabszemu, a tak należy postrzegać ostatnie posunięcia Moskwy.

Kreml od dekad stara się postawić ten faktyczny stosunek sił na głowie. Jako uzasadnienie swoich działań stosuje retorykę Rosji „otoczonej” przez wrogie siły, które miałyby zagrażać jej bezpieczeństwu. Tymczasem przeczą temu fakty: w przeciwieństwie do Rosji NATO nigdy nie ważyło planów inwazji na któregokolwiek z członków Wspólnoty Niepodległych Państw, a rosyjskie zdolności wojskowe znacznie przewyższają te, które prezentują państwa Sojuszu w Europie. W dyskusji na ten temat często zapomina się o enklawie kaliningradzkiej – ciężko uzbrojonej rosyjskiej „wyspie” w samym centrum regionu bałtyckiego. Wreszcie, niełatwo obronić narrację Rosji jako ofiary w obliczu jej ogromnego arsenału głowic nuklearnych.

Otwartej agresji militarnej strony rosyjskiej towarzyszy również agresja słowna. Oficjalne żądania i wypowiedzi lekceważące suwerenność Ukrainy i Europy Wschodniej nadają wspomnianej sile militarnej interpretację i kontekst – kontekst rosyjskiej woli rekolonizacji regionu i przywrócenia zimnowojennego porządku. Przykładem, jednym z wielu, może być wypowiedź wiceministra spraw zagranicznych Riabkowa: „żądamy potwierdzenia na piśmie, że Ukraina i Gruzja nigdy, przenigdy nie wejdą do NATO”.

Kryzys ukraiński: Czy czeka nas zdrada Zachodu i nowa Jałta?

Dodajmy do tego liczne przykłady rewizjonizmu historycznego w ramach wielkoruskiej fantazji Putina, w której Białorusini, Ukraińcy i Rosjanie są jednym narodem. Takie wypowiedzi mocno rezonują w krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Są tu postrzegane jako agresywne dezawuowanie już dokonanej lub dokonującej się emancypacji regionu przez sąsiednie mocarstwo.

Jaskrawym przejawem rosyjskich dążeń rekolonizujących w Europie Środkowo-Wschodniej jest postulat Putina cofnięcia sił NATO do stanu z 1997 roku. Przypomnijmy: Polska, Węgry i Czechy – zgodnie ze swoją wolą – wstąpiły do sojuszu w 1999 roku, a państwa bałtyckie w roku 2004.

Ponad imperialną kliszą

Tych faktów wydają się niestety nie zauważać niektórzy z naszych niemieckich partnerów na lewicy. Gregor Gysi i Sevim Dağdelen z partii Die Linke często używają sformułowań typu „ekspansja” lub nawet „agresja NATO”. Z kolei Rolf Mützenich z SPD w pełnym napięcia ubiegłym tygodniu wyraził zrozumienie dla „uzasadnionych obaw o bezpieczeństwo Rosji”. Takie wypowiedzi osadzają tych polityków, często mimochodem, w zimnowojennej retoryce, od której lewica przecież stara się odejść.

Wspominany wcześniej autor w swoim tekście podobnie przedstawia konflikt na Ukrainie jako „starcie dwóch, najpotężniejszych mocarstw nuklearnych na świecie, USA i Rosji, na gruncie europejskim”. Takie umiejscawianie centrum debaty publicznej ponad głowami krajów Europy Środkowo-Wschodniej prowadzi ostatecznie do wykluczenia i uprzedmiotowienia państw, których konflikt bezpośrednio dotyczy.

Historia puka do drzwi, pora otrzeźwieć

Dobitnym dowodem nie tylko wypowiedzi, ale i działań ponad głowami Europy Wschodniej jest Nord Stream 2 – oprotestowany wielokrotnie z tego powodu przez środkowo- i wschodnioeuropejskich przywódców – a dzisiaj pokazujący swój niszczycielski potencjał. Z naszego punktu widzenia takie słowa i działania mimowolnie nasuwają skojarzenia z podobnym rodzajem paternalistycznej polityki, którą Zachód prowadził i nadal prowadzi wobec Afryki czy Bliskiego Wschodu.

Nie możemy się z takim podejściem zgodzić. Od krajów europejskich, a zwłaszcza od zachodnich ruchów lewicowych, oczekujemy innej strategii, gdzie kierowanie się imperatywem pokoju i hasłem „nigdy więcej wojny” oznacza budowanie porozumienia poprzez praktyczne działania w ramach strategicznych sojuszy oraz pragmatyczny dialog, a nie naiwny pacyfizm. Oczekujemy też, że w miejsce rutynowej krytyki NATO pojawią się konkretne alternatywne propozycje tego, jak zachodnia lewica widzi zagwarantowanie Europie Wschodniej, krajom nordyckim i bałtyckim pokoju – które możemy razem przedyskutować. Nie została nam do tej pory przedstawiona taka wizja. Partia Razem z kolei proponuje rozwój europejskiej zdolności do samodzielnej obrony jako kluczowego elementu zachowania pokoju wobec agresywnej polityki Rosji.

Rezygnacja z importu gazu z Rosji? W Europie nawet się tego nie dyskutuje [rozmowa z ekspertem do spraw energetyki]

Na wojnie stracimy wszyscy

Nie mamy wątpliwości – na eskalacji konfliktu stracimy wszyscy. Jego intensyfikacja, niezależnie od skali, będzie wiązała się z niszczycielskim chaosem wojny, a obywatele ukraińscy ucierpią najbardziej. Czarne scenariusze szacują, że w jej wyniku do samej tylko Polski uciec może ponad milion bezbronnych cywilów. Na wojnie ucierpią też obywatele rosyjscy, których należy wyraźnie oddzielić od Putina i niedemokratycznych elit. Jak pokazują toczące się protesty, Rosjanie nie są gotowi umierać za wielkoruski projekt Kremla. Na końcu stracimy też my – wszystkie obywatelki i wszyscy obywatele Unii Europejskiej. Z perspektywy Polski – sąsiada Ukrainy i kraju wschodniej flanki – scenariusz ten jest szczególnie niepokojący, jako że stanowi bezpośrednie zagrożenie dla naszego bezpieczeństwa.

Sierakowski: Zachód wykazał się naiwnością w sprawie Rosji

Dlatego za szkodliwą uznajemy narrację o nieuchronności konfliktu, którą Departament Stanu USA i wspierające Bidena liberalne amerykańskie media gorliwie promowały przez ostatnie tygodnie. Jak podkreślała sama Ukraina, było to przedwczesne i niepotrzebne wywoływanie paniki, pogarszające już i tak ciężką sytuację w kraju. Jak można było się spodziewać, nie odstraszyło to też ostatecznie Rosji od dokonania inwazji na Ukrainę.

Usłyszcie Wschód

Kategorycznie sprzeciwiamy się wojnie i tak długo, jak to było możliwe, przedstawiliśmy dyplomację jako jedyne narzędzie rozwiązywania konfliktów. Jednak jako europejscy sojusznicy Ukrainy uważamy, że obowiązkiem Zachodu było ją wesprzeć w budowaniu możliwości obronnych w obliczu nadciągającej rosyjskiej agresji. Dziś tym bardziej konieczna jest między innymi współpraca wywiadowcza i wsparcie w sprzęcie wojskowym.

Celem tych działań nie może być jednak budowa własnych instrumentów nacisku i narzucenie swojej woli Ukrainie, a stworzenie przestrzeni, w której będzie mogła podjąć suwerenną decyzję o swojej przyszłości – nawet jeśli ta nie będzie pasować do wielkoruskich ambicji Kremla czy ulegać presji zachodniego kapitalizmu.

Dlatego, za ukraińskim Ruchem Społecznym, postulujemy rewizję socjoekonomicznego kursu zaproponowanego Ukrainie przez Zachód: zamiast niszczących neoliberalnych reform pod presją MFW – bezwarunkowe anulowanie zagranicznego długu Ukrainy.

Trwająca od 2014 roku wojna odcisnęła piętno na sytuacji ekonomicznej kraju, a jej obecna eskalacja dramatycznie powiększy skalę kryzysu. Dlatego musimy być gotowi zaoferować zwiększoną pomoc finansową dla regionów dotkniętych wojną, która wspierałaby przede wszystkim ich mieszkańców.

Nie stać nas natomiast na dalsze tolerowanie wrastania oligarchicznych elit rosyjskich w europejski system finansowy. To musi się zmienić – nie możemy nadal podtrzymywać systemu, który zagraża Europie i wyzyskuje Rosjan. Musimy wspierać podobne kroki w stosunku do oligarchii ukraińskiej, która od dekad stoi na przeszkodzie dalszej demokratyzacji kraju.

Europejskie rozwiązanie

Razem nie jest zwolennikiem sojuszu transatlantyckiego NATO w jego obecnym kształcie, ale godzi się na jego istnienie jako najskuteczniejszego obecnie gwaranta bezpieczeństwa dla Polski i Europy. Wierzymy jednocześnie, że Europę stać na autonomię i podmiotowość w tym zakresie i że ma ona potencjał zapewnić sobie zbiorową zdolność do obrony. Drzwi do współtworzenia tego bezpieczeństwa powinny zostać zawsze otwarte dla Ukrainy.

Wzywamy państwa Unii Europejskiej do dyskusji o wspólnym systemie bezpieczeństwa, w tym energetycznego. Jest on niezbędny, abyśmy mogli wchodzić w prawdziwie partnerski dialog ze Stanami Zjednoczonymi i negocjować na równych prawach z Rosją. Konieczne jest również wielowymiarowe i solidarne zaangażowanie krajów, instytucji i liderów Unii Europejskiej na rzecz bezpieczeństwa kontynentu. Nie stać nas na kierowanie się wyłącznie interesami narodowymi poszczególnych państw członkowskich.

Czego oczekujemy od Zachodu? Najostrzejszych sankcji, odłączenia Rosji od systemów bankowych [rozmowa]

Europa czeka na to, aby Niemcy przyjęły na siebie ciężar przewodzenia działaniom mającym na celu stworzenie wspólnego systemu bezpieczeństwa, w tym energetycznego. Napaść Rosji na Ukrainę unaoczniła, jak bardzo potrzebne są zdecydowane kroki na tym polu. Taki scenariusz leży też w interesie Niemiec: skutkiem stworzenia szerszej europejskiej inicjatywy byłoby rozłożenie odpowiedzialności za bezpieczeństwo na wszystkich członków wspólnoty.

Ku inkluzywnemu dialogowi

Głos naszej części Europy musi zostać w końcu wysłuchany. Apelujemy o dialog ze społeczeństwami Europy Środkowo-Wschodniej, który będzie opierał się na szacunku dla ich podmiotowości i szczerym partnerstwie. Rozumiemy przez to również zauważenie i wsparcie tworzących się lewicowych ruchów emancypacyjnych w naszym regionie, w tym w Rosji. Międzynarodowa solidarność oparta na wzajemnym zrozumieniu jest naszą szansą na budowę realnej alternatywy.

Za przełom w ich dotychczasowej polityce wschodniej wskazujący na otwarcie na taki dialog trzeba uznać niedawne stanowisko liderów Die Linke. To właśnie takiego dialogu i takiego wsparcia obawia się Rosja. Putin nie bez powodu wspiera skrajną prawicę w całej Europie, od Madrytu po Warszawę, podważając nasz wspólny, demokratyczny europejski projekt. Nie pozwólmy mu na to.

**
Zofia Malisz, Magdalena Milenkovska, Dorota Kolarska i Jakub Gronowski są ekspertkami Sekretariatu ds. Międzynarodowych Partii Razem. Działają również aktywnie w jej okręgach zagranicznych – Razem Berlin i Razem Zagranica.

Artykuł ukazał się pierwotnie w „Berliner Zeitung” 19 lutego 2022 r.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij